Rozdział 1
Lady Malvina siedziała na werandzie swojego rodzinnego domu i obserwowała jak nieopodal w ogrodzie Nelka i Edi bawili się w najlepsze. Dziewczynka wyplatała wianki oraz robiła bukiety i nakładała je chłopczykowi na głowę, a on, z rozczulającym uśmiechem na ustach, zrzucał je i klaskał w dłonie jak tylko mu się ta sztuka udała. Z czasem zabawa zmieniła się w jedną wielką bieganinę po podwórzu, a kwiaty, którym nie udało się utrzymać w wiankach, były porozrzucane po całej okolicy.
Malvina uśmiechnęła się, wyobrażając sobie minę swojej mamy, kiedy ta później zobaczy to pobojowisko. Pomyślała, że mogłaby tak siedzieć całymi dniami i obserwować dzieci, uciekając od wszystkich trosk i kłopotów dorosłości.
Niestety lato zbliżało się ku końcowi, bezlitośnie przypominając, że nic nie trwa wiecznie. Dni były coraz zimniejsze i krótsze, a niektóre drzewa zmieniały już barwy liści.
Przyszła też pora żniw. Chłopi całe dnie spędzali na polach i nawet najmłodsi członkowie rodzin starali się pomagać.
Rodzeństwo lady mogło się co prawda beztrosko bawić, bo ich ojciec był kowalem, a matka miała warsztat krawiecki, ale Malvina wiedziała, że nie wszyscy w okolicy mają tak dobrze.
W takich momentach cieszyła się, że mogła zostać kurierką, a jej bracia wstąpić do szkoły rycerskiej. Co prawda były to raczej niebezpieczne zajęcia, ale w życiu nie potrafiłaby sobie wyobrazić siebie pracującej na roli. Zresztą i tak pewnie pomagałaby matce i Lenie w prowadzeniu w warsztatu, bo w tym kierunku wykazywała przynajmniej jakiekolwiek zdolności. Jej los potoczył się jednak inaczej, dzięki uprzejmości barona i zasługom ojca podczas dawnej wojny i prawdę mówiąc, to Malvina nie żałowała.
W tym momencie na podwórze wpadła rozradowana Lena i aż przystanęła, widząc zrujnowany ogród.
– Mama nie będzie zadowolona – powiedziała, spoglądając niepewnie na starszą siostrę.
– No raczej nie. A skoro o mamie mowa, to nie powinnaś być w warsztacie?
– Dostałam wolne! – wykrzyknęła Lena triumfalnie. – Bo wiesz, mamy ładną pogodę i możliwe, że to ostatni tak ciepły dzień w tym roku i takie tam, ale myślę, że powinniśmy ogarnąć to pobojowisko, zanim dobry humor mamy się skończy.
– Niech będzie, pomogę ci – odparła, uśmiechając się nieznacznie. – Ale moim zdaniem, to nie ma już, czego ratować.
– No w sumie... – Lena się zawahała. Z jednej strony poczucie obowiązku mówiło jej, że powinna chociaż próbować uratować kwiaty mamy, ale z drugiej strony przecież dostała wolne i niezbyt miała ochotę marnować na to dzień. A skoro Malvina mówiła, że i tak nie uda...
Dziewczyna rzuciła jeszcze jedno niepewne spojrzenie w kierunku starszej siostry, a potem podjęła decyzję. Podbiegła w kierunku dzieci.
– Berek! Goń mnie! – krzyknęła, dotykając jednocześnie Nelę, a potem od razu przezornie uciekła poza zasięg rąk młodszej siostry.
– To niesprawiedliwe! Nie powiedziałaś, że się bawimy! – zaprotestowała dziewczynka, ale nie namyślała się długo i od razu pognała za Leną.
Edi starał się za nimi nadążyć i dreptał na swoich małych nóżkach, ale siostry praktycznie nie zwracały na niego uwagi, zajęte gonieniem siebie nawzajem.
Malvina tak się zaangażowała w obserwowanie rodzeństwa, że nie zauważyła nawet, kiedy Remi stanął w drzwiach i posłał jej wymownie spojrzenie, które mogło znaczyć tylko jedno – byli już gotowi do drogi.
Kobieta niechętnie wstała i poszła się pożegnać z dziećmi. Sama nie chciała stąd wyjeżdżać, więc nie zdziwiła się, kiedy zobaczyła smutne spojrzenia rodzeństwa.
– Już jedziecie? – Na twarzy Nelki odmalowało się wyraźne rozczarowanie.
– Musicie? Nie możecie zostać jeszcze kilka dni? – spytała błagalnie Lena.
– Nie jecha – dodał jeszcze od siebie Edi.
– Naprawdę musimy jechać. Tak właściwie, to powinniśmy być już w drodze od wczoraj.
Wyjaśnienie nie zrobiło na maluchach żadnego wrażenia, tylko w oczach Leny kurierka dostrzegła jakiś błysk zrozumienia. Westchnęła więc tylko i przytuliła wszystkie dzieci po kolei i poczekała aż pożegnają się z Remim.
Zaraz potem oboje wsiedli na konie i odjechali, ale Malvina jak zwykle obejrzała się za siebie. Nie potrafiła pozbyć się tego nawyku. Zawsze z tyłu głowy kołatały jej się myśli, że przy natężeniu niebezpieczeństwa w jakie się pakuje, może to być ich ostatnie pożegnanie.
Spojrzała dyskretnie na swojego starszego brata. On nigdy nie miał takiego problemu. Nawet teraz już był czujny i wpatrzony w okolice. Malvina uświadomiła sobie, że nawet jeśli Remi coś przeżywał, to nigdy tego nie okazywał, aż do śmierci Benoita. Nic dziwnego, że nie potrafił sobie poradzić z emocjami i skończyło się, jak skończyło.
Kurierka obiecała rodzicom, że będzie miała go bardziej na oku. Nie wierzyła, mimo zapewnień, że poradzi sobie z tym wszystkim sam. Zresztą Remi utrzymywał dobre stosunki tylko z Benoitem i czas było to zmienić.
Podróż mijała im spokojnie i dopiero po godzinie jazdy oczom kurierki ukazali się dwaj jeźdźcy. Zaraz z radością rozpoznała w nich zwiadowcę i jego uczennicę, której bądź co bądź zawdzięczała życie. Kolejny raz w ciągu ostatnich dni poczuła wyrzuty sumienia. Przez problemy z Remim i pilne sprawy w zamku, nawet jej osobiście nie podziękowała.
Hadrian też się rozluźnił, kiedy zobaczył znajome osoby.
Eve natomiast aż tryskała energią i wierciła się non stop w siodle, nie zważając na karcące spojrzenia zwiadowcy. Zresztą nic nie mogła poradzić na to, że naprawdę polubiła kurierkę i cieszyła się ze spotkania. Mimo tego, że Eve uratowała lady Malvinie życie, to i tak uważała, że ma wobec niej pewien dług. Przecież to najpierw ona wyciągnęła ją z tarapatów, w które nieostrożnie się wpakowała, a potem jeszcze zabrała do Hadriana. Tym samym odmieniła na zawsze życie dziewczyny.
Zaraz jeźdźcy zatrzymali się koło siebie, wzniecając tumany kurzu. Lato było suche i co za tym idzie, drażniący pył był wszechobecny.
– Jak się czujesz? Rana dobrze się goi? – zapytała kurierka Eve, po wymienieniu uprzejmości.
– Z dnia na dzień coraz lepiej. – Dziewczyna zarumieniła się, kiedy usłyszała szczerą troskę w głosie lady. Nie przywykła, żeby ktoś się o nią aż tak martwił. – Skoro Hadrian uznał, że mogę pojechać na tak długą wyprawę, to musi być już dobrze – dodała po chwili. – Zachowywał się gorzej niż mama, gdy miałam przeziębienie! Nic mi nie wolno było robić, tylko odpoczywać.
Zwiadowca zgromił uczennicę wzrokiem.
– Przesadza – skomentował jej wywód.
– Cieszę się w takim razie, że już dobrze się czujesz. – Lady Malvina uśmiechnęła się nieznacznie. – Nie miałam jeszcze okazji osobiście ci podziękować za uratowanie życia.
– To nic takiego – zapewniła szybko. – Miałam dług. Ty też uratowałaś mnie przed bandytami. Gdybyście wtedy nie nadjechali możliwe, że nie dożyłabym do dnia napadu. No i nie poznałabym Hadriana!
Zwiadowca z uznaniem kiwnął głową. Jego zdaniem dobrze świadczyło o dziewczynie, że nie wychwalała nadmiernie swoich zasług, tylko była skromna. Nie żałował, że zdecydował się ją uczyć. A przynajmniej w tych momentach, kiedy się z nim nie droczyła i nie zasypywała go bezsensownymi pytaniami.
Jeszcze jakiś czas podróżowali razem, ale pod wieczór ich drogi się rozeszły. Lady Malvina i Remi pojechali dalej traktem prowadzącym do zamku, a zwiadowca z uczennicą ruszyli ścieżką na północ.
Rano Hadrian wyjaśnił Eve, że cały czas zbierał informacje odnośnie aktualnego miejsca pobytu Noriko i ostatnio widziano ją przy granicy z Pictą. Trudno było się ukryć kobiecie o tak egzotycznych rysach i w tym zwiadowca pokładał nadzieję na jej odnalezienie. Zakładał, że będzie się starała niezauważenie przekroczyć granice i uciec z Araluenu, dlatego zależało mu na czasie. Poza terytorium kraju nie miał praktycznie żadnej władzy, a nie miał zamiaru pozwolić córce zniknąć ponownie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro