Rozdział 40: Od tego jest rodzina
Nines stał przy umywalce i patrzył na swoje odbicie w lustrze. Jego dioda migała z żółtej na czerwono i na odwrót. Wahał się. Ścisnął nożyczki, które miał w dłoni prawie je przy tym wyginając. Szalały w nim przeróżne emocje. Sądził że pogodził się z tym kim jest, choć teraz nabrał więcej niepewności. Kim właściwie był? Niegdyś maszyną do służenia ludziom. Jednak Markus i inni wywalczyli im wolność i zmusili ludzi by uwierzyli że oni również są żywymi i czującymi istotami. Ale co to w ogóle oznacza być żywą i czującą istotą?
Niebieskooki spojrzał na nożyczki. Zacisnął usta w wąską linię po czym uniósł je i przystawił ostrą krawędź do skroni gdzie znajdowała się jego dioda.
- Stój!
Do łazienki wbiegł Connor. Widząc co jego brat ma zamiar zrobić, podbiegł do niego i wyrwał mu nożyczki. W samą porę ponieważ Nines nie zdążył zranić się.
- Nie musisz tego robić.
- To moja decyzja. Nie powinieneś w to ingerować.- oznajmił chłodno niebieskooki. Zrobił krok ku Connor'owi chcąc zabrać mu nożyczki, ale Rk800 cofnął się. Nines staną w miejscu patrząc na brązowookiego beznamiętnym wzrokiem. Jego obecność denerwowała go, ale w sposób taki że czuł że w każdej chwili może się załamać emocjonalnie.
- To część ciebie. Nie rób tego z czyjegoś powodu.
Nines skrzywił się. Connor i tak nie zamierzał tak łatwo oddać mu nożyczek, a nie chciał robić mu krzywdy.
- Też chciałem usunąć swoją diodę.
- Na prawdę?- niebieskooki był zaskoczony wyznaniem Connor'a. Nie sądził że brązowooki mógł mieć podobne problemy z własnym ja.
- Tak. Myślałem że bardziej upodobniając się do ludzi, poczuje się lepiej, ale tylko udawałbym jednego z nich. Nie jesteśmy jak oni i nigdy nie będziemy. Ale to nic złego. Sami kształtujemy to kim chcemy być. Zatrzymałem diodę bo to część mnie, którą musiałem zaakceptować by zrozumieć kim chcę być. A chcę być po prostu sobą. Wiem że uczucia są trudne. Sam nadal się uczę, ale ukrywanie tego co naprawdę czujesz, niczego nie ułatwi. Przestań udawać że wszystko jest w porządku. Nie jest i to nic złego czuć się źle. Każdy ma prawo przeżywać trudne chwile.- Connor powoli zbliżył się do Nines'a, który odwrócił od niego wzrok.
- Co robisz?- zapytał RK900 gdy Connor wyciągnął ku niemu ręce.
- Przytulam cię. Podobno uściski pomagają. Osobiście to potwierdzam.- brązowooki przytulił swojego brata. Hank bardzo mu pomógł gdy miał problem z zrozumieniem samego siebie, kim był i co czuł. Teraz chciał wesprzeć Nines'a. Chciał mu pokazać że nie jest sam i że ma w nim wsparcie. Zależało mu na nim i chciał by to wiedział.- Wszystko będzie dobrze bracie.
Nines chwilę stał niczym skamieniały po czym odwzajemnił uścisk. Zaskoczyło go że Connor również zmagał się z czymś podobnym co on. Sądził że jego poprzednik lepiej radzi sobie z ludzkimi emocjami, że łatwiej przystosował się do życia, ale najwyraźniej byli w tej kwestii tacy sami. Nie rozumieli ludzi, ale to nie było nic złego.
- Dziękuje... bracie.
Connor uśmiechnął się choć Nines nie mógł tego zobaczyć. Pierwszy raz nazwał go bratem, a to sprawiało że brązowooki cieszył się niezmiernie.
- Od tego jest rodzina.
***
Evelyn wyszła na korytarz. Wyjrzała zza rogu by sprawdzić czy Gavin wciąż tam jest. Był dlatego wyszła zza rogu by się pokazać. Szarooki na jej widok zamarł w miejscu.
- Ile słyszałaś?
- Wystarczająco by uznać że zachowałeś się jak dupek w stosunku do własnej mamy.
- To nie twoja sprawa. Lepiej...
- Lepiej co? Zostawić cię samego z problemami? Śmiało nadrzyj się na mnie. Obraź mnie tak jak Nines'a i własną mamę. Zniosę to bo wiem że nie kontrolujesz swoich wybuchów i później żałujesz własnych słów. Poniosły nas emocje bo jesteśmy tylko ludźmi, nie jesteśmy idealni. Ale ważne byśmy starali się być lepsi. Chciałam nakłonić cię byś przeprosił Nines'a, ale widzę że bardziej przydałaby ci się szczera rozmowa. Dlatego lepiej nie próbuj mnie okłamywać i powiedz dlaczego nie powiedziałeś że twoja mama wróciła? Bo najwyraźniej to ona była powodem, przez który doszło do niepotrzebnych kłótni.
Gavin stał przez parę chwil w ciszy. Rozważał słowa zielonookiej. W końcu skinął głową i oboje weszli do jednego z pokoi do przesłuchań by porozmawiać na osobności. Reed usiadł przy biurku. Spuścił wzrok nie chcąc nawiązać kontaktu wzrokowego z Evelyn. Anderson nie naciskała. Cierpliwie czekała aż się odezwie. Ustała przy biurku i oparła się pośladkami o blat.
- Pamiętasz jak mówiłem ci o bliźnie na nosie?- odezwał się szarooki. Zerknął na Evelyn, która skinęła głową.- Po tym jak ojciec mnie stłukł bo przyniosłem kota do domu, uciekliśmy z mamą od niego. Wzięła z nim rozwód oraz dostał zakaz zbliżania się do nas. Na początku tułaliśmy się po ośrodkach pomocy. Trochę potrwało zanim zaczęło nam się układać. Mama brała różne prace by zarobić na nasze utrzymanie. Nigdy nie mówiła czym dokładnie się zajmowała. Czasami znikała na kilka dni, a nawet tygodnie. Myślała że nie dowiem się że wyjeżdża do innych miast by zarabiać jako kobieta do towarzystwa. Gdy się dowiedziałem, okropnie się na nią wściekłem. Uciekłem na kilka dni. Pamiętam jak bardzo płakała i obiecywała że więcej do tego nie wróci. Nie wróciła, ale zajęła się czymś innym. Pracowała w barze, ale dorabiała też inaczej. Do końca nie wiem co robiła, ale to było nielegalne. Nigdy nie mogłem zrozumieć czemu tak długo była z tym skurwielem, moim ojcem. Wyżywał się na niej, na mnie też. A później inni jej faceci też byli do bani. Jeden z nich raz podniósł na nią rękę. Stanąłem w jej obronie i oberwało mi się. Bywałem dla niej okropny, ściągałem masę problemów, choć wiem że starała się zapewnić mi dobre życie. Nie do końca wyszło, ale przynajmniej miałem dach nad głową i nie chodziłem głodny. Gdy dorosłem, było trochę lepiej. Sam zarabiałem więc odciążyłem ją finansowo. Jednak któregoś razu nagle zniknęła. Zostawiła kartkę że musi wyjechać i niebawem wróci. Minęło sześć lat. I przez ten czas nie kontaktowała się ze mną. Nie miałem pojęcia co się z nią dzieje, aż do dzisiaj. Powiedziała że wpadła w kłopoty i dla mojego bezpieczeństwa uciekła by rozwiązać problem. Nie chciałem byście dowiedzieli się że wróciła bo... wstydziłem się. Miałem zjebane dzieciństwo, a raczej większość życia. Wolałem byście się o tym nie dowiedzieli.
Zapadła cisza.
Evelyn przyswajała to co powiedział Gavin. Los był okrutny dla niego i jej mamy. Tak bardzo było jej ich szkoda. Żadne z nich nie zasłużyło sobie na takie życie. Nie dziwiła się teraz dlaczego Gavin był taki jaki był. Ojciec i niełatwa młodość skrzywiła jego psychikę, ukształtowała go w zamkniętego w sobie i agresywnego człowieka bo tylko w ten sposób sądził że przetrwa na świecie.
- Tak mi przykro. Zasługujesz na znacznie więcej.- nie miała pojęcia co więcej mu powiedzieć. Przytuliła go. Czuła jak mocno się w nią wtula.- Przeszłości nie da się zmienić, ale nie musi niszczyć naszej przyszłości. Wiem że to nie będzie łatwe, ale spróbuj pogodzić się z mamą, przeproś Nines'a. Spróbuj się bardziej otworzyć i nie odtrącaj osób, którym na tobie zależy. Praca nad sobą zajmuje lata, a czasami nawet całe życie. Jednak wiec że jestem tu by ci pomóc. Kocham cię i chcę dla ciebie jak najlepiej.
- Dziękuje. Na prawdę. Nie zliczę razy ile byłem dla ciebie dupkiem, a ty mimo to nie opuściłaś mnie.- jego policzki zarumieniły się. Nie był osobą która dziękuje, ale w tym momencie bardzo docenił słowa i obecność Evelyn. Po otwarciu się przed nią poczuł się trochę lepiej. Obawiał się że go nie zrozumie, a w najgorszej opcji wyśmieje. Jednak w jej spojrzeniu nie dostrzegł żadnej drwiny czy litości. Był prawdziwym szczęściarzem że miał ją i Nines'a. Miał tylko nadzieję że tego nie zniszczy.
- Też się dziwie że tak długo z tobą wytrzymuje.- powiedziała z nutą żartu. Gavin uśmiechnął się.
- Kurewsko cię kocham, wiesz?
- Tak i okazujesz to w dziwny sposób.- zażartowała. Reed wywrócił oczami, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy gdy widział jej radosny wyraz twarzy. Sprawiała że był szczęśliwy, choć czuł że na to nie zasługuje. Jednak chciał spróbować. Chciał spróbować być lepszy, nie dla siebie, ale dla nich bo zasługują na więcej niż może im dać.
Gavin przeprosił Nines'a. Szarookiemu z trudem przyszło przyznanie się do winy, ale postanowił postarać się być chociaż trochę lepszą osobą niż dotychczas był. Zdawał sobie że to cholernie trudne wyznanie. Jednak było warto spróbować. Wyjaśnił również że jego dziwne zachowanie było spowodowane pojawieniem się jego mamy.
Nines nie wspomniał o sytuacji w łazience i o tym co chciał zrobić. Rozmowa z Connor'em pomogła mu. Teraz jaśniej rozumiał definicję braterstwa. I doceniał że mógł stworzyć tak bliską więź z Connor'em.
***
Mały parking na zapleczu budynku gdzie wynajmuje się sale na różnego rodzaje uroczystości czy imprezy był teraz odgrodzony taśmą policyjną. Kilku gapiów stało parę metrów dalej i przyglądali się pracy policji. Miejsce było poza zasięgiem wzroku dla zwykłego przechodnia. Otaczały je inne budynki, odcinając tym samym od możliwych świadków. Koroner stał przy samochodzie, w którym znaleziono zwłoki mężczyzny. Właściciel budynku, na którego parkingu stał pojazd ofiary powiadomił policję.
Gavin, Evelyn i Nines pojawili się na miejscu zbrodni. Od razu udali się do koronera.
- Kim była ofiara?- zapytał od razu Nines. Zielonooka i Reed krótko przywitali się z kolegą z pracy, który nie był zaskoczony chłodnym podejściem RK900. Nines nie miał w zwyczaju witania się jeśli nie było to koniecznością.
- Bruce Holand. Dwadzieścia sześć lat. Zgon nastąpił wczoraj około dwudziestej pierwszej. Przyczyna, zadławienie.- oznajmił koroner. Policja szybko ustaliła tożsamość zmarłego. Holand był aktorem amatorem. Pracował dorywczo na imprezach głównie jako klaun. To jego szef go znalazł.
- Zadławienie? Czym?- Evelyn spojrzała do środka samochodu. Holand siedział na miejscu kierowcy. Wciąż miał na sobie strój i makijaż klauna. Jego oczy były szeroko otwarte, a buzia rozchylona.
- Balonami.
- Co?- dopytał Gavin. Widać było nawet po koronerze że przyczyna zgonu była dla niego niedorzeczny. Reed zerknął do samochodu by spojrzeć na nieszczęśnika, który zmarł w tak durnym stroju i w głupi sposób. Chwilę później szarooki roześmiał się.- Nie mogę... klaun udławił się balonem.- oparł się dłonią o ramię Nines'a próbując złapać oddech. Nie potrafił powstrzymać śmiechu, który trochę udzielił się Evelyn. Zielonooka prychnęła. Walczyła z samą sobą by się nie zaśmiać.
- Jesteście niepoważni.- oznajmił Nines z nutą rozczarowania w tonie głosu.
- Rany. Dawno się tak nie uśmiałem.- Reed otarł łzę i trochę się już uspokoił.
- Przyczyną zgonu było udławienie, ale na ciele ofiary znalazłem ukucie na szyi. Ktoś podał mu prawdopodobnie substancję, która go otumaniła. Później morderca wcisnął mu do gardła balony co doprowadziło do śmierci.- dodał koroner gdy detektywi przestali drwić. Nie było to rzadkim zjawiskiem. Niektóre śmierci, które było mu dane badać bywały nawet bardziej niedorzeczne niż ta sprawa. Więc rozbawienie detektywów nie było dla niego zdziwieniem.
Kamer na parkingu nie było, w pobliżu miejsca zbrodni również. Szef zmarłego był ostatnią osobą, która widziała go żywego. Po skończonej imprezie Holand miał wrócić do domu, ale ktoś wtedy go zaatakował. Nie został okradziony, wszystkie cenne rzeczy, które miał przy sobie wciąć były w samochodzie. Nie było żadnych świadków. Nikt niczego nie słyszał i nie widział. Szef Holanda mówił że Bruce został dłużej na parkingu mimo że jego szef wrócił do domu. Jednak nie wspominał czemu.
Na miejscu zbrodni nie znaleziono nic co mogłoby pomóc znaleźć mordercę. Z analizy krwi ofiary wynikało że została podana mu substancja paraliżująca. Nie mógł się ruszyć ani nic powiedzieć.
Holand nie miał żadnych bliskich w Detroit. Dzielił mieszkanie z współlokatorem. Mężczyzna niewiele powiedział ponieważ twierdził że niezbyt dobrze znał Holanda. Każdy z nich żył własnym życiem, ale wspomniał o drugiej pracy zmarłego. Holand pracował w Pensjonacie strachu. Był to miejsce gdzie ludzie wykupywali pakiet różnego rodzaju przerażających scenariuszy. Chętni meldowali się w pensjonacie jakby to był najzwyczajniejszy hotel. Wszyscy którzy tam pracują to aktorzy. Zależnie od wyboru drastyczności pakietu, w pensjonacie zaczynają dziać się dziwne i przerażające rzeczy jak z prawdziwego horroru. Holand pracował tam jako jeden z aktorów. Jego współlokator nic więcej ciekawego nie powiedział. Nie znał znajomych Holanda, ani tym bardziej nie wiedział czy miał jakiś wrogów, którzy mogli chcieć go skrzywdzić.
***
Evelyn, Nines i Gavin stali przed Pensjonatem strachu. Budynek nie był nadzwyczaj duży. Jednak sam jego wygląd przyprawiał o dreszcze. Był wyciągnięty niczym z horroru.
Weszli do środka. W holu znajdowała się recepcja, za którą stała blondwłosa kobieta.
- Witam. Zamówili państwo seans strachu? Czy dopiero chcą państwo to zrobić?- zapytała uprzejmie recepcjonista. Uśmiech jej zelżał gdy zobaczyła policyjne odznaki. Zaproponowała by detektywi usiedli w poczekalni, która znajdowała się obok, a ona pójdzie po właściciela. W rzeczywistości był to średniej wielkości salon z kominkiem, półokrągłą kanapą oraz małym stolikiem. Wystrój był trochę ponury. W pomieszczeniu ciszę przerywał wysoki mosiężny zegar, który stał pod ścianą. Okna były zaciemnione co sprawiało wrażenie że na zewnątrz jest już ciemno.
Evelyn i Gavin usiedli na kanapie. Szarooki sięgnął po cukierki, które leżały w szklanej misce na stoliku. Nines niepośpiesznym krokiem chodził po salonie przyglądając się rzeczom, które tam się znajdowały. Zatrzymał się przy obrazie, na którym był portret mężczyzny. Nagle jego oczy poruszyły się, ale Nines w żaden sposób na to nie zareagował. Nie rozumiał po co ludzie płacą by ktoś ich straszył.
- Masz zamiar zjeść wszystkie?- zielonooka uniosła brew przyglądając się jak Gavin sięgnął po kolejne cukierki.
- Są dobre, a co najważniejsze, są za darmo.- uśmiechnął się głupkowato po czym rozwinął cukierki z papierków i jednocześnie włożył je do ust. Wyglądał przy tym jak chomik z wypchanymi policzkami. Evelyn pokręciła głową, ale skusiła się na jednego. I Gavin miał rację, cukierki były dobre.
Nagle spokój przerwały czyjeś krzyki. Z góry, po schodach zbiegło dwoje młodych ludzi, kobieta i mężczyzna. Oboje byli brudni we krwi. Detektywi mogli zobaczyć ich jak zbiegają z schodów przez szerokie wejście w salonie.
- Kochanie wróć.- kobieta biegła za swoim chłopakiem. Udało jej się go zatrzymać gdy zeszli na parter. Mężczyzna wściekle spojrzał na nią.
- Jesteś popieprzona! Nie mogę uwierzyć że dałem ci się na to namówić. To koniec z nami!
- Co? Kochanie, ale...
- Nie! Mam dość twoich dziwactw. Znajdź kogoś innego, kto zaspokoi twoje powalone fantazje!- wykrzyknął po czym odwrócił się i szybkim krokiem ruszył ku wyjściu z budynku. Kobieta popędziła za nim prosząc go by się zatrzymał by mogli porozmawiać.
- Nie dziwie mu się.- odezwała się Evelyn gdy tamta para opuściła budynek. Gavin zerknął na nią pytającym wzrokiem.
- Czemu? To wszystko jest na niby. Cykorem jesteś?- drwiący uśmieszek pojawił się na jego twarzy.
- Nie, ale nie potrzebuje takich wrażeń. Na co dzień mamy niebezpieczną pracę. To wystarczy.- dodatkowe traumy nie były jej potrzebne, nawet jeśli to byłoby tylko na niby, wolała nie przeżywać takich wrażeń. Wystarczy że jej praca bywa niebezpieczna.
Gavin przytaknął lekko głową. Zielonooka miała w sumie rację. W Pensjonacie wszystko było na niby, a oni zmagali się z prawdziwymi niebezpieczeństwami ryzykując czasami przy tym życiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro