Rozdział 3
– Czy możesz mi w końcu powiedzieć, kto to był? – spytała już chyba po raz setny w ciągu ostatniej doby.
– Niebezpieczny człowiek. Tyle ci powinno wystarczyć – odparła po raz kolejny tego ranka Noriko.
Eve posłała jej zrezygnowane spojrzenie i zaczęła niechętnie kończyć jeść śniadanie. Siedziały w karczmie, a ze względu na wczesną porę oprócz nich nie było nikogo.
Choć zwiadowczyni nalegała, żeby wyjechać od razu wieczorem, Noriko stwierdziła, że jazda nocą to nie jest to dobry pomysł. Po namyśle, Eve przyznała jej rację i postawiła sobie za cel, dowiedzenie się, kim był bandyta, który wywołał u jej towarzyszki taki lęk. Jeśli wiedziałaby, z kim ma do czynienia, to wtedy rozprawienie się z nim stałoby się prostsze.
Eve postanowiła, że na pewno tego tak nie zostawi. Jeśli nawet nie będzie mogła się tym zająć osobiście, dopilnuje, żeby miejscowy zwiadowca dowiedział się o problemie.
Pogrążone w myślach nawet nie zauważyły, kiedy podszedł do nich karczmarz.
– Chcą panie kawę? Właśnie się zaparzyła.
– Ja dziękuję - odparła szybko Eve, która nigdy się nie przekonała do tego napoju.
– A ja bardzo chętnie się napije.
– Miałyśmy już jechać – wtrąciła się cicho zwiadowczyni.
– Dziesięć minut chyba nie zrobi nam różnicy, prawda?
Eve odburknęła coś cicho pod nosem i wlepiła znowu oczy w talerz. Przez myśl jej przemknęło, że teraz to ona zachowuje się jak rozwydrzone dziecko. Zresztą teraz przynajmniej miała okazję się czegoś dowiedzieć.
Karczmarz wrócił do nich z dzbankiem kawy i nalał sobie oraz Noriko.
– Nie boją się panie tak same podróżować w tych niebezpiecznych czasach? – spytał, przysiadając się.
Eve uśmiechnęła się. Na szczęście wyglądało na to, że był gadatliwy.
– Potrafimy o siebie zadbać – odparła Noriko, biorąc do ręki kubek.
– W to nie wątpię. – Karczmarz spojrzał znacząco na jej katanę.
– Długo grasują już w okolicy? – zapytała Eve, niby od niechcenia.
Mężczyzna zamyślił się i zwlekał z odpowiedzią. Wyraźnie się wahał.
– Już będzie ze dwa tygodnie od kiedy się pojawili – rzekł w końcu.
– Dlaczego zwiadowca się jeszcze nimi nie zajął? A baron? Też nic nie robi? – zapytała, starając się, by to wyglądało na najzwyklejszą ciekawość.
– Różnie się u nas mówi. Wiedzą panie, ludzie gadają, że zwiadowce zamordowano i wcale nie zdziwiłbym się, gdyby to była prawda.
Kobiety wymieniły znaczące spojrzenia, a Eve starała się bezskutecznie sobie przypomnieć, który zwiadowca stacjonuje w lennie Keremon.
– A baron na pewno ma jakieś ważniejsze sprawy niż nasi niezbyt mili koledzy – dodał jeszcze jakby z drwiną w głosie.
– Nie przysłano nikogo na jego miejsce zwiadowcy? – Noriko nawet nie próbowała ukryć zaciekawienia. To mogło się jakoś łączyć ze zniknięciem jej ojca.
– Ja tam nie wiem, ale podobno tymczasowo obowiązki przejęła jego uczennica, a jak widać nie za bardzo sobie radzi.
W tym momencie otworzyły się drzwi i karczmarz przeprosił kobiety, a następnie udał się zająć nowo przybyłymi gośćmi.
– Co o tym myślisz? – spytała Noriko, gdy tylko oddalił się poza zasięg słuchu.
– Nie wiem, co mam myśleć. Nigdy nie słyszałam, żeby jakiś uczeń samodzielnie stacjonował w lennie. Jeśli zamordowano zwiadowcę, to najprawdopodobniej ktoś przyjechał zbadać sprawę i tymczasowo przejąć obowiązki. – Zamyśliła się na chwilę. – Wiesz, nie pamiętam, kto stacjonował w Keremon, ale na pewno nie miał uczennicy. Jest ich na tyle mało, że wszystkie się znamy.
– Tak czy siak, to nie nasz problem.
– Może i nie nasz, ale nie podoba mi się to wszystko – rzekła Eve zamyślonym głosem. – I zaczynam się coraz bardziej martwić o Hadriana – dodała cicho.
– Na martwienie ci się nagle zebrało – odparła Noriko, po czym dopiła za jednym chlustem kawę. – No to jedziemy.
* * *
Wszędzie dookoła panowała cisza. Jedynym dźwiękiem, który docierał do Eve, był cichy szum wiatru w koronach drzew. Ten spokój wydawał jej się dziwnie kruchy i niepewny po gwarze karczmy oraz niepokojących zdarzeniach. Gdyby tylko mogła, to chętnie dowiedziałaby się, co tu się właściwie wyprawia. Zdecydowanie nie podobała się jej ta cała sytuacja i czuła, że powinna się tym zająć, ale z drugiej strony martwiła się o Hadriana i dotarłaby już na miejsce oraz przekonała się, że wszystko jest w porządku, ale podświadomie czuła, że to też nie będzie takie proste. Plotki karczmarza o morderstwie zwiadowcy sprawiły, że w jej głowie nagle pojawiły się tysiące czarnych scenariuszy i wizji. Najgorsze, że nie potrafiła ocenić, który problem był bardziej naglący i od którego powinna zacząć. W takich momentach bardzo żałowała, że Hadriana nie ma obok i wcale nie czuła się gotowa na bycie pełnoprawnym zwiadowcą.
– Podobno się martwisz. – Z zamyślenia wyrwał ją głos Noriko.
Eve rzuciła jej, jeszcze nie do końca przytomne, pytające spojrzenie swoich szarych oczu.
– Bo skoro tak, to powinnyśmy jechać trochę szybciej, nie sądzisz? – kontynuowała z tajemniczym półuśmiechem na ustach.
No tak. Czego innego mogła się spodziewać? Oczami wyobraźni już nawet widziała, jak próbuje przekonać Noriko, że najpierw powinny zbadać sprawę dziwnych wydarzeń w lennie. Wiedziała, jaką dostanie odpowiedź. Hadrian był ważniejszy.
– Ile razy mam ci jeszcze tłumaczyć, że...
Eve urwała w pół zdania, bo do jej uszu dobiegł tętent pędzących koni, a Iskra wydała z siebie ostrzegawcze rżenie. Zza zakrętu drogi wyłonił się jeździec, a raczej jak zaraz poprawił się w myślach, jeźdźczyni. Z lękiem na twarzy obejrzała się przez ramię i pogoniła konia do jeszcze szybszego galopu. Jej włosy i biała suknia powiewały wzbudzone do ruchu pędem powietrza. Zwiadowczyni momentalnie rozpoznała w niej przedstawicielkę Korpusu Dyplomatycznego. Noriko i Eve nie zdążyły nawet pomyśleć, co wprawia kobietę w takie przerażenie, gdy ona już przemknęła obok nich.
Tymczasem z lasu wyłoniły się trzy kolejne postacie. Gdy tylko zwiadowczymi rozpoznała jednego z łotrów z karczmy, automatycznie nałożyła strzałę na cięciwę i strzeliła. Jeden z jeźdźców spadł bez życia z konia, a ten zdezorientowany biegł jeszcze przez chwilę, po czym nie poganiany już przez nikogo, zatrzymał się. Problem, czym powinna zająć się najpierw, rozwiązał się sam.
W tym czasie bandyci zbliżyli się już na bardzo niebezpieczną odległość do kobiet i Eve szybko oceniła, że nie zdąży oddać jeszcze jednego strzału. Kątem oka zauważyła, że Noriko dobyła katany, a po chwili szczęk broni roznosił się echem po okolicy.
Zwiadowczyni nie dane jednak było podziwianie pojedynku, bo już po chwili musiała odchylać się przed ostrzem, które przeleciało niebezpiecznie blisko jej twarzy. Iskra, nie czekając na polecenia pani, zrobiła zwrot i zabrała ją z zasięgu śmiercionośnego ostrza. Eve, niewiele myśląc dobyła saksy, ale nie miała nawet okazji jej użyć. Nagle twarz bandyty wykrzywiła się w grymasie bólu, a kobieta zauważyła wystający z jego ramienia nóż.
– Znajdź kurierkę! Zajmę się nimi! – krzyknęła Noriko, a Eve, nie czekając, ruszyła pędem przed siebie.
Po stu metrach zatrzymała się jednak i spojrzała za sobie. Noriko wymachiwała kataną parując uderzenia mieczy przeciwników. Eve przez chwilę zastanawiała się nad oddaniem strzału, ale szybko odrzuciła ten pomysł. Nie chciała przez przypadek trafić byłej bandytki. Zresztą wyglądała, jakby panowała nad sytuacją. Odwróciła się i już bez ociągania pogalopowała szukać kurierki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro