Rozdział 10: Oddycham więc żyję
Gavin wszedł na posterunek policji. Był spóźniony, ale nie przejmował się tym. Skierował się w stronę swojego biurka gdzie na przeciwko zawsze o tej porze jak zawsze powinna była siedzieć Evelyn. Trochę się zdziwił gdy nie zastał zielonookiej przy biurku. Nigdzie nie było jej płaszcza, a ekran terminala był zgaszony.
- Gdzie Anderson?- zwrócił się do funkcjonariusza, który przechodził obok.
- Nie wiem. Nie przyszła jeszcze do pracy.- mężczyzna wzruszył ramionami po czym odszedł.
To chyba musiał być koniec świata. Evelyn Anderson się spóźnia. To było wręcz nie do pomyślenia. Punktualność to jeden z jej priorytetów w pracy. Reed poszedł do pomieszczenia socjalnego i zrobił sobie kawę. Zastanawiał się nad spytaniem Hank'a czy wie czemu Evelyn nie ma jeszcze w pracy. Ale nie zrobił tego. Nie chciał by Hank nie wiadomo co sobie o tym pomyślał, choć upierał się że nic go nie obchodzi czyjeś zdanie. W końcu nie był typem, który się o kogoś troszczy, a przynajmniej nie otwarcie.
Evelyn przyjechała pół godziny później.
Zielonooka usiadła z westchnieniem na fotelu. Pochyliła się do tyłu przymykając powieki. Czuła się zmęczona i brakowało jej sił na cokolwiek.
- Wyglądasz jakby cię ciężarówka potrąciła.- odezwał się z ironicznym uśmieszkiem Reed gdy siadał przy swoim biurku.
Evelyn nie obdarzyła go ani spojrzeniem, ani odpowiedzią na jego zaczepkę.
- Umarłaś?
- Oddycham więc żyję.- mruknęła od niechcenia. Powoli otworzyła oczy i poprawiła się na fotelu. Ten dzień już był męczący.
Przez pierwsze godziny Anderson wykonywała papierkową robotę, przy której miał pomagać jej Gavin, ale był bardziej wkurzający niż przydatny więc kazała mu spadać do pokoju socjalnego, który był jego królestwem.
Evelyn oparła czoło o dłoń pochylając się nad biurkiem. Psychicznie nie czuła się najlepiej, ale nie chciała wracać do mieszkania, to bardziej by ją dobiło. Nie chciała siedzieć sama w czterech ścianach z własnymi myślami.
Zielonooka wzdrygnęła się podnosząc głowę do góry gdy poczuła czyjś delikatny dotyk na ramieniu. Connor stał nad nią z zmartwionym wyrazem twarzy. Było to dziwne, ale z jakiegoś powodu poruszyło ją jego zmartwienie. Jeśli w ogóle potrafił to czuć.
- Czy wszystko w porządku Evelyn?
- Tak, po prostu się nie wyspałam.- westchnęła ciężko.
- Mogę przynieść ci kawę jeśli masz na to ochotę.
- Byłabym wdzięczna.- wysiliła się na delikatny uśmiech, który android odwzajemnił.
Connor skinął głową po czym odszedł. Gavin podszedł do swojego biurka urywając rozmowę z kolegą z pracy. Zainteresowany krótką rozmową Evelyn i Connora usiadł na fotelu, a jego wzrok utkwiony był na zielonookiej. Wywiercał w niej dziury, ale zdawało się że ona tego nie zauważa. Connor wrócił parę minut później. Wręczył Evelyn kawę na co ta z wdzięcznością się do niego uśmiechnęła. Android ponownie położył dłoń na jej ramieniu. Mimo że był to przyjacielski gest, to i tak zirytowało to Reed'a.
- Nie masz swoich spraw puszko?- z wrogością zwrócił się do Connora.
- Mógłbym zapytać o to samo detektywie. Zalegasz z ostatnim raportem.
Evelyn prawie zachłysnęła się słysząc jak Connor odgryzł się Reed'owi. Uśmiech błądził na jej twarzy. Starała się ukryć rozbawienie by nie zaognić sytuacji.
- Dziękuje Connor.- delikatnie dotknęła na moment przedramienia androida przez co ten oderwał wzrok od Reed'a i spojrzał na zielonooką. Skinął głową po czym oddalił się.
Gavin marszczył brwi przyglądając się ich interakcji. Czemu tak się dotykali? Nie podobało mu się to, nawet jeśli w rzeczywistości było to tylko przyjacielskie.
Reed otworzył usta by powiedzieć złośliwy komentarz, ale jeden z funkcjonariuszy podszedł do nich mówiąc że mają nową sprawę.
***
Mieszkanie ofiary było niewielkie i skromnie urządzone. W pomieszczeniu czuć było nieprzyjemny zapach rozkładającego się ciała.
Ofiara leżała przy kanapie w salonie z poderżniętym gardłem. Wyatt Davis, pięćdziesięcioletni rozwodnik i pracownik knajpki.
- Na ciele ofiary i na kubku znaleziono obce DNA.- powiedział kryminolog gdy podszedł do Evelyn i Gavin'a, którzy stali przy ciele.- Wysłaliśmy je już do analizy.
Mężczyzna leżał tu trzy dni, aż w końcu szef Davis'a przyjechał sprawdzić czemu nie pojawił się on w pracy ponieważ ten nie odbierał telefonów. Zadzwonił na policję gdy z mieszkania ofiary wyczuł nieprzyjemny zapach rozkładu.
Na kawowym stole w salonie stały dwa kubki z niedopitą herbatą. Davis prawdopodobnie wpuścił do mieszkania swojego oprawcę. Znał tą osobę. Pod paznokciami ofiary znajdowało się czyjeś DNA, ale nie było zbytnio śladów świadczących o walce. Rozbryzg krwi na kanapie i stoliku kawowym świadczył że został zaatakowany od tyłu gdy siedział na kanapie tyłem do napastnika. Później upadł na ziemię wykrwawiając się na śmierć.
Nigdzie nie było dowodu zbrodni więc morderca musiał zabrać broń ze sobą.
Przepytali sąsiada, który ochoczo pchał się na miejsce zbrodni twierdząc że może mieć coś istotnego w sprawie zabójstwa Davis'a.
Twierdził że trzy dni temu Davis'a odwiedziła jego była żona. Kłócili się, co było u nich bardzo częste i przeważnie dotyczyło pieniędzy albo ich syna. Było to około osiemnastej. Wychodził akurat do sklepu gdy widział byłą Davis'a wychodzącą szybo z jego mieszkania.
Wyniki DNA przyszły szybko. Okazało się że w bazie danych ich nie ma, a to oznaczało że osoba ta nie była przedtem karalna.
Postanowili odwiedzić byłą żonę ofiary Sophie Watss.
Kobieta nie była zdziwiona przyjazdem policji.
- Nie wiem gdzie on jest. Nie odpowiadam za jego czyny.- zaczęła od razu się tłumaczyć, choć nie wiedziała po co tak na prawdę przyjechali.
- O kim Pani mówi?- zapytała Evelyn gdy wciąż stali pod drzwiami mieszkania kobiety. Nie była chętna do wpuszczenia ich.
- O Peter'ze. To dorosły człowiek... - powiedziała Sophie szczelniej opatulając się długim swetrem. Mówiła o swoim synu.
- Jesteśmy w tu w sprawie Pani byłego męża.
Kobieta nie kryła zmieszania. Skinęła głową po czym wpuściła detektywów do środka. Zaprosiła ich do salonu gdzie wskazała kanapę by usiedli, a ona zajęła fotel.
Gdy Sophie usłyszała o śmierci byłego męża pobladła. Była szczerze zaskoczona. Nie miała pojęcia że Davis nie żyje. Od razu wyjaśniła że nie wdziała się z nim od trzech dni. Trochę się oburzyła gdy usłyszała że właśnie trzy dni temu został zabity i to ona prawdopodobnie była ostatnią osobą, która widziała go żywego. Sugestia że ona jest sprawczynią wywoła w niej złość. Nie powstrzymywała się od obraźliwych komentarzy o Davisie. Mówiła o tym że wystarczająco się nacierpiała z jego powodu i że nie pozwoli by całkowicie zniszczył jej życie. Evelyn zapytała ją o przyczynę ich rozwodu. Sophie powiedziała że bardzo się zmienił, był zgorzkniały, a czasami agresywny względem niej.
Anderson zauważyła jak Sophie nerwowo dotyka rękawa swetra by się nie podwijał. Kazała pokazać jej nadgarstek na co kobieta jeszcze bardziej się zdenerwowała. Więc Gavin po prostu bezceremonialnie podwinął rękaw kobiety. Miała zadrapanie na przedramieniu, które mogły powstać od mocnego przejechania po skórze paznokciami. Wyżej nad zadrapaniem miała siniaka jakby ktoś mocno ścisnął jej rękę. Sophie z zawstydzeniem przyznała że to jej były mąż jej to zrobił, ale od razu broniła się że to nie ona go zabiła. Wyjaśniała że w dniu śmierci Davis'a odwiedziła go. Poprosiła go o pomoc. Potrzebowała pieniędzy na wyleczenie nałogu Petera. Jednak Davis nie chciał jej dać. Zaczęli się kłócić. A on zaczął ją szarpać więc kobieta po prostu uciekła.
Zabrali ją na posterunek gdzie złożyła swoje zeznania i pobrano jej próbkę DNA. DNA z miejsca zbrodni zgadzało się z jej. Sophie została zatrzymana.
- Nie sądzę by to zrobiła.- stwierdziła Evelyn gdy patrzyła na Sophie, która siedziała w pokoju do przesłuchań.
- Często ofiary przemocy zabijają swoich oprawców. Czemu tym razem ma być inaczej?- zapytał Gavin odchylając się na krześle by spojrzeć na Anderson, która stała blisko szyby, przez którą patrzyła na podejrzaną.
- Bo nie miała pojęcia o śmierci Davis'a.
Sophie odpowiadała na każde pytanie podczas przesłuchania, choć widać było że kobieta nie trzyma się najlepiej. Ledwo powstrzymywała łzy gdy Gavin naciskał ją. Evelyn musiała go opanowywać.
Sophie skulona z opuszczoną głową siedziała przy stoliku i drżała z emocji. Czy tak miała wyglądać bezduszna osoba, która komuś poderżnęła gardło?
Pojechali odwiedzić syna ofiary. Evelyn czuła że ta sprawa nie może być tak prosta.
Dzielnica gdzie mieszkał Peter Davis była jedną z tych bardzo biednych i o kiepskiej reputacji.
- To miejsce cuchnie gorzej niż Hank po całonocnym chlaniu.- Reed przyłożył do nosa rękaw kurtki by nie wdychać nieprzyjemnych zapachów gdy szli schodami na najwyższe piętro bloku mieszkalnego.
- Weź się odwal od niego.- burknęła zielonooka.
- Przecież to prawda. Jest cholernym chleju...
Reed nie dokończył ponieważ Evelyn pociągnęła go za kurtkę i popchnęła na ścianę. Brutalnie przycisnęła go lewym przedramieniem do ściany klatki schodowej. Wbiła w niego wściekłe spojrzenie, na co on uśmiechnął się perfidnie.
- I co mi zrobisz kotku?- jego usta rozciągnęły się w jeszcze szerszym uśmiechu ukazując jego zęby.
Evelyn puściła go, a jej twarz była chłodna.
- Nie jesteś tego wart.- pokręciła głową i odsunęła się by ruszyć dalej. Mogłaby go obrazić, zastraszyć czy kazać mu nie obrażać jej wuja, ale czy to by coś dało? Czy nagle Reed miałby przestać być dupkiem bo go o to ładnie poprosiła? Nie miała dziś sił na jakiekolwiek kłótnie z nim.
- Nie będziesz mnie tak traktować!
Evelyn odwróciła się. Stała o kila stopni wyżej niż Reed.
- Odkąd zostaliśmy partnerami obserwowałam cię. Próbowałam zrozumieć twoje zachowanie. Jesteś samotny i sfrustrowany. Nie masz nikogo bliskiego, nie wliczając w to Tiny. Może dlatego jesteś taki zgorzkniały. Albo to przez rodziców. Nie miałeś szczęśliwego dzieciństwa.- z każdym kolejnym zdaniem schodziła w dół, aż stanęła twarzą w twarz z Reed'em. Oczywiście że sprawdziła akta i wszelkie informacje o swoim partnerze. Chciała wiedzieć z kim pracuje. Może nie znała każdego szczegółu jego życia, ale kilka faktów tak. Był chuliganem, nie skończył liceum, choć jakimś cudem dostał się na akademię policyjną. Jego ojciec był alkoholikiem i miał problemy z agresją. Jego matka rozwiodła się z mężem, któremu sąd zakazał się zbliżać do nich. Miał sporo bójek na koncie, kilka ułożonych pozwów o naruszenie mienia. W prostych słowach, nie miał kolorowo w życiu przez co stworzył skorupę twardziela by uchronić się przed światem. Miał powody by być takim jaki jest. Ale jaki miała powód Evelyn by być złą osobą? Urodziła się w dobrej kochającej rodzinie. Nigdy niczego jej nie brakowało. Była świetną uczennicą. A jednak od małego przejawiała agresywne zachowania. Przez lata szkolne rodzice ją chronili i skutecznie pilnowali. Myśleli że córka z tego wyrośnie. Jednak nie do końca tak się stało. Przez większość swojego życia musiała walczyć z mroczną częścią siebie. Czy urodziła się zepsuta? Czy z góry było przesądzone że ma być złą osobą? Lucas dbał o nią i dawał jej wiarę że tak nie jest. Tak bardzo chciała w to wierzyć.
Pochodzili z różnych środowisk i otoczenia, a jednak ich ukształtowanie charakterów było podobnie. Jednak w przeciwieństwie do Reed'a, Anderson bardzo zależało by się zmienić.
- Współczuje ci. Życie nie było dla ciebie łaskawe, ale to nie daje ci usprawiedliwienia by uprzykrzać je innym. Gdybyś tylko dał sobie pomóc... może poczułbyś się w końcu lepiej.
- Niczego o mnie nie wiesz. Nie potrzebuje niczyjej pomocy.- powiedział z złością wpatrując się w oczy Evelyn. Denerwowało go że wyszukała o nim informacje, a teraz zachowywała się jakby była lepsza od niego.
- Próbujesz przekonać mnie czy siebie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro