3.
-Bo robi się ciemno, a ty jesteś przemoczona i masz sine usta. W aucie jest ogrzewanie.
-Jimin, ja nie chcę już twojej pomocy okej? -czułam jak po moim policzku spływa łza więc szybko ją otarłam. Jimin zaś zdjął swoją bluzę i nałożył na mnie. Naciągnął kaptur na moje mokre włosy i lekko się uśmiechnął.
-Coś wymyślimy. -objął mnie ramieniem i pocierał żeby było mi cieplej. -Wracamy.
-Wiesz którędy? Jest ciemno, a ja nie mam telefonu.
-Wiem jak iść.. nikt nie zdziera tyle pajęczyn co ty. -uśmiechnął się i tym samym wywołał lekki uśmiech na mojej.
Szliśmy już jakiś czas, a mi doskwierały przemoczone ubrania. Jimin posadził mnie na pieńku.
-Co robisz? -patrzyłam jak zbiera jakieś patyki i gałęzie.
-Zanim wrócimy zdążysz nam zamarznąć. -rozpalimy ognisko to się ogrzejemy i osuszysz trochę ubrania. Nic nie odpowiadałam bo doskonale widziałam gęsią skórkę na ciele chłopaka. W mgnieniu oka ułożył wręcz perfekcyjny stosik z drewna i wyjął zapalniczkę.
-Palisz? -zapytałam zdumiona.
-Nie, ale mój przyjaciel pali. Trzymam ją, bo czasami zapomina o swojej. -uśmiechnął się, a jego twarz w półmroku nabrała całkiem innego wyrazu. Chwilę później siedziałam przy przyjemnym ognisku. Jimin kucnął bliżej ognia i popatrzył w moją stronę. -No chodź. Tu jest zabawniej. -zażartował, a jego oczy błyszczały od ognia. Posłusznie zajęłam miejsce obok niego, a chłopak objął mnie ramieniem. -Już ci cieplej?
-Tak.. Dzięki. -powiedziałam lekko zawstydzona. -Jednak jesteś trochę mniej wkurzający niż kiedyś. -Jimin wyraźnie uznał to za komplement, bo uśmiechnął się od ucha do ucha ale w mgnieniu oka znów próbował zachować spokój i pozostawił to bez komentarza.
-Brakuje mi takich wypadów.. -zaczął. Popatrzyłam na twarz Jimina. Był wpatrzony w ogień, w którym grzebał teraz patykiem. -Żeby tak jak kiedyś pojechać na ognisko ze znajomymi.. trochę poszwędać się... nawet zgubić. -zaśmiał się. -Ale żeby odciąć się od świata. Dałbym wszystko za chociaż jeden taki dzień. -kącik jego ust lekko uniósł się w górę, a ja teraz też wpatrywałam się w płomienie. Nie wiem jak wygląda jego życie, ale ja wychowując się w Polsce miałam bardzo dużo wolnego czasu. Swój wzrok znów zwróciłam na Jimina, któremu drżały wargi. Prawdopodobnie było to wywołane zimnem i zmęczeniem. Zdjęłam bluzę i okryłam połową materiału Jimina. Chłopak przysunął się do mnie trochę zdziwiony.
-Nie myśl sobie że po jednym dniu będę cię lubiła. To tylko dlatego że sytuacja tego wymaga. -przytuliłam się do ciała Jimina, a on lekko się zaśmiał. -Wiem że na mnie lecisz.
-Pf! Może w twojej tępej czaszce.
-Przecież przeprosiłem cię za złamanie nogi.
-Przez ciebie moje wakacje na obozie skończyły się dwumiesięcznym gipsem!
-Nie moja wina że jesteś ciapą! -zaczął się śmiać.
-Ja ciapą?? A kto cię ratował kiedy twój kajak się przewracał??
-No ale to ty wywróciłaś kajak
-Bo ty mnie popchnąłeś!
-Aish! Milena~ to było dawno. Byliśmy dziećmi.
-Serio? A ja miałam wrażenie że właśnie siedzę z dzieckiem.
Wtem nasz intensywny dialog przerwał głośny huk pioruna. Jimin podskoczył w miejscu i złapał mnie za rękę.
-Ty się boisz? -zaśmiałam się ale ewidentnie Jiminowi nie było do śmiechu. Miałam wrażenie że nawet oczy ma dwa razy większe niż chwilę temu. -Ty się serio boisz. -chłopak się skrzywił i zabrał dłoń.
-N-no może. -nagle cały zesztywniał. Po chwili odczuwalny był już wiatr.
-Wiesz Jimin.. nie chcę cię straszyć ale chyba burza idzie w naszą stronę.
-Co?! -pierw jego panika była śmieszna ale z czasem miałam wrażenie, że on dostanie jakiegoś ataku. Obróciłam się by cokolwiek dojrzeć ale przez światło ogniska to było nie możliwe. Znów spojrzałam na bladego jak ściana Jimina u którego na policzku pojawiła się łza.
-Hej Jimin... żartowałam. Nie będzie burzy. -wiedziałam, że prędzej czy później zacznie grzmieć, ale wolałam nie nakręcać tej panikary obok mnie. Jak na MOJE SZCZĘŚCIE gdzieś w pobliżu piorun rypnął w ziemię tak, że oboje poczuliśmy wibracje pod siedzeniami. Jimin znów podskoczył i odruchowo przytulił pierwszą rzecz (lub osobę) która była w pobliżu... padło na mnie.
-Oh.. no cóż.. przynajmniej nie pada. -próbował zgrywać odważniaka jednak w tym momencie zaczęła się niezła ulewa.
-No to są chyba żarty jakieś! -ognisko zgasło w mgnieniu oka, a na nas nie było już praktycznie suchej nitki. Ruszyliśmy przed siebie w poszukiwaniu jakiegoś schronienia co było trudne przez nawałnicę i mrok jaki panował dookoła.
-Milena chyba wiem gdzie jestem. Powinnismy skręcić w prawo.
-O nie! To przez ciebie się zgubiliśmy. Teraz ja prowadzę. -złapałam go za rękę i pociągnęłam za sobą.
Po paru minutach znalazłam jakieś wgłębienie skalne. Bez wahania weszłam do środka ciężko oddychając.
-Teraz to utknęliśmy. -oznajmiłam, a wściekłość dosłownie kipiała z moich ust. -Pięknie. Po prostu świetnie. Jeszcze jest tu tak ciemno..
-To się da załatwić. -wtrącił Jimin i po chwili wyjął z kieszeni telefon i zapalił latarkę. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę.
-Czy ty miałeś przez cały ten czas przy sobie telefon? -zapytałam z zaciśniętymi zębami.
-No tak, a co?
-TY...! YGH! -nagle coś zaczęło szeleścić bardziej niż deszcz.
-Co to było? -zapytał trzymając dłoń na moich ustach tak żebym była cicho. Skierował latarkę w górę i nagle stado nietoperzy ruszyło w stronę wyjścia z tej jaskini. Niesamowicie przeraźliwy pisk otoczył naszą dwójkę, a po chwili znów nastała totalna cisza.
-CO TO MIAŁO BYĆ?? -złapałam się za serce obawiając się zawału i usiadłam na ziemi by opanować szok. Jimin rozglądał się po skałach.
-OOO może to jaskinia Batmana!? Milena zobacz to! Haha!
-Od kiedy ten idiota się tak dobrze bawi? Jeszcze przed chwilą prawie płakał na widok nadchodzącej chmurki... -prychnęłam pod nosem i powoli próbowałam wstać.
-Kim jesteś kobieto? -zapytał ochrypłym głosem jak z filmu.
-Co ty chrzanisz Jimin?
-Nie jestem Jimin. Jestem Bruce Wayne.
-Jimin.. -podeszłam trochę zrezygnowana do niego i otarłam jego mokrą od deszczu twarz. -Jesteś idiotą. Nie batmanem.
-Mylisz się. Jestem batmanem. -rozłożył ręce jak do lotu i nabrał powietrza do płuc.
-Jimin.. jesteś za niski na batmana. Możesz być NAJWYŻEJ Robinem. -zaczęłam się śmiać ze swojego jakże prze śmiesznego pocisku a Jimin wykrzywił swoją twarz w grymas niezadowolenia. -Oj nie przejmuj się. Robin był dobrym pomocnikiem. -poczochrałam jego mokre włosy.
-Jesteś pewna?? -nagle złapał mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię.
—————————————————
Jimin batmanem? Hmm.. ciekawy pomysł na kolejne opowiadanie 😂 z racji że dzisiaj deszczowy dzień (przynajmniej u mnie) to łapiecie ode mnie deszczowy rozdział ❤️ no następnego 👋🏻
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro