Epilog
Przykryta szarozieloną peleryną postać wstrzymała karego wierzchowca na skraju polany. Przez chwilę wpatrywała się w chatę stojącą pośród drzew. Była taka jak zawsze, choć za jej nastoletnich czasów było w niej trochę mniej życia. Uśmiechnęła się do swoich wspomnień i popędziła konia, który wpadł kłusem na polanę.
Nieśpiesznie zeskoczyła z jego grzbietu na ziemię, ale zebrane przed chatą osoby nie zwróciły na nią uwagi.
Dwaj brązowowłosi chłopcy na oko czternasto i dwunastoletni, kłócili się z młodszą dziewczynką. Choć nie wyglądali na rodzeństwo, kobieta doskonale wiedziała, że nim są. Zielonooka i popielatowłosa Meira odziedziczyła urodę po matce, która miała nihońskie korzenie. Ale nie tylko. Dziesięciolatka zdecydowanie posiadała też impulsywny charakter rodzicielki.
– Cześć, ciociu Eve.
Dopiero teraz zwiadowczyni spostrzegła czwartą postać. Złotowłosa ośmiolatka patrzyła na nią wyczekująco. W jej fiołkowych oczach można było utonąć na wieki.
– Witaj, Rino. O co im znowu poszło? - zapytała z uśmiechem, wskazując na kłócące się rodzeństwo dziewczynki.
– Dirkin... – wskazała na starszego, zielonookiego chłopca – ...powiedział Niallsowi, że to on będzie lepszym zwiadowcą, tak jak tata i dziadek. Oczywiście Nialls się oburzył i tak się kłócili we dwóch, ale wmieszała się Meira.
– A co takiego zrobiła, że teraz chłopcy stoją po jednej stronie barykady?
– Nic takiego. Stwierdziła tylko, że obaj są beznadziejni i ona ich wykiwa, bo będzie najlepszą bandytką jak mama.
– Cała Meira – odparła z uśmiechem Eve. – Są rodzice?
– Taty nie ma. Gdzieś pojechał.
– Dzięki, Rino.
Po tych słowach zwiadowczyni ruszyła w stronę chaty, zostawiając kłócące się rodzeństwo i przyglądającą się im młodszą siostrę. Już zaraz była na werandzie i chwyciła za klamkę, po czym nieśmiało zajrzała do środka. Na dźwięk otwieranych drzwi popielatowłosa kobieta stojąca przy stole, odwróciła się i obdarzyła Eve zmęczonym spojrzeniem.
– Co cię sprowadza?
– A może jakieś witaj? Miło, że przyjechałaś, Eve? Dawno się nie widziałyśmy?
Noriko prychnęła cicho i wróciła do karmienia najmłodszego synka owsianką. Trzylatek robił jednak wszystko, by nie zjeść ani grama. Gdy tylko zbliżała się do jego buzi, to odwracał głowę lub potrącał ręką łyżkę, wylewając tym samym całą jej zawartość.
– Cholera jasna! Dlaczego ty nie chcesz jeść? – zdenerwowała się w końcu Noriko i wlepiła w syna gniewne spojrzenie.
– Nie lubię – odparł beztrosko chłopczyk i odsunął miskę na bezpieczną odległość, a potem wlepił w Eve błagalne spojrzenie jasnobrązowych oczek.
– Casey, a może zjadłbyś jabłuszko? – zapytała z uśmiechem zwiadowczyni, a popielatowłosy maluch energicznie przytaknął głową.
– A co z owsianką?
– Sama zjedź. Hadrian mi kiedyś opowiadał, jak bardzo ją uwielbiałaś – odrzekła, starając się, by ton jej głosu brzmiał jak najniewinniej, ale Noriko i tak zgromiła ją wzrokiem. – W sumie to przyjechałam do Jovana, przekazać mu list po drodze, ale widzę, że go nie ma – rzekła po chwili, podając uszczęśliwionemu chłopczykowi przekrojone na pół jabłko.
– Nie ma go. Wyjechał rano rozprawić się z bandytami grasującymi w okolicy. A już myślałam, że serio się za mną stęskniłaś i postanowiłaś wpaść. Rilla została sama?
– Nie – Eve się skrzywiła. – Jest u ojca.
– Co to za święto?
– Możemy o tym nie rozmawiać? – Zwiadowczyni uciekła spojrzeniem. Zdecydowanie nie miała teraz ochoty tego roztrząsać. Nie wszyscy mieli tak szczęśliwe rodziny jak była bandytka i Jovan.
– Jak chcesz, ale i tak przed tym nie uciekniesz. – Noriko wzruszyła ramionami. – To co u Inez?
Eve wypuściła głośno powietrze z płuc.
– Skończyła szkolenie jakieś dziesięć lat temu. Musisz o nią pytać przy każdej okazji?
– Muszę – odrzekła, uśmiechając się drapieżnie, a Eve pomyślała, że niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią. Nawet mimo upływu lat.
KONIEC CZĘŚCI CZWARTEJ
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro