Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3.

-Bo robi się ciemno, a ty jesteś przemoczona i masz sine usta. W aucie jest ogrzewanie.

-Jimin, ja nie chcę już twojej pomocy okej? -czułam jak po moim policzku spływa łza więc szybko ją otarłam. Jimin zaś zdjął swoją bluzę i nałożył na mnie. Naciągnął kaptur na moje mokre włosy i lekko się uśmiechnął.

-Coś wymyślimy. -objął mnie ramieniem i pocierał żeby było mi cieplej. -Wracamy.

-Wiesz którędy? Jest ciemno, a ja nie mam telefonu.

-Wiem jak iść.. nikt nie zdziera tyle pajęczyn co ty. -uśmiechnął się i tym samym wywołał lekki uśmiech na mojej.

Szliśmy już jakiś czas, a mi doskwierały przemoczone ubrania. Jimin posadził mnie na pieńku.

-Co robisz? -patrzyłam jak zbiera jakieś patyki i gałęzie.

-Zanim wrócimy zdążysz nam zamarznąć. -rozpalimy ognisko to się ogrzejemy i osuszysz trochę ubrania. Nic nie odpowiadałam bo doskonale widziałam gęsią skórkę na ciele chłopaka. W mgnieniu oka ułożył wręcz perfekcyjny stosik z drewna i wyjął zapalniczkę.

-Palisz? -zapytałam zdumiona.

-Nie, ale mój przyjaciel pali. Trzymam ją, bo czasami zapomina o swojej. -uśmiechnął się, a jego twarz w półmroku nabrała całkiem innego wyrazu. Chwilę później siedziałam przy przyjemnym ognisku. Jimin kucnął bliżej ognia i popatrzył w moją stronę. -No chodź. Tu jest zabawniej. -zażartował, a jego oczy błyszczały od ognia. Posłusznie zajęłam miejsce obok niego, a chłopak objął mnie ramieniem. -Już ci cieplej?

-Tak.. Dzięki. -powiedziałam lekko zawstydzona. -Jednak jesteś trochę mniej wkurzający niż kiedyś. -Jimin wyraźnie uznał to za komplement, bo uśmiechnął się od ucha do ucha ale w mgnieniu oka znów próbował zachować spokój i pozostawił to bez komentarza.

-Brakuje mi takich wypadów.. -zaczął. Popatrzyłam na twarz Jimina. Był wpatrzony w ogień, w którym grzebał teraz patykiem. -Żeby tak jak kiedyś pojechać na ognisko ze znajomymi.. trochę poszwędać się... nawet zgubić. -zaśmiał się. -Ale żeby odciąć się od świata. Dałbym wszystko za chociaż jeden taki dzień. -kącik jego ust lekko uniósł się w górę, a ja teraz też wpatrywałam się w płomienie. Nie wiem jak wygląda jego życie, ale ja wychowując się w Polsce miałam bardzo dużo wolnego czasu. Swój wzrok znów zwróciłam na Jimina, któremu drżały wargi. Prawdopodobnie było to wywołane zimnem i zmęczeniem. Zdjęłam bluzę i okryłam połową materiału Jimina. Chłopak przysunął się do mnie trochę zdziwiony.

-Nie myśl sobie że po jednym dniu będę cię lubiła. To tylko dlatego że sytuacja tego wymaga. -przytuliłam się do ciała Jimina, a on lekko się zaśmiał. -Wiem że na mnie lecisz.

-Pf! Może w twojej tępej czaszce.

-Przecież przeprosiłem cię za złamanie nogi.

-Przez ciebie moje wakacje na obozie skończyły się dwumiesięcznym gipsem!

-Nie moja wina że jesteś ciapą! -zaczął się śmiać.

-Ja ciapą?? A kto cię ratował kiedy twój kajak się przewracał??

-No ale to ty wywróciłaś kajak

-Bo ty mnie popchnąłeś!

-Aish! Milena~ to było dawno. Byliśmy dziećmi.

-Serio? A ja miałam wrażenie że właśnie siedzę z dzieckiem.

Wtem nasz intensywny dialog przerwał głośny huk pioruna. Jimin podskoczył w miejscu i złapał mnie za rękę.

-Ty się boisz? -zaśmiałam się ale ewidentnie Jiminowi nie było do śmiechu. Miałam wrażenie że nawet oczy ma dwa razy większe niż chwilę temu. -Ty się serio boisz. -chłopak się skrzywił i zabrał dłoń.

-N-no może. -nagle cały zesztywniał. Po chwili odczuwalny był już wiatr.

-Wiesz Jimin.. nie chcę cię straszyć ale chyba burza idzie w naszą stronę.

-Co?! -pierw jego panika była śmieszna ale z czasem miałam wrażenie, że on dostanie jakiegoś ataku. Obróciłam się by cokolwiek dojrzeć ale przez światło ogniska to było nie możliwe. Znów spojrzałam na bladego jak ściana Jimina u którego na policzku pojawiła się łza.

-Hej Jimin... żartowałam. Nie będzie burzy. -wiedziałam, że prędzej czy później zacznie grzmieć, ale wolałam nie nakręcać tej panikary obok mnie. Jak na MOJE SZCZĘŚCIE gdzieś w pobliżu piorun rypnął w ziemię tak, że oboje poczuliśmy wibracje pod siedzeniami. Jimin znów podskoczył i odruchowo przytulił pierwszą rzecz (lub osobę) która była w pobliżu... padło na mnie.

-Oh.. no cóż.. przynajmniej nie pada. -próbował zgrywać odważniaka jednak w tym momencie zaczęła się niezła ulewa.

-No to są chyba żarty jakieś! -ognisko zgasło w mgnieniu oka, a na nas nie było już praktycznie suchej nitki. Ruszyliśmy przed siebie w poszukiwaniu jakiegoś schronienia co było trudne przez nawałnicę i mrok jaki panował dookoła.

-Milena chyba wiem gdzie jestem. Powinnismy skręcić w prawo.

-O nie! To przez ciebie się zgubiliśmy. Teraz ja prowadzę. -złapałam go za rękę i pociągnęłam za sobą.
Po paru minutach znalazłam jakieś wgłębienie skalne. Bez wahania weszłam do środka ciężko oddychając.

-Teraz to utknęliśmy. -oznajmiłam, a wściekłość dosłownie kipiała z moich ust. -Pięknie. Po prostu świetnie. Jeszcze jest tu tak ciemno..

-To się da załatwić. -wtrącił Jimin i po chwili wyjął z kieszeni telefon i zapalił latarkę. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę.

-Czy ty miałeś przez cały ten czas przy sobie telefon? -zapytałam z zaciśniętymi zębami.

-No tak, a co?

-TY...! YGH! -nagle coś zaczęło szeleścić bardziej niż deszcz.

-Co to było? -zapytał trzymając dłoń na moich ustach tak żebym była cicho. Skierował latarkę w górę i nagle stado nietoperzy ruszyło w stronę wyjścia z tej jaskini. Niesamowicie przeraźliwy pisk otoczył naszą dwójkę, a po chwili znów nastała totalna cisza.
-CO TO MIAŁO BYĆ?? -złapałam się za serce obawiając się zawału i usiadłam na ziemi by opanować szok. Jimin rozglądał się po skałach.

-OOO może to jaskinia Batmana!? Milena zobacz to! Haha!

-Od kiedy ten idiota się tak dobrze bawi? Jeszcze przed chwilą prawie płakał na widok nadchodzącej chmurki... -prychnęłam pod nosem i powoli próbowałam wstać.

-Kim jesteś kobieto? -zapytał ochrypłym głosem jak z filmu.

-Co ty chrzanisz Jimin?

-Nie jestem Jimin. Jestem Bruce Wayne.

-Jimin.. -podeszłam trochę zrezygnowana do niego i otarłam jego mokrą od deszczu twarz. -Jesteś idiotą. Nie batmanem.

-Mylisz się. Jestem batmanem. -rozłożył ręce jak do lotu i nabrał powietrza do płuc.

-Jimin.. jesteś za niski na batmana. Możesz być NAJWYŻEJ Robinem. -zaczęłam się śmiać ze swojego jakże prze śmiesznego pocisku a Jimin wykrzywił swoją twarz w grymas niezadowolenia. -Oj nie przejmuj się. Robin był dobrym pomocnikiem. -poczochrałam jego mokre włosy.

-Jesteś pewna?? -nagle złapał mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię.

—————————————————
Jimin batmanem? Hmm.. ciekawy pomysł na kolejne opowiadanie 😂 z racji że dzisiaj deszczowy dzień (przynajmniej u mnie) to łapiecie ode mnie deszczowy rozdział ❤️ no następnego 👋🏻

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro