Rozdział 35: Może się uspokójmy
Gdy dojechali na miejsce Reed zaparkował na wjeździe domu Hank'a.
– Jest jeszcze szansa na zmycie się.– powiedział Gavin gdy wysiedli z samochodu.
– Przeżyjesz to.– stwierdziła Nines. Wziął torbę z jedzeniem po czym we troję ruszyli ku wejściu.
Nie dane im było wcisnąć nawet dzwonka. Drzwi otworzyły się, a w nich stanął Connor. Z radosnym uśmiechem zaprosił ich do środka. Sumo podniósł się z swojego posłania gdy weszli do salonu. Bernardyn podszedł do Evelyn, a ta go pogłaskała po głowię. Zwierzę wyczuło kogoś obcego. Gavin cofnął się i schował za Nines'em gdy Sumo na niego ruszył.
– Sumo zostaw go.– powiedział Hank.– To dupek, ale jest nieszkodliwy.
– Jaki właściciel, taki pies. Oboje wyglądacie jak beczki smalcu.– Gavin wyszedł zza Nines'a gdy pies cofnął się. Posłał wredny uśmieszek starszemu mężczyźnie, który zmarszczył gniewnie brwi. Ledwo co weszli do domu, a atmosfera zaczęła gęstnieć.
– Zachowuj się.– Evelyn powiedziała szeptem do Reed'a gdy złapała go za biceps mocno wbijając paznokcie w jego skórę, przez co szarooki syknął z bólu.
– Sam zaczął.
– Ale to nie znaczy, że masz mu odpowiadać tym samym. Ogarnij się bo skopię ci dupę.
– Jasne szefowo.– mruknął. Nie miał ochoty tu być, ale czego nie robi się dla osób, które się kocha? Musiał przecierpieć te parę godzin.
Evelyn razem z Connor'em przygotowali stół. Rozstawili talerze, sztućce, szklanki. Zielonooka wyjęła z torby termicznej jedzenie i postawiła je na środku stołu. Wciąż było ciepłe więc nie trzeba było go odgrzewać. Wszyscy usiedli przy stole. Connor i Nines nie mogli jeść, ale brązowooki nalał im tyrium do szklanek by choć w niewielkim stopniu mogli dopasować się do pozostałych.
Cisza była niezręczna gdy zaczęli jeść. Siedzieli przy okrągłym stole. Po prawej stronie Evelyn siedział Connor, po lewej Gavin, obok niego Nines, a na przeciwko zielonookiej Hank.
– Sumo pogonił dziś wiewiórkę.– odezwał się z małym uśmiechem na twarzy Connor. Najwyraźniej jemu najbardziej przeszkadzała cisza.– Uciekła mu na drzewo, ale i tak próbował ją pogonić. Mogę pokazać nagranie. To było na prawdę zabawne.
– Nie sądzę by to kogoś interesowało.– stwierdził Nines. Connor trochę się strapił na słowa brata. Chciał tylko rozpocząć jakąś rozmowę, choć może nie wybrał najlepszego tematu.
– Ja chętnie zobaczę nagranie.– Evelyn uśmiechnęła się do Connor'a, który od razu się rozpogodził. Wyświetlił na swojej dłoni hologram. Zielonooka zachichotała gdy oglądała filmik. Faktycznie widok był bardzo zabawny. Szczególnie że Sumo prawie przewrócił Hank'a.
Nines powstrzymał się przed przewróceniem oczami. Upił łyk tyrium i z beznamiętnym wyrazem twarzy przyglądał się jak jego brat uśmiecha się do Evelyn. Gavin zauważył jak dioda RK900 miga na żółto. Kącik jego ust drgnął do góry gdy na myśl przyszło mu coś niegrzecznego. Sięgnął po miskę z sałatką, która stała bliżej Connor'a. Niby przypadkowo trącił miską szklankę tyrium, która przewróciła się. Błękitna cieć rozlała się po blacie i spłynęła na kolana brązowookiego.
– Ale ze mnie niezdara. Sorki Connor.– powiedział sztucznie skruszonym głosem Reed.
– Nic się nie stało. Każdemu się zdarza.– Connor uśmiechnął się niezręcznie i wstał od stołu. Wziął z kuchni szmatkę i starł cieć z blatu, a następnie opuścił pomieszczenie by zmienić spodnie.
Evelyn zerknęła na swoich partnerów. Mocniej zacisnęła dłoń na widelcu. Próbowali ukryć zadowolenie, ale widziała jak ich spojrzenia błysnęły satysfakcją gdy spodnie Connor'a zostały zmoczone. Nie potrafili zachowywać się odpowiednio przynajmniej przez półgodziny.
– Czy smakuje ci kolacja wujku?– zwróciła się do Hank'a. Starszy mężczyzna mierzył się na spojrzenia z Gavin'em. Connor wrócił i usiadł przy stole. Nie widać było po nim by był zły. Był jedyną osobą, która myślała że Gavin na prawdę przypadkowo wylał na niego tyrium.
– Jedzenie jest pyszne. Jak zawsze.– zerknął na bratanicę i lekko się uśmiechnął, co Evelyn chętnie odwzajemniła.
– Niezła z niej kucharka. Jest wyćwiczona w ręcznej robicie.– powiedział Gavin.
Evelyn z trudem przełknęła kęs jedzenia. Odkaszlnęła i napiła się soku. Kopnęła Reeda w kostkę na co ten mocno zacisnął wargi by nie wydobyć z siebie bolesnego jęku. Wymusiła się na delikatny uśmiech by ukryć zmieszanie komentarzem szarookiego. Zerknęła na Nines'a prosząc go wzrokiem by coś zrobił.
– Podobno w waszej ostatniej sprawie mieliście do czynienia z handlarzami w porcie. Przemycali substancje psychotropowe, prawda?
Evelyn miała ochotę uderzyć się dłonią w czoło. Akurat musiał zacząć temat pracy. Hank nie spieszył się z odpowiedzią co oznaczało, że nie miał ochoty rozmawiać o pracy w czasie wolnym.
– Tak. Udało nam się zabezpieczyć dwie stukilogramowe skrzynki. To nie dużo, ale mamy trop i...
– Connor.– odezwał się Hank, na co brązowooki zamilkł od razu i spojrzał na mężczyznę.– Wystarczy przynudzania o pracy.
Znowu zapanowała cisza. Teraz nawet Connor czuł się nieswojo ponieważ nerwowo stukał palcami o blat stołu.
– Connor, a co z tobą i Chole? Ostatnio nic o niej nie wspominałeś.– to był pierwszy sensowny pomysł zmiany tematu, który wpadł do głowy zielonookiej. Ta niezręczność panująca przy stole była nieprzyjemna, a cisza tylko zwiększała napięcie.
– Zostaliśmy przy przyjaźni. Bardzo dobrze mi się z nią rozmawia...
Gavin prychnął z rozbawieniem pod nosem przez co Connor urwał zdanie. Evelyn czuła jak coś się w niej gotuje, ale musiała pozostać spokojna. Hank spojrzał na Reed'a, widać było że traci cierpliwość do tego człowieka.
– Ważne żebyś czuł się dobrze w tej relacji.– trochę jej było szkoda, że Connor'owi i Chole nie wyszło, ale tak przecież czasami bywa.
Gavin znowu prychnął. Evelyn tak mocno zaciskała palce na widelcu, że zaczynały jej bieleć. Connor patrzył się na wszystkich zmieszany. Nines milczał, najwyraźniej nie mając ochoty próbować złagodzić rosnącego napięcia. Gavin z zadowoleniem jadł dalej jakby wcale nie przejmował się że jego zachowanie było chamskie.
– Co cię tak śmieszy Reed? Może się z nami podzielisz i pośmiejemy się razem.– odezwał się Hank. Mężczyzna miał poważny wyraz twarzy.
– Przypomniałem sobie coś zabawnego. Ale nie wypada tego mówić przy stole.– Reed wzruszył ramionami, a uśmieszek wciąż błądził na jego twarzy.
– Komuś dokładki?– Evelyn wskazała na żaroodporne naczynie próbując ściągnąć na siebie ich uwagę, ale to nie poskutkowało. Spojrzała na Nines'a szukając w nim ratunku, ale on utrzymywał kontakt wzrokowy z Connor'em. Ich diody migały na żółto, co oznaczało że komunikowali się ze sobą. Nie zwracał na nią uwagi. Twarz Connor'a wykrzywiła się w dziwnym grymasie, a dioda zamigała na czerwono. Cokolwiek Nines mu powiedział, nie wyglądało to dobrze.
– Co cię powstrzymuje? Na posterunku nikt ci gęby nie potrafi zamknąć.– burknął Hank.
– Skoro tak bardzo chcesz to usłyszeć staruchu, to proszę bardzo...
Nie mogli choć jednej kolacji spędzić w przynajmniej neutralnej atmosferze. Evelyn była zawiedziona i wściekła. Liczyła że Gavin się opamięta, ale najwyraźniej dopiero się rozkręcał. Nines z ledwością ukrywał zawiść w swoim spojrzeniu gdy patrzył na Connor'a. Nawet on nie potrafił się opanować.
Evelyn wstała nagle od stołu prawie przewracając przy tym krzesełko. Odwróciła się po czym wyszła na korytarz. Zdjęła swoją kurtkę z wieszaka, a następnie trzaskając drzwiami opuściła dom. Założyła kurtkę i stanęła na chodniku. Wyjęła z kieszeni telefon z zamiarem zamówienia sobie taksówki. Nie sądziła że kolacja pójdzie aż tak fatalnie. Usłyszała jak ktoś wychodzi z domu.
– Czemu wyszłaś?
Za to głupie pytanie Evelyn miała ochotę uderzyć osobę, z której ust wyszły te słowa. Ale niestety prędzej złamałaby sobie rękę na jego twarzy niż zrobiła mu rzeczywistą szkodę. Powoli odwróciła się. Spojrzała na niebieskookiego, a później na Gavin'a.
– Jesteś pierdolonym dupkiem Reed!– wykrzyknęła z złością wskazując palcem Gavin'a.– Poprosiłam cię o jedną cholerną rzecz. Ale ty jak zwykle musiałeś udowodnić kto ma większe jaja. Nie śpisz dzisiaj u mnie!
Reed poczuł się okropnie. Jak zwykle nawalił. Była na prawdę zła na niego.
– Może się uspokójmy.– powiedział stonowanym głosem Nines.
– A ty!– spojrzała na niebieskookiego.– Myślałeś że nie zauważę jak zawistnie patrzysz na Connor'a gdy ze mną rozmawia? Nie potrafisz opanować swojej pieprzonej zazdrości nawet na moment! Jesteś aroganckim gnojkiem. I dziś też u mnie nie śpisz!
Odwróciła się i odeszła kawałek od nich. Była tak bardzo zła. Może za bardzo poniosły ją emocje i powinna była porozmawiać z nimi na spokojnie, ale miała dość na siłę pozostania opanowaną.
– Nie dotykaj mnie do cholery!– zepchnęła z swojego ramienia dłoń Nines'a gdy ten podszedł do niej z zamiarem złagodzenia sytuacji.
Taksówka podjechała chwilę później. Evelyn bez słowa pożegnania, ani spojrzenia na swoich partnerów, wsiadła do samochodu i odjechała.
Nines i Gavin patrzyli jak pojazd oddala się.
– Powinniśmy za nią pojechać?– zapytał Nines gdy wciąż stali na chodniku, nawet gdy taksówka zniknęła już z pola widzenia.
– Lepiej nie. Niech ochłonie.
Nines wrócił do domu Hank'a. Trzeba było jeszcze zabrać torbę oraz posprzątać, choć niezbyt miał ochotę by spojrzeć starszemu Anderson'owi w oczy czy Connor'owi. O dziwo Gavin poszedł razem z nim.
Connor sprzątał z stołu gdy Reed i Nines pojawili się w salonie. Hank rozmawiał przez telefon z Evelyn. Po jej burzliwym wyjściu i krzykach, które słyszał przed swoim domem, musiał się upewnić że wszystko z nią w porządku. Szybko się pożegnał gdy zobaczył kto pojawił się ponownie w jego domu.
– Jeszcze wam mało?– zapytał z złością szarowłosy.– Nie mam pojęcia co ona w was widzi.
– Co niby ma to znaczyć?– Gavin skrzyżował ramiona na klatce piersiowej gdy wpatrywał się w Anderson'a.
– To że na nią nie zasługujecie, a dzisiaj udowodniliście dlaczego. Nie przyszło wam do tych pustych dekli że ta kolacja, którą zapewne mieliście w dupie, w szczególności ty Gavin, mogła być dla niej ważna?
– To tylko durna kolacja.– prychnął Reed.
– Według ciebie. Skoro nie potrafisz znieść jej wuja, to co byłoby z innymi jej bliskimi? Lepiej to naprawcie bo jeśli ją skrzywdzicie, to odstrzelę wam łby.
– Ale nie tak na prawdę?– odezwał się Connor. Patrzył na Hank'a zastanawiając się czy, to co powiedział było na poważnie czy było jedynie słownym ostrzeżeniem ponieważ chciał chronić swoją bratanicę.
– To zależy od nich.
***
Nines i Gavin pojechali do mieszkania Evelyn. Mimo że nie chciała ich widzieć i teoretycznie wyrzuciła ich z swojego mieszkania, musieli z nią porozmawiać.
– Myślisz że nas wpuści?– Reed stanął obok niebieskookiego gdy zatrzymali się przy drzwiach do mieszkania Anderson. Nines nie odpowiedział. Wyjął zapasowe klucze, które Evelyn dała mu gdy z nią zamieszkał. Włożył je w zamek po czym otworzył drzwi.– Skąd masz klucze?
– Gdybyś zamieszkał z nią na stałe, też byś je miał.– niebieskooki wszedł do mieszkania jako pierwszy. Korytarz i inne pomieszczenia były spowite w prawie całkowitym mroku. Jedynym źródłem światła były latarnie rzucające blask przez okna. Wszedł do salonu i zapalił światło. Zeskanował mieszkanie, Evelyn nigdzie nie było.– Nie ma jej.
Gavin wszedł do salonu po czym usiadł z ciężkim westchnieniem na kanapie. Zerknął na androida, który nie ruszał się z miejsca.
– Pewnie poszła się przejść czy coś. Możemy do niej zadzwonić, ale pewnie i tak nie odbierze. Musimy po prostu poczekać aż wróci.– westchnął ciężko i wygodniej rozłożył się na kanapie.
– Nie sądzę by to był dobry pomysł. Jeśli coś przydarzy się Evelyn. Ma burzliwy charakter i obawiam się...
– Przestań.– wtrącił Gavin. Nie miał ochoty słuchać jego paranoicznych obaw bo jemu też by się udzieliły. To nie tak że się nie martwił, ale wolał na razie na spokojnie poczekać.
Nines usiadł w fotelu. Położył dłonie na kolanach po czym przymknął powieki.
Gavin próbował dodzwonić się do Evelyn gdy minęło pół godziny, a ona nie wracała. Oczywiście nie odbierała. Po kolejnej pół godzinie, zaczął się już niepokoić. Nines cały ten czas siedział na fotelu niczym posąg i milczał. Jego twarz nie wyrażała nic, ale dioda, która bez przerwy migała z żółtej na czerwoną i na odwrót, udowadniała, że android tylko na zewnątrz wydawał się być niewzruszony.
– Może jej poszukajmy.– odezwał się Reed gdy wstawał z kanapy.
– Przejrzałem rejestr publicznych kamer, trasę taksówki, którą zamówiła i namierzyłem jej telefon. Pojechała do parku, który znajduje się niedaleko jej mieszkania, często tamtędy z nią biegam. Widziałem na nagraniu jak wchodzi do parku. Lokalizacja jej telefonu nie zmieniła się od godziny.
– Czyli przez cały ten czas tam siedziała? Przynajmniej wiemy gdzie jest. Rusz tyłek tosterze.
Oboje opuścili mieszkanie Evelyn i pojechali do parku. Miejsce było prawie opustoszałe. Jednak nigdzie nie było zielonookiej. Nines przybliżył dokładniejszą lokalizację jej telefonu. Stanął przy barierce. Spojrzał w dal, na płynącą rzekę. Czasami Evelyn podczas biegu robiła w tym miejscu przerwę. Przyglądała się widokowi. Mówiła że przypomina jej widok rzeki w Saint Louis. Mocno zacisnął dłonie na metalowej barierce. Nigdzie jej nie było. Czuł się winny. Czuł że zawiódł. Hank miał rację, nie zasługiwał na nią. Był zaślepiony negatywnymi emocjami. Przedłożył własne samolubne zachowanie nad jej dobro. Miał być niezawodny, a miał wrażenie że był gorszy niż swój poprzednik. Niezdatny do życia, funkcjonowania między ludźmi, tworzenia jakichkolwiek zdrowych relacji.
Gavin usiadł na ławce. Schował dłonie w kieszenie kurtki. Wpatrywał się w plecy Nines'a. Próbował się nie zadręczać, ale wiedział że nawalił. Nie potrafił choć raz się ogarnąć i trzymać języka za zębami. Jak zwykle dał się ponieść emocjom. Potrafił tylko wszystko psuć. Nikt nie potrafił wytrzymać z nim zbyt długo. Nawet jego własna matka zostawiła go. Jedyne co wychodziło mu najlepiej, to zawodzenie innych. Chciał wrócić do momentu zanim poznał Evelyn. Był wtedy cholernie samotny i nienawidził tego, ale wtedy nie czuł się tak źle jak teraz. To było coś innego, gorszego. Zawód w oczach Evelyn, który zobaczył pod domem Hank'a, nawracało w kółko w jego głowie. Wszystko co powiedziała była prawdą i nienawidził siebie za to. Oczy zaczęły szczypać go od zbierających się łez. Przez większość swojego życia nie miał na kogo liczyć, był zdany na samego siebie. Bał się zostać sam. Nie chciał znowu tego przeżywać. Nie był idealny, ale chciał wierzyć że zasługuje na trochę szczęścia. A tym szczęściem byli Evelyn i Nines. Nie chciał ich stracić. Reed wyciągnął telefon z kieszeni. Musiał kilka razy szybko zamrugać ponieważ łzy rozmywały mu obraz. Zadzwonił do Evelyn. Miał nadzieje że odbierze. Usłyszał wibrację gdzieś pod ławką. Pochylił się i zobaczył ukryty telefon na jednej z desek między nogami ławki. Wziął urządzenie, które okazało się że należy do zielonookiej. Poznał jej telefon po tapecie jej kota.
– Nines... to jej telefon.– wstał z ławki i zrobił krok w stronę niebieskookiego. Nines odwrócił się po czym szybkim krokiem znalazł się przy szarookim. Wziął telefon Evelyn. Z myślą że znajdzie jakieś przydatne informację, połączył się z urządzeniem by je shakować. Niestety niczego przydatnego nie znalazł.– Pewnie zostawiła tu telefon bo wiedziała że będziemy ją szukać.
– Publiczne kamery nie zarejestrowały jak wychodzi z parku.
– Nie nagrywają każdego skrawka tego miasta. Mogła wyjść z parku inną drogą.
– A jeśli... – Nines spojrzał w kierunku wody. Najgorsze scenariusze zaczęły zalewać jego program.
– Nie... ukryła telefon. Na pewno nic jej nie jest.– tym razem nie potrafił opanować strachu, który przeszył go gdy wyobrażał sobie jak następnego dnia wyławiane jest jej ciało z wody. Nie zniósł by tego.– Nines?
Nines wyglądał jakby za chwile miał zemdleć. Zbladł jeśli w ogóle to było możliwe. W świetle lamp jego jasna skóra wyglądała na prawie białą. Jego dioda migała na czerwono, a jego na co dzień chłodne i twarde spojrzenie, było przesiąknięte strachem. Błękit jego tęczówek wydawał się być znacznie jaśniejszy gdy w jego oczach pojawiły się łzy. Gavin nie widział go jeszcze w takim stanie. Przeraziło go to. Nie sądził że cokolwiek może tak mocno wpłynąć na Nines'a. Był niczym ze stali, ale może to dotyczyło jedynie tego z czego został stworzony, a nie jego charakteru. Przecież każdy ma swoje granice wytrzymałości.
– Co ci jest?– ledwo zdążył zadać to pytanie, a Nines upadł przed nim na kolana. Reed uklęknął przed niebieskookim. Wziął jego twarz w swoje dłonie by zmusić go do spojrzenia mu w oczy.– Jesteś rozpalony. Nines?– android mu nie odpowiedział. Gavin wpadł w panikę. Nie miał pojęcia co robić.– Weź mi tu do cholery nie umieraj czy co ty kurwa robisz! Evelyn na pewno nic nie jest. Słyszysz mnie tosterze?! Podnieś ten blaszany tyłek! Kurwa! Ocknij się!– krzyki nic nie dały, ani próba potrząśnięcia nim. Gavin czuł się bezradny więc po prostu przytulił Nines'a. Android był nienaturalnie ciepły. Nie mógł go przecież stracić.– Proszę... nie zostawiaj mnie... nie dam rady... – szarooki pozwolił by łzy spłynęły po jego policzkach. Wtedy poczuł jak Nines odwzajemnia uścisk. Trochę mu ulżyło.
– Przepraszam, miałem... chyba awarię.– Nines z zmieszaniem na twarzy odsunął się trochę by spojrzeć Reed'owi w oczy. Nie był pewien co dokładnie się stało. Miał wrażenie że odcięło go na moment od rzeczywistości, a otchłań do której trafił była przerażająca.
– Nastraszyłeś mnie.– Gavin parsknął z rozbawieniem, ale wcale nie było mu do śmiechu. Szybko otarł łzy rękawem i odwrócił wzrok od niebieskookiego by nie pokazać że płakał.
Nines łagodnie dotknął jego policzka, starł kciukiem mokrą linię pozostawioną przez łzy. Łagodnie odwrócił jego głowę by mógł spojrzeć mu w oczy.
– Nie ukrywaj ich.– pochylił się i pocałował go w policzek. Poczuł słony posmak na wargach. Kąciki jego ust drgnęły do góry gdy odsunął się, twarz Gavin'a była mocno zarumieniona.– Nie masz czego się wstydzić.
Evelyn weszła do parku. Zerknęła na prawą dłoń, którą miała zabandażowaną. Nadal ją bolała mimo że dostała tabletki przeciwbólowe od miłego barmana. Akurat w barze do którego poszła, musiało dojść do bójki, i to nie ona była była jej sprawcą. Obicie kilku twarzy pomogło jej rozładować emocje, ale wtedy uświadomiła sobie coś bardzo ważnego. Miała pozostawić przeszłość za sobą. W Saint Louis, gdy miewała gorsze dni, z kimś się pokłóciła albo miała jakieś nieprzyjemności w pracy czy z bliskimi, zawsze szła do jakiegoś baru czy klubu, upijała się, wdawała się w bójki i dopiero następnego dnia skacowana i poobijana wracała do swojego mieszkania. Czasami znikała na dłużej. Nie dawała znaku życia. To było podłe z jej strony bo bliscy wtedy bardzo się o nią martwili. Obawiali się że któregoś dnia nie wróci i zapewne taki dzień by nadszedł gdyby nie postanowiła się zmienić. Nie mogła pozwolić by cała terapia, czysta karta, zaczęcie od nowa w Detroit, poszło na marne. W samą porę się opamiętała. Unieszkodliwiła tych, którzy wszczęli bójkę w barze po czym zadzwoniła na policję. Nie miała ochoty zabierać samej ich na posterunek więc zajęli się tym jej koledzy z pracy.
Rozmyślała o tym co robił Gavin i Nines. Czy szukali jej? Zamartwiali się? Czy może odpuścili? Może wcale nie zależało im na niej tak bardzo? Jednak wszelkie pytania nagle zniknęły. Zatrzymała się w miejscu gdy zobaczyła dwie znajome sylwetki przy ławce gdzie zostawiła swój telefon. Oczywiście że jej szukali i martwili się skoro tu byli.
Gavin i Nines podnieśli się z chodnika.
– Chodźmy jej szukać.– odezwał się Reed.
– Już nie musicie.
Oboje spojrzeli w bok. Evelyn zbliżyła się do nich, ale pozostała w dwumetrowym dystansie jakby nie była pewna czy podejść bliżej.
– Evelyn...
Zielonooka spuściła wzrok na chodnik. Czekała na ochrzan za zniknięcie, ale nic nie nadeszło. Uniosła głowę w momencie gdy szerokie ramiona wciągnęły ją w objęcia.
– Nie rób tego więcej.– powiedział Nines. Evelyn odwzajemniła jego uścisk. Poczuła jak od tyłu obejmuje ją druga para ramion.
– Mam ochotę cię zabić.– mruknął Gavin gdy schował twarz w zgięciu jej szyi. Evelyn zachichotała krótko. Jak zwykle, Reed był czuły niczym dotyk kaktusa.
– Więcej nie zniknę, obiecuję.
– Przepraszam. Zachowałem się jak dupek.– mruknął szarooki. Nadal obejmowali się.
– Ja również przepraszam za swoje zachowanie.– powiedział Nines.– Obiecuję się poprawić.
– Ja też.– dodał Gavin.
– Też was przepraszam. Nadal pracuję nad sobą.– tamta kłótnia była okropna. Niepotrzebnie tak na nich nakrzyczała, choć miała rację. Może nie potrzebnie namawiała ich na tą kolację. Przecież nie muszą ubóstwiać jej krewnych, wystarczy że nie będą próbować się pozabijać.
– Czy możemy wrócić do ciebie? Nie mam ochoty dziś spać sam u siebie.– powiedział Reed po kilku chwilach ciszy. W końcu odsunęli się od siebie. Szarooki nerwowo potarł kark gdy czekał na odpowiedź Evelyn.
– Może pomyśl o wprowadzeniu się do mnie.– powiedziała Evelyn, a na jej ustach zagościł delikatny uśmiech.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro