2.
-GAMONIU jak mogłeś nie zatankować auta?? -stanęłam dosłownie między jego nogami i miałam ochotę rozszarpać jego debilizm.
-No jakoś tak wyszło. -wzruszył ramionami.
-Mijaliśmy chyba 3 stacje! Spojrzałeś chociaż na wskaźnik?
-No myślałem że dojadę.
-Jak można być takim głąbem i... Uh... no nic. Idę do samochodu. -warknęłam i zabrałam swoje rzeczy.
-Co robisz? -zapytał, a ja stanęłam znów przy drodze w oczekiwaniu na jakąkolwiek podwózkę.
-Nie widać? Próbuję dojechać do domu.
Minął kolejny szmat czasu, a w pobliżu nie pojawił się ani jeden pojazd. Na domiar złego w moim telefonie nie było zasięgu.
Siedziałam na jeszcze ciepłym asfalcie i usłyszałam trzask gałęzi. Spojrzałam w stronę lasu i zobaczyłam, że Jimin gdzieś znika.
-Gdzie idziesz? -zapytałam zdziwiona jego zachowaniem.
-Poszukać jakiejś pomocy.
-W lesie..
-Zawsze w lesie jest jakiś leśniczy albo chatka strażnicza. Może nam pomogą. -chwilę próbowałam wybić sobie z głowy pieszą wycieczkę po lesie z tym gamoniem jednak ostatecznie spakowałam swoje rzeczy do bagażnika i po zamknięciu samochodu, już we dwójkę udaliśmy się w głąb gęstego lasu.
-Na pewno wiesz gdzie idziesz? -kroczyłam po śladach chłopaka żeby nie wdepnąć w jakąś niespodziankę.
-Jasne. -wtem niewiadomo skąd oberwałam gałęzią od najbliższego krzaka. Przysięgam, że kiedyś zniszczę tego Jimina.
-Nie mówisz tego przekonująco..
-Nie zgubimy się. -uspokoił mnie. Wędrowaliśmy już jakiś czas, a ja zdążyłam wejść w trzy pajęczyny, wdepnąć w błoto, kałużę i coś, co przypominało zwłoki zwierzęce.
-Jimin ja chcę do domu.. -jęknęłam tracąc nerwy. Miałam ochotę usiąść i się rozpłakać, bo ten dzień zdecydowanie nie należał do najlepszych w moim życiu.
-Milena, już niedaleko.
-Boli mnie noga. -zatrzymaliśmy się. Jimin obrócił się w moją stronę i zlustrował mnie wzrokiem. Wtem obrócił się i kucnął. -Co robisz? -zapytałam.
-Boli cię noga to wskakuj. Poniosę cię. -ostatnim razem wyzywał mnie od puszków bo byłam cięższa niż on.
-Nie bo jeszcze cię połamię.
-Nie żartuj sobie. Chyba że wolisz iść sama. -ostatecznie wskoczyłam na plecy Jimina i owinęłam ręce wokół jego ramion. Chłopak złapał mnie za podudzia i z lekkością podrzucił mnie sobie trochę wyżej żeby łatwiej było mu chodzić.
Szliśmy w kompletnej ciszy. Jedyne co można było usłyszeć to śpiew ptaków i szelest drzew. Przyznam szczerze, że spodobało mi się TAKIE zwiedzanie kiedy nie muszę używać swoich nóg. Miałam czas także przyjrzeć się chłopakowi, którego zapamiętałam w czarnych włosach i okularkach. Teraz jego cera była gładka, a włosy jasne. Na jego twarzy były widocznie zarysowane kości policzkowe, a i ramiona wydawały się być lepiej zbudowane. Perfumy chłopaka idealnie zlały się z zapachem drzew, a moje nerwy jakoś ustały. Przyłożyłam głowę do ciała chłopaka i wypuściłam powietrze ustami.
-Pięknie tu.. -głośno pomyślałam, na co Jimin się ze mną zgodził. Gdy się tak rozglądałam pech chciał że tym razem wylądowałam w pajęczynie twarzą. Zaczęłam się miotać żeby zdjąć z siebie lepką nić a razem ze mną zachwiał się Jimin. Ostatecznie wylądowałam plecami na mchu, a na mnie leżała teraz ta uśmiechnięta kluska.
-Nic ci nie jest? -zapytał śmiejąc się.
-Jeśli po raz kolejny nie złamałeś mi nogi to nie, wszystko gra. -w końcu sama zaczęłam się śmiać. Jimin pomógł mi się podnieść z ziemi i otrzepać z brudu. -Jimin..
-Też to słyszę. Strumień. -udaliśmy się w stronę szumu wody. Stanęłam na najwyższym punkcie jakim był głaz o wysokości pół metra i modliłam się o zasięg. -Milena nie ruszaj się.. -zastygłam na komendę chłopaka i nagle poczułam tępy ból na moich plecach. Przez moc uderzenia straciłam równowagę i rypłam wprost do wody. Wyjęłam głowę z wody i morderczym wzrokiem wycelowałam w Jimina. Ten zaczął się śmiać.
-Nic ci nie jest?
-CO TO MIAŁO DO CHOLERY BYĆ PARK JIMIN?
-No co? Miałaś pająka. -dopiero teraz zauważyłam jak wielką kłodą dostałam po plecach.
-Nie mogłeś go ośle zrzucić jakoś normalnie? -przetarłam oczy i uświadomiłam sobie że nie mam telefonu. Zaczęłam panicznie go szukać pod wodą i znalazłam, tyle że był pęknięty i już nie działał. Sapnęłam i zdołowana w ciszy wyszłam z wody.
-Hej.. Milena. Dokąd idziesz?
-Nieważne. -ruszyłam przed siebie zastanawiając się jakie nieszczęście mnie jeszcze napotka. Wiedziałam, że Jimin idzie za mną ale nie miałam zamiaru naruszać mojej przestrzeni osobistej jego obecnością.
-Milena.. -jęczał z tyłu.
-Co?
-Przepraszam noo..
-Wypchaj się.
-Powinniśmy zawrócić. -zatrzymałam się i czekałam aż chłopak się zbliży.
-A Skąd ten wniosek?
-Bo robi się ciemno, a ty jesteś przemoczona i masz sine usta. W aucie jest ogrzewanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro