Rozdział 6: Bieg w deszczu
Evelyn siedziała przy stoliku w pomieszczeniu socjalnym na posterunku. Spokojnie i niepośpiesznie piła kawę. Poczuła jak na telefonie, który leżał na blacie stolika pojawia się przychodzące połączenie od jej mamy, Emmy. Zielonooka od razu odebrała połączenie. Trzymała przed sobą urządzenie by rodzicielka dobrze mogła zobaczyć ją przez kamerkę. Starsza kobieta przez chwilę motała się jakby nie mogła znaleźć odpowiedniego kąta by utrzymać swój telefon. Niby już tyle razy rozmawiały przez kamerki, a wciąż starsza Anderson miewała z tym problemy. Evelyn była podobna z wyglądu do swojej mamy, odziedziczyła po niej czekoladowe brąz włosy oraz zielone oczy. Ale ich charaktery się różniły. Emma była pogodną i przyjazną kobietą. Łatwo nawiązywała z innymi znajomość. Nie dało jej się nie lubić. James, tata Evelyn, miał niebieskie oczy i szare włosy, które kiedyś były blond. Był spokojnym i powściągliwym człowiekiem. Choć nie brakowało mu humoru. Evelyn miała wrażenie, że nic nie odziedziczyła po tacie, choć humor mieli podobny. Zastanawiała się jak tak dobrym i ułożonym ludziom trafił się mały diabełek jak ona. Nikt inny w rodzinie nie sprawiał takich problemów jak ona, ani po stronie jej mamy ani taty. Czasami czuła się jakby w ogóle do nich nie pasowała.
Emma radośnie przywitała się z córką, na co Evelyn przywitała się mniej entuzjastycznie, ale nie dla tego że nie cieszyła się z widoku mamy, po prostu nie emanowała od niej taka radość i czułość jak od Emmy.
- Wiesz że jestem w pracy?
- A kiedy nie jesteś? Ciągle pracujesz skarbie.- stwierdziła Emma i poniekąd miała rację. Dlatego Emma nie przejmowała się czy dzwoni do córki gdy ta jest w mieszkaniu czy w trakcie badania jakiejś zbrodni. Każda pora jest dobra na rozmowę z mamą. To zawsze Evelyn zawstydzało. Jej rodzicielka nigdy nie kryła swoich uczuć do córki, nie ważne czy była dzieckiem czy już dorosłą osobą.
Emma wypytywała córkę jak mija jej dzień oraz jak ogólnie się czuje. Evelyn odpowiadała krótko, niezbyt wylewnie, ze względu że ostatnie dni wcale kolorowe nie były oraz nie chciała obarczać rodzicielki swoimi problemami. Męczyły ją koszmary, Gavin był dziwnie cichy i mało dupkowaty jak na niego. A jedną z przyjemniejszych rzeczy w ciągu ostatniego czasu były rozmowy z Connor'em. Android był na prawdę dobrym rozmówcą. Evelyn miała wrażenie że zaprzyjaźnia się z nim. Widziała również jak nastawienie Hank'a względem Connora zmieniło się. Mężczyzna wyglądał na mniej przybitego życiem choć spraw z defektami nie brakowało i miał dużo roboty. Stawał się pogodniejszy jakby pojawienie się androida zaczynało go odmieniać. Nawet zaczął mniej pić. Zauważyć to można było po prostym fakcie. Często w pracy było czuć od niego alkohol, teraz było inaczej. Nie przychodził do pracy tak skacowany jak przedtem. To była bardzo dobra zmiana.
Gavin w ogóle nie wspominał o sytuacji między nim i Evelyn gdy mogło dojść do ich pocałunku. Zachowywał się inaczej względem niej, choć dla innych pozostał taki sam. Nawet przestał podkradać jej jedzenie gdy przynosiła posiłek do pracy więc sama zaczęła go częstować. Brakowało jej ich wspólnych przekomarzań. Nie widziała o co dokładnie mu chodzi. Gdy pytała, olewał ją albo zmieniał temat. Frustrowało ją to. A w sprawie zmiany partnera, odmówiła. Jakoś nie potrafiła odejść gdy Reed zachowywał się tak dziwnie.
Emma z początku radośnie trajkotała o tym co u niej albo James'a. Jednak później gdy zielonooka poprosiła czy może porozmawiać z tatą, Emma spochmurniała. Próbowała się wymigać twierdząc że James jest zajęty, że niby jest w pracy choć była sobota po południu. Evelyn wiedziała kiedy jej mama kłamie, Emma była kiepską kłamczuchą. W końcu kobieta odpuściła i poszła z telefonem do innego pokoju.
Evelyn zmarszczyła brwi widząc jej tatę leżącego w łóżku z podpiętą kroplówką. Zielonooka wystraszyła się. Do tego momentu myślała że z ojcem wszystko jest w porządku. Okazało się że mężczyzna miał operację serca po zawale, którego dostał w czasie pracy. Był szeryfem w ich rodzinnym miasteczku, które znajdowało się pod Saint Louis. A raczej już nim nie był. Zrezygnował z pracy ze względu na zdrowie.
Evelyn była zła na rodziców że nic jej nie powiedzieli, ale wytłumaczyli się tym samym przez co ona nie chciała dzielić się swoimi problemami, nie chcieli dawać jej więcej zmartwień bo i tak miała ich wystarczająco dużo.
James zapewniał ją że wszystko z nim w porządku, że czuje się lepiej. Żartował że teraz będzie miał czas na swoje hobby, budowanie domków dla ptaków. Zapewnienia mężczyzny uspokoiły jego córkę.
W końcu Evelyn musiała skończyć rozmowę.
- Kocham was.- uśmiechnęła się do ekranu gdzie widziała radosne twarze jej rodziców, którzy mówili jak bardzo ją kochają.
Evelyn wstała od stolika po skończonej rozmowie. Wrzuciła papierowy kubek po kawie do kosza, a gdy się odwróciła zobaczyła Gavin'a stojącego w przejściu. Opierał się ramieniem o framugę krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
- Masz kochających rodziców. Można pozazdrościć.- powiedział beznamiętnie choć w jego oczach przez moment można było dostrzec cień bólu.
- A twoi jacy są?- zielonooka zaczęła zbliżać się do wyjścia gdzie stał Reed. Mężczyzna odbił się od framugi i odwrócił po czym ruszył przed siebie. Evelyn westchnęła jedynie. Może to nie był przyjemny temat dla niego. Podbiegła trochę by go dogonić.
- Ubierz się. Jedziemy na patrol.- oznajmił bez entuzjazmu Reed gdy podszedł do swojego biurka i wziął kurtkę. Mieli kończyć zmianę, ale musieli zastąpić dwóch funkcjonariuszy przy patrolu. Coś im wypadło, a akurat Anderson i Reed byli pod ręką więc kapitan zwalił to na nich.
Na zewnątrz padał deszcz więc Evelyn wzięła parasol. Reed'owi nie przeszkadzało że pada. Lecz ledwo jego noga stanęła na chodniku gdy wyszedł spod dachu posterunku, pojawił się nad nim parasol. Zerknął w bok gdzie stała Evelyn. Zielonooka nic nie powiedziała, ale miała miękki wyraz twarzy, przez który Gavin poczuł przyjemne ciepło w klatce piersiowej. Burknął coś w stylu "miejmy to z głowy" po czym ruszyli chodnikiem przed siebie. Mieli do patrolu ulice blisko posterunku więc darowali sobie jazdę samochodem. Dzień nie był zimny i mógłby być ładny gdyby nieustanny deszcz. Choć nawet w tak ponurej rzeczy było coś pozytywnego, w końcu woda jest dawcą życia.
Spacerowali w ciszy. Evelyn starała się skupić na obserwowaniu, szukaniu czegokolwiek by odwrócić myśli od jej partnera. Mogłoby coś się stać, choćby jakaś potyczka między cywilami. Ale jak na złość nic się nie działo.
- Muszę zapalić.- odezwał się Gavin. Evelyn oderwała wzrok od ulicy, po której jeżdżą pojazdy.
- Chyba nie chcesz wyjść na deszcz?
Reed jedynie wzruszył ramionami. Nie lubiła gdy Gavin przy niej pali, nie raz mu powtarzała by tego nie robił, ale jak to on robił jej na złość. Jednak tym razem sam z siebie wybrał by odejść i stać na deszczu niż stać pod parasolem i pozwolić by dym leciał na zielonooką.
- Podejdźmy tam.- wskazała zadaszenie przydrożnego sklepu i lekko popchnęła mężczyznę w tym kierunku.
Anderson stanęła pod zadaszeniem sklepu i oddała parasolkę Reed'owi. Mężczyzna bez słowa oddalił się by zapalić. Przez ramię zerknął na zielonooką. Miał mętlik w głowie. Sądził że Evelyn przyjmie ofertę Fowler'a po tym jak poprosiła go o przydział do Hanka i Connora. Wydawało się to oczywiste że chce zmienić partnera po tym jak się pokłócili. Jednak po kilku dniach gdy to nie nastąpiło, a Evelyn zachowywała się normalnie, nie wiedział co myśleć. Dał jej tyle powodów by odejść, a jednak ona uparcie przy nim była. Wtedy gdy go opatrzyła. Gdy to wspominał czuł się zawstydzony, a nigdy przez żadną kobietę tak się nie czuł. To on był alfą, twardzielem, łamaczem serc, a nie miękką kluchą. Jednak nie potrafił tego uczucia się pozbyć. Nigdy by nie przypuścił że ktoś może go tak zmiękczyć. Ale czy było to złe? Mniej czy bardziej świadomie przez ostatnie dni próbował to przetrawić, a nawet starał się być mniej dokuczliwy dla Evelyn tylko po to by nie zostawiła go.
Reed mocno się zaciągnął dopalając papierosa po czym wypuścił dym z ust i rzucił peta na chodnik. Wrócił do Anderson. Gdy wysunął rękę by oddać jej parasol ich dłonie zetknęły się na moment. Reed szybko zabrał rękę i schował dłonie do kieszeni kurtki odwracając wzrok. Evelyn speszona niespodziewanym dotykiem również odwróciła wzrok. W niezręcznej ciszy ruszyli dalej by patrolować ulice Detroit.
Gavin bił się z myślami. Nieświadomość czegoś go męczyła bo nie wiedział co w końcu Evelyn zdecyduje w sprawie partnera.
- Ta atmosfera mnie dobija.- odezwała się zielonooka.- Już wolałam nasze kłótnie. Więc powiedz prosto z mostu o co ci chodzi? Czemu jesteś taki... cichy?
Gavin nerwowo przeczesał włosy dłonią. Może warto było zrzucić z siebie ciężar. Raczej nie pogorszy to i tak kiepskiej relacji między nimi.
- Wiem że Fowler zaproponował ci zmianę partnera i to nie pierwszy raz.
Evelyn spojrzała na Reed'a zatrzymując się przy tym, mężczyzna również stanął w miejscu. Czyli o to mu chodziło?, pomyślała zielonooka.
- To prawda, choć nie wiem skąd to wiesz.
- Mniejsza o to. Jaka jest twoja decyzja?
- A jaką chciałbyś żebym podjęła?
- Odpowiedz do cholery, a nie kręcisz.- powiedział podirytowany, że zielonooka nie może odpowiedzieć wprost.
- Nigdzie się nie wybieram. Nie ważne co odwalisz zostanę do samego końca.- stwierdziła puszczając oczko. Przywiązała się do tego dupka, czas to w końcu przyznać.
- W końcu jestem zajebisty.- Gavin zaczął promienieć swoją typową pewnością siebie. Na jego ustach szybko zagościł chojracki uśmiech. Dawny Reed wrócił.- Nic dziwnego że nie możesz się ode mnie oderwać.
- Dalej tak sobie wmawiaj.- powiedziała drocząc się z nim i szturchnęła go łokciem w bok.
Reed wyczuwając prowokację trącił ją ramieniem w ramię. Evelyn odwdzięczyła mu się tym samym używając przy tym więcej siły. Zaczęli się na wzajem popychać co skończyło się tym że wiatr porwał parasol, który poleciała na ulicę. Jeden z pojazdów przejechał po niej. Evelyn zmrużyła oczy zawistnie patrząc na Gavin'a, który roześmiał się głośno. Mężczyzna złapał się za brzuch nie potrafiąc się opanować. Stali blisko krawędzi chodnika i akurat jechał duży pojazd. Evelyn czmychnęła za słup, który stał w pobliżu chowając się za nim. Gavin nie zdążył zareagować. Pojazd przejechał obok wjeżdżając w kałużę. Zimna woda z rynsztoka oblała go całego. Uśmiech szybko zniknął z jego twarzy.
Evelyn chichotała stojąc przy słupie.
- Ożeż ty!
Gavin z złością ruszył w jej kierunku. Anderson widząc że niebezpiecznie szybko zbliża się do niej z nieznanymi jej zamiarami oderwała się od słupa i ruszyła biegiem wzdłuż chodnika. Reed pobiegł za nią. Jednak łatwo było się domyślić, że Anderson była szybsza. Zatrzymała się na małym placyku i stanęła pod niewysokim drzewem. Gavin podszedł powoli do drzewa i oparł się o nie ręką pochylając do przodu. Ciężko oddychał, a serce biło mu niemiłosiernie szybko. Gdyby nie fakt że są w miejscu publicznym padł by na twarz z zmęczenia.
- Tą rudne wygrałaś.- wydyszał Reed podnosząc spojrzenie na Evelyn. Zielonooka stała oparta plecami o korę drzewa. Krople wody spływały po jej włosach i twarzy zjeżdżając niżej na szyję gdzie wchłaniały się w kołnierz płaszcza.
- I na co się tak patrzysz przegrwnie?- uśmiechnęła się złośliwie.
Kąciki ust Gavin'a drgnęły ku górze.
Gdyby Fowler widział co robią podczas swojej zmiany.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro