Rozdział XXIII
Eve wbiegła do swojego domu, a za nią Theo i Peter. Dopiero w środku odetchnęli z ulgą. Czarnowłosa usłyszała rozmowy dobiegające z salonu. Gdy stanęła w progu wejścia zobaczyła swoich przyjaciół stojących przy kominku, nawet Derek tu był. W czasie drogi powrotnej do jej domu, Peter wspomniał że ci którzy przeżyli mają udać się do domu Eve.
Lydia widząc czarnowłosą ruszyła ku niej. Rudowłosa przytuliła dziewczynę czule.
– Nie było cię. Myśleliśmy że przepadłaś.– powiedziała zmartwiona. Eve zobaczyła rozmazany makijaż dziewczyny. Wyglądała jakby jeszcze chwile temu płakała. Jej głos był roztrzęsiony.
– Wieża telefonii komórkowej została zniszczona. Nie można skontaktować się z nikim, nawet z poza miasta. Internet też nie działa.– oznajmił Stiles. Piwnooki stał przy stole, na którego blacie leżał kij baseballowy. Nastolatek był przybity i roztrzęsiony. Nerwowo poruszał nogą, choć starał się jakoś trzymać nerwy na wodzy. Podobnie jak pozostali. Scott miał spuszczoną głowę jakby nie chciał by ktokolwiek dostrzegł łzy w jego oczach. Nerwowo zaciskał w dłoni zegarek swojej mamy. Malia siedziała przy stole jak na szpilkach, w dłoni ściskając wiatrówkę. Z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w jakiś punkt na ścianie. Była spięta jakby w każdej chwili zamierzała strzelić gdyby usłyszała coś niepokojącego. Derek stał pod ścianą i trzymał w dłoniach strzelbę. Niewiele można było odczytać z jego twarzy ponieważ usilnie próbował ukryć swoje emocje, ale na pewno był zdenerwowany, a nawet można było poczuć jego strach. Wszyscy byli przerażeni. Każdy z nich kogoś stracił. Patrzyli jak ich bliscy oraz inni zostają zabrani przez sługusów Krampus'a, a oni nie mogli nic z tym zrobić.
– Ogień prawie się wypalił.– Eve podbiegła do kominka i szybko podłożyła więcej drewna. Ogień nie mógł zgasnąć, inaczej nic by ich nie ochroniło przed nadejściem Krampus'a. Demon wszedł by do domu przedostając się przez komin. Odetchnęła z lekką ulgą gdy płomienie na nowo zapłonęły.– Nie może zgasnąć.
– Dlaczego? Wiesz co się dzieje?– zapytał Stiles. Chłopak spojrzał na nią z nadzieją w oczach że wie coś co mogłoby im pomóc. Czuł się bezsilny i bezradny. Liczył że czarnowłosa znalazła jakieś rozwiązanie.
– Niestety tak.– mruknęła czarnowłosa. Opowiedziała im o Krampus'ie, o Luke, dlaczego i jak blondyn przyzwał demona.
Czuła się winna całej tej sytuacji. Gdyby nie pokazała Luke księgi, to może nie doszło by do tylu tragedii.
To był ich koniec. Księga została zniszczona, a była jedynym sposobem na znalezienie ratunku.
Czarnowłosa siedziała na jednym końcu kanapy. Pozostali w ciszy trawili to co dziewczyna im powiedziała. Nerwowo bawiła się wisiorkiem. W myślach błagała by to był tylko zły sen, zwykły koszmar. To był koszmar, ale na jawie. Demony i inne kreatury chodziły ulicami Beacon Hills łapiąc nieszczęśników, których napotkają na swojej drodze. Być może nikogo oprócz nich nie było już w mieście. Być może byli ostatni, a Krampus czyhał na nich.
Dźwięk silnika samochodu doszedł do uszu Eve. To było dziwne. Czarnowłosa wstała i podeszła do okna. Zobaczyła auto swojej matki.
– Wróciła.– mruknęła niedowierzając. Delikatny uśmiech zagościł na jej twarzy gdy mimo padającego śniegu dostrzegła postać Rosy wysiadającą z auta. Wróciła mimo że Eve w napływie gniewu powiedziała że chciałaby jej śmierci oraz by już więcej nie wracała. Nastolatka nie mogła uwierzyć w to, jej matka jej nie porzuciła.
– Eve, poczekaj.– powiedział Theo gdy czarnowłosa wyszła szybko z salonu i ruszyła ku wyjściu z domu. Chłopak poszedł za nią, podobnie jak pozostali.
Eve niewiele myśląc wybiegła na zewnątrz nie zakładając nawet kurtki, zielonooki podążył za nią. Pozostali zostali w progu wejścia do domu.
Rosy spojrzała na córkę gdy wypakowała walizkę z bagażnika. Eve stanęła na przeciwko niej. Miała ochotę wykrzyczeć jak bardzo żałowała swoich słów oraz jak bardzo cieszyła się że ją widzi. Rosy jakby wyczuwając co nastolatka chciała powiedzieć, uśmiechnęła się, a w jej oczach zagościły łzy. Czarnowłosa zamierzała przytulić matkę, ale wtedy nagle jakaś karykaturalna długa łapa, która wyłoniła się z śniegu, złapała Rosy za kostkę. Sekundkę później potwór pociągnął kobietę zwalając ją z nóg. Eve zdążyła złapać rodzicielkę za ręce, zanim potwór całkowicie wciągnął ją pod śnieg. Theo złapał czarnowłosą w pasie. Oboje próbowali wyciągnąć Rosy. Scott i Derek wybiegli z domu chcąc im pomóc. Jednak mimo dodatkowej pomocy dwóch wilkołaków, potwór nadal był silniejszy. Zapierali się jak mogli, ale lód na podjeździe utrudniał im to.
– Przepraszam skarbie.– powiedziała z szczerym żalem Rosy. Eve czuła jak po policzkach spływają jej łzy gdy dłonie jej matki wyślizgnęły się z jej uścisku. Usłyszała jedynie krótki krzyk kobiety zanim ta została wciągnięta pod śnieg.
– Nie!– dziewczyna załkała. Rzuciła się do przodu chcąc spróbować odnaleźć matkę w zaspie.
– Ona przepadła.– odezwał się Theo. Pociągnął dziewczynę do tyłu po czym zaczął ją prowadzić ku domu. Eve na początku szarpała się, choć wiedziała że jej matka odeszła. W jednej chwili odzyskała matkę, a w drugiej straciła ją.
Szybko wrócili do domu.
Eve z trudem łapała oddech, a jej spojrzenie było rozbiegane. Straciła drugiego rodzica, w co nie potrafiła uwierzyć. Zielonooki pomógł jej usiąść na kanapie. Wziął jej twarz w swoje dłonie by na niego spojrzała.
– Wróciła dla mnie.– mruknęła po czym cicho załkała. Sprowadzała tylko nieszczęście na swoich bliskich. Gdyby Rosy nie wróciła, nie zginęłaby. Serce czarnowłosej krwawiło boleśnie. To było najprawdziwsze piekło.
Theo usiadł obok niej. Dziewczyna przytuliła się do niego. Delikatnie gładził ją po plecach chcąc choć trochę ją uspokoić. Drugą ręką wziął jej dłoń. Nie wahał się by odebrać jej ból. Widok jej cierpiącej był nie do zniesienia dla niego. Słyszał jak czarnowłosa powoli się uspokaja. Po paru chwilach dziewczyna odsunęła się od niego mrucząc krótkie podziękowanie.
Eve była lekko zawstydzona. Pozostali byli świadkami jej załamania, co nie było dla niej komfortowe. Wstała z kanapy i wolnym krokiem zbliżyła się do kominka. Wyciągnęła dłoń i dotknęła jednej z gałązek świerkowych, które były zawieszone na sznurkach do kominka. Kiedyś wierzono że szpilki wiecznie zielonych drzew chronią przed złymi siłami. Dlatego wieszano gałązki świerku albo sosny w domach i na drzwiach by odgonić złe moce. Był to tylko przesąd, ale skoro wilkołaki istniały, to to wierzenie musiało mieć w sobie coś z prawdy. Dlatego Eve zawiesiła kilka gałązek przy kominku i na drzwiach od domu. Dziewczyna zabrała dłoń uświadamiając sobie że te gałązki nie powstrzymają Krampus'a, nic go nie powstrzyma.
– Co teraz zrobimy? Na pewno jest jakiś sposób. Musi być.– odezwał się Scott. Rozejrzał się po przyjaciołach. Chciał wierzyć że mogą jeszcze ocalić miasto, że mogą wszystkich odzyskać. Nie zamierzał się poddać.– Eve, wiem że teraz cierpisz, ale nie tylko ty dzisiaj kogoś straciłaś. Ty jako jedyna masz jakiekolwiek pojęcie o Krampusie. Potrzebujemy cię.
Eve spojrzała na przyjaciela. W jego oczach widziała prośbę, a nawet wręcz błaganie. Czarnowłosa spojrzała na pozostałych. Czuła się jakby przegrała, ale przecież to nie był jeszcze koniec. Dopóki choć jedno z nich żyło, była nadzieja, nikła i żałosna, ale nadal była. Dziewczyna lekko uśmiechnęła się do McCall'a. Nic dziwnego że był prawdziwym alfą. Był zdeterminowany, a jego wiara dawała innym siłę.
– Tata spotkał się parę lat temu z człowiekiem, który rzekomo przeżył spotkanie z Krampus'em. Przeprowadził z nim wywiad. Nagranie jest na płycie. Być może czegoś się dowiemy.
To było jak płomyk nadziei, który rozpalił w ich sercach wiarę że może istnieje sposób jak pokonać Krampus'a.
Eve poszła do piwnicy, a pozostali przeszli do pomieszczenia gdzie znajdowało się kino domowe. Dziewczyna dość szybko znalazła płytę w jednym z pudeł z rzeczami jej taty. Wyglądało to jakby przedmiot czekał aż go znajdzie. Dziewczyna włożyła płytę do odtwarzacza DVD, a chwilę później na ekranie pojawiło się wideo.
Na korytarzu przy wyjściu z domu stał duży czerwony worek. Gdy Scott i pozostali przyszli do Eve, worek stał na zewnątrz pod drzwiami. Myśląc że to tylko zwykła paczka wnieśli go do środka. Nie byli świadomi że to worek z prezentami od Krampus'a. Całkowicie zapomnieli o tym nim, a przez to ile na raz się działo, nie zwracali na niego uwagi, co było ogromnym błędem. W worku coś się poruszyło. Zaczęły wydobywać się z niego dziwne skrzeczące dźwięki. Worek przewrócił się na bok. Przez otwór można było zobaczyć dwa czerwone świecące się punkciki przypominające oczy.
Z skupieniem oglądali wywiad.
Eve wstrzymała na chwilę oddech gdy zobaczyła na nagraniu tatę. Evan siedział na krzesełku bokiem do kamery. Ernst Schmidt, człowiek który przetrwał spotkanie z Krampus'em. Mężczyzna siedział na białym łóżku. Był bardzo chudy, miał krótko ścięte włosy, które poszarzały mimo że nie miał nawet pięćdziesięciu lat. Był lekko skulony i wpatrywał się w bok, w okno gdzie padał deszcz. Utrudniało to dokładne przyjrzenie się jego twarzy, ale można było zauważyć że wyglądał znacznie starzej niż na swój wiek. Jego traumatyczne przeżycia oraz ciągły strach doprowadziły go do takiego stanu. Obaj mężczyźni znajdowali się w pokoju w szpitalu psychiatrycznym, w którym Schmidt od długich lat przebywał. Evan spokojnym tonem rozpoczął rozmowę. Przedstawił się i powiedział po co chciał się spotkać z Schmidt'em. Mówił po niemiecku, ale nagranie zawierało angielskie napisy więc Eve nie musiała tłumaczyć przyjaciołom tego co mężczyźni mówią. Schmidt był sceptycznie nastawiony. Niezbyt chętnie chciał opowiedzieć swoją historię, ale gdy Evan zapewnił go że wierzy w to co spotkało Ernst'a, ten zmienił swoje nastawienie. Eve poczuła jak coś ściska ją w klatce piersiowej gdy słyszała jak jej tata mówi o tym że wierzy w nadprzyrodzony świat, że świat jest pełen istot, o których istnieniu ludzie nie mają pojęcia. Czarnowłosa uśmiechnęła się smutno przyglądając się twarzy taty na nagraniu. Gdyby tylko żył, powiedziałaby o tym czym się stała i była pewna że mężczyzny to nie przerazi, że dostanie od niego pełne wsparcie i zrozumienie, tak jak było za każdym razem gdy miała jakieś problemy lub potrzebowała zrozumienia. Nigdy jej nie zawiódł.
Schmidt zaczął opowiadać swoją historię gdy Evan zapytał od czego to się wszystko zaczęło. Ernst mieszkał w małym miasteczku w Niemczech. Jednak pewnej zimy, na początku grudnia zaginęły trzy osoby. Miasteczko stanęło na nogi by ich odnaleźć. Nieszczęśników odnaleziono martwych, ich ciała były tak zmasakrowane że ciężko było ich zidentyfikować po wyglądzie. Każdy z nich miał w ustach kawałek materiału z fragmentami tekstu. Ta tragedia wstrząsnęła miasteczkiem. Zima tego roku była najzimniejsza z wszystkich jakiekolwiek były. Ludzie zaczęli się od siebie odwracać. Strach, brak zaufania do bliźniego, nienawiść. Ludzie szybko zapomnieli o dobroci. Okres świąteczny przestał być radosny. W powietrzu czuć było nadchodzącą tragedię. Na wierzch zaczęły wychodzić prawdziwe oblicza mieszkańców, na pierwszy rzut oka zwykłego i spokojnego miasteczka. Niestety, wielu z nich ukrywało swoje grzechy pod maską fałszywej dobroci. Schmidt pamiętał jak zły był na rodziców, którzy cieszyli się nowo narodzoną córeczką, pozostała część rodziny również cieszyła się z nowego członka. Schmidt miał wtedy tylko dziesięć lat. Był zazdrosny. Wykrzyczał rodzicom w twarz że ich nienawidzi bo postanowili zastąpić go kolejnym dzieckiem. Po dzisiejszy dzień żałował że powiedział żeby umarli, żeby oni wszyscy umarli. Nadal pamiętał to dziwne uczucie które pojawiło się w jego sercu. Eve spięła się gdy słuchała jak Schmidt mówił o dziwnym i złowieszczym uczuciu, które pojawiło się w jego sercu gdy wykrzyczał do rodziców okrutne słowa. Czarnowłosa poczuła coś podobnego gdy patrzyła jak jej matka ją porzuca. Wtedy pierwszy raz spadł śnieg, a ona była pewna że stało się coś złego.
Ludzie znikali, jeden po drugim. Demony i potwory chodziły ulicami miasteczka paradując i wykonując dzikie radosne pląsy. Krampus przyszedł do domu Schmidt'a. Demon przedostał się przez komin. Przerażony ukrył się pod łóżkiem w swoim pokoju. Słyszał krzyki rodziców i innych krewnych. Płacz jego malutkiej siostry wciąż go prześladował w koszmarach. Krampus zostawił go. On i jego sługusy zniknęli gdy wybiła północ, tym samym zaczynając dzień dwudziestego piątego grudnia. Schmidt został sam. Był jedynym ocalałym. Nikt nie mógł logicznie wyjaśnić dlaczego miasteczko opustoszało oraz gdzie podziali się wszyscy mieszkańcy. Nikt nie wierzył Schmidt'owi. Próbował jakoś żyć dalej, ale popadł w obłęd. Nie potrafił znieść tego co się wydarzyło. Czuł się winny.
Na nagraniu widzieli jak Schmidt nagle zaczął drżeć i kołysać się na boki. Zaczął mamrotać coś pod nosem. Nagle rzucił się w kierunku kamery. Dwóch mężczyzn, którzy stali za kamerą złapali go zanim zdążył dotrzeć do sprzętu. Rzucili go na łóżko. Schmidt próbował się wyrwać. Zaczął krzyczeć i błagać.
–... Powinienem był umrzeć razem z nimi!... Nie powinienem był uciekać!... Nie pozwól by zrobiła to samo!... Powiedz jej to!... Powiedz że on wróci! On wróci! Oni zginą! Oni wszyscy zginą! A ona zostanie! Zostanie tak jak ja! Nie może uciec! Nie może popełnić tego samego błędu!
Schmidt próbował wyrwać się mężczyznom. Siła jaka w niego wstąpiła sprawiła że prawie się to mu udało. Ale jeden z pracowników szpitala wbił w jego szyję igłę. Schmidt szybko stracił swoją siłę. Uspokoił się, ale nadal mamrotał pod nosem. Błagał by ktoś nie popełnił tego samego błędu co on.
Evan podszedł do łóżka. Kamerzysta zbliżył się z urządzeniem by lepiej pokazać twarz Schmidt'a. Mężczyzna płakał, a w jego oczach widać było ogromny ból zmieszany z szaleństwem oraz strachem. Evan zapytał czy można tego uniknąć, czy można jakoś powstrzymać Krampus'a. Schmidt powiedział że nie. Spędził wiele lat na próbie odzyskania bliskich. Niczego nie znalazł. Krampus'a nie dało się pokonać.
Nagranie skończyło się. Na ekranie pojawiły się krótkie napisy.
Eve wstała po czym zgasiła ekran i wyjęła płytę z odtwarzacza. Łzy cisnęły się do jej oczu, ale starała się nie popłakać. Nagranie tylko utwierdziło ich w jak tragicznej sytuacji byli. Nie było dla nich ratunku.
– Nie. Musi istnieć jakiś sposób.– oznajmił Scott nie zgadzając się na to co miało ich czekać. Mimo tego jak źle było, nie chciał się poddać. Bo gdyby to zrobił, to byłby ich prawdziwy koniec.
– Możemy to przeczekać.– powiedziała Eve.
– W jaki sposób? To w ogóle możliwe?– zapytał Stiles.
– Krampus odejdzie gdy w wigilie wybije północ. Jeśli przetrwamy dobę, będziemy mogli później znaleźć sposób jak wszystkich przywrócić.
– Schmidt twierdził że się nie da.– powiedział Derek.
– Był tylko człowiekiem i na pewno nie wiedział wszystkiego. Zawsze jest jakieś wyjście.
Ale czy tym razem też ono istniało?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro