Rozdział 5
Od decyzji pozostania u zwiadowcy minął tydzień. Eve codziennie wstawała przed świtem, a wracała do chaty, gdy już zapadał zmrok.
Z dnia na dzień, pod czujnym okiem Hadriana, czyniła postępy w posługiwaniu się łukiem. Trafiała już prawie zawsze w nieruchome cele. Daleko jej było do poziomu zwiadowcy, ale była zdeterminowana nauczyć się strzelać przez te dwa tygodnie i pomóc mu podczas zasadzki na bandytów. A co dalej... O tym wolała jeszcze nie myśleć i cieszyć się tymi dniami, które jej jeszcze pod okiem zwiadowcy zostały.
Wczoraj zmienili rytm ćwiczeń. Rano dziewczyna strzelała, a wieczorem uczyła się rzucać nożem, który dostała od Hadriana.
To drugie szło jej raczej opornie. Mężczyzna mówił, że była większa szansa, żeby cel oberwał rykoszetem, niż żeby Eve w niego trafiła, ale nie zamierzała się poddać.
Od wczoraj też zwiadowca kazał jej strzelać do różnych celów w losowej kolejności. Nie chciał, żeby się przyzwyczaiła do kątów i odległości od celów, tylko nauczyła się instynktownie je oceniać. Celność automatycznie spadła.
Kiedy po kolejnej serii strzałów, szła ocenić wynik, Hadrian zarządził przerwę.
– Na dziś wystarczy. Mamy coś innego do zrobienia – powiedział. – Chodź za mną.
Eve powstrzymała potok pytań, cisnących jej się na usta. Nauczyła się już, że zwiadowca nie powie jej niczego więcej, niż postanowił. Poszła więc posłusznie za nim do stajni koło chaty.
Kurierka zostawiła nastolatce klacz, na której tu przyjechała, argumentując to tym, że może się jej jeszcze przydać. Dziewczyna była jej z tego powodu bardzo wdzięczna.
– Osiodłaj konia i przygotuj rzeczy na drogę. Tylko nie spakuj całej szafy, bo jedziemy na góra trzy dni.
Dziewczyna nie umiała już dłużej poskromić ciekawości i spytała:
– A właściwie to gdzie jedziemy?
– Zapoznać się z wrogiem – zwiadowca uśmiechnął się tajemniczo.
Eve wiedziała, że na bardziej szczegółową odpowiedź nie ma na razie co liczyć, choć była ciekawa, co Hadrian planuje. Miała tylko nadzieję, że nie będzie musiała podkradać się do bandytów, bo ostatniej próby podsłuchiwania nie wspominała zbyt dobrze.
Jazda minęła jej dziwnie szybko. Za przykładem zwiadowcy przeczesywała okolice wzrokiem, szukając ewentualnych zagrożeń, choć wątpiła, żeby mężczyzna coś przegapił. Nie napotkali jednak po drodze żadnych niespodziewanych przeszkód.
Słońce chyliło się już ku zachodowi, gdy w końcu Hadrian zarządził postój.
– Zatrzymamy się tu na nocleg. Nie ma sensu jechać po nocy, a z twojej relacji wynika, że obóz bandytów powinien być już blisko. Rozsiodłaj konie – polecił.
Eve ochoczo zabrała się do wykonania zadania. Zanim skończyła, namiot był już rozbity, a zwiadowca szykował kolację. Dziewczyna chciała rozpalić ognisko, ale Hadrian stanowczo tego zabronił. Ogień szybko zdradziłby ich pozycję, a zapach dymu unosiłby się w powietrzu jeszcze przez długi czas. Musieli się więc zadowolić zimnym posiłkiem.
Po kolacji zwiadowca udał się na zwiad i poszukiwanie bandytów. Eve najpierw odetchnęła, że nie musi iść z nim, ale potem, kiedy została sama ogarnął ją dziwny niepokój.
Dziewczyna, zgodnie ze wskazówkami Hadriana, ukryła się poza obozem i obserwowała. Starała się pozostać nieruchomo. Tylko jej szare oczy były w ciągłym ruchu i czujnie lustrowały okolice. Na początku każdy szmer był dla niej oznaką zagrożenia oraz zwiastunem zbliżającego się bandyty. Serce biło jej mocniej za każdym nowym dźwiękiem. W takich momentach żałowała, że zwiadowca nie zabrał jej ze sobą. Z nim przy boku czułaby się pewniej.
Po jakimś czasie nastolatka nauczyła się rozróżniać naturalne odgłosy nocnego lasu: małe zwierzęta przemykające od kryjówki do kryjówki, szum liści smaganych wiatrem, czy huczenie sowy.
Gdy przez kolejne dwie godziny nic się nie działo, dziewczyna zaczęła się odprężać. Powieki coraz bardziej jej ciążyły. Na początku nawet starała się z tym walczyć i zmieniała pozycję na mniej wygodną, ale potem senność wzięła górę. Eve nawet nie zauważyła, kiedy zapadła w sen.
Tak zastał ją Hadrian. Nie miał serca jej budzić. Polubił tę dziewczynę, choć przypominała mu o tym, co stracił.
Uśmiechnął się nieznacznie i wziął Eve na ręce, po czym zaniósł ją do namiotu. Nastolatka była lekka jak piórko. Przykrył dziewczynę kocem i chwilę patrzył, jak spokojnie śpi.
Rana w jego sercu otwierała się coraz bardziej, więc otrząsnął się ze wspomnień i wyszedł na zewnątrz.
Jemu sen dziś nie był dany. Całą noc miał pilnować obozu.
* * *
Około czwartej nad ranem Eve zerwała się z posłania. Rozejrzała się przerażona. Była w namiocie, ale nie mogła sobie przypomnieć, jak się tu znalazła. Ostatnie co pamiętała, to pilnowane obozu.
Musiałam zasnąć. Hadrian jest pewnie na mnie zły. Wyznaczył mi proste zadanie, a ja zawiodłam – pomyślała.
Gdy tylko wyszła, usłyszała głos zwiadowcy.
– O, nasza śpiąca królewna wstała. W samą porę, żeby przygotować śniadanie.
Dziewczyna zarumieniła się ze wstydu, ale jakaś jej część odetchnęła też z ulgą. Nawet jeśli Hadrian był zły, jakoś specjalnie tego nie okazywał.
Szybko zabrała się za wyznaczone jej zadanie. Po posiłku zwiadowca dał jej zawiniątko. Gdy Eve je rozwinęła, zobaczyła nakrapianą pelerynę, taką samą jak Hadriana.
– Twój zielony płaszcz też jest dobry – odezwał się – ale to nie to samo. Nie będę ryzykował wykrycia. Dwa kilometry stąd jest ich obóz. Za chwilę pójdziemy przyjrzeć im się bliżej.
Dziewczyna szybko założyła płaszcz. Zabrała też łuk i noże. Szybko odgoniła od siebie kiełkujący strach. Tym razem bandyci nie będą mieli do czynienia z bezbronną dziewczynką.
Zwiadowca już na nią czekał. Ruszyli razem przez las.
Eve cieszyła się z płaszcza jak małe dziecko. Co minutę pytała Hadriana, czy teraz ją widzi. Mężczyzna cierpliwie znosił jej pytania, aż do czasu, gdy znaleźli się już blisko obozu bandytów. Dał jej znak, że teraz ma być cicho.
Czarnowłosa dziewczyna momentalnie spoważniała i oboje zaczęli się bezszelestnie skradać.
Po chwili ich oczom ukazał się obóz. Eve naliczyła osiem namiotów ustawionych w półkole. Było ich więcej niż ostatnio.
Bandyci tymczasem siedzieli przy ognisku i w najlepsze ucztowali. Nikt nie trzymał straży.
Eve rzuciła okiem na Hadriana, czekając na dalsze instrukcje.
Nagle zwiadowca zrobił coś, co dziewczynie wydało się całkiem irracjonalne. Mianowicie wysunął się spod osłony drzew i nieznacznie wyszedł na polanę, odczekał chwilę i znowu ukrył się w cieniu konarów.
W umyśle dziewczyny zaczynała kiełkować panika. Pomyślała, że tym razem nie uda jej się wywinąć z łap zbójów.
Bandyci jednak nie zareagowali, choć musieli go zauważyć. Zdawali się całkowicie nie przejmować tym, że są pod obserwacją.
Hadrian zmarszczył czoło i dał Eve znak do wycofania się. Gdy oddalili się kawałek, zwiadowca zapytał:
– Ilu ludzi naliczyłaś?
– Około piętnastu – odparła szybko. – Dlaczego dałeś im się zauważyć? Dlaczego nie zaczęli cię gonić? Dlaczego...
– Na które pytanie odpowiedzieć najpierw? – przerwał jej. – Może nauczyłabyś się zadawać je pojedynczo? Widzisz, co narobiłaś? Zaczynam robić dokładnie to samo co ty!
Eve roztropnie zachowała milczenie i wyczekująco patrzyła się na zwiadowcę.
Mężczyzna westchnął i pokręcił głową z rezygnacją.
– No dobrze, co do twoich pytań, to myślę, że oni nie chcieli mnie zauważyć. Zachowują się tak, jakbyśmy mieli ich znaleźć i skupić na nich uwagę. Moim zdaniem, stanowią osłonę dla większej grupy chowającej się w pobliżu.
– To co robimy? Idziemy szukać innych? A może udajemy, że się nabraliśmy? – Dziewczyna poniewczasie zorientowała się, że znowu popełniła ten sam błąd. Na szczęście Hadrian tym razem darował sobie złośliwości.
– Ciekawi mnie, czy będą nadal tak obojętni, gdy ktoś zacznie do nich strzelać.
Uśmiechnął się. Nie był to jednak przyjazny uśmiech. Dziewczyna nie chciałaby się znaleźć teraz w skórze bandytów.
Do południa Hadrian i Eve na zmianę obserwowali obóz, a później zwiadowca obmyślił plan działania.
– Widzisz tego mężczyznę? – spytał dziewczynę szeptem i wskazał na bandytę, którego nastolatka śledziła tydzień wcześniej. – Wygląda mi na ich przywódcę. Strzelaj do wszystkich tylko nie niego. Będę go śledził i mam nadzieję, że gdzieś mnie doprowadzi. Ty wypuść dziesięć strzał i wracaj do obozu. Czekaj tam spokojnie, aż do mojego powrotu. Teraz ukryj się w tamtych zaroślach. – Wskazał ręką na gęste krzaki po drugiej stronie polany. – Gdy będziesz gotowa, strzelaj. Nie śpiesz się, dobrze wyceluj – pouczył ją jeszcze.
Dziewczyna skinęła głową i zaczęła się skradać na wskazane miejsce. Jednak Hadrian jeszcze na chwilę ją zatrzymał.
– Tylko nie wchodź na żadne drzewo, dobrze?
Eve uśmiechnęła się przelotnie i zniknęła w zaroślach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro