Rozdział 1
Wszędzie wokoło świat budził się do życia po długiej w tym roku zimie. Jeszcze gdzieniegdzie leżał topniejący już śnieg, ale dosłownie z dnia na dzień ubywało go w oczach. Drzewa zrzucały z siebie resztki białego puchu i wydawało się, że oddychają z ulgą pozbawione jego ciężaru. Trawa zdążyła się już w niektórych miejscach zazielenić, a między pozostałościami śniegu kwitły pierwsze wiosenne kwiaty. Nawet ptaki, szczęśliwe z nadejścia wiosny, postanowiły dać wieczorny koncert.
Odzianej w szarozieloną pelerynę postaci wydawało się, że słońce jest bardziej gorące niż zwykle. Cały świat stał się nagle bardziej radosny i beztroski. Młoda kobieta zrzuciła z głowy kaptur i rozkoszowała się pierwszymi tej wiosny promieniami słońca na twarzy. Długi czarny warkocz podskakiwał w rytm ruchów konia, który był praktycznie takiego samego koloru, co włosy.
Zwiadowczyni wracała właśnie z rutynowej wyprawy w dalsze zakątki lenna. Starała się trzymać rękę na pulsie i nie przegapić żadnych oznak band lub poważniejszych spraw, którymi musiałaby się niezwłocznie zająć. Tym razem jednak nic niepokojącego się nie działo z wyjątkiem kilku drobnych kradzieży i sąsiedzkich zatargów.
Lenno Algar, w którym stacjonowała od roku należało do tych spokojnych – nikt by przecież nie wysłał świeżo upieczonego zwiadowcy do ważnych i strategicznych punktów królestwa, bo po prostu w niektórych sprawach trzeba było mieć doświadczenie. Kobiecie nie przeszkadzało to zbytnio; wolała swoje spokojne lenno, a przygód miała już wystarczająco w ciągu pierwszego roku terminu.
Czasami tęskniła trochę za tymi czasami, gdy nie musiała polegać tylko na swoich umiejętnościach, a wszystko wydawało się jakby prostsze, ale też doskonale pamiętała dumę i wzruszenie, gdy rok temu, jako druga kobieta w Korpusie, otrzymała srebrny liść dębu.
Wspominała też często swoje pierwsze samodzielne zadanie i niepokój, czy da sobie radę. Oczywiście lęk irracjonalny; nawet nie uświadamiała sobie tego, ale przecież już wielokrotnie do tamtej chwili polegała na własnych umiejętnościach. Po prostu dużo bezpieczniej się czuła z kimś kompetentnym u boku, nawet jeśli nie wtrącał się i pozwalał jej działać samodzielnie.
Była mocno zdumiona, gdy później Hadrian jej powiedział, że też się bał i zastanawiał, czy podoła. Zrozumiała wtedy, że lęk jest czymś naturalnym, ale trzeba nauczyć się nad nim panować i tego starała się trzymać.
W pewnym momencie, widząc znajomą okolicę, Eve zdecydowała się zaniechać środków ostrożności, by jeszcze przed zmrokiem dotrzeć do domu, którym po rocznym pobycie stała się dla niej chatka w lesie, znajdująca się nieopodal wioski. Wiedziała, że Hadrian nie byłby zadowolony z tej decyzji, ale szybko odgoniła od siebie tą myśl. Zwiadowcy przecież się o tym nie dowie.
Zaraz wpadła galopem na polanę i zeskoczyła zgrabnie z grzbietu Iskry. Od razu zauważyła na werandzie Łatkę, wylegującą się w ostatnich promieniach wiosennego słońca.
– Cały dzień tylko leżysz, leniu? – zapytała kotkę, drapiąc ją za uchem, a ta posłała jej oburzone spojrzenie swoich niebieskich oczu, a przynajmniej tak się kobiecie wydawało.
Eve odgarnęła kosmyk włosów za ucho i zaprowadziła Iskrę do stajni, by ją rozsiodłać i oporządzić. Gdy klacz dostała już o dwa jabłka za dużo, zwiadowczyni ruszyła w kierunku chaty. Zmęczenie po tygodniowej podróży dawało już o sobie znać i młoda kobieta najchętniej położyłaby się spać.
Kiedy otworzyła drzwi, momentalnie przystanęła zdumiona. W kuchni przy stole siedziała Noriko i jak gdyby nigdy nic popijała sobie kawę.
– O. Myślałam, że już nie zauważysz, że nie jesteś tu sama. Co z ciebie za zwiadowca? – spytała swoim charakterystycznym kpiącym tonem, który sprawiał, że zdecydowanie nie dało się pomylić jej z nikim innym.
– Zdrajczyni. Mogłaś mi powiedzieć – rzuciła Eve cicho w stronę Łatki, która leniwie się rozciągnęła i weszła do środka między nogami kobiety.
Kotka się tym wcale nie przejęła i usiadła na środku kuchni, po czym zaczęła lizać sobie łapę. Eve westchnęła zrezygnowana.
– Co cię tu sprowadza? – zwróciła się do Noriko. – Musi to być jakaś piekielna siła, bo nie wydaje mi się, żebyś z własnej woli zdecydowała się złożyć mi przyjacielską wizytę.
Była bandytka nie odzywała się przez dłuższy czas, a z jej poważnej miny można było wywnioskować, że to wcale nie jest przyjacielska wizyta.
– Hadrian zaginął – powiedziała w końcu.
Eve aż zamarła, a potem zerknęła na córkę swojego mentora, szukając na jej twarzy śladów wesołości albo chociaż potwierdzenia, że sobie z niej żartuje. Nic takiego jednak nie dostrzegła.
– Jak to zaginął? Hadrian? Nasz Hadrian? – wykrztusiła w końcu, nadal nie wierząc w to, co usłyszała.
– Nie, książę z Celtii. Toż jasne, że NASZ Hadrian. – Noriko nie wytrzymała i podniosła głos.
– Dobrze, już dobrze. Rozumiem. Nie denerwuj się. – Eve spojrzała na nią spode łba. Po prawdzie nic nie rozumiała i potwierdziło to jej kolejne pytanie. – Ale co rozumiesz przez słowo zaginął?
– Wyparował, zniknął, został porwany, zgubił się w lesie, stał się niewidzialny... No nie wiem! Po prostu zaginął i w tym problem, że właśnie nie wiadomo, co się z nim stało. – Noriko już całkiem traciła cierpliwość. Przyjechała tu po pomoc, a nie głupie pytania. - Myślałam, że zwiadowcy są bystrzejszy – dodała na tyle głośno, żeby Eve na pewno ją usłyszała.
– Po prostu nie mogę zrozumieć, jaki to się stało, że Hadrian sobie zniknął. Nigdy tego nie robił.
Noriko wzniosła oczy ku niebu, a raczej sufitowi, i zaczynała już poważnie wątpić w inteligencję młodej zwiadowczyni.
– Kiedyś też wyjechał bez słowa, ale zostawił wiadomość – przypomniała sobie Eve.
– Mam wrażenie, że nie rozumiesz definicji słowa zaginął. I to przez ciebie mój plan zawalił się sześć lat temu? – spytała, kręcąc głową. Nie oczekiwała jednak odpowiedzi, bo od razu kontynuowała. – Myślałam, że ludzie z wiekiem nabierają mądrości i doświadczenia, a nie stają się głupsi.
– Jak to się stało? – zapytała Eve, starając się ratować resztki swojej godności.
– A myślisz, że ja wiem? Wróciłam z treningu do chaty i już go nie było. Nikt go nie widział i nie zostawił wiadomości. I tak, wiem, że zawsze zostawiał, ale tym razem na pewno tego nie zrobił, sprawdziłam dokładnie.
Gdy Noriko doszła do siebie po wydarzeniach na granicy, ostatecznie zdecydowała się na porzucenie ścieżki przestępczej. Hadrian starał się przekonać ją, do wstąpienia do Korpusu, ale córka zawsze reagowała oburzeniem i twierdziła, że aż tak diametralnie nie planuje zmieniać swojego życia. Jako zwiadowca musiałaby aresztować i zabijać ludzi takich jak ona dawniej, a tego na pewno nie chciała robić od tak. No i twierdziła, że zdecydowanie była za stara na jakieś szkolenia.
Po jakimś czasie Hadrian zrezygnował z dalszego namawiania córki, a baron przyjął ją jako instruktorkę do Szkoły Rycerskiej, by uczyła młodych kadetów nihońskiego stylu walki. Teraz po dawnym życiu została jej tylko cała masa bliźni i okazjonalnie przypominająca o sobie rana zadana przez Scotta.
– I czego ode mnie oczekujesz? Że pojadę z tobą do chaty, zobaczę jedną złamaną gałązkę w lesie i dowiem się, co się stało?
– Dokładnie. W końcu się rozumiemy.
Eve westchnęła ze zrezygnowaniem.
– Wiesz, że to tak nie działa? – zapytała, patrząc błagalnie na Noriko.
– Naprawdę? Nie wiedziałam – rzekła z udawanym zdziwieniem w głosie była bandytka. – Zwiadowcy jakoś zawsze znajdują tropy, więc ty też powinnaś dać radę, w końcu podobno należysz do Korpusu. Kiedy wyruszamy?
– Dopiero co wróciłam... – Próbowała protestować Eve. Wszystko działo się zdecydować za szybko. Jeszcze nawet nie przetrawiła informacji o rzekomym zniknięciu Hadriana, a ta już wyskakiwała z wyjazdem...
– Może byś się choć trochę przejęła!
– Przejmuje się, ale nie mogę tak wszystkiego rzucić i jechać z tobą! – odparła Eve, trochę głośniej niż planowała.
– Właśnie, że możesz i nawet musisz. Hadrian na pewno by tak zrobił! – Użyła swojego ostatecznego argumentu i miała nadzieję, że to wystarczy. – No to wyruszamy jutro rano. Wszystko postanowione.
Po tych słowach Noriko wyszła na dwór, trzaskając drzwiami. Eve westchnęła zrezygnowana i zabrała się za szykowanie kolacji. W jej głowie odzywała się cichy głosik niepokoju o mentora, ale starała się go zagłuszyć. Przecież Hadrian zawsze sobie umiał poradzić i znajdował rozwiązania w sytuacjach, które się wydawały dla niej bez wyjścia. Nie mógł tak po prostu zaginąć. Najpewniej Noriko nie zauważyła kartki i teraz robi wielką aferę – pomyślała.
W końcu Eve postanowiła, że pojedzie na tegoroczny Zlot wcześniej i zboczy trochę z trasy z nadzieją, że zastanie zwiadowce siedzącego w najlepsze w chacie. Tym samym pokaże Noriko, że wszystko jest w porządku, uwolni się od jej towarzystwa i jednocześnie uspokoi samą siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro