Epilog
Drzewa, ziemia, krzaki – wszystko było pokryte cienką warstwą białego puchu – pierwszego w tym roku. Na śniegu widniały ślady małych stóp. Drobna, czarnowłosa dziewczyna kuliła się z zimna pod szarozieloną peleryną, ale uparcie podążała za tropem na ziemi. Osoba, której szukała, wcale nie starała się zacierać śladów, więc Eve szybko posuwała się naprzód. Po dłuższym spacerze w zimowej aurze, w końcu znalazła tego, kogo szukała. Na zwalonym pniu drzewa siedziała kasztanowłosa dziewczyna, a po jej twarzy ciekły łzy.
– Szukałam cię.
Na dźwięk głosu Eve, Tumira drgnęła i podniosła na nią swoje brązowe oczy.
– Nadal się obwiniasz?
Uczennica zwiadowcy nadal nie doczekała się odpowiedzi, więc westchnęła cicho i usiadła koło dziewczyny. Od dnia, w którym zginął Wermian, minął już tydzień, a Eve było żal Tumiry, która cały czas się tym zadręczała.
Gdy Eve zbiegła na dół pomóc walczącym, w tym samym momencie uderzył na Scottów oddział przeprowadzony przez Mojmirę pod ścianą skalną. Napastnicy znaleźli się w okrążeniu i po chwili złożyli broń. Dziś Eve, Hadrian i Morgan mieli już wracać, bo sprawy rozejmu zostały już załatwione i na wszelki wypadek wzmocniono obronę granic, ale Noriko nadal nie odzyskała przytomności.
– Eve... Przepraszam, nie wiem, co wtedy we mnie wstąpiło... – Ciszę przerwał nagle łamiący się głos Tumiry. – Chyba po prostu chciałabym być taka jak ty... Wszyscy cię podziwiali, byłaś taka odważna, a ja do niczego nieprzydatna... Myślałam, że dobrze robię. Teraz wiem, że było to tylko lekkomyślne i głupie, a Wermian i Kamatis przypłacili to życiem...
Eve chciała powiedzieć, że nic się nie stało; jakoś ją pocieszyć. Otworzyła usta, ale nie potrafiła powiedzieć, że nic się nie stało, bo to byłoby kłamstwo. Stało się, ale czasu nie dało się cofnąć.
– Co teraz zrobicie? Planujecie wrócić do domu? – zapytała zamiast tego, próbując odwrócić uwagę dziewczyny.
– Raczej nie... Jesteśmy tu zdrajcami. Nigdy nam nie wybaczą, że walczyliśmy po waszej stronie. Mojmira chce się przeprowadzić bardziej na wschód i poznać tamtejsze góry. Ja i Sambon pojedziemy z nią, bo nie mamy raczej wyjścia. Cedric chce spróbować tu zostać, ale nie wiem, czy długo wytrzyma... A wy kiedy wracacie?
– Teoretycznie to już nas tu nic nie trzyma, a Hadrian ma obowiązki w Meric, ale dobrze wiesz, że za nic nie zostawi tu Noriko samej.
Eve westchnęła i znowu zapadła cisza, w której słychać było tylko szum wiatru. Płatki śniegu wirowały w około.
Martwiła się o Hadriana i równie mocno o Noriko. To drugie nawet momentami ją dziwiło, biorąc pod uwagę, że jeszcze niedawno omal nie zginęła z jej ręki. Zerknęła niepewnie na Tumirę.
– Wiesz, jesteś na swój sposób odważna. Nie każdy umie przyznać się do błędu. – Położyła dłoń na ramieniu rówieśniczki. – Chodź, idziemy stąd, zanim całkiem zamarzniemy i śnieg nas przysypie.
Tumira nieśmiało się uśmiechnęła.
* * *
Noriko po raz kolejny niespokojnie przewracała się na posłaniu. Cedric już dawno rozłożył ręce i nie miał pojęcia jak jej pomóc, ale Hadrian praktycznie nie ruszał się sprzed jej posłania, z wyjątkiem paru posiłków i kilku godzin niespokojnego snu, do których dał się namówić Morganowi. Gdy byli bezpieczni, znowu poświęcił całą uwagę córce.
Teraz siedział i rozmyślał, co ma dalej robić. Wiedział, że nie może tu dłużej zostać, bo obowiązki go wzywały. Nie mógł też przewieźć Noriko taki kawał drogi, a zostawienie jej tutaj od razu wykluczył. Widział pełne zmartwienia spojrzenia, którymi porozumiewali się ukradkiem Eve i Morgan; nie był głupi. Nie mógł tu zostać, nie mógł też wyjechać. Sytuacja wydawała się nie mieć wyjścia.
Nie zauważył nawet, kiedy Noriko lekko podniosła powieki i niepewnie rozejrzała się wokoło, a kiedy w końcu to dostrzegł, jego zielone oczy zaszły łzami.
Żadne z nich się nie odezwało. Noriko nie miała siły, a Hadriana coś ścisnęło w gardle.
Oboje jednak wiedzieli, że teraz wszystko się ułoży.
KONIEC CZĘŚCI TRZECIEJ
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro