Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 38: Mamo?

Torres i Hill nie pokazywali się w pracy przez parę dni. Oboje wzięli urlop na żądanie. Nikt nie wiedział dlaczego. Oboje usprawiedliwiali się osobistymi problemami.

Plotki prawie błyskawicznie ucichły. Nikt nie miał odwagi by pójść w ślady Torres'a i Hill'a.

Cztery dni. Tyle czasu Gavin unikał rozmów oraz kontaktu twarzą w twarz z Evelyn i Nines'em. Twierdził że potrzebuje czasu dla siebie. Ograniczył kontakt z nimi do zaledwie paru dziennych sms'ów.

Nines i Evelyn stali pod drzwiami mieszkania Reed'a. Uznali że wystarczająco długo pozwolili mu na olewanie ich. Martwili się o niego.

- Wiemy że tam jesteś. Więc otwórz drzwi albo Nines je wywarzy.- powiedziała podniesionym tonem Evelyn, by Gavin mógł usłyszeć ją zza drzwi. Zielonooka zerknęła na Nines'a, który stał obok niej. Stali na klatce chodowej już od dwudziestu minut. Gavin nie spieszył się.

Evelyn rozchyliła wargi i uniosła dłoń z zamiarem ponownego uderzenia w drzwi, ale w tym samym momencie zostały one otwarte. W wejściu stanął szarooki. Wyglądał w miarę w porządku, nie licząc gojących się obrażeń po bójce. Miał na sobie szary T-shirt oraz tego samego koloru spodnie dresowe. Evelyn wepchnęła się do środka nie czekając na zaproszenie. Od razu zaczęła rozglądać się po mieszkaniu. Zaskoczona ustała pośrodku salonu. Mieszkanie wyglądało znacznie lepiej niż wcześniej. Nigdzie nie walały się ubrania, pudełka po jedzeniu czy butelki. Nawet nie śmierdziało, wręcz przeciwnie, wydawało się że mieszkanie niedawno było wietrzone.

- Śmiało wchodźcie. Skończyłaś inspekcję? Czy jeszcze zajrzysz mi do szafek?- Gavin stanął w progu przejścia do salonu. Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej i uniósł brew przyglądając się zielonookiej. Nines stanął obok niego. Zeskanował go. Fizycznie wydawał się być w porządku.

- Nigdy nie widziałam takiego porządku u ciebie.

- Miałem dużo wolnego czasu.- wzruszył ramionami po czym odbił się od framugi i poszedł do kuchni. Evelyn i Nines podążyli za nim. Szarooki wyjął z lodówki piwo. Wskazał butelkę zielonookiej, ale ona zaprzeczyła głową. Reed otworzył jedną butelkę po czym napił się trunku. Stanął przy blacie i oparł się o niego tyłem.- Chcecie czegoś? Czy będziecie tak się gapić?- upił łyk piwa.

- Unikałeś nas.- odezwał się Nines.

- Potrzebowałem trochę czas dla siebie. Nie jesteśmy małżeństwem. Nie musimy spędzać ze sobą każdej chwili.- upił łyk piwa nie patrząc na nich.

- Porozmawiajmy o tamtej bójce.- powiedziała Evelyn. Nawet ona zauważyła nieznaczną reakcję szarookiego. Mężczyzna spiął się, a jego poziom stresu wzrósł.

- Nie ma o czym.

- Wręcz przeciwnie, to co ci powiedzieli...

- Nie ma znaczenia.- gwałtownie przerwał jej Gavin.

- Rozmowa może po...

- Nie!- podniósł głos. Mocno postawił butelkę piwa na blacie. Stukot szkła rozniósł się echem po kuchni. Spojrzał na nich gniewnie.- Czy do waszych durnych móżdżków nie dociera że nie chce o tym gadać? A jeśli macie z tym problem, to najlepiej wyjdźcie.

Evelyn z smutkiem zerknęła na Nines'a. Spodziewali się że nie będzie chciał porozmawiać, że jak zwykle będzie się wściekać zamiast wyrzucić z siebie to co mu ciąży.

- Wiemy co ci powiedzieli.- oznajmiła zielonooka. Gdy Nines odwiedził Torres'a i Hill'a, łagodnie ujmując zapytał co takiego powiedzieli Gavin'owi że się wściekł. To nie tylko dotyczyło plotek o ich poligamicznym związku, ale dotyczyło również rodziców Reed'a, ojca który się znęcał nad nim i swoją żoną, matki która zarabiała na życie na różne niekoniecznie przyzwoite sposoby oraz to że go porzuciła kilka lat temu.

- Nie wasza sprawa. Nie potrzebuję waszej litości, ani tym bardziej pomocy.

- Przestań się zamykać w sobie. Jesteśmy tu dla ciebie bo cię kochamy. Czy tak trudno ci zrozumieć że jesteś dla kogoś ważny? Nie jesteś sam Gav. Nie odpychaj nas. Ten głos w twojej głowie, dobrze wiem co ci mówi.- zaczęła powoli zbliżać się do szarookiego. Patrzyła mu w oczy wypowiadając kolejne słowa.- Że nie zasługujesz na szczęście, że nie jesteś nikogo wart, że jesteś rozczarowaniem, że nie ważne jak bardzo będziesz się starał to i tak będzie za mało. To wszystko kłamstwa. Jesteśmy tu by cię w tym upewnić.- stanęła przed nim. Wzięła jego dłoń w swoją i splotła ich palce. Nines stanął obok i również wziął dłoń Gavin'a.

Reed zaczął ciężej oddychać. Z całych sił starał się nie pokazać swojego załamania. Posprzątał mieszkanie i zadbał o swój wygląd na pokaz. Sądził że to wystarczy by uwierzyli że wszystko jest w porządku, choć nie było, a oni to wiedzieli. Zmarszczył mocno brwi walcząc z samym sobą by nie uronić choćby jednej łzy. Nie chciał być sam, choć odpychał ich od siebie. Evelyn miała rację. Czuł się niewarty jakiejkolwiek miłości. Miał problemy z zaufaniem bo bał się że gdy tylko opuści swoją strefę komfortu, ktoś to wykorzysta i go zrani, a po tym mógłby się nie pozbierać.

- Jesteśmy tu. - powiedział Nines.

- Nigdy cię nie zostawimy. Obiecuję. - dodała Evelyn.- Na poważnie przemyśl wprowadzenie się do mnie.- dodała z małym uśmiechem.

- Żeby dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, widzieć wasze durne twarze? To byłaby tortura.- zażartował. Uśmiechnął się. Może to nie byłoby takie złe.

***

Reszta wolnego Gavin'a minęła bardzo szybko. Nie siedział ciągle sam w czterech ścianach więc negatywne myśli nie zadręczały go tak bardzo jak zwykle. Evelyn i Nines starali się pokazać mu ile dla nich znaczy, upewnić go że zasługuje na szczęście.

To był dzień jego powrotu do pracy.

Gavin napił się kawy. Stał w kuchni. Pumpkin kręciła się między jego nogami ocierając się o niego.

- Co tam rudzielcu? Będziesz tęsknić?- uśmiechnął się gdy kotka spojrzała na niego i miauknęła jakby w ten sposób chciała powiedzieć że tak, będzie tęsknić. Miał o dziwo dobry humor. Wyspał się i nie miał problemów z porannym wstaniem, co było nowe. Czuł że dzień będzie dobry. Upił kolejny łyk kawy.

Pogrążył się w myślach dlatego z początku nie zwrócił uwagi, że ktoś wchodzi do jego mieszkania. Osoba rzuciła dwie duże torby na podłogę w korytarzu. Zdjęła kurtkę i zawiesiła ją na haczyku po czym przeszła do kuchni.

Pumpkin pierwsza zauważyła nieproszonego gościa. Zjeżyła się i syknęła w kierunku wejścia do kuchni.

- Co się dzieje rudzielcu?- szarooki przeniósł spojrzenie z kotki na wejście. Rozszerzył oczy w szoku gdy zobaczył kobietę w swoim mieszkaniu. Była szczupła i przeciętnego wzrostu. Miała na sobie czarny długi przylegający top z logiem rockowego zespołu, jasne jeansy z przetarciami oraz luźną fioletową koszulę w kratkę. Jej jasne brązowe włosy do ramion były trochę rozczochrane. Miała niewielkie zmarszczy na twarzy mimo że była przed sześćdziesiątką. Jej szare oczy zabłyszczały radośnie, a usta umalowane ciemną różową szminką rozciągnęły się w szerokim uśmiechu gdy zobaczyła Gavin'a.- Mamo?

Gavin upuścił kubek, który z hukiem roztrzaskał się na podłodze. Kobieta rozłożyła ramiona i szybkim krokiem ruszyła ku niemu. Ominęła roztłuczone szkło po czym przytuliła go czule.

- Jak dobrze cię widzieć skarbie. Czy to był kubek, który kupiłam ci na trzydzieste urodziny?- zerknęła w dół, na rozbity przedmiot.

- Tak. A później zniknęłaś na pieprzone sześć lat.- powiedział z złością i odsunął się od swojej rodzicielki.- Jak ty tu do cholery weszłaś?

- Miałam klucze zapasowe.- wzruszyła ramionami Lillian.- Dziwne że nie zmieniłeś zamka po tak długim czasie.

- Raczej dziwne że tyle czasu miałaś je przy sobie. Nigdzie ich nie porzuciłaś. W przeciwieństwie do swojego syna.- stwierdził z goryczą.

- Skarbie. Wiem że się złościsz. Ale miałam powód by wyjechać.

- Mieć powód do wyjazdu, to jedno, ale odejście bez słowa i nieodzywanie się przez lata, to cholerna przesada! I przestań do mnie mówić skarbie! Nie mam pięciu lat do cholery!

Lillian z spokojem przypatrywała się jego wybuchowi złości. Był taki uroczy gdy czerwienił się na twarzy. Wciąż widziała w nim swojego małego rozrabiakę.

- Już dobrze. Wykrzycz te negatywne emocje.- uśmiechnęła się do niego delikatnie.

Gavin warknął pod nosem. Obszedł kuchnię w tę i z powrotem. Oczywiście część jego cieszyła się na powrót jego mamy, ale przecież nie mógł jej tego tak po prostu powiedzieć. Wyjechała nagle nie tłumacząc dlaczego. Zostawiła jedynie kartkę że musi wyjechać i że niebawem wróci. Te niebawem przeciągnęło się w lata. Nie odzywała się do niego. Nie miał pojęcia gdzie jest, czy coś złego ją spotkało, czy w ogóle żyje. A teraz pojawia się nie wiadomo skąd jakby gdyby nic.

- Zostawiłaś mnie! Czemu do jasnej cholery?!

- Przepraszam. Wplątałam się w coś i musiałam wyjechać. Gdybym tego nie zrobiła, ciebie również by w to wplątali. Ale już jest dobrze. Ogarnęłam wszystko i wróciłam.

- I mam ci niby uwierzyć w bajeczkę że chciałaś mnie przed czymś chronić?- prychnął pogardliwie.- Mam w dupie te tłumaczenia. I pow...

Dźwięk przychodzącego połączenia przerwał Gavin'owi. On i jego mama spojrzeli jednocześnie na telefon, który leżał na wysepce kuchennej. Na wyświetlaczu pokazało się zdjęcie Evelyn z informacją że dzwoni "Mój kotek". Gavin tak zapisał w swoich kontaktach zielonooką, a Nines'a jako "Mój terminator".

- Czy to twoja żona?- zapytała z uśmieszkiem Lillian.- Raczej nie. Nie masz obrączki, no i nie mieszka tutaj.- stwierdziła po chwili zastanowienia.- To twoja dziewczyna, prawda?

- Nie!- policzki szarookiego mocno poczerwieniały.- I nie wtrącaj się w moje życie.

Gavin złapał telefon i szybko wyszedł z kuchni. Ale mimo to Lillian z ukrycia postanowiła przysłuchać się jego rozmowie.

Szarooki wyszedł na korytarz. Prawie potknął się o dwie torby leżące na ziemi, które zostawiła jego mama.

- Co chcesz?- odebrał połączenie.

- Ciebie też dobrze słyszeć. Też miałam świetny poranek, dziękuje że pytasz Gav.- powiedziała sarkastycznie zielonooka, na co Gavin wywrócił oczami, ale ona tego nie widziała.- Właśnie jesteśmy w drodze więc za kilka minut po ciebie wpadniemy.

- Nie.- powiedział gwałtownie. Przeklął się w myślach za tę swoją gwałtowność. Nie chciał by wiedzieli o powrocie jego mamy. Musiał udawać że nic się nie wydarzyło.- Znaczy się... dopiero co wstałem. Znowu zaspałem. Sam dojadę.

- No dobrze. W takim razie widzimy się na komisariacie. Kocham cię Gav.

- Mhm. Spoko.- rozłączył się. Schował telefon do kieszeni spodni. Gdy odwrócił się zobaczył stojącą w wejściu do kuchni Lillian. Kobieta z uśmieszkiem przyglądała się mu.- To była koleżanka z pracy.

- Tak, oczywiście synku. Każdą swoją koleżankę zapisujesz w kontaktach jako twój kotek. Długo jesteście razem? Kiedy ją poznam? Umie gotować? Jest całkiem ładna, na żywo też?- była podekscytowana i ciekawa.

- Nie! Przestań. Nigdy jej nie poznasz! Najlepiej wracaj tam skąd przyjechałaś!

Lillian zmarkotniała. Odwróciła wzrok. Było jej przykro.

Gavin westchnął ciężko. Żałował że się wydarł na nią, ale nic nie mógł poradzić że był zły. Jej wyjazd go zranił, a jeszcze bardziej bolało go że nie kontaktowała się z nim. Porzuciła go na lata, może i miała ważny powód, ale to nie sprawiało że mniej cierpiał.

- Przepraszam.- mruknął i podrapał się nerwowo po karku.

- Nie przepraszaj. Masz prawo być zły. Rozumiem cię. Ułożyłeś sobie życie bez mojego udziału. Może lepiej będzie jeśli znowu zniknę. Przepraszam że znowu wpuszczam chaos do twojego życia.- spuściła wzrok. Nie chciała być problemem dla syna. Wyszła na korytarz i podniosła swoje torby. Minęła Gavin'a po czym podeszła do drzwi wyjściowych.

- Zaczekaj.- odezwał się szarooki. Odwrócił się i spojrzał na swoją rodzicielkę.- Nigdy nie byłaś problemem. I... możesz zostać mamo.

Lillian uśmiechnęła się szeroko. Puściła torby po czym ponownie przytuliła syna. Tym razem Gavin odwzajemnił uścisk. Nie miał serca by ją wygonić. Mógł udawać, ale tęsknił za nią i to bardzo.

- Co to za kot?- zapytała Lillian gdy w końcu wypuściła syna z swoich objęć. Pumpkin patrzyła na nich z wejścia do salonu. Gavin podszedł do kotki i wziął ją na ręcę.

- Ta grubaska to Pumpkin.

Lillian podeszła do syna i wyciągnęła dłoń by pogłaskać kotkę. Pumpkin powąchała niepewnie jej dłoń, a chwilę później bez jakiegokolwiek sprzeciwu pozwoliła kobiecie ją pogłaskać.

- Gdzie Winter?

- Zdechł trzy lata temu.- Gavin spochmurniał. Odłożył Pumpkin na fotel. Winter był białym kocurem, którego dostał od Lillian na osiemnaste urodziny. To było trzy lata po odejściu od jego ojca. Jakoś ułożyli sobie we dwójkę życie. Winter był pierwszym kotem, którego mógł mieć i nie musiał się bać że ojciec zrobi mu krzywdę. Tęsknił za tym wrednym futrzakiem. Niestety starość go dopadła. Po jego śmierci przygarnął Pumpkin, którą znalazł przy śmietniku obok bloku gdzie mieszkał. Była malutka i na skraju śmierci. Nie mógł jej zostawić choć to było zaledwie kilka dni po śmierci Wintera i nie chciał już brać innego kota by się tak mocno nie przywiązać. Jednak wiedział że nie mógł zostawić Pumpkin na śmierć.

- Przykro mi.- delikatnie potarła syna po plecach by go pocieszyć.

- To był tylko kot.- burknął.

- Nie, to był twój przyjaciel.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro