Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Cz. 2

Dirkin szedł przez miasto z niezbyt wesołą miną. Był w szkole rycerskiej i absolutnie nikt nie wiedział nic na temat katany. Nie przypuszczał, żeby kłamali. Większość osób nawet nie wiedziała, jaką wartość przedstawiała nihońska stal i patrzyli na niego ze zdziwieniem, że szuka takiego nieprzydatnego dla zwykłego kadeta ostrza.

Szesnastolatek westchnął cicho i skierował się w stronę kuźni, gdzie miało na niego czekać rodzeństwo, z nadzieją, że przynajmniej oni się czegoś dowiedzieli.

Pogrążony w myślach nie zwracał uwagi na otoczenie. Przyszło mu do głowy, że nieźle oberwałoby mu się za to od taty, więc niechętnie odgonił od siebie wszystkie rozważania i rozejrzał się po okolicy.

Kiedy nie dostrzegł nic niezwykłego i już miał opuścić wzrok, coś go powstrzymało. Jakieś wrażenie, że coś było mimo wszystko nie tak. Z westchnieniem rozejrzał się jeszcze raz dokładnie. I wtedy to dostrzegł. Popielata czupryna w tłumie innych. Szybko wycofał się w cień budynku, a jego umysł pracował na najwyższych obrotach. Co mama tu robiła? Czyżby Casey wypaplał jej wszystko?

Po chwili pokręcił głową. To nie było ważne. Istotne teraz było to, że muszą bardziej uważać skoro na każdym kroku mogą się na nią natknąć. Zaraz przeskoczyła kolejna zapadka w jego mózgu. Musiał jak najszybciej ostrzec rodzeństwo. Przecież w każdej chwili mogli się zderzyć z mamą, o ile to już nie nastąpiło, a wtedy cała tajemnica się wyda!

Rozejrzał się i zaraz zaczął przemykać bocznymi uliczkami w kierunku warsztatu kowala, mając nadzieję, że zdąży z ostrzeżeniem na czas.

* * *

Meira niepewnie rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszędzie gdzie tylko się dało, znajdowała się jakaś broń lub wyroby ze stali. Zdecydowanie warsztat nie był warsztatem, a raczej sklepem, na co wskazywała lada zawalona ostrzami. Nikogo jednak za nią nie było.

Popielatowłosa dziewczynka rzuciła pytające spojrzenie w kierunku siostry, ale Rina wcale go nie dostrzegła, bo była zajęta rozglądaniem się z rozdziawioną buzią po pomieszczeniu.

Kiedy więc coś z brzękiem upadło na podłogę, obie aż podskoczyły i momentalnie obróciły się w kierunku dźwięku.

– Nie chciałem was przestraszyć – odparł brodaty mężczyzna w średnim wieku. Z uśmiechem na ustach zajął miejsce za ladą. – W czym mogę młodym damom pomóc?

– My... – zaczęła niepewnie Rina i przerwała spoglądając na siostrę.

– My szukamy katany – dokończyła poważnym tonem Meira.

– A ktoś wam już może przypadkiem powiedział, że to nie jest zabawka dla dzieci? – zasugerował mężczyzna, nadal się uśmiechając.

– Miał pan ostatnio jakąś na sprzedaż? – zapytała Meira, krzyżując ramiona na piersi i wpatrując się uważnie w mężczyznę.

– Może miałem, może nie miałem – odparł brodacz, nagle z uwagą oglądając swoje dłonie. – Ale dzieciom nic do tego.

– On ją miał! – wykrzyknęła Meira ze złością.

Rina posłała jej karcące spojrzenie. Nie była wcale tego taka pewna. Do tej pory mężczyzna je tylko lekceważył, ale zdecydowanie nie powiedział, czy widział ostatnio podobną broń.

– O czym panienka mówi? – zadał pytanie kowal, przywołując na usta kolejny uśmiech.

– O katanie! Dobrze wiesz! Ukradłeś ją!

– Meira... – Rina cicho starała się jej przerwać.

Starsza z dziewczynek jednak kontynuowała dalej, nie zważając na złotowłosą siostrę i wyszarpała nóż, z którym w ręku ruszyła w stronę mężczyzny. Kowal był zbyt zaskoczony, żeby zareagować.

– ...Oddawaj ją!

– Meira...

– ...Co z nią zrobiłeś, parszywy kłamco?

– Meira...

– ...Komu sprzedałeś, gadaj!

– MEIRA!

Meira aż zamrugała z zaskoczenia i spojrzała niepewnie na młodszą siostrę, która przypatrywała się jej z gniewną miną i skrzyżowanymi ramionami. Nie pamiętała, by fioletowooka dziewczynka kiedykolwiek podnosiła głos.

– Schowaj ten nóż i zostaw pana w spokoju – kontynuowała Rina, korzystając z okazji, że siostra dla odmiany zwracała na nią uwagę.

– Ale ja jestem pewna, że on ją widział!

– To nie nasza sprawa. Wychodzimy. Mam dziwne wrażenie, że tato chętnie zainteresuje się sprawą handlu kradzioną bronią.

– Kim jest wasz ojciec? – zapytał brodacz, jakby dopiero teraz otrząsając się ze zdumienia wywołanego niespodziewanym atakiem agresji starszej z dziewczyn.

– Nikim ważnym – odrzekła Rina uważnie przyglądając się swoim paznokciom. – Tylko zwiadowcą przypisanym do tego lenna. No ale skoro jesteś niewinny, to nie masz się czym przejmować, prawda? – Po tych słowach ruszyła do drzwi, zostawiając zdumionych siostrę i kowala za plecami.

– Idziesz, czy jednak chcesz go zabić? – zapytała słodko Meirę, gdy już miała nacisnąć klamkę i wyjść z pomieszczenia.

– Poczekajcie chwilę... Może jednak coś wiem o tej waszej katanie. Ale informacje kosztują.

– Zabije go – syknęła Meira i znowu chwyciła za rękojeść noża, ale nie zdążyła go wyciągnąć, bo młodsza dziewczynka momentalnie znalazła się przy niej i położyła jej dłoń na ramieniu.

Tylko jeszcze brakowało, żeby kowal zrobił jej siostrze krzywdę. Zdecydowanie nie miała z nim szans, tym bardziej, że już otrząsnął się ze zdumienia.

– Moim zdaniem twoje życie i spokój, to wystarczająca cena – odparła, patrząc mężczyźnie w oczy.

– Jory Carley ją ma.

– Dziękujemy panu, nie będziemy już sprawiać problemu, o ile pan nas nie okłamał. Meira, wychodzimy – rzekła do siostry i pociągnęła ją za rękę w kierunku wyjścia.

* * * 

Jory Carley jak się okazało mieszkał na uboczu wioski. Zdecydowanie dzieciom to pasowało. Im mniej osób zobaczy, że się tam kręcą, tym lepiej. No i było mniejsze prawdopodobieństwo na natknięcie się tam na Noriko, a to zdecydowanie było plusem, bo wszystkich zmroziła wieść przyniesiona przez Dirkina.

– To co robimy? – zapytała w końcu Meira, znudzona długim oczekiwaniem.

– Obserwujemy – odburknął Nialls, nie odwracając wzroku od małego domy.

– Robimy to już od godziny! Ile można! – oburzyła się dziewczynka, ale posłusznie została na miejscu.

– Ja też myślę, że starczy tego czekania – poparła ją cicho Rina.

– Dobrze, więc co niby chcecie innego zrobić? – zapytał Dirkin, krzyżując z rezygnacją ramiona na piersi i przyglądając się swoim siostrom.

– Na przykład odzyskać katanę? – odparła Meira.

Nastolatek się skrzywił.

– A ja myślę, że jego nie ma w domu i moglibyśmy się rozejrzeć – wtrąciła się Rilla, podnosząc na nich nieśmiałe spojrzenie swoich błękitnych oczu.

– A róbcie sobie, co chcecie. Żeby tylko potem nie było "Nialls, ratuj."

– Nie będzie – odparła z pewnością w głosie Meira, a czarnowłosa dziewczynka posłała chłopcu karcące spojrzenie, pod wpływem którego momentalnie spuścił wzrok i się zaczerwienił.

– Rina, zostań pilnować koni. Reszta po cichu idzie za mną. Przyjrzymy się dokładniej – podjął w końcu Dirkin i zaczął się jak cień zakradać w stronę domu domniemanego złodzieja katany.

Nialls i Rilla z wielką wprawą poszli w jego ślady. Meira przez chwilę stała i nie wiedziała, co ze sobą zrobić, ale najmłodsza dziewczynka posłała jej pokrzepiający uśmiech, więc też zaczęła się skradać. Szło jej to nie najlepiej, więc odetchnęła z ulgą, gdy w końcu dołączyła do reszty dzieci przy tylnym wejściu.

– Co dalej? – spytała szeptem.

Nialls zamiast odpowiedzieć, stanął na palcach i zajrzał przez okno do wnętrza chaty.

– Nikogo tam nie ma – odrzekł po chwili równie cicho, po czym rozejrzał się i z triumfem dostrzegł leżący obok kamień. Chwycił go w dłoń, a w oczach jego starszego brata pojawił się błysk przerażenia.

– Co ty chcesz zrobi... – Dirkin nie dokończył, bo ciszę przerwał głośny dźwięk tłuczonego szkła.

– Pięknie, teraz to już wiedzą o nas wszyscy w promieniu kilometra – podsumowała Meira, a chłopiec nic sobie z tego nie robiąc, wsadził rękę do środka przez dziurę w szybie i otworzył okno. Sprawnie wskoczył do wnętrza domu i uważając na szkło rozejrzał się po pokoju.

– Pusto. Wchodzicie?

– To nie jest dobry pomysł... – zacząła mówić cicho Rilla, ale Meira już była w połowie gramolenia się przez okno, więc zamilkła i pokręciła z niedowierzaniem głową.

Gdy dziewczynka weszła do środka, rozejrzała się uważnie. Nigdzie jednak nie dostrzegła katany.

– Patrzcie, czy ktoś nie idzie, a my się rozejrzyjmy – powiedziała do pozostałej na zewnątrz dwójki.

– Byle szybko – odparł z rezygnacją Dirkin.

Meira tylko na to czekała. Od razu uchyliła drzwi, by rozejrzeć się po reszcie domu. Jej poszukiwania nie przyniosły jednak pożądanego rezultatu – broni nigdzie nie było.

– Rilla mówi, że ktoś idzie. – Nialls wpadł do pokoju, w którym znajdowała się jego młodsza siostra jak burza. – Musimy uciekać. – Chłopiec pociągnął Meirę za rękę w kierunku okna, ale dziewczynka jeszcze się zawahała, bo coś zwróciło jej uwagę. Katana. Była oparta za drzwiami, dlatego nie zauważyła jej, jak wchodziła do pokoju! Mimo całego strachu, że właściciel ich nakryje, wróciła się, żeby zabrać broń. Dopiero gdy chwyciła ją w ręce, czym prędzej pobiegła, by zdążyć wydostać się na zewnątrz.

– Ty jesteś niepoważna? Pośpiesz się!–- usłyszała ciche nawoływanie brata z zewnątrz.

Za moment już sama była na dworze, starając się uspokoić oddech i łomoczące serce.

– Mam ją! – wykrzyknęła trochę głośniej niż planowała, pokazując dzieciom z triumfem przedmiot.

– Świetnie, czy możemy już iść? – Nialls nie wykazał ani odrobiny entuzjazmu.

Ledwie to powiedział, do ich uszu doszedł dźwięk otwieranych drzwi. Ktoś wszedł do domu frontowym wejściem. Dirkin bez słowa pokazał rodzeństwu, że mają iść za nim i już za chwilę cała trójka stanęła zdyszana na ulicy przed Rillą, która wpatrywała się w nich zaniepokojonym wzrokiem.

– Nie stójcie tu tak – zganiła ich natychmiast i pociągnęła w stronę Riny pilnującej za zakrętem koni.

Meira uśmiechnęła się pod nosem. Odzyskała katanę i teraz tylko musiała dopilnować, żeby nikt nie powiedział o niczym mamie. Tak była zajęta swoimi myślami i oglądaniem się, czy nikt ich nie goni, że wpadła na wychodzącą z bocznej uliczki kobietę. Co gorsza popielatowłosą kobietę.

– O... Cześć mamo... – urwała, gdy kobieta spojrzała na nią błękitnymi oczami. Ona nie była jej mamą.

* * *

Casey niepewnie przyglądał się mamie od kiedy wróciła z miasta. Nic nie wskazywało na to, że spotkała tam jego rodzeństwo, ale tego nie można być nigdy pewnym. Może tylko czekała, by zdemaskować fakt, że jej nie przypilnował do momentu, aż wróci reszta?

Chłopczyk nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć, kiedy obserwował, jak Noriko beztrosko rozmawia z jego dziadkiem. On też do tej pory go nie zdradził, ale nie zanosiło się na to, bo przecież obiecał dochować tajemnicy, a Hadrian zawsze dotrzymywał słowa. A tak się przynajmniej Caseyowi wydawało. Nie pamiętał, by dziadek złamał kiedyś daną mu obietnicę.

Naglę względy spokój przerwał tupot wielu stóp na werandzie, a później trzask otwieranych drzwi. Dzieci wróciły. Chłopczyk bezradnie poszukiwał jakiejś dobrej kryjówki przed wzrokiem rodzeństwa. W końcu stanęło na tym, żeby ukryć się za wieżą z drewnianych klocków. Na nic więcej nie było czasu.

– Mamo! Mamo! Nie uwierzysz kogo spotkaliśmy! – Meira zaczęła wykrzykiwać już od progu.

– Ona wygląda jak ty! – zawtórował jej Nialls.

– Podobno jest twoją kuzynką – dodała Rina, przyglądając się rodzicielce podejrzliwie. – Nigdy nie wspominałaś, że masz kuzynkę.

– Czekajcie, po kolei. – Noriko przyglądała się dzieciom bezradnie, nie za bardzo wiedząc, co ma robić. – Ja nie mam kuzynki, prawda? – Pytanie skierowała do Hadriana, który nagle dziwnie pobladł.

– Niech pani wchodzi, ciocia naprawdę nie jest taka groźna. Czasem tylko krzyczy, ale ostatnio już nie zabija bandytów, bo robi to wujek. – Rilla weszła do środka ciągnąć za rękę dziwnie zmieszaną kobietę o popielatych włosach do ramion. Zapewnienia dziewczynki wyraźnie nie dodawały jej odwagi.

– Dzień dobry... Ja nie chciałabym sprawiać kłopotu...

– Ależ to żaden kłopot, proszę, proszę, niech pani wchodzi. – Noriko szybko otrząsnęła się ze zdumienia i wykonała zachęcający ruch ręką.

– Pani dzieci powiedziały mi, że pani ojciec – w tym momencie spojrzała niepewnie na starego zwiadowcę – to Hadrian Soltan... Możliwe więc, że jest on moim wujkiem...

– Nie, to niemożliwe – wtrącił się siwy już mężczyzna. – Nie miałem żadnych wiadomości o Kasjanie odkąd skończyłem osiem lat...

– Kim był Kasjan? – przerwała mu natychmiast Noriko.

– Moim ojcem.

– Moim bratem – powiedzieli niemal jednocześnie Hadrian i kobieta.

– Dzieci, idźcie się pobawić na dworze - rzekła była bandytka z miną, która nie pozostawiała wątpliwości, że lepiej nie protestować.

Szybko więc wyszły z pokoju, ale nie obyło się bez zaciekawionych lub obrażonych spojrzeń. Po Mierze widziała, że i tak będzie podsłuchiwać, ale nie miała w tym momencie ochoty na kolejną bitwę z córką.

– Czy ty w ogóle zamierzałeś mi kiedyś powiedzieć, że masz brata? – Oczy Noriko płonęły zimnym gniewem.

– A kiedyś spytałaś? – odpowiedział jej pytaniem na pytanie ojciec. Widać nie zamierzał się poddać bez walki.

– A powinnam? Takie rzeczy się mówi dzieciom! – Ona też nie zamierzała łatwo ustąpić.

– Uważasz, że ojciec pijak, matka, która nie reagowała i brat zostawiając cię na pastwę losu, uciekając na drugi koniec świata, to powód do dumy i opowiadania małej córce? A potem, jak dobrze pamiętasz, to jakoś nie było okazji, bo chciałaś zabić mi podopieczną. – Hadrian odwrócił się plecami do zdumionej Noriko i oparł o kuchenny stół oddychając z trudem.

– Nie wiedziałam... – powiedziała cicho z wyraźnym zakłopotaniem.

– Już wiesz – rzekł po chwili już spokojnym głosem. – Wybacz, poniosło mnie... Najpierw go nienawidziłem za to, że mnie tam zostawił... A potem... Gdy ukończyłem szkolenie i chciałem go odnaleźć, nie natrafiłem na żaden jego ślad. Minęło zbyt wiele czasu. Skutecznie się od nas odciął. Zresztą... wcale się mu nie dziwię...

– Ojciec też pana szukał – wtrąciła się niepewnie kobieta, a Hadrian i Noriko dopiero przypomnieli sobie o jej obecności. – Kiedy wrócił to dziadkowie już nie żyli, a o panu zaginął słuch... Ludzie wiedzieli tylko, że zabrał pana zwiadowca...

– Skończmy z tym panem, jesteśmy przecież rodziną. – Stary zwiadowca wyciągnął rękę w kierunku kobiety. – Jestem Hadrian. A moja córka to Noriko.

– Nazywam się Silinia – odparła, ściskając podaną dłoń. – Naprawdę miło mi was poznać. Przeprowadziłam się z rodziną niedawno w okolice, więc mam nadzieję, że będziemy się częściej widywać.

– Może uda nam się nadrobić stracony czas – odparł Hadrian z uśmiechem. – Zostaniesz oczywiście na obiedzie? Mamy sobie tyle do opowiedzenia... Co słychać u ojca?

– Nie żyję od kilku lat. – Oczy kobiety się lekko zaszkliły, ale szybko odgoniła od siebie łzy.

– Przykro mi...

– Nic się nie stało. Zdążyłam się już przyzwyczaić – zapewniła pospiesznie i przywołała na usta nieśmiały uśmiech.

Noriko przyglądała się ich rozmowie z boku i nie mogła wyjść z podziwu, jakie spotkania umie zorganizować los. Mimo że sama przed laty tego doświadczyła, to nadal było to dla niej niepojęte. I pomyślała, że tak najpewniej zostanie tak końca życia.

KONIEC CZĘŚCI PIĄTEJ


Chyba nie mogłam sobie wymarzyć lepszej daty na zakończenie korekty, (co prawda pojawi się tu na dniach jeszcze jeden dodatek, ale nie tekstowy). Dokładnie trzy lata temu wzięłam zeszyt i długopis do ręki i zaczęłam pisać Eve. Nie spodziewałam się, że z jednego krótkiego opowiadanka, mojej pierwszej próby pisarskiej, wyrośnie coś takiego. 

Chciałabym wam wszystkim z tego miejsca podziękować. Za towarzyszenie mi przez te trzy lata, a może tylko przez moment. Za obecność od początku, a może tylko od niedawna. Za komentarze, które wywoływały mój uśmiech, a może tylko milczące czytanie i dawanie gwiazdek. Za wszystkie wyświetlenia. Ostatnio złapałam się za głowę, kiedy zboczyłam, ile ich jest.

Nie będę was wymieniać imiennie; za dużo osób się tu przewinęło i za bardzo bym się bała, że zapomnę o kimś istotnym, a w końcu to już trzy lata... Po prostu wam wszystkim dziękuję i mam nadzieję, że nasze wattpadowe drogi się jeszcze kiedyś skrzyżują.

Jest jednak jedna osoba, której nie mogę nie wymienić. Dokładnie trzy lata temu opublikowałam pierwszy rozdział Eve na pewnym forum. Potem drugi. Bez odzewu. Aż w końcu dostałam mailem powiadomienie o odpowiedzi w wątku. Uśmiechałam się jak głupia w środku matematyki, czytając komentarz. Nie wymieniłaś litanii błędów, na które cierpiały te dwa rozdziały. Nie skreśliłaś mnie na starcie, a sprawiłaś, że cały dzień uśmiechałam się i miałam energię pisać dalej. Dzięki Tobie nie tylko skończyłam tamto opowiadanie, nie tylko napisałam kolejne części. Sprawiłaś, że pisanie stało się częścią mojego życia, od której nie umiem się odwrócić. Zawsze do niego wracam.

Dziękuję, Vearack. Za wszystko.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro