Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VIII

Eve była w piwnicy w swoim domu. Siedziała na podłodze, a dookoła niej leżały książki. Część z nich już przeczytała. Zamknęła książkę, którą chwilę temu skończyła czytać i odłożyła ją na stertę tych sprawdzonych. W jednym uchu miała słuchawkę by słuchać dźwięków natury. Sięgnęła po kolejną książkę. Dźwięk kroków schodzącej osoby po schodach rozszedł się echem po piwnicy.

– Niczego nie potrzebuję. Nie musisz co chwila mnie sprawdzać.– powiedziała znużona nie sprawdzając kto przyszedł. Była pewna że to jej matka. Rosy przez ostatni tydzień zachowywała się jak nie ona. Gdy Eve wróciła do domu, trzeba było wymyślić historyjkę tłumaczącą jej zniknięcie. Nie mogła powiedzieć że jakiś psychopatyczny wilkołak ją porwał i przemienił, a później umarła, ale wróciła do życia. Trzeba było skłamać. Eve powiedziała że uciekła z domu. Śmierć taty, nowe otoczenie, wszystko ją przytłumiło, że postanowiła uciec. Spędziła trzy dni w motelu poza miastem, a gdy emocje opadły przemyślała wszystko i wróciła do domu. Eve spodziewała się że matka będzie na nią wściekła za to że musiała pójść na policję by zgłosić jej zaginięcie. Było odwrotnie. Rosy gdy tylko zobaczyła ją, mocno ją do siebie przytuliła. Płakała z szczęścia. Rosy pozwoliła córce zostać w domu. Chciała upewnić się że czarnowłosa dobrze się czuje. Eve była jej za to wdzięczna. To co się wydarzyło w ostatnim czasie było przytłaczające. Czarnowłosa musiała ochłonąć, przetrawić i jakoś zaakceptować to wszystko. A pójście do szkoły od razu, straumatyzowałoby ją jeszcze bardziej.

Eve była pozytywnie zaskoczona troską matki. Codziennie sprawdzała ją kilka razy. W nocy przychodziła do jej pokoju by sprawdzić czy nadal jest w łóżku. Rosy upewniała się że czarnowłosej nic nie brakuje. Wcześniej niezbyt się nią interesowała, a teraz gdyby mogła siedziałaby obok niej dwadzieścia cztery godziny na dobę. Było to denerwujące, ale Eve rozumiała że matka po prostu chce dla niej dobrze, choć nawet teraz jej zachowanie nadal było trochę niezdrowe, mimo dobrych intencji.

– Więc niepotrzebnie przychodziłem.

Eve przerwała czytanie i wyjęła słuchawkę z ucha. Zerknęła przez ramię. Przy schodach stał Theo. Czarnowłosa wstała i odłożyła książkę. Zbliżyła się do zielonookiego, ale zachowała dystans. Zaciągnęła rękawy swetra aby zakryć dłonie po czym skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej. Po tym jak Stiles uratował ją w lesie, nie zobaczyła więcej Theo. Scott jedynie wspomniał że zielonooki po prostu zniknął. Czarnowłosej było przykro. Nie rozumiała dlaczego odszedł bez choćby słowa wyjaśnienia.

– Nie było cię w szkole przez tydzień.

Eve wywróciła oczami na jego kiepskie zaczęcie rozmowy. Skąd w ogóle wiedział że nie było jej w szkole, skoro wyjechał i nikt nic o nim nie wiedział.

– Jak wszedłeś do mojego domu?– zapytała z nutą złości w głosie. Czuła się zraniona jego zachowaniem, a to przeradzało się w gniew. Tak po prostu przyszedł jakby nic się nie wydarzyło.

– Twoja mam mnie wpuściła. Miła z niej kobieta.

Eve prychnęła na jego słowa. 

– Czego chcesz?– zapytała chłodno. Próbowała wyczytać z twarzy Theo cokolwiek, ale on starannie ukrywał swoje emocje. W końcu był świetnym kłamcą. Nawet jego puls był równy, w przeciwieństwie do czarnowłosej, która od razu zaczęła się denerwować gdy go zobaczyła. Eve czuła się niezręcznie pod jego uważnym spojrzeniem. Nerwowo przystąpiła z nogi na nogę gdy Theo nie śpieszył się z odpowiedzą. Zielonooki zrobił krok do przodu, na co Eve cofnęła się prawie się przy tym przewracając gdy weszła na stertę książek. Theo uśmiechnął się.– Nie drwij ze mnie.

– Stałaś się panterołakiem, a nadal potykasz się o własne nogi.– stwierdził z rozbawieniem, ale nie była to złośliwość z jego strony. To było całkiem urocze. Tak łatwo się denerwowała.

– Ugryzienie nie usunęło mojego pecha. Nawet śmierć tego nie zrobiła.– mocniej skrzyżowała ramiona. Theo spoważniał, co nie uszło jej uwadze.

– Stiles dotrzymał swojego słowa.

Eve zmarszczyła brwi, a po chwili zrozumiała że Theo podsłuchał jej rozmowę z piwnookim w pokoju Scott'a. Gdyby to było możliwe, to zapadłaby się pod ziemię ze wstydu. Theo miał bezwstydną tendencję do naruszania jej prywatności i nawet się z tym nie krył.

Theo zbliżył się do czarnowłosej, która tym razem nie cofnęła się. Starała się wytrwale pozostać w jednym miejscu, choć odwróciła wzrok gdy zielonooki przed nią stanął. Próbowała opanować zdenerwowanie, ale gdy był tak blisko, to nie było w ogóle możliwe. Utrudnieniem były nowe zdolności, które zdobyła po ugryzieniu. Nie łatwo było sobie radzić z faktem że nie była już człowiekiem. Czuła wszystko z większą intensywnością. Jedynie myśli o Theo pomagały jej zapanować nad sobą, co było prawdziwą ironią losu. Zależało jej na kimś, kto tego nie odwzajemniał, a w dodatku był złą osobą.

– Przyszedłem po coś.– powiedział półszeptem gdy lekko pochylił się nad dziewczyną. Kącik jego ust drgnął do góry gdy słyszał jak mocniej zabiło jej serce. Sięgnął do kieszeni kurtki. Wyjął przedmiot. Otworzył dłoń by czarnowłosa mogła zobaczyć naszyjnik, który zgubiła w lesie.

Eve rozszerzyła oczy w szoku. Jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Spojrzała na Theo, a jej oczy błyszczały od radości. Nie panując nad sobą mocno przytuliła chłopaka. Zielonooki zamarł na moment, nie odwzajemniając gestu. Dziewczyna szybko oderwała się od niego i wzięła naszyjnik. Założyła go na szyję i zapięła. Ścisnęła wisiorek w kształcie półksiężyca. Nie potrafiła opisać tego jak bardzo była w tym momencie szczęśliwa.

– Dziękuję. Na prawdę. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.– uśmiechnęła się wdzięcznie. Zrobił na niej tym gestem ogromne wrażenie. Nie sądziła że kiedykolwiek odzyska naszyjnik, a tym bardziej że Theo go znajdzie i jej zwróci. Może wcale taki zły nie był.– Tylko nie mów że przez tydzień gdy zniknąłeś, szukałeś go.– powiedziała żartobliwie.

– Znalazłem go tego samego dnia gdy go zgubiłaś.– oznajmił i odwrócił wzrok. Schował dłonie do kieszeni spodni jakby próbował ukryć swoje zdenerwowanie.

Uśmiech Eve zelżał. 

– Dupek.– burknęła dziewczyna. Jednak jej złość że tyle czasu zwlekał, szybko zniknęła. Liczyło się że odzyskała naszyjnik. Nie ważne po jakim czasie, choć ciekawiło ją dlaczego Theo tyle czasu go miał.– Ale i tak dziękuję jeszcze raz.– dotknęła przedramienia zielonookiego. Theo spojrzał na jej rękę, a później na jej twarz, którą zdobił delikatny uśmiech. Instynktownie chciał odwzajemnić jej uśmiech, ale zdążył się powstrzymać. Wyjął dłonie z kieszeni po czym skrzyżował ramiona na klatce piersiowej przez co Eve musiała zabrać dłoń.

– Czemu siedzisz w piwnicy z stertą książek?– zapytał zmieniając temat. Wyminął Eve po czym wziął do ręki jedną z książek. Przekartkował ją niedbale po czym odłożył na miejsce.

– Próbuje znaleźć sposób na pokonanie Magnusa.

Magnus zniknął bez śladu. Od tygodnia próbowali obmyśleć jakiś plan działania. Magnus zdobył to co chciał. Żyli w obawie o własne życie. Nie wiedzieli kiedy on wróci i postanowi się zemścić. Ta nieświadomość była prawdziwą torturą. 

Eve postanowiła przejrzeć książki taty. Było ich sporo, dotyczyły one różnych kultów, mitów, legend czy baśni. Być może wśród nich kryła się odpowiedź. Zdołała nawet znaleźć informacje o rytuale, który Magnus dokonał. Dlatego tym bardziej wierzyła że kolekcja taty może ich uratować.

– I jak ci idzie?

Eve usiadła na podłodze i wzięła jedną z książek. Theo poszedł w jej ślady, usiadł na przeciwko niej.

– Mozolnie. Czytam od tygodnia, a zaledwie skończyłam przeglądać połowę książek z kolekcji taty.– westchnęła z znużeniem. Było to męczące, a od natłoku informacji mogła rozboleć głowa. Jednak wierzyła że to warte wysiłku.– I nie zgadniesz co. Znalazłam opis rytuału Absoli mutai.– otworzyła książkę, którą trzymała w ręku, na odpowiedniej stronie, a następnie podała ją zielonookiemu.– Wszystko jest dokładnie opisane. Gdybym tylko wiedziała wcześniej... może mogłabym jakoś zapobiec temu co się stało. Może tyle niewinnych osób nie zginęłoby.

– Zadręczanie się tym w niczym nie pomoże.– szybko przejrzał kilka kartek po czym odłożył książkę niezbyt nią zainteresowany. Poczuł małą pokusę by wykorzystać tą informację. Kolekcja taty Eve, była bezcenna, kto wie co kryje się w tych książkach.

– Wiem, ale... – dotknęła naszyjnika i zaczęła bawić się wisiorkiem.– te myśli nie chcą zniknąć. A najgorsze z tego wszystkiego jest to, że wciąż czuję jakąś więź z Magnusem. Jest szczęśliwy. Nie wiem czemu, ale przeraża mnie to. Boję się że znowu przejmie nade mną kontrolę. Że będzie kazał zrobić mi coś złego.– głos jej zadrżał. Skuliła się w sobie. Peter twierdził że więź jest zbyt słaba by Magnus przejął kontrolę nad jej umysłem. Zrobił to wcześniej tylko dlatego że Peter chwilowo wzmocnił ich więź by poznać plan Magnusa. Mimo zapewnień, obawy nie zniknęły. Eve czuła się bezsilna bo nikt nie wiedział jak zerwać więź z jej stwórcą.

Eve poczuła dotyk Theo na swoim ramieniu. Ten zwykły gest sprawił jej ulgę, dał odrobinę pocieszenia. Położyła dłoń na jego dłoni by dłużej go zatrzymać.

– Nie odchodź.– szepnęła z prośbą. Spojrzała mu w oczy. Widziała jak zaciska mocno szczękę, a jego wzrok ucieka gdzieś w bok. Puściła jego rękę czując się zawstydzona swoim zachowaniem.– Przepraszam, nie wiem czemu to powiedziałam.– spuściła wzrok. Trochę się cofnęła by uciec od dotyku zielonookiego. 

Do piwnicy weszła Rosy. Zatrzymała się w połowie schodów i spojrzała na nastolatków.

– Zrobiłam kolację. 

– Nie jesteśmy głodni.– burknęła Eve nie obdarzając matki spojrzeniem.

– Ostatni raz jadłaś cztery godziny temu i były to tylko dwie kanapki z dżemem. Na litość boską, wyjdź z tej nory.– rozkazała, choć jej ton głosu był w miarę łagodny.

– Przestań mnie zawstydzać.– czarnowłosa wydała z siebie zirytowane warknięcie.

– Nie zachowuj się jak zwierzę. A jeśli nie pójdziesz na górę, to opowiem Theo jakąś ciekawą historię z twojego dzieciństwa.

– O boże.– jęknęła z złością czarnowłosa, ale potulnie wstała z podłogi. Niewiele myśląc złapała Theo za rękę po czym ruszyła niechętnie ku schodom ciągnąc zielonookiego za sobą.– Nie znoszę cię.– mruknęła idąc za matką na górę.

– Ja też cię bardzo kocham.– odpowiedziała Rosy. Eve nawet nie musiała spojrzeć na jej twarz by wiedzieć, że kobieta uśmiecha się triumfalnie. 

Rosy zaprowadziła ich do salonu gdzie na stole czekało już przygotowane jedzenie. Kobieta zerknęła na córkę, która wciąż trzymała zielonookiego za rękę. Kącik jej ust drgnął do góry.

– To pizza.– stwierdziła z lekką dezorientację Eve. Na dużym talerzu leżała pizza, a jej pyszny zapach unosił się w powietrzu. Spojrzała na matkę, której twarz wyrażała czystą satysfakcję.

– Nie jest kupna. Sama ją zrobiłam. Sos również. Siadajcie, chyba że wolisz stać i trzymać się za rękę z swoim chłopakiem.– Rosy uśmiechnęła się do córki po czym odwróciła na pięcie i wyszła z pomieszczenia.

– To nie mój chłopak!– wykrzyknęła Eve puszczając rękę zielonookiego. Dziewczyna słyszała chichot swojej rodzicielki, która poszła na górę. Eve czuła jakby jej twarz płonęła. Matka potrafiła doprowadzić ją do szaleństwa. Aż dziwne że jeszcze nie straciła nad sobą kontroli i nie ujawniła swojej nadprzyrodzonej strony przy niej.

– Już ją lubię.– oznajmił z uśmieszkiem Theo. Eve spojrzała na niego marszcząc brwi.

– Cofnij te słowa.

– Za późno. Chodź. Jedzenie podobno łagodzi gniew.– ruszył ku stołowi, po chwili Eve poszła w jego ślady. Oboje usiedli przy stole. 

Jedli w ciszy, co chwila zerkając na siebie. Eve za każdym razem jako pierwsza odwracała wzrok. 

***

Po kolacji Eve zaprowadziła Theo do swojego pokoju. Nastolatkowie siedzieli w ciszy na łóżku czarnowłosej.

– Podoba ci się mój pokój?– zapytała by nawiązać jakąkolwiek rozmowę. Cisza za bardzo ją krępowała, tak samo fakt że czuła na sobie spojrzenie zielonookiego. Ani razu nie odważyła się spojrzeć w jego stronę.

– Zmieniłbym kolor ścian. Może na zielony.

– Żeby kojarzył mi się z kolorem twoich oczu?

– Czy ty właśnie flirtujesz ze mną? Bo jeśli tak... – zielonooki przysunął się bliżej Eve. Dziewczyna czuła jego ciepły oddech na policzku.– to odpowiem tym samym.

Eve obróciła głowę w bok by spojrzeć Theo w oczy, ale jego spojrzenie było skierowane niżej. Czarnowłosa zamierzała coś powiedzieć gdy nagle drzwi jej pokoju zostały otwarte. Eve odsunęła się niczym poparzona od zielonookiego gdy zobaczyła swoją matkę w wejściu.

– Twój chuderlawy przyjaciel z ADHD przyszedł.– oznajmiła obcesowo po czym poszła sobie zostawiając otwarte drzwi.

Theo zaśmiał się.

– Lepiej bym nie określił Stiles'a.– powiedział zielonooki.

– Nie może cię zobaczyć.– czarnowłosa wstała. Złapała Theo za rękę i pociągnęła w kierunku drzwi do garderoby.

– Chyba sobie żartujesz? Nie będę tam siedział.– sprzeciwił się gdy czarnowłosa otworzyła drzwi i próbowała wepchnąć go do środka.

– Tylko na chwilę. Postaram się szybko go spławić. Proszę.

– Dobra.– westchnął poddając się po czym wszedł do garderoby. W środku było ciemno, ale to mu nie przeszkadzało. Nie musiał używać nadludzkich zdolności by usłyszeć rozmowę Eve i Stiles'a. Piwnooki radośnie się przywitał i przyniósł jej gofry z podwójną porcją bitej śmietany oraz owoców, tak jak ona lubi. Zielonooki zbliżył się do drzwi. Niestety nie było w nich jakiekolwiek szparki by sprawdzić co dzieje się po drugiej stronie. Mógł jedynie słuchać, a to już sprawiało że się denerwował. Nie mógł znieść tego radosnego tonu Stiles'a i jak żartował sprawiając że tego jego kiepskie żarty rozbawiały Eve. Zaczął sobie wyobrażać jak blisko Stiles niej był. 

– Słyszałaś to?– Stiles obrócił się. Oboje spojrzeli w kierunku drzwi do garderoby gdy usłyszeli dźwięk jakby coś spadło.

Eve spanikowała.

– Miło że przyszedłeś, ale mam już plany na wieczór.– zaczęła szybko mówić by odciągnąć uwagę piwnookiego od garderoby.– Wychodzę z mamą na miasto. Taki babski wieczór. Chce ze mną spędzić więcej czasu.

– Skarżyłaś się że ciągle spędza z tobą czas i masz już tego dość.

– No tak, ale nie chcę jej robić przykrości.– była kiepskim kłamcą, ale starała się jak mogła by wybrnąć z tej beznadziejnej sytuacji. Dotknęła ramienia piwnookiego by zwrócić na siebie gdy ten zerknął w kierunku garderoby.– Stiles...

– Czemu mam wrażenie że ktoś siedzi w tej garderobie?

– Co? Nie bądź niedorzeczny. Kto niby miałby siedzieć w mojej garderobie?– prychnęła i machnęła dłońmi w powietrzu. W ogóle nie radziła sobie z zdenerwowaniem.

– Sprawdzę to.– oznajmił piwnooki i odwrócił się z zamiarem podejścia do garderoby, ale Eve zagrodziła mu drogę.

– Po co? Mam tam tylko ubrania i... bieliznę. To byłoby dziwne gdybyś grzebał mi w rzeczach nie sądzisz?

– Tylko zerknę.

– Stiles.– do pokoju weszła Rosy. Kobieta uśmiechnęła się lekko do piwnookiego.– Nie chcę być niegrzeczna, ale mamy z córką plany na wieczór. Zaraz wychodzimy, a Eve musi się jeszcze przebrać. Sam rozumiesz... – jej ton był uprzejmy i spokojny. Eve miała ochotę wywrócić oczami na sztuczność swojej matki, ale powstrzymała się. Cieszyła się że rodzicielka postanowiła wybawić ją z opresji.

– Oczywiście pani Jones. Udanego wieczoru. Do zobaczenia jutro Eve.– machnął dłonią na pożegnanie do czarnowłosej gdy wychodził z pokoju.

– Jeśli ta gra na dwa fronty ma wyjść, to naucz się lepiej oszukiwać.– Rosy poklepała Eve po ramieniu. 

– To nie to co myślisz.

– Nie oceniam. Wybaw się, łam serca, ale najważniejsza zasada... zawsze używaj gumek.– posłała córce mały uśmieszek po czym wyszła z pokoju.

– O boże.– czarnowłosa jęknęła chowając twarz w dłoniach. Jeszcze w życiu nie czuła takiego zażenowania. Sytuacja była absurdalnie niedorzeczna, wyjęta niczym z romantycznej komedii dla napalonych nastolatków. Podeszła do garderoby słysząc po drugiej stronie śmiech. Otworzyła drzwi. Theo opierał się o ścianę próbując powstrzymać napad śmiechu.

– W życiu się tak nie uśmiałem.– powiedział łapiąc oddech. Wyszedł z garderoby, a rozbawienie nie opuszczało jego twarzy.– Jesteś okropną aktorką.

Czarnowłosa wywróciła oczami na jego komentarz. Theo zbliżył się do niej z cwanym uśmieszkiem na ustach.

– Niestety gumki nie mam, ale może coś wykombinujemy.– powiedział sugestywnie i puścił jej oczko. Eve aż przytkało, nie miała pojęcia jak na to zareagować. Po chwili zielonooki roześmiał się. Pogrywał z nią.– Gdybyś widziała swoją minę.

– Sadysta.– mruknęła czarnowłosa.

– I masochista. Lubię trochę bólu.– podszedł do łóżka i upadł na plecy. Uniósł głowę by spojrzeć na Eve.– Chcesz sprawdzić moje granice wytrzymałości?

– Nienawidzę cię.

– Sama zaczęłaś tą grę. Chodź tu i ją skończ.– uśmiechnął się zadziornie.

– O boże, za co to mnie spotyka.

– Zatrzymaj jęki na później. 

– Masz natychmiast przestać.

– Czemu? Torturowanie cię w ten sposób, to czysta przyjemność.

***

Rosy zatrzymała samochód pod szkołą. Zerknęła na córkę, widać było po nastolatce że jest zdenerwowana mimo że próbowała to ukryć. Czarnowłosa patrzyła przez szybę obserwując chodzących nastolatków. Nie śpieszyła się z wyjściem.

– Jeśli nie jesteś gotowa to możesz...

– Jest w porządku.– Eve przerwała matce. Zerknęła na rodzicielkę wysilając się na lekki uśmiech.– Poradzę sobie.– zapewniła kobietę, choć sama wątpiła we własne słowa. 

Rosy rozchyliła wargi by coś powiedzieć, ale Eve już wysiadła.

Eve ścisnęła ramiączko torby, spuściła wzrok po czym ruszyła ku wejściu do szkoły. Starała się pozostać niezauważoną, pozostać spokojną i niczym niewyróżniającą się z tłumu dziewczyną. Jednak wchodząc do szkoły zatrzymała się. Nie dała rady ruszyć dalej. Niektórzy zaczęli na nią zerkać i szeptać między sobą. Jej matka zgłosiła jej zaginięcie. Tak jak rodzice nastolatków, których Magnus zabił. Ona jedyna wróciła żywa. Takie rzeczy nie ucichają szybko, nawet po tygodniu nieobecności. Czarnowłosa słyszała co mówią. Nie potrafiła zapanować nad wyostrzonym słuchem.

...Czy to nie jedna z zaginionych...

...Podobno uciekła z domu...

...Dziwaczka...

...Niech się cieszy że żyje...

...Na pewno zrobiła to dla atencji...

...To nie sprawiedliwe. Inni zostali zabici, a ona wróciła jak gdyby nic...

Oceniali ją, choć żadne z nich nie miało pojęcia co tak na prawdę przeszła.

Eve czuła łzy w oczach. Sądziła że da radę. Spanikowała. Odwróciła się po czym wybiegła z szkoły. 

Uciekła do lasu.

Czarnowłosa siedziała pod powalonym drzewem. Miejsce miało wgłębienie, co wydało jej się idealną kryjówką. Mocniej objęła kolana przyciskając je do klatki piersiowej. Próbowała zapanować nad emocjami, ale szło jej marnie. Z torby słyszała wibracje telefonu. Wczoraj pisała z Lydią, że dzisiaj zobaczą się w szkole. Rudowłosa pisała do niej zmartwione wiadomości. Eve w końcu sięgnęła po telefon, wyjaśniła krótko że dzisiaj jednak nie pojawi się w szkole, po czym schowała telefon z powrotem do torby.

Nadal pozostała słaba, tchórzliwa, pechowa. Zostanie nadprzyrodzoną istotą niczego nie zmieniło, a przynajmniej nie poprawiło w niej niczego.

Eve starała się skupić na szumie strumienia, który był niedaleko. Wiatr kołyszący konarami drzew, świergot ptaków, rechot żab. Ucieczka w naturę była jedną z nielicznych rzeczy, która pomagała jej się uspokoić. Dlatego nie żałowała że stała się panterołakiem. Dzięki temu mogła być bliżej przyrody. I była to chyba jedyna większa korzyść z przemiany. 

Czarnowłosa spięła się słysząc z oddali szelest. Ktoś zbliżał się w jej kierunku. Zmieniła pozycję. Bardziej się skuliła pod drzewem by nie zostać zauważoną.

– Słabo zacierasz swoje ślady i zapach.

Eve westchnęła rozpoznając głos, ale nie wyszła z kryjówki.

– Odejdź. Chcę zostać sama.

– Wróciłem dziś do szkoły. Stiles od razu się do mnie przyczepił. Ale zamiast uprzykrzać mi dzień mówiąc jak bardzo nie jestem tu mile widziany, chciał bym cię poszukał i powiadomił go czy wszystko z tobą w porządku. Sprawdzili czy jesteś w domu, ale bez zamartwiania twojej mamy.– Theo wyciągnął telefon i napisał krótką wiadomość do Stiles'a, że znalazł Eve całą i zdrową. Zdziwiło go że Stiles przyszedł poprosić go o pomoc, choć to było raczej żądanie niż uprzejma prośba. Na początku oznajmił mu że go to nie obchodzi, ale Stiles był upierdliwy i obwiniał go o to co stało się z Eve, więc uważał że zielonooki powinien wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. 

Theo podszedł do obwalonego drzewa i zajrzał pod nie. Wyciągnął dłoń ku czarnowłosej. Dziewczyna przez moment przyglądała mu się, ale przyjęła dłoń.

– Chcesz porozmawiać o tym co się stało w szkole? Malia widziała jak wybiegasz z budynku.– zaczął temat gdy czarnowłosa milczała.

Eve patrzyła gdziekolwiek, tylko nie na Theo. Nerwowo bawiła się wisiorkiem.

– Co cię to obchodzi? Pomagając mi, nie dołączysz do stada Scott'a. Czego ty w ogóle chcesz?– zapytała oschle. Gniewnie spojrzała Theo w oczy. Nie chciała pokazać jak słaba jest więc postanowiła wyżyć się. Obrócić użalanie się nad sobą w złość. Zapewne było to najgłupszym wyjściem. Na twarzy zielonookiego mignęło urażenie, ale szybko ukrył to pod maską obojętności. Jednak czarnowłosa zdążyła je dostrzec, przez co zaczęła żałować swoich słów.

– Zrobiłem to co Stiles chciał.– stwierdził chłodno po czym odwrócił się i zamierzał odejść. Jednak powstrzymał się. Wyczuwał jej emocje. Słabo je ukrywała dlatego tak łatwo rozszyfrował ją. Próbowała go odtrącić, nie pokazać co tak na prawdę ją zadręcza, obawiała się pokazać swoją słabość.– Słyszałaś co mówią, prawda? Oceniali cię nie mając pojęcia co tak na prawdę się stało.– powoli odwrócił się i spojrzał na czarnowłosą. Słyszał jej puls, który przyspieszył. Celnie trafił.– Nie mają prawa tego robić, ale i tak będą. Ktoś zawsze będzie chciał cię skrzywdzić. Nie da się tego uniknąć. Jedyne co można zrobić, to iść dalej. Zrobić im na przekór. Uśmiechnąć się i pokazać, że ich słowa czy czyny nic nie znaczą, że nie zależy ci. Wtedy nic cię już nie zrani.

– Ty tak zrobiłeś?

– Jest łatwiej gdy ci nie zależy.

Eve nagle przytuliła Theo. Wtuliła się w jego ciało. Bicie jego serca relaksowało ją, podobnie jak jego głos czy dotyk. Zielonooki zawahał się nad odwzajemnieniem. Jednak po chwili objął ją delikatnie i pozwolił jej być tak blisko tak długo jak tego zechce.

– Dziękuje. Potrzebowałam tego.– przyznała z nieśmiałym uśmiechem gdy w końcu puściła zielonookiego.

– Jeśli chciałaś mnie dotknąć, wystarczyło poprosić. Ta dramaturgia nie była potrzebna.

Eve trąciła zielonookiego w ramię, ale uśmiechnęła się. Jego droczenie się z nią było irytujące, ale coraz bardziej jej się to podobało. Pokazywało że nie była mu obojętna, że tymi zaczepkami próbował poprawić jej nastrój.

– Minęły dopiero dwie lekcje. Możemy wrócić do szkoły albo zostać w lesie. Decyduj, ale bez presji.

– Wróćmy do szkoły.

– Jesteś pewna?

– Tak.

Wrócili do szkoły samochodem zielonookiego. Akurat gdy weszli do budynku zadzwonił dzwonek na przerwę. Uczniowie wychodzili z klas. Eve w pierwszej chwili poczuła się jak za pierwszym razem gdy rano stanęła na korytarzu. Niektórzy zwrócili na nią uwagę i zaczęli między sobą szeptać. Jednak tym razem czarnowłosa nie uciekła. Odetchnęła głęboko zapanowując nad emocjami po czym pewnym krokiem ruszyła przed siebie. Wzięła sobie do serca słowa Theo.

Kącik ust Theo drgnął go góry gdy widział jak Eve przełamała słabości. Poczuł nutę dumy. Niczym obrońca szedł tuż za nią czujnie obserwując otoczenie. Instynktownie czuł potrzebę chronienia jej. Zastanawiał się czy to będzie jego zgubą czy wręcz przeciwnie, drugą szansą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro