4.
Zapraszam na maratonik! #1
————————————————————
-Jimin PABOO odstaw mnie ale już!
-Nie, bo mnie obrażasz! -wolną ręką zaczął mnie łaskotać, a że posiadam łaskotki wszędzie to zaczęłam się wiercić.
-Przestań! -jęczałam bezradnie.
-Zmuś mnie! -nagle odstawił mnie na ziemie i kiedy już myślałam że uda mi się uciec to chłopak złapał mnie, przyciągnął i znów łaskotał po brzuchu.
-Jimin nie! -nie mogłam powstrzymać śmiechu. Nasze mokre ciała przylgnęły do siebie. Jimin objął mnie od tylu, a jego zgrabne dłonie błądziły po moim ciele wywołując śmiech. -Starczy! -krzyknęłam kiedy udało mi się wyrwać z jego uścisku.
Spędziliśmy w tej wyrwie skalnej dobrą godzinę. Cali mokrzy, przemarznięci i głodni wspominaliśmy letni obóz na którym dane nam było spędzać czas razem.
-A pamiętasz Taehyunga, który musiał przejść przez most między drzewami? -zapytał.
-Tak, krzyczał jak dziewczyna.
-Ale ukończył cały tor przeszkód z najlepszym czasem. -zaczął rzucać przed siebie małymi kamyczkami.
-Ta.. mój był ostatni. -westchnęłam opierając brodę o kolana. -Bo byłam gruba i bez kondycji.
-Wcale nie byłaś taka gruba. -ewidentnie Jimin próbował mnie podnieść na duchu.
-Mam ci przypomnieć że to ty dałeś mi przezwisko?
-Niby jakie?
-Puszek... PUSZEK. -na moje słowa Jimin znów się zaśmiał.
-Przepraszam, ale byłaś taką uroczą kluską że nie mogłem się powstrzymać. -znów zaczął się śmiać i położył się na ziemi. Widząc jego dobry humor wstałam mimo odrętwienia i bólu pleców i wyjrzałam na zewnątrz.
-Deszcz ustaje.
-To znaczy, że możemy pójść teraz do chatki.
-Chyba śnisz gamoniu, że jeszcze masz zamiar szukać tej głupiej chatki której nigdzie nie ma.
-Mileno, mówiłem ci że wiem gdzie jestem. Powinnismy wtedy skręcić w prawo i gdybyś mnie posłuchała to siedzielibyśmy przy kominku w suchych ubraniach.
-Po pierwsze to mógłbyś łaskawie zadzwonić po pomoc skoro POSIADASZ DZIAŁAJĄCY TELEFON, a po drugie, szłam za tobą przez większość dnia i zobacz jak to się skończyło. Jestem brudna, zmarznięta, przemoczona, głodna, obolała i.. -Jimin przymknął mi usta dłonią i mocno przytulił.
-Przepraszam Mimi. -odebrało mi mowę. Park Jimin pierwszy raz mnie przeprosił. Pomimo jego zimnych, mokrych ubrań po chwili poczułam przyjemne ciepło jakie powstało pomiędzy naszymi ciałami. Odwzajemniłam uścisk i delikatnie ułożyłam głowę na jego ramieniu.
Staliśmy tak przez dłuższą chwilę gdy nagle Jimin się poruszył.
-Przestało padać. -spojrzeliśmy na ciemny las.
-I co w związku z tym? Przecież jest ciemno. Najbezpieczniej będzie zostać tutaj do rana.
-Do rana możemy tu zostać ale wtedy będziesz musiała się do mnie przytulić kluseczko, żeby było nam cieplej. -poruszył brwiami jakby coś sugerował a ja cofnęłam się o kilka kroków.
-O nie, nie. Na pewno ni.. -nie udało mi się dokończyć, ponieważ moja noga poślizgnęła się i wpadłam tyłkiem do jakiejś kałuży. -Jimin próbował powstrzymać śmiech i z zaciśniętymi ustami pomógł mi wstać. Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.
-Chodź. Już raczej nie będzie padało.
**
-Miało nie padać! -krzyczałam ciągnięta przez Jimina po największych gąszczach jakie można chyba spotkać w lesie. Lało jeszcze mocniej niż poprzednio.
-Już niedaleko. Wytrzymasz. -ścisnął moją dłoń bardziej i dalej prowadził. Po niedługim czasie wyszliśmy na o wiele prostszy teren, który miał już mniej zarośli. Podskoczyłam kilka razy żeby dorównać kroku Jiminowi i zauważyłam małą chatkę z drewna.
-Nie wierzę.
-Mówiłem ci, że wiem gdzie jestem. -pociągnął mnie w kierunku schronienia. Weszliśmy do środka, a Jimin od razu zabrał się za rozpalanie w kominku. Miałam czas żeby rozejrzeć się po nowym miejscu i tak też zrobiłam. W domku był tylko pokój z łóżkiem i kilkoma meblami. W kącie stał stolik tuż obok drzwi, które najprawdopodobniej prowadziły do łazienki.
Słabe światło zaczęło oświetlać pomieszczenie, a to oznacza że Jimin rozpalił w kominku. Usiadłam na starym łóżku, które lekko skrzypiało i patrzyłam na Jimina, który zachowywał się jakby był u siebie. Kiedy już drewno w piecyku zaczęło trzaskać, chłopak przymknął kratkę w drzwiczkach i uśmiechnął się do mnie.
-Brawo ty, rozpaliłeś w kominku. -powiedziałam bezuczuciowo. Jimin wstał i zdjął z siebie mokrą bluzkę odsłaniając zaskakująco dobrze uformowane mięśnie brzucha. -Przepraszam, a co ty robisz? -zapytałam trochę zawstydzona tą sytuacją, bo jednak nie chciałam oglądać teraz półnagiego ciała chłopaka.
-Musimy wysuszyć jakoś ubrania. Nie będę przecież siedział tu w mokrych ciuchach i tobie radziłbym to samo. -wskazał na mnie palcem.
-Że co proszę? -uniosłam brew.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro