Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XV

Eve siedziała przy biurku w swoim pokoju, a obok niej Luke. Dziewczyna miała dość. Od paru godzin blondyn tłumaczył jej materiał na sprawdzian z matematyki. Chłopak bardzo dobrze tłumaczył. Czarnowłosa dzięki temu szybko uczyła się, ale mimo to, ilość materiału była przytłaczająca.

Po szkole Eve zabrała do siebie Luke. Chłopak był zdziwiony tym jak drogim samochodem jeździ oraz w jak dużym i eleganckim domu mieszkała. Po tym jak się zachowywała i ubierała, blondyn sądził że ma do czynienia ze zwykłą dziewczyną z prostej rodziny. Okazało się że była dzieckiem bogatych rodziców, choć w jej przypadku jednego rodzica. Był miło zaskoczony że dziewczyna nie zachowuje się typowi rozpieszczeni bogacze.

– Na dzisiaj i tak przerobiliśmy sporo materiału.– odezwał się Luke widząc jak czarnowłosa wpatrywała się w zeszyt z błagalnym spojrzeniem aby to piekło się w końcu skończyło.– Znacznie więcej niż się spodziewałem. Jesteś całkiem bystra, dziwne że masz tak słabe oceny.

– Może to ty jesteś tak dobrym nauczycielem.– stwierdziła z lekkim uśmiechem. Luke niezręcznie uśmiechnął się, a po chwili odwrócił wzrok.

Blondyn rozejrzał się po pomieszczeniu. Jego wzrok zatrzymał się na półce z książkami, nie było ich dużo, ale większość tytułów znał. Podobnie jak on, Eve najwyraźniej lubiła książki fantastyczne. Wśród tytułów były klasyki takie jak seria Harry'ego Potera czy Władca pierścieni. Ale również dostrzegł te znacznie mniej popularne, takie jak "Dom nad błękitnym morzem" czy "Szóstka wron", która była ulubioną książką Luke.

– Masz dobry gust.– odezwał się blondyn. Chłopak wstał od biurka i podszedł do półki. Wziął w dłoń ulubioną książkę. Wiele razy ją czytał i nigdy mu się nie znudziła.

Eve oderwała wzrok od zeszytu. Spojrzała na Luke.

– Dzięki.– uśmiechnęła się.– Tata zaraził mnie miłością do książek, choć przez ostanie miesiące zaniedbał trochę te hobby.

– Pewnie masz z tatą bardzo dobrą relację.– przekartkował książkę po czym odłożył ją na miejsce. Spojrzał na czarnowłosą gdy ta dłuższą chwilę się nie odzywała. Zauważył że zmarkotniała.

– Miałam.

– Przykro mi.– poczuł się niezręcznie. Milczenie wydało mu się krępujące więc kontynuował czując że opowiedzenie o swojej stracie wsparło by ją bardziej niż słowa współczucia: Ja straciłem brata. Był moim najlepszym przyjacielem. Nikt inny nie rozumiał mnie tak jak on.

Eve poczuła jak coś ściska jej serce. Całkowicie go rozumiała, a to sprawiło że poczuła jakąś więź względem niego. Miała poczucie jakby mogła mu zaufać albo było to jedynie złudzeniem ze względu na ich wspólne doświadczenie i stratę. Jego otwartość trochę ją zaskoczyła, ale poczuła się miło wiedząc, że poczuł się na tyle komfortowo w jej obecności, że zdecydował się coś o sobie powiedzieć.

– Tata też był mi tak bliski. Bez niego nic już nie jest takie same.– atmosfera zrobiła się smutna więc czarnowłosa postanowiła trochę ją rozchmurzyć.– Był archeologiem. Zwiedzał świat, poznawał różne kultury, robił reportaże o niezwykłych, a nawet przerażających historiach.

– Brzmi niesamowicie.

– Kolekcjonował też książki. Przeróżne. O innych kulturach, wierzeniach czy legendach.– wspominając zainteresowania taty, na twarzy Eve zagościł łagodny uśmiech. Tak bardzo za nim tęskniła, ale przynajmniej pozostawił po sobie wiele rzeczy.– Całą jego kolekcję trzymamy w piwnicy. Jeśli chcesz mogę ci pokazać.– zaproponowała z lekkim onieśmieleniem.

– Bardzo bym chciał.– oznajmił ożywczo Luke, na co Eve odpowiedziała szerszym uśmiechem. Miło było spotkać kogoś kto interesował się podobnymi rzeczami co ona.

Czarnowłosa zaprowadziła chłopaka do piwnicy.

Eve stanęła z boku gdy Luke przyglądał się książkom, które ustawione były na wysokim pod prawie sam sufit regale. Po jego reakcji widać było że był zafascynowany.

– Niesamowite.– powiedział z małym uśmiechem. Wziął jedną z książek i przekartkował ją. Był pod wrażeniem tak dużej i różnorodnej kolekcji.– To oryginały?

– Nie, to kopie. Za wyjątkiem jednej.– uśmiechnęła się tajemniczo po czym podeszła do przeciwległego regału. Ukucnęła po czym wzięła nieduże pudło, a następnie położyła je na stoliku stojącym niedaleko regału z książkami. Otworzyła pudło. Wyjęła z niego przedmiot owinięty ciemnym materiałem po czym położyła na stół. Zdjęła materiał, który ukrywał pod sobą książkę. Okładka była wykonana z jasnobrązowej zwierzęcej skóry, zdobiona była małymi i cienkimi złocistymi liniami, a na okładce widniały dwa złociste i kręte słowa "Verfluchtes wissen".

– Jest niezwykła.– Luke stanął obok czarnowłosej. Książka sprawiała że nie potrafił oderwać od niej wzroku. Coś go do niej ciągnęło. Kusiło by ją dotknąć więc wyciągnął ku niej dłoń, ale wtedy Eve uprzedziła go i delikatnie odciągnęła jego dłoń zanim dotknął książki. Z powrotem przykryła książkę materiałem po czym schowała ją do pudła.

– To była najcenniejsza książka taty więc bez urazy, ale nie chcę by została uszkodzona.

– Rozumiem. Co to w ogóle za książka?

– Rękodzieło Heinrich'a Vogt'a. Niemieckiego pisarza, którego posądzono o czarnoksięstwo. Książka pochodzi z siedemnastego wieku, ale jest wręcz w idealnym stanie. Podobno Vogt rzucił urok na swoje książki, które napisał by ochronić je przed zniszczeniem ponieważ chciał aby jego wiedza została przekazana kolejnym pokoleniom. Jego dom został podpalony mimo że udało mu się oczyścić z zarzutów o czarnoksięstwo, ale niestety ktoś i tak postanowił go zabić. Część jego dzieł przepadła, ale mojemu tacie udało się odnaleźć kilka rękodzieł Vogt'a. Pozwolono mu nawet jedną zachować dla siebie, w podzięce.

– Skoro rzekomo uważano go za czarnoksiężnika, to o czym jest ta książka?

– Jak dla mnie byłaby idealnym dowodem, że jednak Vogt był czarnoksiężnikiem. Sam tytuł tłumacząc z niemieckiego oznacza "Wiedza przeklęta". Opisał tam różne rytuały, demoniczne istoty, instrukcje jak coś przyzwać. W tej książce zawarta jest najważniejsza wiedza o germańskim okultyzmie.– opowiadała z entuzjazmem, a widząc jak Luke z zainteresowaniem jej słuchał, miała ochotę opowiadać dalej.– Wiem że brzmi to niepokojąco...

– Wcale że nie. Ciekawią mnie takie rzeczy. W zasadzie to nawet wierzę że istnieją nadprzyrodzone istoty. Choć to dopiero może brzmieć niepokojąco.– nerwowo podrapał się po głowie.

– Nie. Też w to wierzę.– słowa same opuściły jej usta. Nie zastanowiła się nad tym co powiedziała. Poczuła pewną więź z Luke, co sprawiło że nieświadomie zaufała mu. Może dlatego że łączyła ich podobna strata albo zainteresowania. Oboje byli bardziej nieśmiałymi osobami z dziwnymi i nietypowymi zainteresowaniami, które dla innych mogłyby wydawać się żałosne i były powodem do drwin.

Matematyka szybko poszła w zapomnienie. Eve zamówiła pizzę i przez kolejne dwie godziny rozmawiali o książkach. Czarnowłosa tak dobrze czuła się w towarzystwie Luke. Siedzieli by w piwnicy nawet i do białego rana pokrążeni w rozmowie gdyby nie mama blondyna. Kobieta zadzwoniła do niego chcąc by wracał już do domu ponieważ zrobiło się późno. Dochodziła prawie dwudziesta druga.

Eve zaproponowała mu podwózkę by nie musieć fatygować jego rodziców. Luke zgodził się choć uważał że czarnowłosa nie musi tego robić.

Eve podwiozła go pod sam dom. Budynek w którym mieszkał Luke był niewielki i parterowy z małym garażem. Małe i skromnie urządzone podwórko przed domem nie było nawet ogrodzone, a stary jeep stał na podjeździe. Mama blondyna wyszła z domu. Gdy ledwo Luke wysiadł z samochodu kobieta odezwała się karcącym tonem upominając go że późno wrócił. Blondyn machnął dłonią na pożegnanie po czym niczym zbity szczeniak poszedł do domu. Matka Luke posłała Eve dziwne spojrzenie zanim kobieta weszła do domu.

***

Weekend zleciał szybko, mimo tego że większość czasu Eve spędziła na nauce z matematyki, którą Luke jej tłumaczył, co umilało jej czas bardziej niż mogła się spodziewać. Poniedziałkowy test poszedł jej gładko. Dostała z niego A-, czym sama siebie zszokowała, nawet jej nauczyciel był mocno zdziwiony. Czarnowłosa była wdzięczna Luke za pomoc bo gdyby nie on, zapewne oblałaby ten test.

Eve złapała na prawdę dobry kontakt z Luke. Był nieśmiały i spokojny, podobnie do niej, czasami cisza była między nimi niezręczna, a czasami czuli jakby rozumieli się bez słów.

Przez kolejne dni więcej czasu spędzała z Luke. Theo odszedł trochę w zapomnienie, zwłaszcza że zielonooki nie interesował się nią zbytnio. Przez to dziewczyna czuła się znowu nieważna dla niego więc wolała trzymać się z kimś komu faktycznie zależało na niej.

Raeken stał przy swojej szafce. W oddali widział jak Eve stała z Luke przy jego szafce, rozmawiali. Theo podsłuchał ich rozmowę, mówili o jakiś książkach sciencfiction, czego zielonooki w ogóle nie rozumiał. Wykręcało go gdy widział jak czarnowłosa uśmiecha się po tym jak Luke rzucił dziwnym tekstem, który jak dla zielonookiego był żałosny, a nie zabawny.

– Gdyby wzrok mógł zabijać... zostałbyś masowym mordercą.– Stiles podszedł do Raeken'a z głupkowatym uśmieszkiem na ustach. Cieszyła go irytacja zielonookiego i to jak bardzo próbował ukryć swoją zazdrość. Nie musiał być wilkołakiem by dostrzec co się dzieje między nim, a Eve. To czuło się na kilometr.

– Czego chcesz Stilinski? – zapytał chłodno zielonooki.

– Nacieszyć się tym widokiem.– poruszył dłońmi w powietrzu wskazując twarz Raeken'a.– Twoje cierpienie mnie cieszy.

– A mnie by cieszyło gdybyś udławił się własnym językiem.– uśmiechnął się cierpko.

– Muszę cię zasmucić, ale twoje sadystyczne marzenie się nie spełni.

– Może powinienem wziąć sprawy we własne ręce.

– Groź mi do woli, ale się nie przymknę bo wiem że nic mi nie zrobisz. Nie chciałbyś przecież by Eve bardziej cię znienawidziła.– piwnooki zerknął na Eve, która wciąż rozmawiała z Luke. Theo również na nią spojrzał, ale tylko na sekundę. Zielonooki mocno zacisnął dłoń gdy słyszał jej śmiech. Widok jej z kimś innym doprowadzał go do szału.– Zaraz... to przecież Luke Campbell.– Stiles nagle zmienił temat.

– No i co?– burknął Raeken. Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej i spojrzał na swojego rozmówcę.

– Rodzice zamknęli go w ośrodku Eichen po śmierci jego starszego brata Eric'a. Nawet nie zwróciłem uwagi kiedy wrócił.– piwnooki przyjrzał się Campbell'owi mrużąc oczy. Coś mu nie pasowało, jakby instynkt chciał mu coś podpowiedzieć.

– Że co? To jakiś psychol?

– Psycholem to jesteś ty, on po prostu załamał się po stracie brata. Sąsiadka Campbell'ów twierdziła że Luke robił dziwne rzeczy w ogórku zanim trafił do Eichen. Ogólnie sprawa śmierci Eric'a była dziwna. Podobno przedawkował narkotyki, ale jego rodzice pozwali rodzinę Cooper'ów, o to że ich córka namówiła Eric'a by zażył narkotyki. Zarzuty szybko zostały jednak wycofane. Mój tata uważa że Cooper'owie zapłacili Campbell'om za milczenie. Cindy Cooper była kilkukrotnie zatrzymywana pod zarzutem posiadania narkotyków, ale że jej rodzice są bardzo wpływowi, do tej pory nie została za nic skazana.

– Może jeszcze walnij mi tu całą biografię tego Luke. Chętnie posłucham.– powiedział ironicznie zielonooki. Stiles wywrócił oczami.

– Bardzo chętnie bym to zrobił, ale nie mam ochoty dłużej przebywać w twoim towarzystwie. Myśl że oddychamy tym samym powietrzem wywołuje we mnie mdłości.– piwnooki posłał sarkastyczny uśmieszek zielonookiemu po czym ruszył wzdłuż korytarza.

– Połam sobie nogi chuderlaku.

– Zatruj się własnym jadem gadzie.– Stiles odwrócił się na moment gdy szedł i posłał Raeken'owi środkowy palec. Nieumyślnie wpadł tyłem na jednego z uczniów przez co prawie się przewrócił. Szybko wyprostował się udając że nic się nie stało. Poprawił koszulkę jakby strząchnął z niej niewidzialne pyłki po czym ruszył dalej.

Stiles dogonił Eve, która skończyła rozmowę z Luke i szła korytarzem. Oboje ruszyli ku schodom.

– Dzisiaj są mikołajki?– zapytała czarnowłosa gdy zauważyła jak wielu uczniów nosiło czerwone czapki Mikołaja albo świąteczne sweterki. Na jednej z ścian dostrzegła na tablicy ulotkę o obchodzeniu Mikołajek.

– Eve, w jakim ty świecie żyjesz? Ciesz się że wziąłem zapasową czapkę.– piwnooki wyciągnął z plecaka dwie czapki, jedną wręczył czarnowłosej, a drugą założył na swoją głowę.– Dzięki temu żaden nauczyciel nie będzie mógł wziąć cię do tablicy.

– Dzięki za ratunek.– posłała Stilinski'emu mały wdzięczny uśmiech. Ostatnio jakoś niezbyt zwracała uwagę na otoczenie. Była skupiona głównie na nauce.

– Batman zawsze do usług.– odpowiedział jej uśmiechem.– Ale o szkolnej potańcówce w tą sobotę wiesz, prawda?

– Tak. Lydia chce bym z nią i Malią dziś po szkole pojechały do galerii. Będziemy wybierać sukienki.

– Może się z wami zabiorę?– zapytał posyłając czarnowłosej głupkowaty uśmieszek.

– Aż tak bardzo chcesz zobaczyć Lydie w eleganckiej sukience? – dziewczyna uniosła brew spoglądając na przyjaciela.

– No wiesz... pomógłbym jej zdecydować, w której wygląda najlepiej. Choć w każdej wyglądałaby olśniewająco.

– Zaprosisz ją na potańcówkę?

– Nie wiem czy warto próbować.

– Uwierz mi warto.– czarnowłosa zatrzymała się przy klasie gdzie miała mieć zajęcia.– Ostatnio Lydia coraz częściej o tobie wspomina. Niby mówi o drobnostkach, ale nie ma dnia, w którym czegoś o tobie nie powie. No i odrzuciła już kilka zaproszeń na potańcówkę. Zaproś ją bo coś czuje że tobie nie odmówi.

– Chyba zaraz zemdleje.– mruknął i zaczął wachlować dłońmi twarz.– Lydia o mnie mówi.– westchnął rozmarzony jakby nie potrafił w to uwierzyć.

– Spokojnie, oddychaj.– czarnowłosa położyła dłoń na jego ramieniu. Nastolatek zrobił kilka głębokich wdechów i wydechów, żeby opanować emocje.

– A ty z kim pójdziesz?

– Nie wiem czy w ogóle pójdę.– wzruszyła ramionami. Niby mówiła Lydii że nawet jeśli nikt ją nie zaprosi to pójdzie i nawet miała ochotę, ale nadal nie czuła się komfortowo wśród bawiących się tłumów. Obawiała się że jeśli pójdzie sama, to inni będą jej posyłać dziwne spojrzenia i będą ją obgadywać, a dzięki swoim wyostrzonym zmysłom, mogła podsłuchiwać co o niej mówią. Wolała uniknąć niepotrzebnego stresu.

Zadzwonił dzwonek. Eve weszła do sali, a Stiles poszedł dalej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro