Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34: Jasne szefowo

Poranek. Evelyn podniosła się powoli do siadu. Przetarła dłońmi oczy. Uśmiechnęła się gdy spojrzała w bok. Gavin leżał na brzuchu i spał w najlepsze.

– Dzień dobry Evelyn.– do pokoju wszedł Nines.

– Dzień dobry Nines.– wstała z łóżka i podeszła do niebieskookiego, który stał w drzwiach. Nines pochylił się i pocałował ją.– Takie poranki są najlepsze.– mruknęła z leniwym uśmiechem na ustach.

– Zgadzam się. Czy obudzić Gavin'a?

– Nie. Niech sobie jeszcze pośpi. Jeszcze nacieszymy się jego marudzeniem.

Evelyn minęła RK900, poszła do łazienki. Na półce leżały złożone ubrania, które Nines zaczął jej przygotowywać każdego ranko, choć go o to nie prosiła. Po wykonaniu codziennej rutyny, w pełni ubrana wyszła z łazienki.

Nines ubrany w komplet czarnych dresów stał przy drzwiach wyjściowych z małym plecakiem w dłoni. Evelyn podeszła do niego i wzięła plecak. Założyła buty oraz kamizelkę po czym oboje opuścili mieszkanie.

Odkąd Nines dołączył do jej porannych treningów, jej życie zaczynało trochę przypominać, te które wcześniej dzieliła z Lucas'em. Miała partnera z którym ćwiczyła, później wracali i wspólnie przygotowywali śniadanie. W tle leciała muzyka. Evelyn śpiewała, a czasami Nines cicho mamrotał tekst piosenki. Później wstawał Gavin, jeśli oczywiście uprzedniej nocy nocował w jej mieszkaniu. Dołączał do śpiewu, choć w jego wykonaniu to był bardziej krzyczenie na głos tekstu. Wygłupiali się udając gwiazdy rocka, czasami prawie coś przy tym niszcząc. A w tym czasie Nines kończył przygotowywać im śniadanie. Później szli do pracy albo gdy mieli wolne zostawali w mieszkaniu i zastanawiali się nad tym co będą robić. Evelyn czuła się na prawdę szczęśliwa. Może nawet szczęśliwsza niż gdy żył Lucas. Miała przy sobie dwie osoby, które kochała ponad własne życie. Niczego więcej nie potrzebowała do szczęścia.

Evelyn zwolniła bieg, a po chwili zatrzymała się całkowicie. Płuca paliły ją. Przez długą trasę nie zrobiła nawet chwili przerwy. Pochyliła się do przodu i oparła dłonie o uda. Musiała złapać oddech. Bieganie z Nines'em oznaczało tylko jedno, męczarnie. Zwłaszcza gdy zdarzało mu się zapomnieć, że ludzie się męczą, a on nie. Podeszła do ławki i usiadła na niej. Dotknęła klatki piersiowej i zaczęła ją rozmasowywać dłonią.

– Wszystko w porządku? Czy boli cię serce?– Nines pojawił się obok. Zaczął ją skanować. Wpadł w lekką panikę gdy bicie jej serca było ponad normą jak na zwykłe zmęczenie po bieganiu. Słychać było niepokojące szmery gdy ciśnienie jej krwi było bardzo wysokie.– Wezwać karetkę?

– Co? Uspokój się. Nic mi nie jest.– odetchnęła głęboko. Wyjęła z plecaka butelkę wody i napiła się.

– Jako dziecko miałaś szmery serca.– odezwał się po chwili ciszy gdy przeszukiwał historię medyczną Evelyn i jej rodziny.– Podobnie jak twój ojciec, który od kilku lat zmagał się z nadkomorowym zaburzeniem rytmu serca. Musiał przejść poważną operację.

– Miał zawał serca. Jest już starszym i spracowanym człowiekiem, który musiał przejść na emeryturę. Jego organizm ma prawo nie działać tak dobrze jak wcześniej. A szmery serca u dzieci są dość powszechne.– nie rozumiała czemu tak nagle zaczął martwić się o jej stan. Była po intensywnym bieganiu, miała prawo być cholernie zmęczona. Jako dziecko miała szumy serca, nie zagrażały one jej życiu, a po jakimś czasie szumy zanikły. Była zdrowa. Tyle razy trafiała do szpitala że nie musiała chodzić na regularne badania. Gdyby coś jej dolegało, dawno zostałoby to zauważone. 

– Nadkomorowe zaburzenie było jednym z głównych powodów zawału.– usiadł obok niej na ławce. Obawy zalewały jego umysł. Był drażliwszy niż przedtem. Nie potrafił nic poradzić na strach, który odczuwał. Gdyby to było możliwe, już dawno zabrałby Gavin'a na zbadanie płuc, ale szarooki był nieugięty w tej kwestii. Przynajmniej mógł nakłonić Evelyn do bardziej dokładnego dbania o zdrowie.– Takie wady mogą być dziedziczne, a w ostatnich latach nie miałaś badań kardiologicznych.

– Chyba zapomniałeś że nasza pierwsza wspólna sprawa dotyczyła świra, który wycinał ludziom serca? Nie mam ochoty odwiedzać żadnej kliniki. I nie potrzebuję tego. Gdybym odziedziczyła po ojcu chorobę, to dawno ją by wykryli.– wstała z ławki. Przeszła kilka kroków by podjeść do barierki, która chroniła przed wpadnięciem do rzeki. Oparła się przedramionami o barierkę. Przymknęła oczy czując na twarzy chłodną bryzę, która ostudzała jej rozgrzaną od biegu twarz. Szum wody był uspokajający, mimo tego że hałasy miasta częściowo to zagłuszały. Nadopiekuńczość Nines'a była urocza, ale też irytująca. Wady serca jej ojca były już wykryte gdy był dzieckiem. Zaburzenie nie zagrażało jego życiu. Z wiekiem mogło przysporzyć trochę kłopotów zdrowotnych, ale nie na tyle by mogło zabić. James był już w starszym wieku, miał dużo stresów, sporo pracował, był też mężczyzną, a oni są bardziej narażeni na zawały. To wszystko przełożyło się na jego stan i doprowadziło do większych powikłań dlatego miał zawał serca. Jednak Evelyn rozumiała obawy Nines'a. Był androidem, nie chorował, nie starzał się. Był zdany na wieczne życie dopóki nie zostanie przez kogoś uszkodzony albo nie dokona własnej autodestrukcji. Zielonooka skrzywiła się gdy pomyślała co byłoby z Nines'em gdyby ona lub Gavin zginęli. Jak poradziłby sobie z stratą? Gdyby któregoś z nich straciła, załamałaby się. Byli dla niej zbyt ważni.

– Przepraszam za nachalność.

Evelyn otworzyła oczy i spojrzała w bok. Nines miał spuszczoną głowę w dół, jego dioda migała na żółto. Był strapiony. Zielonooka uniosła dłoń i dotknęła jego policzka. Delikatnie pogładziła jego policzek. Syntetyczna skóra pod jej dotykiem cofnęła się ukazując kawałek szaro-plastikowej powierzchni.

– Nie przepraszaj. Zrobię te badania jeśli cię to uspokoi. Może żaden psychopata nie zechce wykroić mi serca.– ostatnie zdanie powiedziała żartując.

– Dziękuje.– wziął jej dłoń w swoją i złożył na niej pocałunek.– To dużo dla mnie znaczy.

Evelyn spojrzała przed siebie. Widok wody był uspokajający. W Saint Louis również znajduje się rzeka, przepływa przez środek miasta, ale nie jest tak duża jak w Detroit.

– W Saint Louise jest podobny widok.

– Tęsknisz za tym miastem?

– Czasami. Sporo tam przeżyłam.– delikatny uśmiech zagościł na jej twarzy. Miała złe wspomnienia z tego miasta, ale więcej było tych dobrych. Ludzi których tam poznała, miejsca które stały się dla niej jak drugi dom. Wszystko to zostawiła za sobą. I mimo że tęskniła, nie chciała i tak tam wracać. Już nigdy.

***

Nines stał przy ringu obserwując jak jego partnerzy walczą ze sobą. Jego wzrok podążał za każdym ich ruchem. 

Evelyn zrobiła unik przed ciosem, ale po chwili Gavin złapał ją i przyciągnął do siebie. Uśmiechnął się zadowolony że ją unieruchomił, ale jego zadowolenie szybko zniknęło gdy kobieta uderzyła go łokciem w żebra wydostając się z jego uścisku. Później podcięła mu nogi i zanim się obejrzał leżał na podłodze, a jej uda otaczały jego szyję. Zablokowała jego prawą rękę i zacisnęła uda wokół szyi. Owinęła go niczym wąż boa swoją ofiarę. Nie miał szans na wydostanie się z tego uścisku.

– Dobra robota. Powaliłaś go szybciej niż wcześniej.– odezwał się Evan pochwalając zagranie Evelyn. Anderson miała trening. Gavin z Nines'em oglądali jak ćwiczy. Reed w którymś momencie stwierdził, że to wygląda na łatwe. Założył się że bez problemu wygra trzy rundy z zielonooką. Oczywiście jego arogancja go zgubiła bo właśnie został powalony na ziemię trzeci raz z rzędu, co oznaczało że przegrał.

– Poddaj się Gav.– powiedziała Evelyn. Gavin poruszył się próbując uwolnić się z jej uścisku. Zielonooka mocniej ścisnęła uda przez co słyszała jak szarooki ciężej oddycha. Jego twarz mocno poczerwieniała.

– Nigdy.– wychrypiał z trudem. Evelyn wywróciła oczami. Mimo przegranej i tak nie zamierzał się łatwo poddać. Z jednej strony pokazywało to jak bardzo był zawzięty i wytrzymały, ale z drugiej miało to też negatywny wyraz, zwłaszcza gdy nie chciał przyznawać się do błędu lub dusił w sobie własne uczucia.

– Więc zemdlejesz.– nie zamierzała mu zrobić krzywdy, ale chciała by się poddał. W końcu sam wepchnął się w tą sytuację. Gdyby nie grał chojraka, nie leżał by tu tracąc powoli przytomność. 

Reed w końcu się poddał. Odklepał, a Evelyn go puściła.

Zielonooka wstała. Widziała jak Gavin łapie oddech. Wyciągnęła ku niemu dłoń by pomóc mu wstać. Mężczyzna westchnął i skrzywił się, ale przyjął dłoń.

– Wygrałam zakład.– uśmiechnęła się zwycięsko. Reed wywrócił oczami krzyżując ramiona na klatce piersiowej.– Nie dąsaj się.

– Więc co mam zrobić?– zapytał z niechęcią. 

– Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę.

Gavin zszedł z ringu. Usiadł na ławce, przy której stał Nines.

– Nic nie mów.– odezwał się szarooki gdy android zamierzał coś powiedzieć. Posłał mu zirytowane spojrzenie po czym sięgnął po butelkę wody, którą niebieskooki mu podał.– Dałem jej fory.

– Oczywiście.– kącik ust niebieskookiego drgnął do góry. Pewien komentarz cisnął mu się na usta, ale zdecydował zachować to dla siebie. Ego Gavina wystarczająco zostało poniżone.

Evelyn usiadła na brzegu ringu. Evan podał jej butelkę wody. Kobieta napiła się. Mężczyzna zerknął kątem oka na Nines'a i Gavin'a.

– Dorwałaś dwóch przystojniaczków. Mogłabyś się podzielić.– powiedział półszeptem. Anderson upiła jeszcze jeden łyk po czym zakręciła butelkę.

– Nie lubię się dzielić.– stwierdziła z małym uśmieszkiem na ustach.

– Szkoda. Gotowa na dalszy trening?

– W zasadzie to muszę skończyć wcześniej. Czeka mnie dziś niezręczna kolacja.– oznajmiła patrząc na swoich kochanków. 

– Spotkanie z rodzicami?

– Nie. Na to przyjdzie jeszcze pora.

– Tak czy siak, powodzenia.

– Dzięki.

***

Gavin z niepokojem przyglądał się papierowej torbie, którą trzymała Evelyn. Jej uśmiech był szeroki i nie zwiastował niczego dobrego. Przegrał zakład więc musiał wykonać zadanie, które dla niego wymyśliła.

– Masz to założyć i przez godzinę nosić.– oznajmiła i wręczyła mu torbę. Mężczyzna zerknął do środka. W torbie był kostium kota. Materiał był jednoczęściowy, w panterkę, z długim ogonem oraz z kapturem, do którego były przyszyte uszy. W komplecie była również obroża z dzwoneczkiem.

– Chyba cię popierdoliło! W życiu tego nie założę!

– Mogę cię do tego zmusić.– odezwał się Nines.

Gavin wzdrygnął się. Przypomniał sobie moment gdy Nines założył mu kaganiec i obrożę. To upokorzenie jakie poczuł, było nie do opisania. A najgorsze że zrobił to na oczach całego posterunku. Nigdy mu tego nie wybaczy. Przynajmniej teraz nikt oprócz Evelyn i Nines'a go nie zobaczy w tym durnym przebraniu.

– Nie martw się. To zostanie między nami. Idź do łazienki się przebrać.

Reed przeklął pod nosem po czym niczym zbity pies poszedł do łazienki.

– Pośpieszmy się zanim zdąży.– Evelyn zwróciła się do Nines'a.

Trochę mu zajęło zanim założył kostium. Ciężko mu było samemu zapiąć zamek na plecach, ale po paru minutach męczarni udało się. Czuł jak twarz mu płonie gdy wszedł z spuszczoną głową do salonu.

– Śmiało, śmiejcie się.– rozłożył ramiona czekając na drwinę z ich strony.– Później was za to zabiję.– warknął pod nosem by go nie usłyszeli. Uniósł głowę gdy nie słyszał ich śmiechów. Jego brwi powędrowały wysoko do góry gdy zobaczył że Evelyn i Nines również byli w kostiumach kotów. Evelyn była czarnym kotem, a Nines białym. Podobnie jak Gavin, oni również mieli obroże z dzwoneczkami, kaptury z kocimi uszami oraz ogony. Wyglądali cholernie uroczo, a zarazem przezabawnie. Szczególnie Nines ponieważ jego kostium był trochę na niego za mały. 

– Chyba nie myślałeś, że pozwolimy ci samotnie cierpieć.– zielonooka podeszła do Reed'a i objęła go.– Powiedz miau. 

– Za żadne skarby.– mruknął. Westchnął gdy zielonooka wpatrywała się w niego wyczekująco. Nie zamierzała odpuścić, a on był skazany na męki.– Miau, miau.– powiedział, ale bez jakiegokolwiek entuzjazmu.

Evelyn zaśmiała się. 

Zamówili jedzenie, a później włączyli film. 

Czas minął w tak dobrej atmosferze, że Gavin nie zauważył gdy minęła godzina. Ten głupi kostium nie miał znaczenia. W końcu nie czuł się tak samotnie jak kiedyś. Te durne przebrania coś mu udowodniły. Nie był już sam. Miał przy sobie kogoś, przy kim mógłby robić najgłupsze rzeczy na świecie, a nie zostałby wyśmiany. Nie musiał się niczego wstydzić. Nigdy przy nikim nie czuł się tak swobodnie. Mógł im zaufać, otworzyć się i wiedział że nie uciekli by od niego. Prędzej on musiałby uciec by się od nich uwolnić.

***

Evelyn przykryła pozłotkiem naczynie żaroodporne, w którym znajdowało się przygotowane jedzenie. Włożyła je do termicznej torby. Zapakowała jeszcze sałatkę oraz pieczone ziemniaczki.

– Czy ta koszula będzie odpowiednia?– do kuchni wszedł Nines. Miał na sobie jasnoniebieską koszulę, która była rozpięta oraz czarne materiałowe spodnie. Jego spojrzenie było niepewne jakby wybór koszuli zależał czy przeżyje czy zginie. To było urocze. W pracy bywał bezuczuciowym i wyrachowanym androidem, któremu zależy jedynie na rozwiązaniu kolejnej sprawy. Wielu nie miało pojęcia że ma też miękką stronę, której nie pokazuje byle komu. Dla innych może być przerażający, ale dla Evelyn dawno już przestał być.

– Kochanie.– powiedziała miękko i podeszła do niego. Wzięła jego duże dłonie w swoje.– Cokolwiek założysz, będzie idealne.– chciała go zapewnić, że wybranie ubioru, to nie koniec świata. Jednak jego mina niewiele się zmieniła więc dodała: Podoba mi się ta koszula. Podkreśla twoje oczy.

– Czy na prawdę musimy iść?– w progu wejścia do kuchni ustał Gavin. Mężczyzna miał na sobie szarą koszulę oraz ciemne jeansy. Jego włosy były starannie uczesane co było niecodziennym widokiem. Jego mina wyrażała "Błagam nie zmuszaj mnie do tego".– Na co dzień widzimy się w pracy. Tyle wystarczy.

– Przestań marudzić. A tak w ogóle to wyglądasz świetnie.– uśmiechnęła się do niego. Reed czasami zachowywał się jak rozpieszczone dziecko. Trzeba było być na prawdę cierpliwym. Czasami nachodziła ją myśl by udusić go poduszką gdy śpi, ale w związkach już tak bywa. Nie zawsze jest kolorowo, a czasami ma się ochotę na morderstwo.

– Oczywiście że wyglądam świetnie. Kurewsko zajebiście. 

Evelyn darowała sobie złośliwy komentarz, choć lubiła mu dopiekać. Jednak tym razem pozwoliła sobie połechtać jego ego.

– Zajebiście jak zawsze Gav.

Twarz szarookiego aż rozpromieniła się. Pochwały dodawały mu pewności siebie.

– Zapnij tą koszulę puszko. Rozpraszasz mnie.– zwrócił się do Nines'a, którego klatka piersiowa była na widoku. Oblizał dolną wargę, a jego wzrok ślizgał się po mięśniach niebieskookiego. Evelyn pstryknęła palcami przed twarzą Reed'a by przyciągnąć jego uwagę.

– Zaraz wychodzimy. Zabierz torbę do samochodu. Tylko uważaj.

– Jasne szefowo.

Gavin zabrał torbę po czym opuścił mieszkanie. Evelyn ściągnęła z siebie fartuch i odwiesiła go na ścianę. Poszła do łazienki aby sprawdzić czy nie pobrudziła się, a gdy wyszła na korytarzu czekał na nią Nines z zapiętą już koszulą. Razem wyszli z mieszkania zielonookiej. Reed czekał w samochodzie. Gdy wsiedli do pojazdu, ruszyli w drogę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro