6.
maraton #3
————————————————————
-Jimin.. wstawaj. -szturchałam wtulonego we mnie chłopaka, a on tylko coś mamrotał niezrozumiale. -Jimin nie wiem co mówisz ale jest już ranek. -wygramoliłam się z uścisku i od razu zaczęłam sprawdzać stan suchości naszych ubrań. Całe szczęście były wysuszone i jeszcze ciepłe.
-Hooo... -jęknął Jimin a ja rzuciłam mu pytające spojrzenie. -No.. i ubrałaś spodnie. -wyglądał na zniesmaczonego tym faktem. Trochę mi to schlebiało, że teraz uznaje moje ciało za coś atrakcyjnego ale i tak nie chciałam mu dać za wygraną i wolałam nie paradować przed nim w bieliźnie.
Kierowaliśmy się w ciszy w stronę drogi gdzie zostawiliśmy samochód. Nagle Jimin złapał mnie za rękę, którą ja zabrałam.
-Co jest? -zapytałam trochę zdziwiona.
-N-nic.. myślałem że..
-Że co? -był jakiś nieswój.
-Że my.. myślałem że masz pająka na ręce. -dokończył wzruszając ramionami. Uśmiechnęłam się do niego.
-Przynamniej nie ma w pobliżu kłody do zabijania pająków. -zaśmiałam się i po chwili ukazał nam się samochód należący do Jimina. Oparliśmy się o wóz i czekaliśmy na pomoc, która ponoć „jest już w drodze". Jimin stał w milczeniu patrząc gdzieś w przestrzeń a mnie zaczynała przytłaczać ta niezręczna cisza. Ptactwo zamieszkujące las budziło się do życia, co wyraźnie odczuwały moje uszy. Rosa zaczynała parować, a ja zastanawiałam się która w takim razie jest godzina. Wyjęłam odruchowo telefon z tylnej kieszeni i nacisnęłam przedni guzik. Zaśmiałam się ze swojego przyzwyczajenia i tym samym wyrwałam Jimina z zamyśleń.
-Co jest? -zapytał, ale tym razem nie uśmiechał się jak głupi do sera więc mogłam dopiero zauważyć jak ciemne oczy posiada.
-Zapomniałam o tym.. -pomachałam martwym telefonem i uśmiechnęłam się do chłopaka. Jeden kącik jego ust poszedł do góry ale szybko znów stał się poważny. -Wszystko w porządku? -musiałam zapytać.
-Hm? Ah.. nie wyspany jestem. -zmienił pozycję na bardziej wyluzowaną.
-Tak z ciekawości... skąd wiedziałeś gdzie jest ta chatka i.. że jest tam koc itp..
Ah to.. -uśmiechnął się patrząc gdzieś w asfalt. -Nie wiedziałem czy coś jest w szafkach. -podrapał się po karku. -A tą chatkę widziałem jak kiedyś byłem tu z.. -nagle przerwał myśl. Nie wiem o kim on mówił ale jakoś się zawiesił co było dziwne i trochę zabawne.
-Haloo.. ziemia do Jimina. -pomachałam dłonią przed twarzą chłopaka, a ten wrócił do żywych. -Co się z tobą dzieje? Chyba serio się nie wyspałeś.
-Milena chciałem cię zapytać czy..
-O patrz! To twoi znajomi? -wtem podjechał duży samochód z dwójką chłopaków w środku. Wysiedli oboje i z uśmiechami przywitali naszą dwójkę.
-PARK JIMIN nawet nie wiesz jak matka Jin się zamartwiał o ciebie cepie. -prychnął jeden z nich wyraźnie niewyspany.
-Weź nic nie mów.. -bąknął Jimin.
-Milena? -ten znacznie wyższy popatrzył na mnie lekko zdziwiony. Oddałam mu tym samym spojrzeniem nie mogąc uwierzyć w to kogo widzę.
-Taehyung?? Mój Boże tyle lat się nie widzieliśmy! -rzuciłam się w ramiona chłopaka. W przeciwieństwie do Jimina, za Tae można było zatęsknić. Kim w porównania do Parka był w porządku i mnie nie wyzywał a nawet jadł ze mną podwieczorki na obozie i siadał koło mnie. Oczywiście kiedy w pobliżu nie było Jimina ale zawsze potrafił poprawić mi nastrój.
-Jesteś jeszcze piękniejsza niż cię zapamiętałem!
-Oh Tae.. ty jak coś powiesz. -pacnęłam go w ramię.
-Ekhem.. -odkaszlnął towarzysz Taehyunga, który przyglądał nam się czekając na wyjaśnienia.
-Milena, Yoongi, Yoongi, Milena. -burknął Jimin wyraźnie zniecierpliwiony. Chłopak w bluzie zlustrował wzrokiem Parka i kiwnął do mnie w geście przywitania.
-Milena co robisz w Korei? -zapytał Tae uśmiechając się jak zwykle w kwadratowym stylu i machając moimi rękoma.
-Przyjechałam tu z związku ze spadkiem jaki został mi przydzielony.
-Serio?? To w sumie trochę przykre.
-Spokojnie, wszyscy jeszcze żyją. -machnęłam ręką.
Gdy samochód Jimina był już w stanie jechać, zapakowałam się do auta i ruszyliśmy w dalszą drogę. Jimin nie odezwał się dopóki nie przekroczyliśmy granic miasta.
-To dokąd mam cię zabrać?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro