Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XVII

Eve szła do szkoły z szerokim uśmiechem na ustach. Rozpierała ją radość. Nie pamiętała kiedy ostatnio miała tak dobry humor. Miała ochotę skakać jak głupie dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę.

Była zakochana z wzajemnością.

Po pocałunku przetańczyli jeszcze kilka piosenek. Nie rozmawiali o tym co się stało, ale czarnowłosej to nie przeszkadzało. Nie chciała się śpieszyć, zwłaszcza że Raeken nie był typem romantycznego chłopaka, który chętnie i otwarcie wyraża swoje uczucia. Zdecydowała by sprawy między nimi szły powoli. Choć dziewczyna już rozmarzała o ich pierwszej randce oraz o tym kiedy oficjalnie zostaną parą. Jej humoru nawet nie popsuł fakt że na potańcówce zgubiła klucze do domu.

Była w innym świecie, ale tym razem nie dlatego że uciekała od rzeczywistości, a dlatego że rozkoszowała się tym co stało się w realnym życiu.

Uśmiech czarnowłosej rozszerzył się gdy stanęła na szkolnym korytarzu. Ludzie mijali ją, ale ona nie zwracała uwagi na żadne z nich. Jej spojrzenie utkwione było w Theo, który stał przy swojej szafce. Od razu ruszyła ku niemu, całkiem zapominając by odłożyć niepotrzebne książki do swojej szafki.

– Cześć.– stanęła obok zielonookiego i nerwowo założyła kosmyk włosów za ucho. Nie była pewna jak się z nim przywitać. Może pocałunkiem? Zamierzała, ale zawahała się gdy Raeken zerknął jedynie na nią i wrócił do wkładania książek do szafki.

– Cześć.– powiedział krótko i chłodno.

– Mamy teraz razem chemię.

– Niestety.– burknął zielonooki.

Eve zmarszczyła brwi. Miała zbyt dobry nastrój by zauważyć dziwne zachowanie Theo. Pomyślała jedynie że pewnie chłopak nie przepada za zajęciami z chemii. Razem ruszyli w kierunku sali. Czarnowłosa zerknęła na rękę Raeken'a, którą trzymał wzdłuż ciała. Zastanawiała się czy spleść ich palce, ale zanim zdecydowała się, weszli do sali. Eve zajęła swoje stare miejsce licząc że zielonooki usiądzie razem z nią, ale chłopak zajął swoje dawne miejsce gdy pierwszy raz mieli razem zajęcia. Dziewczyna zerknęła przez ramię na Raeken'a, ale ten zajął się wyjmowaniem podręczników. Czarnowłosa zauważyła również że miejsce gdzie siedział Luke jest puste. Po tym jak musiał wcześniej opuścić potańcówkę, nie rozmawiali ze sobą ani nie pisali. Wyciągnęła telefon i napisała do blondyna wiadomość z zapytaniem czy wszystko u niego w porządku. Czekała na wiadomość zwrotną, ale lekcja zdążyła się zacząć więc schowała telefon.

Dopiero gdy zadzwonił dzwonek na przerwę i Eve wyszła z klasy, sprawdziła urządzenie. Luke napisał że źle się czuł i nie miał sił by przyjść dziś do szkoły. Nastolatka stała przy wyjściu z sali by poczekać na Raeken'a, ale ten minął ją i poszedł dalej nie zwracając na nią uwagi. Eve odpisywała Luke'owi i dopiero po chwili zauważyła że wszyscy wyszli z sali, a zielonookiego nigdzie nie było. Poczuła się dziwnie.

Przez kolejne lekcje rozmyślała o zachowaniu zielonookiego. Unikał jej, a gdy zdołała go złapać, to był oschły i wredny. Dziewczyna nie rozumiała o co mu chodzi. Zamierzała z nim porozmawiać.

Nadeszła przerwa obiadowa. Eve trzymając tackę z swoim posiłkiem ruszyła ku stolikom. Zauważyła Raeken'a siedzącego samotnie więc dosiadła się do niego. Zielonooki nawet na nią nie spojrzał.

– Chcę porozmawiać.– odezwała się czarnowłosa. Theo milczał więc kontynuowała: O nas. O pocałunku i twoim dziwnym zachowaniu...

– Nie ma o czym mówić.– przerwał jej i spojrzał jej w twarz. Jego oczy były puste, a wyraz twarzy obojętny. Bił od niego chłód większy niż kiedykolwiek mogła poczuć.– Nie ma nas. Pocałunek nic dla mnie nie znaczył, a moje zachowanie jest normalne. To ty coś sobie ubzdurałaś.

– Ale myślałam... – jej głos załamał się, a w oczach pojawiły łzy.

– Na prawdę myślałaś że kiedykolwiek mógłbym coś do ciebie poczuć?– roześmiał się drwiąco.

Eve czuła jakby coś rozrywało ją od środka. Powoli, boleśnie. Oddychanie przychodziło jej z trudem gdy jego słowa uderzyły z podwójną siłą w jej świadomość. Jak mogła być tak naiwna. Ponownie dała się nabrać.

– Nie bądź żałosna. Idź ryczeć gdzieś indziej.– powiedział bezczelnie po czym wrócił do spożywania swojego jedzenia.

Eve wstała od stolika. Całkowicie odcięło ją od racjonalnego myślenia. Zostawiła tackę z jedzeniem i ruszyła ku wyjściu z pomieszczenia. Kręciło się jej w głowie. Miała wrażenie że to koszmar, że wszyscy patrzą się na nią i śmieją się z niej. Ledwo dała radę opuścić stołówkę. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa, ale nie chciała upaść i płakać na korytarzu gdzie każdy mógł ją zobaczyć. Zebrała w sobie resztkę siłę i doszła do najbliższego pomieszczenia. To był składzik woźnego. Weszła do środka zamykając za sobą drzwi, a wtedy jej łzy runęły niczym tama. Zsunęła się plecami po drzwiach i usiadła na podłodze. Złamane serce. Dopiero teraz w pełni zrozumiała znaczenie tego określenia. Myślała że ból po stracie taty był okropny, ból gdy umierała wtedy w lesie albo patrzyła jak jej przyjaciel miał zginąć na jej oczach. Ten ból, który teraz czuła sprawiał że miała ochotę zniknąć z tego świata. Bolało to bardziej niż cokolwiek innego ponieważ czuła się szczęśliwa, myślała że jej uczucia były odwzajemnione, była nastawiona pozytywnie, a życie postanowiło po raz kolejny zagrać na jej uczuciach, wbić sztylet w jej serce i by spotęgować ból, jeszcze przekręcić ostrze.

Nie zwróciła uwagi ile czasu tam siedziała. Dopiero gdy nie miała już sił płakać postanowiła opuścić pomieszczenie. Korytarze były puste co oznaczało że trwały lekcje. Nie chciała dłużej tutaj być więc opuściła budynek i odjechała kierując się do domu.

Zaparkowała samochód obok fontanny. Zrobiła kilka głębokich wdechów i wydechów. Otarła chusteczką twarz po czym opuściła samochód. Po drugiej stronie fontanny stał samochód jej matki. Przy bagażniku stały dwie walizki. Rosy wyszła z domu z kolejną w dłoni po czym podeszła do swojego auta.

– Powinnaś być w szkole.– oznajmiła zaskoczona widokiem córki. Spanikowała trochę. Zauważyła że Eve musiała niedawno płakać, jej oczy wciąż były czerwone, a po twarzy widać było że cierpiała.– Coś się stało?– było to głupie pytanie bo była pewna że coś się wydarzyło, ale liczyła że córka zbyje jej pytanie. Eve milczała wpatrując się w walizki przy aucie.

– Wyjeżdżasz. Na jak długo?– zwykle tyle walizek Rosy nie brała gdy wyjeżdżała w delegacie. To było niepokojące.

Rosy otworzyła bagażnik i zaczęła pakować walizki.

– Nie wiem dokładnie.

– Ale wrócisz przed świętami? Prawda?– dopytała gdy jej matka nie śpieszyła się z odpowiedzią.

– Byłoby łatwiej gdybyś przeczytała kartkę.– oznajmiła kobieta podchodząc do drzwi od strony kierowcy.– Wrócę w styczniu.

– Co?– czarnowłosa nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Jej matka chciała porzucić ją w pierwsze święta, które byłyby bez taty i do tego zamierzała zrobić to w tak okrutny sposób. Niczym tchórz wolała wyjechać gdy nastolatka była w szkole i zostawić jedynie kartkę.

– Tak będzie lepiej.– spojrzała córce w oczy. Te szare oczy, które miała po Evan'ie. Rosy przez moment miała wrażenie że znajduje się na lotnisku. Że ponownie widzi Evan'a. Ale znowu po raz ostatni. Wtedy nie chciała by wyjeżdżał, by jechał na tą głupią delegację, chciała by został bo czuła że coś złego się stanie. Teraz robiła to samo swojej córce. Rosy odwróciła wzrok i chwyciła za klamkę drzwi by je otworzyć.

– Może dla ciebie... Nienawidzę cię.– oznajmiała czarnowłosa gdy Rosy otwierała drzwi. Starsza Jones zamarła na moment. Eve czuła jak kolejny raz tego dnia jej serce pęka.– Chciałabym żebyś to ty umarła, a nie tata. Słyszysz? Chcę żebyś umarła. Jeśli odjedziesz, to nie wracaj. Dla mnie już jesteś martwa.

Te słowa bolały jak cięcia tysięcy ostrzy na raz. Rosy czuła jak po jej policzkach spływają łzy. Jednak nie odwróciła się, nie powiedziała jak cierpi patrząc na nią ponieważ widziała w nim Evan'a. Wsiadła do samochodu zamykając za sobą drzwi. Odjechała. Część jej chciała zawrócić, spojrzeć w lusterko, ale nie zrobiła tego. Porzuciła własne dziecko bo nie była wystarczająco silna.

Eve upadła na kolana. Wewnętrznie krzyczała w niebogłosy mając ochotę wylać z siebie ocean łez. Łzy powoli spływały po jej policzkach. Nie chciała powiedzieć przykrych słów matce, ale po tym jak Theo ją zranił, ból był nie do opisania i chciała to z siebie wyrzucić. Żałowała słów, chociaż wiedziała że powiedziała to co na prawdę czuła.

Wszyscy ją opuszczali. Odchodzili zadając jej okropny ból, z którym sobie nie radziła.

Nienawidziła życia. Zwątpiła w miłość, w rodzinę. Nie chciała by święta nadeszły bo nie potrafiłaby się nimi cieszyć.

Eve spojrzała w górę czując jak coś drobnego i chłodnego spadło na jej rozgrzaną twarz.

To był śnieg.

Białe płatki unosiły się opadając powoli na ziemię.

Eve poczuła coś dziwnego w sercu. Ciężko jej było to wyrazić słowami, ale miało to złowieszczą nutę.

Coś się wydarzyło. Coś złego.

***

Eve spała gdy jej sen zbudził dzwoniący w kółko telefon. Od tych wszystkich emocji była tak psychicznie wyczerpana, że zasnęła. Nawet nie zdjęła butów. Podciągnęła się do pozycji siedzącej po czym sięgnęła po telefon, który leżał na szafce nocnej przy łóżku. Miała pięć nieodebranych połączeń od Stiles'a oraz kilka sms'ów by jak najszybciej przyjechała do domu Scott'a. Napisała wiadomość że już jest w drodze. Zaszła do łazienki by sprawdzić swój stan. Ślady po płaczu zniknęły, mogła dziękować za to swojej nadprzyrodzonej stronie. Każda rana czy cokolwiek innego goiło się szybko. Przemyła jedynie twarz chłodną wodą by trochę się orzeźwić. Nie traciła czasu na zmianę ubrania. Pojechała w tych samych ciuchach co była w szkole.

Gdy weszła do domu McCall'a z salonu słyszała rozmowy.

Doszło do kolejnej tragedii. Randy Sallow został powieszony do góry nogami na przodzie szkoły niczym chorągiew. Został wybebeszony, jego wnętrzności wypływały z jego ciała. Stiles pokazał nawet zdjęcie, które ktoś zrobił i rozesłał po znajomych. Nad ciałem Randy'ego namalowany był krwią nastolatka napis "Zdrajca". Widok był okropny, a stan ciała nastolatka był tak zły że z trudem zidentyfikowali go po twarzy. Dokumenty które miał przy sobie potwierdziły jego tożsamość. Podobno Sallow nie wrócił z sobotniej potańcówki. Jego samochód wciąż stał na szkolnym parkingu.

– Wszystko w porządku?– Lydia usiadła na kanapie obok Eve i dotknęła jej ramienia. Czarnowłosa uniosła wzrok i spojrzała na przyjaciółkę. Wysiliła się na mały uśmiech.

– Tak, choć nie cieszy mnie kolejny martwy nastolatek.

– A nie chodzi o coś innego? Albo raczej kogoś?– dopytała rudowłosa.

Eve musiała zachować spokój. Nie chciała obciążać przyjaciół własnymi problemami, zwłaszcza że w Beacon Hills pojawiło się kolejne niebezpieczeństwo.

– Jest w porządku.– starała się brzmieć pewnie. Sama chciała uwierzyć we własne kłamstwo. Lydia przyglądała się jej przez chwilę w milczeniu.

– Skoro tak mówisz.– powiedziała Lydia, choć słowa Eve nie przekonywały jej. Chciała coś jeszcze dodać, ale Stilinski wtrącił się przykuwając uwagę wszystkich.

– Tata przesłał zdjęcia.– oznajmił Stiles. Chłopak odtworzył na laptopie przesłany plik z zdjęciami z sekcji zwłok. Wszyscy podeszli do stołu i spojrzeli na urządzenie. Przeglądali zdjęcia.

Rany na ciele Randy'ego wyglądały jak po ataku dzikiego zwierzęcia. Miał poharataną twarz, klatkę piersiową, którą coś rozszarpało. Widok był makabryczny. Zwłaszcza że widać było na jednym z zdjęć oczy chłopaka przesiąknięte takim strachem że można było dostać gęsiej skórki.

– W jego ustach znaleźli kawałek zwierzęcej skóry, na której coś pisze.– powiedział Stiles gdy przeczytał sms od taty. Wyświetlił zdjęcie, które dostał w kolejnej wiadomości i pokazał pozostałym.

– Co to za język?– zapytała Malia. Stiles, Malia i Scott spojrzeli na rudowłosą, licząc że dziewczyna będzie wiedziała co to za język.

– Nie znam każdego języka świata.– oznajmiła Martin.

– To niemiecki.– odezwała się Eve przez co jej przyjaciele spojrzeli na nią.

– Umiesz to przeczytać?

– Tak, dobrze znam ten język.– stwierdziła czarnowłosa. Stiles podał jej urządzenie by dziewczyna mogła dokładniej przyjrzeć się co pisze na zdjęciu.– W tłumaczeniu oznacza "W najzimniejszą z nocy, zaciemni niebo, w sercach strach rozpali, módl się że byłeś dobry, dźwięk dzwonków będzie twoją zgubą."– czarnowłosa jeszcze chwilę przyglądała się zdjęciu. Ten fragment wydawał jej się dziwnie znajomy, ale nie potrafiła sobie przypomnieć czemu.

– Co to może znaczyć?– zapytał Scott.

– Nie ma to zbytnio sensu.– stwierdził Stiles.

– Chyba że to tylko fragment. Ktoś jeszcze zginie.– oznajmiła Lydia.– I czuje że na jednej osobie to się nie skończy.

– Więc co robimy?– zapytała Malia.

– Musimy być uważni. Możliwe że ofiary nie będą przypadkowe. Rozglądajcie się za dziwnym zachowaniem. Jeśli to możliwe wypytajcie kogo się da o Randy'ego. Pytajcie o wszystko, może czegoś pożytecznego się dowiemy i zapobiegniemy kolejnej śmierci.– oznajmił Scott.

***

Eve czuła się jak duch, bez życia, bez energii, cicha, sunąca się po korytarzu niczym cień, na którego nikt nie zwracał uwagi. Jones stanęła przy swojej szafce. Na nic nie miała sił. Zerknęła na przeciwne szafki. Przy jednej stał Luke. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko gdy blondyn na nią spojrzał. Chłopak odwrócił od razu głowę i poszedł sobie. Eve tylko raz próbowała z nim porozmawiać, ale on olał ją twierdząc że nie ma czasu. Więcej nie próbowała bo wiedziała że to bezcelowe. Kolejna osoba odwróciła się od niej.

Czarnowłosa wyjęła z szafki książki, które zmierzała odnieść do biblioteki. Zamknęła szafkę po czym ruszyła wzdłuż korytarza. Z naprzeciwka szła wysoka dziewczyna, która była tak pochłonięta rozmową z swoją towarzyszką, że nie przejęła się by wyminąć Eve przez co mocno trąciła czarnowłosą ramieniem. Książki które Eve trzymała wypadły jej z rąk. Dziewczyna od razu przykucnęła by je podnieść.

– Ślepa krowa.– burknęła pod nosem Eve, ale na jej nieszczęście wysoka ciemnowłosa dziewczyna usłyszała ją. Nieznajoma stanęła nad nią krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Dziewczyna była postawna, a jej wysportowana sylwetka sugerowała że dużo ćwiczy.

– Co powiedziałaś łamago?– zapytała brunetka.

– Nic.– mruknęła Eve i chciała podnieść ostatnią książkę z podłogi, ale nieznajoma postawiła na niej stopę.

– Powtórz to co powiedziałaś.– rozkazała władczo. Eve uniosła wzrok by spojrzeć na brunetkę.

– Zaraz... – odezwała się rudowłosa dziewczyna stojąca przy brunetce.– Czy to nie ta dziwaczka, która uciekła z domu gdy ginęli nastolatkowie dwa miesiące temu?– zwróciła się do swojej przyjaciółki.

– Faktycznie. Eve Jones, racja?– uśmiechnęła się drwiąco wysoka.– Musiałaś wykorzystać okazję by zwrócić na siebie uwagę, co? Egoistyczna idiotka.

Nieznajoma zdjęła stopę z książki dzięki czemu Eve mogła ją w końcu podnieść. Czarnowłosa wstała z zamiarem odejścia, ale brunetka zagrodziła jej drogę.

– Powinnaś była umrzeć tak jak oni. Nic nie powiesz?– uśmiechnęła się drwiąco brunetka.– Może jest szurnięta.– szturchnęła rudowłosą łokciem, śmiejąc się pod nosem, na co jej przyjaciółka zawtórowała.– Przecież nikt normalny...

Eve upuściła książki. Brunetka nie dokończyła zdania.

Stiles, Scott, Lydia i Malia zeszli z piętra. Zobaczyli jak na korytarzu zrobił się tłum. Nastolatkowie oglądali coś. Ktoś mówił by wezwać nauczyciela, inni kibicowali zachęcając osoby w kręgu do dalszej bójki. Czworo przyjaciół przepchało się przez tłum gapiów by dostać się do przodu. W pierwszej chwili stanęli wstrząśnięci widokiem. Eve siedziała okrakiem na dziewczynie leżącej na podłodze. Brunetka próbowała dłońmi uchronić się przed ciosami czarnowłosej. Jones z wściekłością biła ją po twarzy, która z każdym ciosem zalewała się coraz większą ilością krwi. Ktoś próbował oderwać Eve od zmasakrowanej dziewczyny, ale czarnowłosa bez problemu odepchnęła ich od siebie. Zamachnęła się zaciśniętą pięścią by zadać kolejny cios. Jednak Scott zareagował. Złapał czarnowłosą za rękę zanim ta uderzyła po raz kolejny brunetkę.

– Puszczaj!– Eve warknęła, a jej oczy zaświeciły się. Malia pojawiła się obok i razem z Scott'em odciągnęła Jones od brunetki. Wciągnęli czarnowłosą do najbliższego pomieszczenia. Lydia i Stiles poszli za nimi.

Eve odepchnęła od siebie Scott'a i Malie. Dziewczyna ciężko dyszała.

– Eve uspokój się.– powiedział łagodnie Scott. Jednak czarnowłosa nie zamierzała tego zrobić. Wściekła się jeszcze bardziej. Wysunęła pazury oraz kły przygotowując się do ataku.

Scott ukazał swoje czerwone oczy, ale zanim użył swoich zdolności alfy, Eve upadła tracąc przytomność. Malia stała za nią trzymając w dłoni metalowy ciężki statyw.

– No co? Ktoś musiał coś zrobić.– oznajmiła szatynka odkładając przedmiot na miejsce.

***

Eve jęknęła czując przeszywający ból głowy. Leżała na tylnym siedzeniu jeep'a Stiles'a. Scott i piwnooki siedzieli z przodu. Chłopcy spojrzeli się za siebie słysząc że czarnowłosa się obudziła.

– Witamy wśród żywych złośnico.– oznajmił Stiles. Eve powoli podniosła się do siadu rozmasowując tył głowy.

– Cholera.– mruknęła pod nosem gdy zobaczyła na swoich dłoniach krew, która zdecydowanie nie należała do niej. Co ja zrobiłam?, pomyślała dziewczyna. Spojrzała przez przednią szybę i zdała sobie sprawę że są pod komisariatem.– Czemu tu jesteśmy?

– Popełniłaś przestępstwo Eve.– powiedział Scott, patrząc na nią z współczuciem.

Eve siedziała pod biurem szeryfa. Stiles chodził w tą i z powrotem. Scott prosił go by usiadł bo jego zachowanie było denerwujące, ale nastolatek nie potrafił usiedzieć w jednym miejscu. Czarnowłosa patrzyła na swoje czyste już dłonie. Pozwolono jej skorzystać z łazienki gdzie zmyła krew. Wciąż nie mogła uwierzyć że kogoś pobiła. Gdy to wspominała miała wrażenie, że w tamtej chwili nie była sobą. Jakby jej zwierzęca natura na moment przejęła kontrolę.

– Ta rozmowa trwa zbyt długo.– oznajmił Stiles stając na moment w miejscu.

– Nie rozmawiają nawet dziesięciu minut.– stwierdził Scott.

– To i tak długo. Podsłuchaj co mówią.

McCall wywrócił oczami na zachowanie przyjaciela, ale zrobił jak ten kazał. Podsłuchał rozmowę szeryfa i prawnika rodziców dziewczyny, którą Eve pobiła. Stilinski rozmawiał z kimś przez telefon, to był ojciec pobitej. Gdy skończył, prawnik zwrócił się do niego pytając czy wszystko jest już jasne, mężczyzna odpowiedział że tak. Po tym prawnik opuścił pomieszczenie razem z szeryfem. Tata Stiles'a spojrzał na nastolatków gdy stanął w drzwiach.

– Wejdź Eve.– zwrócił się do czarnowłosej, która potulnie weszła do biura. Stiles i Scott również weszli, choć Noah posłał im znaczące spojrzenia. Jednak chłopcy nie chcieli zostawić przyjaciółki samej.

Eve usiadła na krześle na przeciwko biurka, za którym usiadł mężczyzna.

– Eve jest niewinna.– oznajmił stanowczo Stiles.– Poniosło ją, ale o cokolwiek zostanie posądzona, wiedz że została sprowokowana...

– Stiles.– odezwał się mężczyzna chcąc mu przerwać, ale piwnooki kontynuował swój obrończy monolog.

– Prawo czasami jest niesprawiedliwe, ale w jej przypadku...

– Nie wnieśli żadnego oskarżenia.– oznajmił szeryf.

– Co?– trójka nastolatków odezwała się w tym samym czasie i zaskoczeni spojrzeli na mężczyznę.

– Ale jak to? Dziewczyna doznała wstrząsu mózgu i ma złamany nos.– powiedział Stiles, wciąż zaskoczony słowami taty. Scott walnął go w ramię i posłał znaczące spojrzenie by uważał na to co mówi. Stiles zerknął na czarnowłosą i nerwowo podrapał się po karku. Czasami nie panował nad własnym słowotokiem.

– Rey dwukrotnie została zawieszona w szkole za znęcanie się i wszczynanie bójek. Groził jej nawet kurator. Dlatego jej rodzice przysłali prawnika by ten uciszył sprawę. Ponieważ Rey zostałaby wyrzucona z szkoły i miałaby kuratora za branie udział w kolejnej bójce, mimo że to ona mocniej oberwała.

– To świetnie. Upiekło ci się Eve.– stwierdził z zadowoleniem Stiles za co dostał od McCall'a ponownie w ramie.– Znaczy się, szkoda tej dziewczyny, mimo tego że to ona zaczęła i zasłużyła sobie.

– W porządku Eve?– zapytał Scott wyczuwając intensywne emocje czarnowłosej. Chłopak zauważył że Eve wysunęła pazury.– Eve?

Scott instynktownie położył dłoń na klatce piersiowej Stiles'a by w razie czego go odepchnąć. Piwnooki zdezorientowany zerknął na przyjaciela po czym na czarnowłosą. Stiles zauważył pazury dziewczyny przez co przełknął nerwowo ślinę.

Po pomieszczeniu rozniósł się cichy szloch.

Nastolatkowie spojrzeli zdezorientowani na Eve, która rozpłakała się. Tego wszystkiego było tak dużo że dziewczyna nie radziła sobie.

Zabrali ją z komisariatu. Stiles zaproponował że ją odwiezie, ale czarnowłosa nie chciała wracać w tej chwili do swojego domu. Byłaby tam sama z własnymi myślami, a to byłoby prawdziwą torturą dla niej. Piwnooki zabrał ją do siebie.

– Zamówiłem pizze.– Stiles wszedł do swojego pokoju trzymając w dłoni telefon. Spojrzał na czarnowłosą, która siedziała na jego łóżku.– Co chcesz robić? Możemy obejrzeć Star Wars? Albo coś innego? Eve?– chłopak nerwowo przystąpił z nogi na nogę. Nie miał pojęcia jak poprawić jej humor zwłaszcza że nawet nie miał pojęcie co dokładnie się dzieje.– Może zadzwonię po Lydie. Ona ci pomoże... pogadacie o babskich sprawach czy coś...

– Nie trzeba.– mruknęła Eve. Uniosła wzrok by spojrzeć na piwnookiego. Wciąż miała ochotę płakać. Pociągnęła nosem.

– Chcesz pogadać?– zbliżył się do łóżka po czym usiadł na krawędzi.– Chętnie cię wysłucham. Ten twój dzisiejszy wybuch w ogóle do ciebie nie pasuje. Co się stało?

– To przez Theo...

– Widziałem.– wstał nagle z łóżka i podskoczył radośnie zadowolony że miał racje. Coś czuł ze Raeken był w to zamieszany. Zwłaszcza że zachowywał się dziwnie i unikał czarnowłosej.

– I przez matkę i poniekąd Luke.– dodała, na co piwnooki spojrzał na nią zdezorientowany. Chyba jednak nie do końca miał rację. Chłopak z powrotem usiadł na łóżku.

Eve opowiedziała w skrócie co się stało. O tym co powiedział jej Theo po tym jak się całowali. O wyjeździe jej matki i o tym co jej powiedziała. O tym że Luke zaczął ją unikać. Trzymała w sobie tyle negatywnych uczuć, przez co niewytrzymała gdy tamta dziewczyna z niej zadrwiła. Po tym jak opowiedziała Stiles'owi o swoich problemach, ulżyło jej.

– Przykro mi. Pod żadnym pozorem nie myśl że to twoja wina. Bo nie jest. Współczuje sytuacji z matką. Nie ma pojęcia jak świetną ma córkę. Co do Luke i Theo, walić ich. Nie są ciebie warci.– uśmiechnął się pocieszająco.

– Dzięki.– odwzajemniła uśmiech.– Może obejrzyjmy Star Wars.

– No i to ja rozumiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro