Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

°70

70/100
Jeszcze 30 rozdziałów :')

🌹Zagrożone życie🌹

Nie pamiętam nawet kiedy dostałam się do mojej dziewczynki do szpitala. Cała droga, którą pokonaliśmy samochodem była widziana przeze mnie przez mgłę. Chciałabym, żeby to okazał się koszmar. Oby Hae była cała i zdrowa…

Samo wejście do budynku nie było problemem...problemem, było dostanie się do niej. Mimo, że jesteśmy rodzicami musieliśmy poczekać, by dowiedzieć się co z małą. 

Na całe szczęście na korytarzu udało spotkaliśmy mamę Jimina. Widać było, że kobieta była bardzo przejęta zdrowiem swojej jedynej wnuczki. Ona bardzo ją kocha i zrobiłaby wszystko, by była szczęśliwa. Hae była jej oczkiem w głowie. 

-Mamo jak to się stało, że Hae straciła przytomność? - zapytał Jimin siadając obok niej na krześle w poczekalni. Kobieta jedynie wzdychnęła nerwowo i oparła się łokciami o stół. 

-Nie wiem synku… - wyjeła chusteczkę z kieszeni i wytarła sobie zapłakane oczy. - Bawiła się z Mochim i nagle upadła. Z jej oka zaczęła płynąć krew...nie wiesz jak bardzo się wystraszyłam. Mam nadzieję, że to nie jest nic groźnego. 

Jimin jedynie objął swoją matkę i pogłaskał ją po plecach pocieszająco. Kobieta objęła go, a ja rozczulona patrzyłam na ich cudowną więź. 

-Lekarz nic pani nie mówił? - zapytałam siadając po jej drugiej stronie. Kobieta zaprzeczyła gestem głowy. - Czyli pozostaje nam czekać… - mruknęłam i wstałam z krzesła. Zaczęłam chodzić w kółko. 

-A co jeśli to coś poważnego? - zapytałam wystraszonym głosem i oparłam się czołem o blado niebieską ścianę. Jedyne o czym myślałam to zdrowie córki. Poronienie zeszło na drugi plan…w tym momencie nic na to nie poradzę, ale Hae. Zdrowie i życie Haeun to mój priorytet. W końcu jestem jej mamą do cholery, a czasami czuje jakbym robiła za mało i nie dostarczała jej tyle uwagi ile trzeba. Nie jestem dobrą mamą. 

-Wszystko będzie dobrze skarbie - odezwał się chłopak i pociągnął mnie do siebie na kolana. Objął mnie rękami wokół talii i położył podbródek na ranieniu. 

-To samo mówiłeś z - już miałam dokończyć zdanie, ale uświadomiłam sobie, że obok siedzi jego matka, a moja przyszła teściowa. Nie chcę, by wiedziała, że straciłam potomka. Założę się, że uznałaby mnie za nieudacznika. Starsze koreanki są bardzo nieznośne i szczere do bólu. 

-Cieszę się, że dałaś mu drugą szansę - rzekła koreanka ze szczerym uśmiechem na twarzy. - Jesteście taką piękną parą. Kiedy ślub? 

Zachłysnęłam się powietrzem i zaczęłam kaszleć. Jimin zaczął że śmiechem klepac mnie po plecach. 

-To nie jest zabawne! - uniosłam ton głosu. - Mogłam się udusić…

-To kiedy nasz ślub? - po zadaniu tego pytania zauważyłam, że oczy chłopaka zaczęły błyszczeć z ekstytacji, a na policzkach pojawiły się rumience. Małe, ale zauważalne z bliskiej odległości. 

-Przepraszam, że wam przerwę…mam wyniki badań - odezwał się głos lekarza, a ja natychmiast zeszłam z kolan chłopaka i podbiegłam pod gabinet lekarza. Było mi wstyd, że zobaczył nas w takiej sytuacji. Czułam się jak najgorsza matka świata. Nie dość, że moja kochana córeczka jest w szpitalu to jeszcze zamiast czuwać normalnie przed salą ja siedziałam na kolanach jej ojca i zajmowałam się bzdurami. 

Weszłam razem z Jiminem do szarego gabinetu. I usiedliśmy naprzeciwko niego. On założył swoje okulary i wyjął z szuflady biurka teczkę zdrowia Haeun. Nie była ona duża. Hae nigdy nam nie chorowała. Co dziwne nigdy nie miała grypy czy anginy. Jej rówieśnicy są chorzy cały czas, a Hae? Czasami zastanawiam się czy to normalne. 

-Park Haeun została do nas przyjęta przed godziną trzynastą. Zrobiliśmy jej podstawowe badania i one nic nie wskazały - uśmiechnęłam się, ale lekarz wyjął z teczki zdjęcie rentgenowskie i odwrócił je w naszą stronę. - Ale gdy zrobiliśmy jej prześwietlenie głowy zauważyliśmy coś nieprawidłowego. 

Wskazał długopisem małą białą plamę w miejscu gdzie powinna być gałka oczna. 

-Ta biała plama to guz. Przykro mi to mówić, ale państwa córka ma nowotwór oka - Nie wiedziałam co odpowiedzieć…spuściłam wzrok na podłogę, a Jimin zapytał… 

-A-ale jak to panie doktorze…jak to mogło się stać? Przecież Hae nigdy nie chorowała, a teraz nagle ma raka? - zerknęłam na niego kątem oka. Zauważyłam, że z jego oczu leciały łzy. Jego policzki były czerwone. Nagle poczułam się gorzej i popłakałam się razem z nim. Przytuliłam się do niego, a on objął mnie pocieszająco rekami. 

-Haeun nie zachorowała tak po prostu z otoczenia. Dziewczynka zachorowała ponieważ uszkodzony gen, który został jej przekazany przez jedno z was  uaktywnił się dopiero teraz - rzekł lekarz oglądając wyniki badań. - Ale bądźmy dobrej myśli. Haeun to silna dziewczynka i na pewno wyzdrowieje.

Odwróciłam zapłakaną twarz od szyi mężczyzny i spojrzałam na lekarza czerwonymi oczami. 

-Co mamy robić? Zrobię wszystko, by moja córka wyzdrowiała. 

-Na sam początek zapiszemy ją na listę do przeszczepu. To może minąć trochę czasu zanim znajdziemy odpowiedniego dawcę, ale miejmy nadzieję, że ta osoba szybko się znajdzie. Gdy już ją zapiszemy na listę Haeun zacznie przychodzić do szpitala na chemioterapię, żeby nowotwór nie rozprzstrzenił się na inne narządy. Spokojnie z tego co widzę nowotwór nie jest złośliwy, więc będzie łatwy do wyleczenia - uśmiechnął się pocieszająco i wyciągnął dłoń w naszą stronę. Uścisnęłam ją razem z Jiminem. 

-Zrobię wszystko, by wasze dziecko wyzdrowiało. Zdążyłem już ją poznać i to naprawdę złota dziewczynka. Utalentowana i dobra. 

-Dziękujemy doktorze - odezwał się Jimin i odsunął się razem ze mną opierając się o oparcie krzesła. - Możemy ją zobaczyć? 

-Oczywiście. Opatrzylismy jej oko, więc może być troszkę zdezorientowana, ale o dziwo nie płakała. Pacjentka jest bardzo odważna. - wstał z krzesła i pokazał nam gestem dłoni, żebyśmy poszli za nim. 

Po kolei mijaliamy sale i gabinety. Chorzy ludzie patrzyli się na nas jak na przybyszów z innej planety, a pielęgniarki spoglądał na nas swoim monotonny wzrokiem i wracały do swoich obowiązków. Po jakiś dziesięciu minutach stanęliśmy przed salą numer 238. Na drzwiach były poprzyklejane kolorowe kwiatki, więc to napewno sala dziecięca. Po przekroczeniu jej uśmiechnęłam się ze łzami w oczach i szybkim krokiem udałam się do łóżeczka, w którym leżała Hae. Usiadłam na nim i spoglądając na jej zabandażowane oczy pogłaskałam ją po głowie. 

-Moja kochana córeczka...mamusia już tu jest - pochyliłam się i ignorując ból w podbrzuszu pochyliłam się nad nią i ucałowałam jej czoło. Mała lekko poruszyła się przez sen i odwróciła głowę w naszą stronę. 

-Dobrze, że szybko zareagowaliście - zaczął lekarz. - Gdyby choroba Haeun została wykryta później na pewno nie byłoby szans na to, by ją uratować. Choroba tak poważna jak nowotwór niszczy organizm w zastraszającym tempie. Stawiam, że po trzech miesiącach miałaby już przerzuty na inne narządy. 

Spojrzałam na niego z Jiminem, a lekarz dodał. 

-Dam wam jakieś pół godziny na wizytę. Dziewczynka musi odpoczywać. 

-Haeun musi tu zostać? - zapytał Jimin podchodząc do łóżka. 

-Na wszelki wypadek musimy mieć ją na obserwacji - odpowiedział i podszedł do drzwi. Otworzył je i ostatni raz odwrócił się do nas. - Bądźcie dobrej myśli. Wszystko na pewno będzie dobrze. 

Uśmiechnął się do nas pocieszająco i wyszedł z pomieszczenia zostawiając nas samych z córką. 

-Dlaczego mamy takiego pecha… - rzekł Jimin siadając naprzeciwko mnie na łóżku koło śpiącej Haeun. - Wszystko było dobrze do tej pory…czemu nie mogło być tak zawsze… 

-Nie wiem…najwyraźniej nasze szczęście się skończyło, a pech przejął nasze życie - odparłam gdy głaskałam Hae po głowie. 

-Twoje poronienie i choroba naszej córki to najgorsze co mogło mi się zdarzyć w życiu…- spojrzałam na niego starając się opanować emocje. 

Spojrzałam na nich. Jedność mojej rodziny jest zagrożona. Muszę zrobić wszystko, by było tak jak na samym początku. Muszę bardziej postarać się, by Hae wyzdrowiała i, żeby wyrosła na piękną, inteligentną, zdrową kobietę. 

🌹🌹🌹

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro