Rozdział 2: Ból przeszłości
Evelyn stała w pomieszczeniu razem z Gavin'em, Chris'em oraz Connor'em. Przysłuchiwali się próbie wydobycia informacji z defekta, który zabił człowieka. Jednak Hank'owi szło marnie. Android nie chciał nic mówić.
Była już noc. Evelyn do późna z Gavin'em siedzieli na posterunku kończąc komputerową robotę gdy przywieźli androida znalezionego przez Connora i Hanka. Evelyn postanowiła przyłączyć się do przesłuchania. Była po prostu ciekawa. Defekty podobno przejawiały ludzie emocje. Gavin z jakiegoś powodu również dołączył.
Hank sfrustrowany wyszedł z pokoju przesłuchań. Dołączył do pozostałych w drugim pomieszczeniu. Z ciężkim westchnieniem usiadł na fotelu obok Chris'a.
- Marnujemy czas przesłuchując maszynę. Nic nam nie powie!
- Można by go troszeczkę przycisnąć.- odezwał się Gavin sugerując by użyć przemocy na androidzie - Jakby nie patrzeć to nie człowiek.
- Androidy nie czują bólu.- stwierdził Connor.- Uszkodziły by się. Nadal by milczał. Defekty często same się niszczą jeśli znajdą się pod silną presją...
- Okej mądralo. To co mamy zrobić? - wtrącił się Reed.
- Może ja go przesłucham?- zaproponował Connor na co Gavin zareagował wybuchem śmiechu.
- Co mamy do stracenia? Śmiało masz go dla siebie.- Hank machnął dłonią pozwalając by Connor poszedł przesłuchać defekta. Gavin nagle przestał się śmiać. Najwyraźniej nie był ucieszony że Hank pozwolił androidowi by poprowadził przesłuchanie.
- Myślisz że tej kupie plastiku się uda?- prychnął z pogardą Gavin.
- Skoro przysłali go by pomagał policji, to na pewno został do tego zaprogramowany.- stwierdziła Evelyn.- Może będzie efektywniejszy niż niektórzy...- wymownie spojrzała na Reeda, który odbił się od ściany, o którą opierał się ramieniem. Zbliżył się do zielonookiej.
- Ta plastikowa puszka nigdy nie będzie lepsza od człowieka.- zbliżył się do niej niebezpiecznie blisko, ale zielonooka nawet nie drgnęła. Nie bała się go. Wręcz trochę bawiło ją że próbuje ją nastraszyć.
- To spójrz... - skinęła głową na szybę, za którą znajdowało się pomieszczenie do przesłuchań. Defekt zaczął mówić.- Chyba jednak jest coś wart.
Evelyn przeszła obok Gavina klepiąc go w ramię i zbliżyła się do szyby. Mężczyzna gniewnie zmarszczył nos co uwydatniło jego bliznę na nosie. Wkurzyła go, ale nie odpyskował jej. Sam fakt że tu był choć wcześniej twierdził że zbiera się do domu, było dziwne.
Connor wyciągnął od defekta przyznanie się do winy. Trzeba było przyznać że poradził sobie świetnie. Zastosował dobre podejście.
Słuchając wyznań defekta, Evelyn poczuła się dziwnie. Miała wrażenie że tam w sali siedzi skuty człowiek, który zabił swojego oprawcę z strachu. Android mówił o tym co czuł. Jeśli w ogóle można było uznać jego słowa za autentyczne. Wierzył w to co mówił, wierzył że coś czuje i że niewola androidów kiedyś się skończy. Powtarzał że rA9 ich wyzwoli. Brzmiało to jak szaleństwo, ale to działo się na prawdę.
Po skończonym przesłuchaniu trzeba było zabrać defekta do celi. Jednak ten zaczął stawiać opór. Nie chciał by ktokolwiek go dotykał.
Chris próbował podnieść defekta, ale ten się opierał. Wrzaski Gavina nie pomagały. Defekt coraz bardziej się denerwował. Connor próbował dwukrotnie interweniować, ale Gavin go odepchnął. Wyciągnął pistolet i wycelował w androida. Hank po chwili również wyciągnął broń, ale wycelował w Reeda.
- Opuść tą pieprzoną broń.- ostrzegł go Hank. Jednak Reed nie wyglądał by miał zamiar opuścić broń. Z uparciem wpatrywał się w RK800, na którym nie robiło wrażenia że celuje w jego głowę. Stał tam jakby to była zwykła rozmowa.
- Gavin.- zielonooka odezwała się spokojnie, choć jej głos był stanowczy. Miał ciężki charakter, wrzaski nie pomogły by. Reed zerknął na nią, a później na Hanka i Connora.- Opuść broń.
- Kurwa.- Reed opuścił w końcu broń i przeklinając pod nosem szybkim krokiem opuścił pomieszczenie.
- Od kiedy ten palant się ciebie słucha? Evelyn...
Zielonooka nie usłyszała słów wujka ponieważ wyszła za Reed'em. Hank rozłożył ramiona zdziwiony tym co tu zaszło.
Evelyn dogoniła Reeda. Wyprzedziła go zagradzając mu drogie co skłoniło go do zatrzymania się.
- Co ty odwalasz?- zapytała z pretensją.
- To tylko cholerna maszyna! Czemu się przejmujesz?
- Pomyślałeś o konsekwencjach? Oczywiście że nie. Podkopałbyś nasz posterunek. Kapitan by się wkurzył i musiał tłumaczyć czemu jeden z jego ludzi zniszczył androida, który CyberLife wysłało by pomagał przy śledztwach. Jak zwykle pchasz się w kłopoty. Życie ci nie miłe? - wyrzuciła na jednym tchu. Nie rozumiała czemu Gavin był tak niepochamowany i furiacki. Nie wiele trzeba było by go zdenerwować. Jednak w jakimś stopniu ją przypominał. Dwa ostatnie zdania które powiedziała przypomniały jej o jej dawnym partnerze. Jakiś czas przed własną śmiercią powiedział jej dokładnie to samo. Lucas był tym spokojniejszym, opanowanym. Trzymał ją z dala od kłopotów, przysłowiowo krył jej tyłek gdy ponosiły ją emocje. Bez niego dawno wpadła by w szambo, z którego nikt by jej nie wyciągnął. Był jej aniołem stróżem, przyjacielem, bratem. Po jego śmierci zmieniła się. Coś w niej pękło. Patrząc na Gavina widziała odbicie własnych błędów, ale miała kogoś kto jej pomagał. Dlatego znosiła zachowanie Reeda. Miała szansę o przydzielenie jej innego partnera. Jednak nie zrobiła tego mimo jak bardzo Gavin ją wkurzał. Czuła że coś ich łączy. Chciała by miał kogoś kto mu pomoże gdyby tego potrzebował nawet jeśli twierdziłby że nie potrzebuje niczyjej pomocy.
- Nie rób mi tu wykładów! Nie obchodzi mnie to! Więc czemu się martwisz?!- dźgnął ją palcem w klatkę piersiową przez co cofnęła się o krok. Był jak wulkan. Pełen gniewu, a może nawet frustracji.
- Bo jesteś moim partnerem! Może ci się to kurwa nie podobać, ale tak właśnie jest. W końcu się z tym pogódź. Nie jesteś mi obojętny.- z początku uniosła głos dając się ponieść emocjom. Później odetchnęła i mówiła spokojniejszym tonem. Dotknęła jego ramienia. Przez moment patrzyli sobie w oczy. Cisza zrobiła się niezręczna. Evelyn speszona zabrała dłoń.- Do jutra.
Zielonooka odwróciła się i ruszyła wzdłuż korytarza ku wyjściu z budynku. Bycie przy przesłuchaniu było ostatnią rzeczą jaką miała do zrobienia.
Gavin przez kilka chwil stał w milczeniu przetwarzając słowa zielonookiej. Przeklnął pod nosem kilkukrotnie po czym również ruszył ku wyjściu z posterunku.
***
Evelyn miotała się w łóżku. Krople potu spływały jej po czole. Mocno zaciskała pięści na kołdrze. Nagle otworzyła oczy podnosząc się gwałtownie do siadu. Miała koszmar. Przez ostatnie tygodnie był spokój, ale burzliwe sny znowu dały o sobie znać. Oddychała ciężko. Przez kilka sekund nie wiedziała gdzie się znajduje przez co czując się zagrożona odruchowo sięgnęła po pistolet leżący w szufladzie nocnej szafki, która stała obok jej łóżka. Serce boleśnie waliło w jej piersi. Po chwili zrozumiała że jest w swoim mieszkaniu więc odłożyła broń. Dotknęła miejsca na klatce piersiowej i zaczęła je lekko masować jakby to miało pomóc ukoić ból. Trochę jej zajęło zanim otrząsnęła się z koszmaru. Zerknęła na budzik stojący na nocnej szafce. Obudziła się ponad godzinę przed alarmem. Powoli wstała z łóżka. Niewiele przespała, ale wiedziała że kolejny raz nie zaśnie. Poszła bezpośrednio do łazienki, która była obok jej sypialni. Skorzystała z toalety. Umyła zęby, przemywała twarz zimną wodą. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Przed jej oczami mignęły zakrwawione twarze. Jej, jej wcześniejszego partnera oraz jeszcze jednego mężczyzny. Nawet się nie wzdrygnęła. Była do tego przyzwyczajona. Długa terapia nie przyniosła wymarzonych skutków, głównie dlatego że nie powiedziała o wszystkim co wyniszczało ją od środka. Wciąż mierzyła się z przeszłością. Spojrzała na dłonie, które opierała o umywalkę. Mignęły jej wspomnienia, widziała na nich krew. Miała krew na rękach. Błędy przeszłości ciążyły jej na duszy. Żyła głównie z powodu Lucasa. Choć umarł, wiedziała że chciał by żyła dalej, była szczęśliwa. Dla niego starała się być lepsza. Leczyła swoje problemy, starała się nie pchać w tarapaty, być bardziej pomocna i milsza, choć nie zawsze jej to wychodziło. Próbowała postępować właściwie, tak jak on kiedyś, by mógł być z niej dumny.
Przebrała się w sportowe ciuchy. Wyszła na korytarz, którego ściany były w kremowym kolorze. Na jasnoszarej szafce z butami leżał jej kot, Fikus. Zwierzak przeciągnął się i mruknął na widok swojej właścicielki. Zielonooka pogładziła go po czarnobiałej sierści. Miał dużo łatek przez co przypominał dalmatyńczyka. Kot należał wcześniej do Lucas'a. Po jego śmierci zwierzak miał trafić do schroniska bo nikt z rodziny Lucas'a nie chciał zająć się kotem. Evelyn przygarnęła Fikusa. Lubiła koty więc nie miała nic przeciwko towarzyszowi, szczególnie że był pamiątką po jej zmarłym przyjacielu.
Założyła kamizelkę, czapkę oraz wygodne buty po czym opuściła swoje mieszkanie, które znajdowało się na drugim piętrze. Wychodząc na chodnik założyła słuchawki na uszy i puściła losowy rokowy kawałek, a następnie ruszyła wzdłuż chodnika. Bieganie było częścią jej porannej rutyny. Na chodnikach nie było prawie nikogo ze względu na bardzo wczesną godzinę. Evelyn zrobiła sobie dłuższy bieg. Miała dzisiaj więcej czasu na oddanie się sportowi. Minęła nieduży park, który znajdował się blisko rzeki. Zielonooka zatrzymała się i stanęła przy poręczy. Trochę rozciągnęła się. Widok rzeki ją uspokajał. Wilgotna bryza chłodziła jej twarz. Fale uderzały mocno o betonowe brzegi. Wystarczyło przejść przez barierkę, która chroniła przed wpadnięciem do wody. Nurt rzeki był bardzo silny. Nawet dobry pływak nie poradziłby sobie z nimi. Evelyn zerknęła na urządzenie na nadgarstku. Sprawdziła przebiegniętą trasę oraz godzinę. Miała jeszcze trochę dodatkowego czasu więc postanowiła urozmaicić swój bieg. Ruszyła ku parkowi gdzie znajdowały się ławki, zewnętrzna siłownia czy skatepark. Było to idealne miejsce na bieg przez przeszkody.
Po skończonym bieganiu wróciła do domu. Zdjęła niepotrzebną odzież. W kącie salonu, który był średnich rozmiarów, miała wbity w sufit hak. Zawiesiła na nim nieduży worek treningowy. Trochę się rozciągnęła, owinęła materiałem dłonie po czym przystąpiła do treningu. Utrzymanie formy było dla niej kluczowe. W końcu pracowała w policji, umiejętność walki oraz szybkie bieganie było dużym atutem. Przy okazji wyrzucała w ten sposób swoje negatywne emocje.
Gdy skończyła trening wzięła szybki prysznic. Wybrała ubrania do pracy, czarne dżinsy oraz bordową koszulę. Jak zwykle nie zapinała koszuli pod samą szyję, zostawiła rozpięte dwa górne guziki. Wyjątkowo miała dziś ochotę na jakąś ciekawszą fryzurę. Przy pomocy wysokiego lustra, które stało w jej sypialni uplotła swoje czekoladowe falowane włosy do łopatek w dwa dobierane warkocze. Umalowała się delikatnie. Nie była z tych kobiet, które uwielbiają się malować. Wolała pozostawać na co dzień bardziej naturalną, choć nie gardziła by na jakąś okazję zastosować mocniejszy makijaż. Była trochę ponad przeciętnego kobiecego wzrostu, miała metr siedemdziesiąt. Dzięki częstym treningom i dość zdrowym odżywianiu miała zadbaną wysportowaną figurę. Trochę zbyt postawną jak na kobietę, ale czuła się dobrze w swoim ciele. A jeśli komuś to przeszkadzało, to lepiej dla tej osoby by nie mówił otwarcie tego przy niej.
Fikus zaczął kręcić się pod jej nogami gdy weszła do kuchni, która była połączona z salonem. Ściany salonu były w jasnych barwach błękitu z dodatkiem grubych pionowych szarych pasków. Meble były w jasnym odcieniu brązu, a długa kanapa była w podobnym kolorze do mebli. Blisko okna stał drewniany wysoki stojak z różnymi roślinami. Niektóre pięknie kwitły na różne kolory, a inne były całe zielone albo miały różnobarwne plamki. Ogólnie całe jej mieszkanie było w jasnych barwach, błękitu, szarości, bieli i kremowych odcieniach. Dawało to temu miejscu więcej przytulności i przyjemnej atmosfery. Widać było że miejsce jest zadbane i właścicielka włożyła serca by wyglądało dobrze.
Evelyn nakarmiła Fikusa. Później przystąpiła do robienia sobie jedzenia do pracy. Wyjęła z lodówki i szafki potrzebne składniki. Zrobiła dwie porcje wegetariańskiego burrito. Zamyśliła się przez chwilę, składników jeszcze zostało na kolejne dwie porcję. No i przecież pewien dupek lubił podkradać jej jedzenie. W pokoju socjalnym na posterunku mieli oczywiście lodówkę by pracownicy mogli tam przetrzymywać swoje posiłki. Ważne było by podpisywać własne jedzenie. Niestety to nie odstraszało potencjalnych złodziei. Dlatego zielonooka wykorzystała resztę składników i zrobiła dodatkowe porcje. Najwyżej komuś je odda, choć zapewne przez "kogoś" nie będzie musiała się o to martwić.
Zabierając kluczyki z stolika w salonie jej wzrok powędrował do zdjęcia w ramce stojącego na półce. Podeszła do półki i wzięła ramkę. Uśmiechnęła się z tęsknotą. Na zdjęciu była razem z Lucas'em. Oboje uśmiechali się. Byli w policyjnych mundurach. To był ostatni dzień akademii policyjnej. Zostali świeżo upieczonymi funkcjonariuszami, którzy myśleli że mogą zmienić świat. Nie do końca się mylili, sporo zrobili dobrego. Na posterunku w Saint Louis, można było powiedzieć że byli dość sławni. Byli tam najmłodszymi osobami, którzy awansowali na stopień porucznika. Było to po dużej sprawie. Pracowali nad rozbiciem gangu przemytników i handlarzy bronią oraz ludźmi. Właśnie dzięki tej akcji dostali awans. Długo niestety nie nacieszyli się tym. Rozbicie gangu nie poszło tak gładko jak chcieli choć plan wydawał się być doskonały. Jeden z groźniejszych członków gangu uciekł. I szybko się na nich zemścił. A później Evelyn dokonała kilku złych wyborów.
Evelyn odstawiła zdjęcie gdy wesołe chwile z Lucas'em zaczynały mieszać się z tym bolesnymi.
- Próbuję być lepsza. Na prawdę. Ale brakuje mi czegoś. Praca nie wypełnia tej pustki.
Fikus otarł się o jej nogi miałcząc przy tym. Zielonooka wzięła go na ręce. Kot wtulił się w jej dłoń gdy głaskała go po głowie.
- Też za nim tęsknisz, prawda? Oczywiście że tak.- mruknęła do zwierzęcia. Fikus podciągnął się do góry i otarł się pyszczkiem o jej twarz.- Mój słodki chłopczyk.
W końcu Evelyn musiała wyjść do pracy. Nie śpieszyła się. Miała jeszcze nie mało czasu. Często zjawiała się na posterunku przed czasem albo równo o czasie. Nigdy odkąd zaczęła służbę w Detroit nie spóźniła się do pracy. Kapitan Fowler chwalił ją za to. Była przykładnym pracownikiem i nie raz wyrabiała dodatkowe godziny choć nie musiała. Śmiało można było ją nazwać pracoholiczką, ale to sprawiało jej radość. Lubiła swoją pracę, bez niej nie miałaby żadnego celu w życiu. W przeciwieństwie do tego co robiła w Saint Louis, tam nie była grzecznym funkcjonariuszem. Miała trochę przewinień na koncie. Po zmianie miejsca pracy zdecydowała się na nowy start, dostała białą kartę od poprzedniego swojego kapitana więc musiała wykorzystać tą szansę. Jednak nikt nie wiedział ile tak na prawdę miała na sumieniu. Wszyscy widzieli tylko imponujące osiągnięcia w jej dokumentacji, gdzie pominięto kilka brudnych faktów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro