Rozdział 1: Wege hotdog
Posterunek policji w Detroit. Powoli dochodziło południe więc w budynku panował gwar. Funkcjonariusze siedzieli przy swoich stanowiskach albo chodzili po pomieszczeniu. Niektórzy wychodzili z budynku, a inni pojawiali się.
Evelyn Anderson siedziała przy swoim biurku. Jej zielone tęczówki uważnie śledziły tekst na monitorze. Wytrwale wypełniała rubryki choć jej wzrok zaczynał się męczyć od siedzenia przed ekranem przez trzy godziny bez dłuższej przerwy. Jednak świadomość że jeszcze sporo przed nią monotonnej pracy motywowało ją by skończyć te męki jak najszybciej. Sięgnęła lewą ręką po kubek letniej już kawy i zrobiła łyk. Westchnęła zapisując plik i później otworzyła kolejny. Na zewnątrz wyglądała na spokojną, ale w myślach już kilkakrotnie dzisiejszego dnia brutalnie zamordowała swojego partnera, przez którego dzisiejszą zmianę spędzi przed ekranem komputera. Choć było to lepsze niż papierkowa robota.
Męska dłoń wysunęła się z biurka, które stało na przeciwko jej. Dłoń dotknęła główki figurki kota, która zaczęła się kiwać wydając przy tym cichy dźwięk. Nie był on sam w sobie irytujący, ale słuchany setny raz z rzędu zaczynał szarpać nerwy.
Dłoń jej partnera ponownie pojawiła się na biurku z zamiarem dotknięcia figurki gdy główka przestała się kiwać. Evelyn uprzedziła go mocno uderzając go w dłoń. Z jego ust wyrwał się cichy syk.
– Jeszcze raz to zrób, a odstrzelę ci rękę.– oderwała na moment wzrok od monitora i przechyliła głowę w bok by spojrzeć na swojego partnera. Gavin Reed siedział rozwalony na fotelu i posłał jej swój typowy uśmieszek, na co ona wywróciła oczami i wróciła do patrzenia w ekran.
Mężczyzna zauważył kilka drobnych zadrapań na dłoni Evelyn gdy uderzyła go w rękę.
– Krojenie warzyw przysporzyło ci kłopotów?– zadrwił wskazując wzrokiem na jej dłoń.
– To Fikus.
– Fikus? Co to kurwa jest? Jakiś chwast?– zadrwił.
– Mój kot.– poprawiła go używając spokojnego tonu.
– Masz kota?– zapytał zaskoczony. Jego postawa stała się bardziej zaciekawiona. Pochylił się do przodu by lekko wyjrzeć zza monitora i spojrzeć na zielonooką.
– Od kiedy zaczęło cię to obchodzić?– zapytała chłodno. Nie miała ochoty na rozmowę z nim, ale on najwyraźniej nie potrafił znieść milczenia z jej strony. Nie powinien się dziwić. Załatwił im masę nużącej roboty bo nie potrafił choć raz zamknąć swojej durnej gęby i ugryźć się w język.
– Nie zaczęło, ale kurewsko lubię koty.– wzruszył ramionami odchylając się na fotelu.
Evelyn uniosła brwi czego jej partner nie widział ponieważ zasłaniał ją monitor komputera. Nie sądziła że Gavin lubi cokolwiek, a tym bardziej tak urocze istoty.
– To urocze.– stwierdziła żartobliwe chcąc mu dokuczyć.– Jednak nawet taki dupek jak ty nie ma serca z kamienia.
– Zamknij się.– warknął gniewnie. Zdecydowanie nie uważał się za uroczego.– Jedźmy coś zjeść.– mruknął zmieniając temat.– Mam dosyć siedzenia na dupie i patrzenia w ten cholerny ekran.– wstał i zdjął kurtkę z oparcia fotela.
– Podziękuj sam sobie za to. Naucz się czasem trzymać buzię na kłódkę. Ile w ogóle już zrobiłeś?
– Skończyłem dwa pliki.– mruknął z znużeniem i przeciągnął się. Usłyszał ciche strzyknięcie w plecach. Zdecydowanie miał dosyć siedzenia za biurkiem.
– Co?– zielonooka spojrzała na mężczyznę.– Zaczęłam ósmy, a ty kurwa dopiero zrobiłeś dwa?– wewnątrz zaczęła się gotować od złości i zirytowania, ale głęboko odetchnęła. Nie było sensu psuć sobie nerwów na takiego dupka jak Gavin. On i tak puściłby jej słowa mimo uszu.
Reed wzruszył lekceważąco ramionami. Oczywiście nic sobie z tego nie robił.
– Ruszysz swój zacny tyłek? Czy mam cię podnieść kotku?
– Nigdzie nie jedziesz. Wiesz ile mamy jeszcze do skończenia?
– Bla, bla, bla... Wiesz ile mamy jeszcze do skończenia?– powiedział prześmiewczo udając jej głos. Później zaczął mówić normalnie: Rób jak chcesz, ja jadę.
Evelyn zacisnęła usta w wąską linię wyciągając z szafki biurka niebieską piłeczkę do ściskania, która w takich chwilach pomagała jej ukoić nerwy. Wystarczyło że wyobrażała sobie że ta piłka to głowa jej partnera. Nigdy przedtem nie spotkała tak wkurzającego człowieka. Gavin Reed, pieprzony arogancki dupek. Jedyne co wychodzi mu najlepiej oprócz celowania do kogoś z pistoletu, to granie na nerwach.
Gavin powoli zaczął oddalać się od swojego biurka. Pogrywał sobie z nią. Dobrze wiedział że za nim pójdzie.
Evelyn od razu się podniosła. Jeszcze tego brakowało by odwalała całą robotę sama. I tak zrobiła od niego więcej, to jej należała się przerwa. Szybko zapisała zmiany w otwartym piliku po czym biorąc swój czarny płaszcz ruszyła za Reed'em. Dorównała mu kroku. Kąciki ust Gavina drgnęły do góry. Jak zwykle czerpał przyjemność z droczenia się z nią.
Opuścili posterunek. Wsiedli do auta Gavina, choć Evelyn przyjechała do pracy swoim samochodem. Jednak Reed zawsze wolał jechać swoim, nie ważne gdzie i po co mieli jechać. Musiał chyba ubóstwiać swoje auto.
Reed wybrał miejsce z jedzeniem. Idąc za nim Anderson zauważyła że prowadzi ich do budki z hotdogami. To musiała być czysta nienawiść z jego strony. Dobrze wiedział że nie je mięsa i stara się zdrowo odżywiać, a wybrał przydrożną budkę z fastfood'em.
– Poważnie? – uderzyła go lekko w ramie. Mężczyzna zatrzymał się i spojrzał na nią unosząc jedną brew do góry. Górował nad nią o kilka centymetrów, ale nie sprawiało to że czuła się przez to mniejsza czy bezbronna. Gdyby chciała mogłaby skopać mu tyłek bez większego wysiłku.
Wywrócił oczami po czym podszedł do budki i zaczął składać zamówienie. Evelyn poszła za nim jeszcze bardziej wkurzona.
–... i wege hotdog.– akurat gdy zielonooka stanęła przy Gavin'ie usłyszała jak zamawia również dla niej. Lekko zdezorientowana zerknęła na tabliczkę z menu. Uniosła brwi do góry zaskoczona że w proponowanych jest wersja z wegetariańskim hotdog'iem. Głupio jej się zrobiło że tak szybko go oskarżyła. Jednak nie zdecydowała się by go przeprosić. Mógł wcześniej powiedzieć gdzie ją prowadzi, no i wciąż była zła na niego za nudną komputerową robotę.
– Zatkało cię?– na twarzy Gavina zagościł zadowolony uśmieszek, a w jego szarych oczach można było dostrzec dziwny blask gdy zielonooka fuknęła, a na jej policzkach pojawił się lekki rumieniec.
– Pieprz się.
– Proponujesz coś?
– A co chciałbyś?– zapytała prowokacyjnie. Przez moment Evelyn nie potrafiła odczytać z twarzy Gavina emocji gdy zamilkł.
– A jeśli tak?– jego usta wykrzywiły się w zawadiackim uśmiechu gdy oparł się dłonią o ściankę budki, a drugą dłoń oparł o biodro. Pochylił się ku zielonookiej czym zmniejszył dystans między ich twarzami do zaledwie kilku centymetrów.
Evelyn w pierwszej chwili pomyślała że mówi on poważnie, ale szybko odrzuciła tę myśl. Tylko się z nią drażnił, jak zwykle. Klepnęła go dłonią w ramię z rozbawieniem kręcą przy tym lekko głową.
Mężczyzna pracujący w budce zwrócił ich uwagę dając im ich gotowe jedzenie. Zapłacili po czym podeszli do stolika. Przez parę minut jedli w ciszy. Evelyn zauważyła że Gavin pobrudził sobie policzek sosem. Przełknęła gryz uśmiechając się przy tym.
– Jesz gorzej niż dziecko.– była rozbawiona, ale nie drwiła z niego. Po prostu wyglądał zabawnie. Wskazała palcem na swój policzek by pokazać mu gdzie się pobrudził. Zawahała się czy samej nie sięgnąć po serwetkę i wytrzeć mu twarz, ale byłoby to niezręczne więc darowała sobie.
– Odwal się.– mruknął żując przy tym kawałek jedzenia. Sięgnął po serwetkę i niedbale wytarł policzek.– Sama nie jesteś lepsza. Pobrudziłaś włosy.
Uśmiech zniknął z twarzy zielonookiej. Faktycznie nie zauważyła że jeden kosmyk jej czekoladowych włosów uwolnił się z uplecionego warkocza. Jego końcówka była w sosie. Evelyn skrzywiła się czując jak twarz jej się nagrzewa. Szybko chwyciła za chusteczkę i wytarła włos. Nie zjadła hodoga do końca, końcówkę wyrzuciła do kosza, do którego musiała podejść kilka kroków. Wtedy zauważyła demonstrantów na placu, którzy zaczepili androida. Z zwykłej zaczepki wyniknęło coś więcej. Popychali androida, a jeden z mężczyzn uderzył go. Android upadł upuszczając pudełko, które trzymał. Evelyn nienawidziła przemocy, nie ważne kto był jej ofiarą. Dlatego służyła w policji, chciała chronić słabszych nawet jeśli byli maszynami. Nawet przedmioty zasługiwały by dobrze je traktowano.
Podeszła do zgromadzonych. Musiała się między nimi przepchać by dostać się do androida.
– Gdzie się pchasz?– jeden z demonstrantów zapytał oschle.
Evelyn odsłoniła odznakę, którą nosiła przy pasku.
– Rozejść się. Chyba że chcecie mieć problemy.
Demonstranci niechętnie rozstąpili się zostawiając androida w spokoju. Poszli dalej głosząc swoje poglądy i głośno krzycząc kontrowersyjne hasła.
Zielonooka podniosła pudełko po czym wyciągnęła dłoń ku androidowi i pomogła mu wstać. Delikatnie uśmiechnęła się do niego. Nie wyglądał by go uszkodzili.
– Jesteś cały?
– Tak, dziękuje.– odpowiedział nikłym uśmiechem. W jego oczach Evelyn dostrzegła coś, nie była pewna co dokładnie, ale wydawało jej się to takie ludzkie. Oddała mu pudełko po czym odwróciła się i odeszła.
– Po co pomagałaś tej kupie plastiku? Zasłużył sobie.– zgorzkniałość, a nawet nienawiść biła od Gavina gdy patrzył w kierunku androida, któremu pomogła Evelyn.
– Nie lubię przemocy, nawet względem androidów. Pozwól ludziom znęcać się nad przedmiotami, a nie zauważysz gdy zaczną robić krzywdę zwierzętom i ludziom. Niczego nie szanują.– ostatnie zdanie cicho mruknęła pod nosem. Dotknęła prawego przedramienia lekko je masując. Miała wrażenie że kość ją zabolała, ale było to jedynie zatarte wspomnienie bólu. Kość pęknięta na kilka kawałków to nic przyjemnego, szczególnie że mogło to skończyć się amputacją przedramienia. Evelyn niestety wiedziała co to jest zaznać cierpienia z rąk drugiego człowieka, wiedziała też jak to jest gdy to ty jesteś oprawcą. Praca w policji nie raz była niebezpieczna. Szczególnie gdy z partnerem rozbijacie niebezpieczną grupę, a jeden szczególnie groźny członek wam ucieka. Zemsta takiego człowieka nigdy nie jest łagodna.
– Gdzie odleciałaś?
Evelyn oprzytomniała wyrywając się z wspomnień. Puściła przedramię mając nadzieje że Gavin nie zauważył tego co robiła.
– Nie twój interes.– burknęła po czym ruszyła w stronę samochodu Reeda.
***
Wchodząc do pomieszczenia, w którym stały rzędy biurek Evelyn zauważyła wśród kolegów i koleżanek z pracy androida. Miał ciemne brązowe włosy oraz oczy. Nosił półformalną szarą marynarkę, białą koszulę, ciemny krawat oraz tego samego koloru dżinsy. Na marynarce znajdywały się typowe dla androidów oznaczenia identyfikacyjne. Stał przy biurku jej wujka, Hanka. Było to nietypowe więc Evelyn postanowiła podejść do niego. Kierując się w stronę androida, w biurze kapitalna Fowlera, zielonooka zauważyła Hanka który rozmawiał z kapitanem. Z emocjonalnej gestykulacji wuja wynikało że rozmowa nie szła dobrze.
Evelyn stanęła przy biurku. Android spojrzał na nią. Przez chwilę milczał więc zielonooka zamierzała się pierwsza odezwać, ale ją uprzedził.
– Dzień dobry detektyw Evelyn Anderson. Jestem Connor. Android wysłany przez CyberLife aby badać i zajmować się defektami androidami oraz pomagać w tym Departamentowi Policji Detroit.
Nie wiedzieć czemu w pierwszej chwili nie potrafiła nic powiedzieć. Wiedział kim jest. Najwyraźniej zeskanował ją i wyszukał o niej informację gdy podeszła do niego i dlatego przez moment przyglądał się jej w milczeniu, co było niezbyt komfortowe. Wygląda tak ludzko, a jednak człowiekiem nie był.
–Więc... Współpracujesz teraz z porucznikiem Anderson'em?– odezwała się w końcu.
– Zgadza się. Przydzielono mnie do pracy z porucznikiem przy śledztwach dotyczących defektów.
Z biura kapitana wyszedł Hank. Po jego krzywej minie widać było że był w kiepskim humorze. Gdy podszedł do swojego biurka wyraz jego twarzy złagodniał gdy zobaczył swoją bratanicę. Dotknął jej ramienia mówiąc że dobrze ją widzieć po czym spojrzał na Connora i przeklnął pod nosem.
– Poczekaj w moim samochodzie.– Hank zwrócił się do androida, który po chwili odszedł od nich. Starszy mężczyzna przetarł twarz dłonią.– Że musieli mi przydzielić takie gówno.
– Mówisz o androidzie?
– O nim też. Mam zająć się sprawą defektów.
– Brzmi jak masa roboty. Ostatnio coraz częściej słychać o tym. Jakby androidy zaczęły się buntować. Oby nie wyszło z tego coś gorszego.
– Już za stary się na to robię. – burknął po czym zabierając z biurka klucze ruszył ku wyjściu z posterunku.
Evelyn wróciła do swojego biurka. Gavina nie było. Zielonooka z ciężkim westchnieniem usiadła na fotelu. Włączyła monitor po czym otworzyła plik. Ten dzień z pewnością nie należał do najlepszych.
*****************************
Witam was w nowej książce.
Jakiś czas temu wciągnęłam się w uniwersum gdy Detroit: become human.
Po prostu nie mogłam się powstrzymać i postanowiłam napisać historię z tego uniwersum.
Jak wam się podoba pierwszy rozdział?
Gwiazdka lub komentarz mile widziale.
😊😉
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro