Rozdział 24: Nines to kłamca, a Gavin to zdrajca
Wsparcie przyjechało, a wtedy funkcjonariusze zakuli Davis'a w kajdanki i zabrali go do jednego z policyjnych radiowozów. Evelyn zabrała się z policjantami na posterunek. W czasie drogi dowiedziała się że Reed i Nines mieli przeprowadzić akcję odbicia jej. Funkcjonariusz skontaktował się przez z posterunkiem i poddał że Evelyn Anderson jest cała i że zakuli Noaha Davis'a.
Gdy Evelyn weszła na posterunek kilka par oczu skierowało się na nią. Niektórzy nie kryli zaskoczenia że Anderson wróciła cała i zdrowa, choć została porwana przez androida.
Zielonookiej nie dane było pójść dalej. Connor mocno ją przytulił. Evelyn jęknęła boleśnie. Jej ciało wciąż było obolałe. Android cofnął się szybko by nie zrobić jej większej krzywdy.
– Przepraszam. Po prostu cieszę się że nic ci nie jest.– jego usta wykrzywiały się w szerokim radosnym uśmiechu.
– Nastraszyłaś nas dzieciaku.– obok pojawił się Hank. Lekko poklepał zielonooką po ramieniu.
– Masz krew na kurtce.– Connor zwrócił uwagę na wyschnięte ślady krwi na kołnierzu jej kurtki.
– Uderzyłam się w głowę, ale nic mi nie będzie.– wysiliła się na lekki uśmiech, choć brakowało jej sił na cokolwiek.
Niedaleko pojawił się Gavin i Nines. Connor i Hank odsunęli się by zostawić ich samych.
Reed zawahał się po czym ruszył i po prostu przytulił zielonooką.
Evelyn wtuliła się w niego. Przymknęła oczy chowając głowę w zgięcie jego szyi. Czuła zapach jego wody kolońskiej, który delikatnie podrażniał jej nos. Biło od niego tak przyjemne ciepło że Anderson miała ochotę zostać w jego objęciach na zawsze. Otworzyła oczy i uśmiechnęła się do Nines'a, który o dziwo odwzajemnił jej uśmiech. Miał miękki wyraz twarzy, a jego oczy błyszczały. Cieszył się na jej widok, a to sprawiało że serce Evelyn mocniej zabiło. Niestety przyjemny moment skończył się gdy Reed się odsunął, a ona musiała go puścić.
– Jesteś skończoną idiotką.
Miły moment pękł niczym bańka mydlana. Troska i ulga zniknęły z twarzy szarookiego i zastąpiły je złość i frustracja.
– Mogłaś zginąć do cholery! Powinnaś była zostać przy samochodzie! A nie pchać się w kłopoty!
– Na prawdę będziesz się na mnie wydzierał?– zapytała z oburzeniem, choć jej głos był spokojny. Jeszcze tego brakowało by dawał jej opierdol. Zostawili ją samą i dosłownie odsunęli od śledztwa. To ona powinna być zła. Mieć pretensje, że ją okłamywali, nie doceniali i lekceważyli.
– Myślę że detektyw Reed chciał powiedzieć, że zachowałaś się nieodpowiedzialnie.– Nines podszedł bliżej chcąc powstrzymać niepotrzebną kłótnie.– Powinnaś byłaś nas powiadomić zanim ruszyłaś sama by sprawdzić budynek. Jako partnerzy musimy się komunikować i wspierać.
– Odezwał się świętoszek.– stwierdziła kąśliwie krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Nines zmarszczył brwi nie rozumiejąc o co jej chodzi.
– Chcieliśmy tylko zapewnić ci bezpieczeństwo by nie narazić twojej psychiki.
– Narazić niby na co?
– Na bodźce które mogłyby wywołać niepożądane konsekwencje. Takie jak mierzenie do własnego partnera.– drugie zdanie Nines powiedział trochę ciszej by postronne osoby tego nie usłyszały.
Evelyn rozchyliła wargi nie dowierzając, że Gavin powiedział Nines'owi o sytuacji na dachu gdy jej odbiło i mierzyła do niego z broni. Czyżby przez cały ten czas cackali się z nią bo myśleli że jej psychika jest jak domek z kart, wystarczy lekki powiew by rozsypała się?
– Zdrajca.– zwróciła się do Reed'a, który skrzywił się i nerwowo podrapał dłonią po karku. Ufała mu, a on to wykorzystał. Możliwe że więcej naopowiadał Nines'owi o niej, zapewne po upojnych chwilach albo po alkoholu.– Jesteście pieprzonymi kłamcami!– wykrzyknęła przez co szarooki się wzdrygnął. Czuła jak coś rozrywa ją od środka. Ciężko oddychała, a serce biło boleśnie w jej klatce piersiowej.
– Evelyn ja... – Gavin chciał dotknąć zielonookiej, ale ona odsunęła się. Jej oczy zaszkliły się od łez, ale nie płakała. Reed zacisnął szczękę. Czuł się podle, a jej zraniony wyraz twarzy potęgował to uczucie.
– Nie dotykaj mnie. Nie jestem popsutą porcelanową laleczką, z którą trzeba się obchodzić jak z jajkiem. A tym bardziej nie jestem głupia czy ślepia. Myśleliście że nie zauważę jak pieprzycie się za moimi plecami?! – długo nie dopuszczała tej myśli do siebie. Dotknęła prawego przedramienia i zaczęła je masować. Z trudem powstrzymywała łzy. Podświadomie czuła już od początku że między nimi coś jest, ale jej umysł próbował uchronić ją przed prawdą. Dopiero niezbite dowody otworzyły jej oczy i to sprawiało że wolała pozostać w nieświadomości.– Idźcie się pierdolić! A mnie zostawicie w spokoju!
Evelyn minęła ich i ruszyła ku pokojowi socjalnemu. Była spragniona i miała nadzieje że zostały jeszcze jakieś pączki by miała co przegryźć.
– Uderzyła się w głowę dlatego wygaduje bzdury... – Reed podniósł trochę głos by osoby w pobliżu mogły go usłyszeć. Evelyn zrobiła niepotrzebną scenę, choć miała rację.
Nines spojrzał na niego znacząco. Miał dość okłamywania innych. Jeśli Gavin nie potrafił pogodzić się z tym jaki był i co czuł, to nie miał zamiaru dłużej dzielić z nim tej tajemnicy. To było zbyt wyniszczające i raniło innych. Okłamywał Connor'a, Evelyn i Hank'a. Wiedział że to złe, ale ciężko mu było odmówić szarookiemu. Jednak od teraz więcej nie ulegnie.
Reed umilkł. Potarł skroń nie mając pojęcia co ze sobą zrobić. Ruszył do wyjścia z posterunku. Zrobiło mu się cholernie duszno gdy czuł spojrzenia współpracowników na sobie. Gdyby mógł zapadłby się teraz pod ziemię. Musiał zapalić.
***
Evelyn siedziała przy stoliku popijając kawę gdy dosiadł się do niej Connor. Zielonooka wpatrywała się w napój w dłoni.
– Nines wcale u ciebie nie nocował. Skłamał.– Connor był przygnębiony. Rozumiał że Evelyn pewnie czuła się gorzej od niego, ale było mu na prawdę przykro. Sądził że z Nines'em nie mają przed sobą aż tak dużych tajemnic.
– Nines to kłamca, a Gavin to zdrajca. Są siebie warci. Wybacz Connor, ale nie mam ochoty na rozmowę.– westchnęła ciężko. Miała w biurku tabletki przeciwbólowe. Wzięła więcej niż powinna, ale przynajmniej ból głowy ustąpił. Czuła się tylko trochę otępiała.
– Mogę posiedzieć z tobą w ciszy.
– Nie. Nie chcę na ciebie patrzeć.– powiedziała surowiej niż zamierzała. Nines był zbyt podobny do Connora, a teraz nie miała ochoty patrzeć na twarz swojego przyjaciela. To za bardzo bolało.
– Rozumiem. Przypominam ci go.– bez sprzeciwu wstał z krzesełka i ruszył ku wyjściu. Zerknął przez ramię na zielonooką gdy zatrzymał się przy wyjściu. Spuścił wzrok niczym zbity szczeniak i poszedł sobie.
Evelyn przeklinała samą siebie. Connor nie był niczemu winny więc nie powinna go była tak traktować, ale nie zdecydowała się by pójść i go przeprosić. Musiała jeszcze opatrzeć sobie głowę. Dopiero teraz sobie o tym przypomniała.
Anderson była w łazience. Przemyła tył głowy. Przyłożyła biały materiał nasączony środkiem dezynfekującym do skóry. Syknęła czując nieprzyjemne pieczenie. Delikatnie potarła skórę po czym wyrzuciła materiał do kosza. Oparła dłonie o brzeg umywalki i spojrzała w lustro. Wyglądała kiepsko. Jej skóra była zbyt blada. Psychicznie czuła się okropnie, ale fizycznie też nie lepiej. W jej głowie była burza myśli, których nie potrafiła opanować i powodowało to silny ból głowy albo odpowiedzialny za ten ból był uraz po upadku. Przyłożyła palce do skroni i zaczęła masować, ale to nie pomagało. Miała ochotę płakać, ale powstrzymywała się. Sprawy potoczyły się nie tak jak powinny. Miała wrażenie że traci grunt pod nogami. Nadzieja na odwzajemnienie jej uczuć przepadła.
Z jakiegoś powodu z trudem przychodziło jej oddychanie. Dotknęła klatki piersiowej czując że coś złego się z nią dzieje. Przed oczami pojawiły się mroczki, a chwilę później jej ciało odmówiło posłuszeństwa. Upadła na podłogę tracąc przytomność.
Do łazienki weszła Tina z inną policjantką. Kobiety energicznie o czymś rozmawiały. Czarnowłosa zaśmiała się z żartu koleżanki, ale gdy dostrzegła czyjąś postać na podłodze jej uśmiech zniknął.
– Evelyn?– Tina podbiegła i ukucnęła przy zielonookiej. Sprawdziła jej puls, który był słaby. Była bardzo blada.– Dzwoń na pogotowie.
Funkcjonariuszka wyciągnęła telefon i od razu wybrała numer alarmowy.
***
Za oknem świeciło słońce. Był późny poranek. Evelyn leżała na łóżku w szpitalu. Do jej przedramienia podpięta była kroplówka. Zielonooka powoli rozbudziła się. Ciężko westchnęła wpatrując się w biały sufit. Nie lubiła szpitali, choć kto lubi?
Obok jej łóżka na krzesełku siedział Hank. Szarowłosy miał skrzyżowane ramiona na klatce piersiowej, a jego głowa była opuszczona. Miał zamknięte oczy więc Evelyn myślała że śpi.
– Stary niedźwiedź mocno śpi.– powiedział trochę osłabionym, ale żartobliwym głosem.
– Nie taki stary.– mruknął Hank i otworzył oczy. Mężczyzna potarł kark zmieniając pozycję na krześle.– Wiesz, mam dość odwiedzania cię w szpitalu.
– Dość? To dopiero drugi raz.
- I tyle wystarczy.
Hank wstał i poszedł po lekarza. Parę chwil później w sali pojawił się młody lekarz. Trzymał w ręku kilka kartek. Krótko przywitał się po czym od razu zaczął wypytywać ją o samopoczucie. Jej omdlenie było spowodowane wysokim stresem, osłabionym organizmem, a przede wszystkim urazem głowy. Musieli podać jej kroplówkę na wzmocnienie. Zbadali ją, jej wyniki były w miarę dobre, nie licząc wstrząsu mózgu. Lekarz zalecił jej pozostanie w szpitalu na co najmniej dwa dni na obserwacje.
Hank wrócił do pomieszczenia gdy lekarz wyszedł.
– I jaka diagnoza?– szarowłosy stanął obok jej łóżka.
– Najgorsza z możliwych.– powiedziała poważnie przez co na twarzy Hank'a pojawiło się zmartwienie.– Przede mną jeszcze długie lata życia.
– A żeby cię.– burknął z złością że go tak nastraszyła.
Evelyn uśmiechnęła się niewinnie. Jednak jej uśmiech szybko zbladł. Spochmurniała. Spojrzała na przedramię gdzie wbity miała wenflon.
– Czy... ktoś mnie odwiedził gdy byłam nieprzytomna?– niepodniosła wzroku. Nerwowo skubała fragment białego materiału, którym była przykryta. Mimo tego co zaszło, liczyła że Gavin i Nines ją odwiedzili, albo chociaż Connor. Na małym stoliku obok jej łóżka nic nie stało, żaden drobiazgu na poprawę humory czy chociaż kartka z napisem życzącym powrotu do zdrowia. Nie potrzebowała żadnego przedmiotu, ale gdyby coś tam leżało wiedziała by że ktoś ją odwiedził. Oczywiście doceniała obecność wuja i cieszyła się że gdy się obudziła był przy niej.
Długie milczenie ze strony Hank'a było znaczącą odpowiedzą.
– A chciałabyś by ktoś cię odwiedził?- zapytał szarowłosy.
– Tak.– wyznała szczerze. Samotność była czymś czego się bała. Nie chciała zostać sama, ale była świadoma że jej charakter nie jest łatwy. Z trudnością przychodziło jej przepraszanie kogoś, potrafiła być bardzo uparta albo pod wpływem emocji powiedzieć o kilka słów za dużo.– Źle potraktowałam Connora. No i niepotrzebnie zrobiłam scenę gdy wróciłam na posterunek. Przeze mnie wszyscy wiedzą że Gavin i Nines ze sobą sypiają.
– Przyznaję że było to nie małe zaskoczenie. Ale nie sądzę by chłopaki byli na ciebie źli. Connor z pewnością nie ma żalu. Myślę że chcieliby tu być jeśli tobie to pasuje.
– Pasuje, to za płytkie słowo. Chciałabym żeby tu byli.
– Oni też tego chcą.– szarowłosy wypowiedział każde słowo powoli i dokładnie jakby chciał by ktoś to usłyszał. Jego wzrok utkwił w otwartych drzwiach sali. Odchrząknął dość głośno.– Oni też chcieli by tu być.
Evelyn uniosła spojrzenie. Zauważyła gdzie patrzy Hank, mimo tego że szarowłosy szybko przeniósł swoje spojrzenie na nią. Delikatny uśmiech zajaśniał na jej twarzy. Domyśliła się że słowa wuja były sygnałem dla pewnych osób, które zapewne kryły się za ścianą przy wejściu do sali.
– Cały czas stali przy drzwiach, prawda?
– Ta. Chłopaki ruszcie swoje dupy tu. Domyśliła się.
Usłyszeli harmider na korytarzu i kilka niewyraźnych słów jakby ktoś się z kimś sprzeczał. A chwilę później do sali jako pierwszy wszedł Connor. Brązowooki trzymał w dłoni kilka sznurków, do których były przyczepiony kolorowe balony z napisami życzącymi powrotu do zdrowia. Za nim wszedł Nines z bukietem kwiatów, a na końcu był Gavin, który niósł półmetrowego pluszowego misia z czerwoną wstążką.
Evelyn musiała przyłożyć dłoń do ust by stłumić swój śmiech. Skrzywiła się lekko gdy ból głowy dał o sobie znać więc musiała się uspokoić. Podciągnęła się trochę do przodu poprawiając poduszkę by wygodniej usiąść.
– Rany. Wujku zrób zdjęcie bo muszę to zapamiętać na dłużej.– powiedziała rozbawiona widząc trzech mężczyzn z prezentami dla niej. W życiu nie widziała nic bardziej uroczego i kochanego.
Hank bez słowa sprzeciwu wyciągnął telefon. Cofnął się by uchwycić w kadrze również Evelyn po czym zrobił zdjęcie.
– Sesja zdjęciowa skończona?– Gavin zwrócił się do Hank'a.
– Nie zaczynaj.– ostrzegł go szarowłosy. Reed wywrócił oczami, ale nie odpyskował mu.
– Jak się czujesz Evelyn?– Connor zbliżył się do szafki i przywiązał do niej balony. Uśmiechnął się do zielonookiej i usiadł na brzegu jej łóżka.
– Bywało lepiej.– trochę spoważniała. Zamierzała przeprosić Connora za to jak go potraktowała.– Co do tego co ci powiedziałam...
– Jest w porządku.– wtrącił Connor delikatnie się uśmiechając. Evelyn odwzajemniła uśmiech.
Był zbyt wyrozumiały, ale to było właśnie w nim najlepsze. Mieć takiego przyjaciela to skarb.
Nines wręczył bukiet zielonookiej. Evelyn przysunęła kwiaty do nosa by je powąchać. Ich zapach był słodki i kuszący. Bukiet był mieszanką głównie białych goździków, różowych róż i niebieskich alstromerii, a uzupełniały go zielone dodatki.
– Sam wybrałem.– oznajmił z nutą dumy w głosie.
– Jest piękny. Dziękuje.– uśmiechała się do niebieskookiego, który odwzajemnił gest. Rzadko można było zobaczyć jego uśmiech. Przeważnie powściągał się od okazywania jakichkolwiek emocji dlatego tak ciężko było jej oderwać wzrok. Czuła jak rozpływa się pod jego intensywnym spojrzeniem. Przysunęła bukiet bliżej twarzy by ukryć rumieńce na policzkach.
Gavin położył pluszaka przy jej boku przykuwając tym jej uwagę. Evelyn objęła pluszaka jedną ręką, a w drugiej wciąż trzymała bukiet.
– Uroczy. Dziękuje.– przytuliła pluszaka, którego materiał był bardzo miękki i delikatnie łaskotał jej skórę. Uśmiechnęli się do siebie łapiąc kontakt wzrokowy, który po chwili przerwali. Atmosfera zrobiła się zbyt intensywna i trochę niezręczna.
– Zostawimy was samych.– odezwał się Hank i klepnął Connora w ramię dając mu znak by wyszedł razem z nim. Evelyn spojrzała na Connora niemo prosząc by został, ale piwnooki opuścił pomieszczenie razem z porucznikiem.
Zostali tylko we trójkę.
Evelyn wiedziała że wiecznie nie mogła odkładać rozmowy z nimi, choć liczyła na trochę więcej czasu by poukładać to i owo w głowie.
– Przepraszamy.– ciszę przerwał Nines.– Jesteś świetnym detektywem i nie powinniśmy byli odsuwać cię od spraw nawet jeśli mogło być to niebezpieczne, choć robiliśmy to z troski. Jesteś dorosłą kobietą i sama o sobie decydujesz. Przykro jest nam też że cię okłamywaliśmy. Popełniliśmy błąd. Jako partnerzy powinniśmy być ze sobą szczerzy i wspierać się na każdej płaszczyźnie.– niebieskooki trącił Reed'a łokciem by ten również powiedział coś od siebie.
– Byliśmy dupkami. Przepraszamy.– powiedział krótko szarooki.
Nines uniósł brew patrząc na Gavin'a z miną typu "Nie mogłeś postarać się na więcej?". Reed wzruszył ramionami. RK900 pokręcił głową rozczarowany. Przygotował mu nawet karteczkę z tym co miał powiedzieć, ale Gavin nie byłby Gavin'em gdyby nie olał tego i nie zrobił po swojemu.
– Ja również was przepraszam.– nie łatwo przeszło jej to przez gardło, ale musiała odłożyć swoją dumę na bok.– Za scenę na posterunku i że bywam kłopotliwa. Powinnam była porozmawiać z wami na spokojnie, a nie wykrzykiwać wasz sekret na cały posterunek.
Mężczyźni byli zaskoczeni słowami Evelyn. Nie oczekiwali od niej przeprosin za sytuację na posterunku. Miała prawo być zła, zranili ją.
– Skoro przeprosiny mamy za sobą... – odezwał się Gavin. Ta atmosfera go męczyła. Trzeba było zmienić temat.- Co powiedział lekarz?
– Lepiej usiądźcie.– powiedziała z powagą Evelyn, co zaniepokoiło Reed'a i Nines'a. Oczywiście nie mogła się oprzeć przed nabraniem ich. Skrzywiła się wymuszając by w jej oczach pojawiły się łzy.– Mam krwiaka mózgu. To z powodu uderzenia w głowę. Boję się. Lekarz mówił że operacja jest ryzykowna, ale konieczna.– pozwoliła był łza spłynęła po jej pliczku gdy odwróciła wzrok. Mocniej wtuliła się w pluszaka.
Gavin był w szoku. Nie miał pojęcia co powiedzieć. Dioda Nines'a migała na czerwono, a później na żółto po czym wróciła do błękitu.
– Jest Pani idealną aktorką.– odezwał się Nines. Sprawdził bazę danych szpitala. Evelyn nic poważnego nie dolegało.– Prawie dałem się nabrać.
– Co?!– Gavin spojrzał na RK900, a później na Evelyn, która zaczęła się śmiać.– To było kurwa podłe! Udawałaś nawet płacz. Przesadziłaś.– skrzyżował ramiona na klatce piersiowej. Przestraszył się na poważnie, a okazało się że tylko ich wkręca. Ta kobieta doprowadzała go do szaleństwa.
– Wybaczcie, ale nie potrafiłam się oprzeć.– otarła łzy, które od śmiechu spłynęły po jej policzkach. Brzuch rozbolał ją od tak dużej dawki śmiechu. To był głupi dowcip, ale ich miny były tego warte. Odłożyła bukiet kwiatów na szafce, a pluszaka przełożyła na drugą stronę łóżka.
– Należy ci się za to kara.– na twarzy Gavin'a zagościł złośliwy uśmieszek. Zbliżył się do Evelyn i i oparł dłonie po bokach jej głowy. Zielonooka wcisnęła się w poduszkę gdy Reed się nad nią pochylił.
– Co robisz?– jej głos zadrżał gdy twarz szarookiego niebezpiecznie zbliżyła się do jej. Czuła jego ciepły oddech otulający jej twarz przez co jej policzki mocno się zaczerwieniły. Błysk w jego oczach posłał dreszcz wzdłuż jej kręgosłupa.
Zaczął ją łaskotać.
– Przestań!
Była wciąż osłabiona i wenflon w przedramieniu utrudniał jej bronienie się. Reed był niemiłosierny i gdyby nie Nines załaskotałby ją na śmierć. Niebieskooki musiał odciągnąć Gavin'a, który czerpał czystą przyjemność z torturowania Anderson.
Zielonooka skrzywiła się i uniosła prawie przedramię. Wenflon wypadł. Krew bryznęła z jej żyły, spłynęła po ręku i zaczęła kapać na pościel.
– O kurwa.– mruknął Gavin. Zrobiło mu się słabo gdy zobaczył jak krew bryznęła z rany Evelyn. Gdyby nie szybka reakcja Nines'a, szarooki upadłby na ziemię.
– Cholera.– Evelyn przycisnęła dłoń do ukucia by zatamować krwotok. Nie sądziła że tak małe ukucie będzie tak obficie krwawić.– Idź po pielęgniarkę.– zwróciła się do Nines'a. Niebieskooki posadził nieprzytomnego Reed'a na krzesełku po czym szybko opuścił pomieszczenie.
Nines po paru chwilach wrócił w towarzystwie pielęgniarki. Młoda kobieta podeszła do Evelyn i od razu zajęła się jej raną.
– A temu co się stało?– zapytała pielęgniarka gdy zakleiła ranę Evelyn i ponownie wbiła wenflon, ale tym razem w żyłę na dłoni. Cieć w kroplówce trochę zabarwiła się na czerwono, ale pielęgniarka uspokoiła Anderson że to nic złego.
– Jest wrażliwy na widok krwi.– powiedział Nines wymieniając się z Evelyn rozbawionymi uśmieszkami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro