Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Słońce już powoli zachodziło, kiedy jeźdźcy w końcu zatrzymali się na nocleg. Lady Malvina, nie przejmując się tym, co jej przystoi, a co nie, rozbiła namiot. Dwaj rycerze z obstawy kurierki – bracia Benoit i Remi – zaczęli rozstawić drugi namiot oraz rozsiodłali konie.

Eve przez chwilę przyglądała się poczynaniom dorosłych. Bardzo chciała się na coś przydać, więc postanowiła nazbierać chrustu na ognisko.

Przy okazji miała czas, by przemyśleć dzisiejsze wydarzenia. Wszystko działo się strasznie szybko i potrzebowała jakoś poukładać to sobie w głowie. Trudno jej było uwierzyć, że jeszcze wczoraj beztrosko biegała po lesie i to ojciec był jej największym zmartwieniem. Te czasy wydawały się dziewczynie bardzo odległe.

Gdy bandyci zniknęli za zakrętem, Eve opowiedziała wszystko lady Malvinie – w końcu tak wiele jej zawdzięczała. Nastolatka wolała nie myśleć, jak mogłoby się to wszystko skończyć, gdyby nie nagłe pojawienie się kobiety z obstawą. Kurierka nie wyśmiała jej, jak oczekiwała dziewczyna, a wręcz przeciwnie – potraktowała sprawę bardzo poważnie i zdecydowała, że zabierze Eve ze sobą.

Wpadła do domu jak burza i zaczęła pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Zabrała ze sobą też swój mały łuk i kołczan z kryjówki, a płaszcz zarzuciła na ramiona. Nie żeby planowała do kogoś strzelać, przecież mieli im towarzyszyć dwaj rycerze, ale czuła się zdecydowanie pewniej, kiedy nosiła go przy sobie. Szczególnie, że właściwie nie wiedziała, czego się spodziewać. Po godzinie nastolatka była już gotowa do drogi.

Kiedy miała już wyjść z domu i dołączyć do czekającej na nią kurierki z obstawą, zawahała się. Ojciec, jaki by nie był, na pewno martwiłby się, gdyby zniknęła bez słowa, a Adam razem z nim. Co do Heberta nie miała pewności. Młodszy z braci mógł po prostu uznać, że nie warto jej szukać. Zawsze to jeden kłopot z głowy.

Wróciła więc szybko do pokoju. Nie miała czasu szukać ojca w tłumie na targu w wiosce albo na polu, ale mogła zostawić mu kartkę z wiadomością, żeby się nie martwił. Kilka lat temu tato nauczył ją pisać, tak jak wcześniej jej braci. Mawiał, że kiedyś im się to przyda i Eve zastanawiała się, czy ta chwila właśnie wtedy nie nadeszła.

Kiedy już z triumfem wygrzebała ołówek i kartkę, odwróciła się, a jej wzrok padł prosto na patrzącego na nią z zaciekawieniem Heberta.

– Co ty właściwie wyprawiasz? – zapytał, przyglądając się siostrze uważnie.

– Szukam kartki. A raczej już znalazłam – odparła, zerkając na brata podejrzliwie. Pomyślała, że najpewniej zapytał tylko po to, żeby teraz odpowiedzieć jakąś kpiną. – Ale właściwie to już mi niepotrzebna. Powiedz ojcu, że wyjeżdżam na kilka dni. I żeby się nie martwił.

– W co tyś się znowu wpakowała?

Eve zamilkła na chwilę, zastanawiając się, jak najszybciej streścić bratu wydarzenia z całego przedpołudnia, ale w końcu odparła po prostu:

– W kłopoty.

Hebert nie mógł się powstrzymać i prychnął głośno.

– Czyli standardowo. Pakujesz się w tarapaty średnio raz tygodniowo.

Eve spojrzała na niego oburzonym wzrokiem, ale nie ciągnęła tematu. Nie miała na to czasu.

– Po prostu powiedz tacie i Adamowi, że wyjeżdżam – poprosiła. – Muszę już iść.

Dziewczyna chwyciła swój niewielki bagaż i wybiegła na zewnątrz.

– Uważaj na siebie. – Usłyszała jeszcze głos Heberta i prawie przystanęła z zaskoczenia.

Czyżby brat się o nią martwił? Na wszelki wypadek nie wróciła się, żeby go spytać. Trochę bała się usłyszeć odpowiedź.

Po chwili Eve dotarła na miejsce spotkania. Lady Malvina odstąpiła jej jednego z jucznych koni. Bagaże, które niósł, rozdzielili po równo na pozostałe konie.

Eve nigdy jeszcze nie siedziała w siodle, więc trochę niepewnie patrzyła na zwierzę. W końcu nie miała pojęcia, czego może się po nim spodziewać. Równie dobrze mógł ją przecież zrzucić, gdy tylko znajdzie się w siodle.

Na szczęście koń okazał się przyjaźnie nastawiony, a Eve szybko się uczyła. Miała do jazdy konnej wrodzony talent, ale po paru godzinach w siodle, bolały ją mięśnie, o których istnieniu nie miała wcześniej pojęcia.

Właściwie to dziewczyna nie spytała jeszcze nawet, do kogo tak właściwie jadą. Wszystko działo się tak szybko, a kurierka konsekwentnie unikała tego tematu. Eve wiedziała jednak, że lady zabierze ją do kogoś, kto mógłby przeciwdziałać zasadzce bandytów, nie miała jednak pojęcia, kto to może chodzić. Może barona albo Mistrza Szkoły Rycerskiej?

Najszybciej obstawiałaby tego pierwszego. W końcu kobieta i tak powiedziała bandytom, że zabierze ją do barona, ale przecież mogła kłamać...

Eve wiedziała jednak, że na pewno musi to być ktoś ważny, bo o ile dobrze się orientowała, to jechali w stronę zamku. Nastolatka nigdy wcześniej nie była tak daleko od swojej wioski.

Gdy dziewczyna miała już dość chrustu, odgoniła od siebie rozmyślania i wróciła do małego obozu. Namioty były rozbite, a kurierka szykowała kolację. Eve szybko zabrała się za rozpalanie ognia.

Przez cały posiłek nastolatka zbierała się w sobie, żeby zadać nurtujące ją pytanie. Bo co jeśli lady Malvina ją wyśmieje?

Po kolacji dziewczyna w końcu zdobyła się na odwagę i spytała kobietę, do kogo właściwie jadą. Kurierka uśmiechnęła się tajemniczo i odparła:

– Do zwiadowcy.

Eve ta odpowiedź wprawiła w zdumienie. W najśmielszych marzeniach nie przypuszczała, że spotka zwiadowcę twarzą w twarz, a tym bardziej, że będzie mu zdawać relacje z tego, co widziała. Ale im dłużej o tym myślała, to było to coraz bardziej logiczne. W końcu to zwiadowcy rozwiązywali takie problemy. Nie mogła uwierzyć, że sama na to nie wpadła.

– No dobrze, starczy już wrażeń na dziś – rzekła lady – Idź spać. Dzielisz namiot ze mną.

Eve posłusznie udała się do namiotu, ale jej myśli długo jeszcze błądziły wokół wydarzeń z całego dnia i planowanego spotkania ze zwiadowcą. W końcu zmęczona zasnęła.

* * *

Noriko miotała się po obozie jak tygrys w klatce. Jej krótkie, popielate włosy rozwiewał wiatr, a zielono-brązowe oczy miotały pioruny. Każdy postronny obserwator zwróciłby też uwagę na jej egzotyczne rysy twarzy, którą teraz wykrzywiał gniew. Niewielu wiedziało jednak, że odziedziczyła urodę po matce pochodzącej z Nihon-Ja.

Bandyci, wyczuwając, że kobieta jest wściekła, schodzili jej z drogi, zajmując się to bardziej potrzebnymi, to mniej koniecznymi pracami obozowymi.

Katana i nóż przy biodrze mówiły, żeby lepiej z nią nie zadzierać.

Alex – bandyta, którego śledziła Eve oraz zastępca Noriko – nie rozumiał powodu jej złości. Przecież, w jego mniemaniu, nic takiego się nie stało.

– To tylko jakiś mały dzieciak – wyraził swoje zdanie na głos, zanim zdążył się ugryźć w język i pomyśleć, że w sumie może to nie jest dobry pomysł.

– Nie uważasz, że jeśli ona była na tyle inteligentna, żeby was śledzić i przypominam, żaden z was jej nie zauważył, to może wcale nie być tylko małym dzieckiem? – warknęła Noriko – Nie mogliście zejść im z drogi, schować się w lesie? Zrobić cokolwiek? Jesteście aż tak tępi?

Kobieta w przeciwieństwie do podwładnych zdawała sobie sprawę z zagrożenia, jakie niósł ze sobą ten incydent. Dziewczyna może i była tylko dzieckiem, ale coś czuła, że była mądrzejsza niż wszyscy otaczający ją ludzie razem wzięci. Gdyby komuś o tym opowiedziała, byliby spaleni. A jak na złość trafiła jeszcze na kurierkę!

Noriko zawsze wolała zakładać gorszą wersję, żeby potem co najwyżej mile się rozczarować. Wieści były niepomyślne, ale młoda kobieta wiedziała, że to jeszcze nie katastrofa i ich plan nadal ma szanse powodzenia. Dziewczyna, która ich śledziła widziała tylko trzech ludzi, a takie zagrożenie można zignorować. Dobrze, że podzieliła siły i tam zostawiła tylko mały oddział.

Noriko zamknęła oczy i starała się opanować gniew. Trzeba było zacząć działać.

– Alex, weź jeszcze dziesięciu ludzi i podwój warty w obozie. Jeśli kogoś zauważycie, dajcie mu spokojnie obserwować – rzekła po chwili.

Alex zrobił tylko głupią minę:

– Ale jak to?

Noriko westchnęła. Pomyślała, że chyba nigdy nie przyzwyczai się do poziomu intelektualnego otaczających ją ludzi.

– Tak to, że dojdzie wtedy do wniosku, że jest was tylko czternastu. Nie będzie nic wiedział o głównych siłach. Od dziś macie się z nami nie kontaktować, atakujcie zgodnie z planem. Będziecie stanowili doskonałą zasłonę dymną dla głównych sił. Zrozumiałeś?

Alex niepewnie kiwnął głową i zrobił jeszcze głupszą minę.

Z kim ja muszę pracować, pomyślała już dziś nie po raz pierwszy Noriko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro