Rozdział 11: Rozpadam się
Evelyn czuła ciepły oddech Gavin'a na swojej twarzy. Stali tak bardzo blisko siebie. Zielonooka zerknęła w dół delikatnie biorąc jego dłoń.
- Próbuję...
- Więc przestań.- wyrwał swoją dłoń z jej uścisku.- Bądź miła dla kogoś innego. Proponuję tego cholernego androida.- wyminął ją i ruszył na górę.
Czasami jestem trochę samotna
A ciebie nigdy nie ma w pobliżu
Czasami jestem trochę zmęczona
Słuchaniem dźwięku moich łez
Czasami jestem trochę zdenerwowana tym
Że wszystkie najlepsze lata już minęły
Czasami jestem trochę przerażona
A wtedy widzę to spojrzenie w twoich oczach
Był zazdrosny. Nie umknęło to uwadze Evelyn. Ale dlaczego? Zielonooka po prostu była miła dla Connora, nic więcej. Traktowała go bardziej jak przyjaciela, choć raczej android tego nie podzielał.
Evelyn ruszyła za nim, ale nie kontynuowała rozmowy. Nie zamierzała się zbytnio narzucać, to mogłoby go jedynie bardziej zdenerwować.
Zapukali w drzwi mieszkania syna ofiary, Petera Davis. Peter był narkomanem i miał kilka drobnych przestępstw na koncie.
Słyszeli zbliżające się kroki do drzwi, ale nikt im nie otworzył.
- Pieprzony dupek!
Reed nie zważając na nic mocno kopnął drzwi. Zamek puścił, a drzwi z łomotem uderzyły o ścianę.
- Pogięło cię, nie mamy nakazu!
Gavin wszedł pierwszy do mieszkania unosząc przed sobą broń. Evelyn poszła za nim. Reed wszedł do salonu. Obejrzał się w prawą stronę, a gdy miał zamiar spojrzeć w lewo, Peter Davis rzucił w jego stronę nożem. Evelyn rzuciła się na Reed'a powalając go na ziemię dzięki czemu uniknął śmiertelnego ciosu. Ostrze wbiło się w ścianę.
Reed wydał z siebie zaskoczony jęk gdy spojrzał w górę. Evelyn siedziała na nim okrakiem. Taki widok pobudził umysł mężczyzny i miał wrażanie że już kiedyś w takiej pozycji się znaleźli.
Odwróć błyszczące oczy
Od czasu do czasu rozpadam się
Odwróć błyszczące oczy
Od czasu do czasu rozpadam się
Peter otworzył okno na korytarzu mieszkania i wyszedł na schody pożarowe.
Anderson szybko wstała i pobiegła za podejrzanym.
Reed'owi zajęło chwilę by się otrząsnąć. Zerknął na ostrze wbite w ścianę i uświadomił sobie jak blisko był śmierci. Nie ważne jaki był dla Anderson, ona i tak go ratowała. Nigdy nie mówił tego, ale wiedział że już wcześniej gdy on coś odwalił, ratowała mu tyłek. Mogła myśleć że nie zauważył gdy na przykład za pobicie demonstrantów nie został pozwany i nie dostał opierdolu od kapitana za to. Starał się nie przywyknąć do tego. Gdyby się do niej przywiązał, byłoby mu trudniej udawać że nie zaczyna do niej czegoś czuć. Walczył z samym sobą, ale stopniowo przegrywał tą walkę. Nie była mu obojętna. W końcu podniósł się i pobiegł w ślad za Anderson.
Evelyn weszła na dach za uciekinierem. Deptała mu po piętach, a Reed był kawałek za nią.
Davis biegł bardzo szybko. Nie zwolnił gdy budynek się kończył, a dalej była szeroka przestrzeń oddzielająca drugi budynek. Jeszcze bardziej przyspieszył po czym wykonał ryzykowany skok.
Reed krzyknął za Evelyn gdy zauważył że zielonooka nie zwalnia, nie ona przyspieszyła. Widział jak Anderson skoczyła. Najgorsze myśli zalały mu umysł. Musiał zatrzymać się gdy dotarł do końca budynku. Odetchnął z ulgą gdy zobaczył Evelyn po drugiej stronie. Udało jej się przeskoczyć. Musiał wybrać inną drogę by dostać się na drugi budynek.
Evelyn wyciągnęła broń i ostrożnie zaczęła rozglądać się po dachu budynku. Peter zniknął z jej oczu. Były tu różne drewniane i metalowe konstrukcie. Musiał się gdzieś przed nią schować.
Zachowując ostrożność powoli wyjrzała za jedną z konstrukcji. Wtedy usłyszała za sobą ruch. Odwróciła się, ale nie zdążyła zareagować. Peter uderzył ją w głowę grubą metalową rurą. Zielonooka upadła na ziemię upuszczając broń, która poleciała daleko od niej. Cios przymroczył ją.
Peter ruszył na nią z zamiarem zamachnięcia się. Jednak Evelyn przeniosła się na plecy i kopnęła go z całej siły w kolano. Głośny krzyk bólu wydostał się z gardła mężczyzny gdy jego kolano trzasnęło i wybiło się z stawu. Upadł na ziemię upuszczając rurę.
Evelyn podniosła się i wzięła swoją broń. Poczuła jak coś ciepłego spływa po prawej stronie jej twarzy. Dotknęła twarzy, a gdy cofnęła rękę zobaczyła na niej niemałą ilość krwi. Wizja na moment jej się zamazała. Nagle odcięło ją od rzeczywistości. Gniew zapłonął w niej jak ogień. Podeszła do zwijającego się z bólu mężczyzny. Zaczął jąkać jakieś słowa, ale Evelyn nie słyszała ich. Jej umysł utknął w bardzo złych wspomnieniach.
Krew na rękach.
Tortury.
Śmierć Lucas'a.
Zabójstwo Lopeza.
I potrzebuję ciebie właśnie teraz
I potrzebuję ciebie bardziej niż kiedykolwiek
I jeśli tylko przytulisz mnie mocno
Już nic nas nie rozłączy
I tylko to będziemy robić dobrze
Bo nie będziemy nigdy błądzić
Złapała Petera za przód ubrania i podciągnęła do góry. Przystawiła mu pistolet do głowy.
- Zapłacisz za to co zrobiłeś.
Peter próbował się od niej odsunąć, ale mocno go trzymała. Uderzyła go kolbą pistoletu po czym schowała broń do kabury przy pasku.
- Lopez...
Z wściekłością zaczęła uderzać mężczyznę w twarz. Jej oczy płonęły rządzą mordu. Nadgarstek i koski bolały ją od uderzeń, ale ona nie zwracała uwagi czy robi sobie w ten sposób krzywdę. Bardziej martwiące było jednak to że nie zdawała sobie sprawy że przed nią wcale nie ma Lopeza.
Peter błagał ją by przestała dławiąc się przy tym własną krwią. Dopiero gdy stracił przytomność puściła go. Jego ciało bezwładnie osunęło się na ziemię. Wyciągnęła broń i wymierzyła w Petera z zamiarem zastrzelenia go.
Reed w końcu dotarł na dach. Dyszał ciężko od szybkiego biegu po schodach. Nie miał najlepszej kondycji więc taki wyczyn był dla niego ponad jego siły.
- Pojebało cię do końca! Mogłaś zginąć do jasnej cholery!
Dopiero po chwili zauważył co się dzieje na dachu. Evelyn mierzyła do pobitego pod nią człowieka. Jego twarz była tak bardzo zmasakrowana i pobrudzona krwią, że nie potrafił rozpoznać jego twarzy.
- Co ty robisz?- zapytał zdezorientowany całym zajściem gdy zbliżył się do Evelyn o kilka korków. Nie potrzebnie zwracał na siebie jej uwagę.
Nagle Anderson odwróciła się i wymierzyła w niego pistoletem. Jej prawa strona twarzy była we krwi, która wciąż spływała w dół. Nie poznawał jej. Miała mętne spojrzenie.
- Zabije cię rozumiesz?!
Nie rozumiał czemu krzyczy, czemu jest tak wściekła i mierzyła w niego bronią. Uniósł ręce w geście poddania. Przerażało go jej spojrzenie, ten gniew na jej twarzy. Czy na prawdę chciała jego śmierci?
- Na kolana.
Usłuchał jej rozkazu gdy przycisnęła lufę do jego czoła. Bał się inaczej zareagować. Trzymała palec na spuście. W każdej chwili mogła go zabić.
- Oby Piekło cię pochłonęło Lopez...
Nie był żadnym Lopez'em. O kim mówiła? Kogo tak na prawdę widziała przed sobą? Jak mocno oberwała w głowę?
- Evelyn. To ja Gavin. Odłóż broń.- starał się by jego głos nie zadrżał. Nie chciał się do tego przyznać, ale bał się. Cholernie się bał.
Evelyn jeszcze przez chwilę patrzyła na niego z nienawiścią.
Już myślał że pociągnie za spust. Chciał coś zrobić. Zamierzał chwycić za własną broń, ale wtedy zielonooka opuściła pistolet, który wypadł z jej ręki. Jej oczy zaszkliły się od zbierających się łez gdy pojęła co się dzieje. Przerażona cofnęła się do tyłu. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa przez co przewróciła się.
- O Boże... co ja...
Jej oczy rozszerzyły się gdy zauważyła bezwładne ciało pobitego Petera. Cofnęła się do tyłu aż natrafiła plecami na murek. Zaczęła drżeć, a słone łzy zmieszały się z jej krwią tworząc długie smugi. Zielonooka objęła ramionami kolana przyciskając je do klatki piersiowej.
Reed wstał zabierając pistolet Anderson i schował go za pasek spodni. Najpierw sprawdził czy Peter żyje. Był nieprzytomny, ale oddychał. Zawiadomił karetkę i zadzwonił po wsparcie. Powoli zbliżył się do Evelyn. Zielonooka wzdrygnęła się gdy ukucnął przed nią. Co jej się stało?
Dawno temu zakochałam się
Ale teraz tylko się rozpadam
Nie mogę nic zrobić
Całkowite zaćmienie serca
Dawno temu było światło w moim życiu
Ale teraz jest tylko miłość w ciemnościach
Nie mogę nic powiedzieć
Całkowite zaćmienie serca
- Przepraszam... ja nie wiem... czy on...- zielonooka jąkała się. Zerknęła na leżącego Petera z myślą że go zabiła, ale Reed od razu uspokoił ją mówiąc że żyje.
- Twoja głowa.- zwrócił uwagę na ranę na jej głowie. Krew wciąż płynęła. Jej twarz, szyja, a nawet ubranie było w bordowej lepkiej cieczy.
Evelyn bardzo mocno krwawiła. Dotknął jej ramiena, a ona zaszlochała mocniej. Chyba nie zdawała sobie sprawy z jej poważnych obrażeń.
- Miałam czystą kartę... Wszystko zniszczyłam... Zawiodłam go... Nigdy nie zmyję tej krwi... To co zrobiłam... Zasługiwałam na śmierć bardziej niż Lucas...
Mamrotała bez większego sensu, a przynajmniej Gavin nie rozumiał jej bełkotu. Nie wiedział o czym mówiła. Była tak załamana. Delikatnie przyciągnął ją do siebie i objął. Pozwolił by wypłakała mu się w ramię nie przejmując się że pobrudzi go krwią.
- Evelyn. Evelyn?
Zielonooka nie zareagowała. Straciła przytomność. Mógł jedynie patrzyć na nią jak leży w jego ramionach.
Razem możemy trwać w tym aż do końca
Twoja miłość jest jak cień na mnie przez cały czas
Nie wiem co robić i ciągle tkwię w ciemnościach
Żyjemy w beczce prochu i strzelamy iskrami
***
Evelyn powoli rozbudzała się. Gdzieś obok słyszała pykanie jakiejś maszyny. Jasne światło oślepiło ją gdy otworzyła oczy. Czuła pulsujący ból głowy.
Leżała w łóżku szpitalnym. Jej prawa ręka była zabandażowana. Czuła też że coś jest na jej głowie. Było to miękkie i okręcone wokół jej głowy.
Do sali weszła kobieta w białym fartuchu. Miała przed sobą jakieś papiery. Nie zauważyła że Evelyn się obudziła.
- Co... - jej głos odmówił jej posłuszeństwa. Odkaszlnęła czując suchość w gardle. I wtedy lekarka spojrzała na nią.
- Dobrze, obudziła się Pani.- lekarka uśmiechnęła się do niej delikatnie. Kobieta zauważyła zdezorientowane spojrzenie zielonookiej. Wyjaśniła jej że trafiła wczoraj do szpitala z poważnym urazem głowy. Miała wstrząs mózgu i straciła nie mało krwi. Lekarka oznajmiła że musi zostać dziś na kontrolę, a jutro będą mogli ją wypisać jeśli nic złego nie będzie się dziać. Jednak lekarka zaleciła jej by została dłużej w szpitalu, tak na wszelki wypadek. Po rozmowie i wypytaniu jej o samopoczucie, lekarka wyszła.
Jednak Evelyn nie była zbyt długo sama. Hank pojawił się w jej pokoju z zmartwioną twarzą.
- Nastraszyłaś nas dzieciaku.
- Co z Peterem Davis?
- Poważnie? Trafiłaś do szpitala, a martwisz się o tego dupka?
- Po prostu powiedzieć co się stało.- powiedziała spokojnie ponieważ nie czuła się najlepiej, ale musiała wiedzieć co było dalej gdy straciła przytomność.
Hank westchnął ponieważ wiedział że Evelyn nie odpuści. Nawet w takich chwilach praca była dla niej ważniejsza niż jej zdrowie. Jednak mężczyzna nie wiedział co tak na prawdę martwiło zielonooką.
Peter Davis przyznał się do zabójstwa ojca. Był w domu matki gdy ta wróciła po wizycie od ojca. Widział co jej zrobił. Był wściekły. Pojechał do domu ojca. Miał przy sobie nóż. Zakradł się do mieszkania mężczyzny i pod wpływem silnych emocji poderżnął mu gardło. Był wtedy pod wpływem silnych narkotyków.
Hank powiedział coś jeszcze co zaskoczyło Evelyn. Gavin przyznał się do pobicia Petera i wziął na siebie odpowiedzialność. Jednak kapitan Fowler odpuścił mu. Rozumiał że pod wpływem burzliwych emocji gdy zobaczył co Peter zrobił Evelyn, zaatakował go i nie myślał racjonalnie. Ułożył sprawę więc Reed nie poniesie żadnych konsekwencji.
- Nie sądziłem że Gavin'owi może tak na kimś zależeć.- stwierdził Hank.
Evelyn zaczęła cicho płakać. Wuj złapał ją za zdrową rękę.
- Wszystko w porządku. Jesteś już bezpieczna.
Mylił się. Nie wiedział co tak na prawdę zaszło na dachu. To ona tu była potworem, to ona powinna ponieść karę. Coś złego się z nią stało. Nie panowała nad sobą. Widok krwi na dłoni coś w niej przełączyło. Nie mogła ukrywać że po tym wszystko będzie dobrze. Potrzebowała pomocy.
Jeszcze tego samego dnia Evelyn wypisała się z szpitala mimo zaleceń lekarza. Pojechała na posterunek by porozmawiać z kapitanem Fowler'em.
- Anderson?- zapytał zaskoczony Fowler gdy zobaczył Evelyn w swoim biurze.- Powinnaś być w szpitalu.
- Chciałam porozmawiać o sprawie...
- Wszystko co powinno być wyjaśnione, zostało wyjaśnione. Sprawa zamknięta.
- Ale kapitanie...
- Nie musisz bronić Reed'a. To zbyteczne. Wysłałem go na krótki urlop. Ciebie też wysyłam więc wracaj do domu Anderson. Nie trzeba tu niczego więcej tłumaczyć.- powiedział stanowczo mężczyzna.
Evelyn mogła jedynie skinąć głową i opuścić biuro.
Tina zauważyła jak zielonooka wychodzi z biura szefa. Zaskoczona jej widokiem podeszła do niej.
- Rany. Niezniszczalna jesteś co? Ale dobrze widzieć cię żywą.- azjatka delikatnie uśmiechnęła się do Anderson.
- Możesz podać mi adres Gavin'a? Muszę z nim porozmawiać w cztery oczy.- dodała uprzedzając Tine o zapytanie po co chce wiedzieć gdzie Reed mieszka.
Azjatka podała jej adres Gavin'a.
***
Evelyn siedziała w taksówce trzymając przy uchu telefon. Odwiedziła mieszkanie Reed'a, ale nikt jej nie otworzył. Próbowała się do niego dodzwonić, ale zrozumiała że nie wie co dokładnie mu powiedzieć. Miała mętlik w głowę. Czuła się zagubiona. Potrzebowała odpoczynku, poskładać się do kupy. A wtedy będzie mogła mu wszystko wyjaśnić.
-... Nie zastałam cię w twoim mieszkaniu.- zielonooka nagrywała się na pocztę głosową Gavin'a. Siedziała w taksówce w drodze na dworzec autobusowy. Obok niej w transporterze siedział Fikus.- Mam nadzieje że nic ci nie jest. Pewnie masz pytania. Ale muszę poukładać sobie wszystko w głowie. Poskładać się do kupy. Obiecuję że jak wrócę wszystko ci wyjaśnię. I Gav... dziękuje.- powiedziała miękko przy tym pierwszy raz używając skrótu jego imienia. Rozłączyła się i schowała telefon do kieszeni płaszcza. Spojrzała przez szybę na ulice Detroit oświetlane przez lampy. Płatki śniegu spadały z nieba i przykrywały chodnik oraz budynki.
I potrzebuję ciebie właśnie teraz
I potrzebuję ciebie bardziej niż kiedykolwiek
I jeśli tylko przytulisz mnie mocno
Już nic nas nie rozłączy I tylko to będziemy robić dobrze
Bo nie będziemy nigdy błądzić
Odwróć błyszczące oczy
Od czasu do czasu rozpadam się
Odwróć błyszczące oczy
Od czasu do czasu rozpadam się
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro