Rozdział V
Sobotni wieczór nadszedł bardzo szybko. Eve kupiła Lydii drobny prezent urodzinowy. Czarnowłosa nie była pewna co dziewczyna lubi więc zdecydowała się na srebrny naszyjnik z kamieniem czaroita. Czytała trochę o właściwości kamieni. Skoro nadprzyrodzone istoty istniały, to bardzo możliwe że kamienie również miały jakąś moc.
Eve nerwowo ściskała pas ochronny. Gdy matka zatrzymała samochód przy wjeździe do domu Lydii, czarnowłosa miała ochotę uciec. Z zewnątrz słychać było muzykę, a przed domem kręcili się nastolatkowie. Było bardzo dużo osób, wyglądało to jakby rudowłosa zaprosiła całą szkołę.
– Nie mam wieczności. Bądź przez chwilę normalną nastolatką i idź na imprezę.– powiedziała Rosy. W jej tonie głosu można było wyczuć rozdrażnienie.
– Inne matki zakazują swoim dzieciom chodzić na imprezy, a ty mnie wręcz wypychasz.
– Powinnaś być zadowolona że nie stawiam ci granic.
Eve przygryzła wnętrze policzka powstrzymując się przed nie miłym komentarzem. Wolała nie psuć sobie humoru, zwłaszcza że czekało ją ważne zadanie. W końcu wysiadła z samochodu. Ruszyła ku wejściu na basen gdzie większość imprezowiczów przebywała. Rosy przez kilka chwil stała i obserwowała córkę aż ta zniknęła z jej pola widzenia. Nie potrafiła powiedzieć że jej zależy. Chciała normalnego i beztroskiego życia dla swojego dziecka, ale nie potrafiła jej tego dać. Bezsilność ją denerwowała, przez co czasem wyżywała się na innych.
Eve rozglądała się. Dotknęła szyi chcąc dotknąć naszyjnika, ale po chwili przypomniała sobie że go nie ma. Bardzo ją to drażniło, zwłaszcza że bawienie się wisiorkiem poniekąd ją uspokajało i odciągało myśli. Miała na sobie jasną dżinsową kurtkę, prostą na ramiączkach zgniłozieloną sukienkę oraz botki na płaskim obcasie. Włosy ułożone miała w lekkie fale, a jej twarz zdobił delikatny makijaż. Przynajmniej tym razem postanowiła się ubrać jak na nastolatkę przystało. Włożyła dłoń do kieszeni kurtki. Pod palcami poczuła strukturę pendrive'a. Zgrała na niego film, na którym był Magnus i Theo. Zdecydowała że jednak nie zachowa w sekrecie tego co wie. Scott i jego przyjaciele byli dobrymi osobami. Mieli prawo znać prawdę. Nawet jeśli przez to zdradzi Theo. Jemu i tak na niej nie zależało. Musiała postąpić słusznie, a nie pozostać tchórzem. Wciąż brakowało jej odwagi by powiedzieć im osobiście o tym co Theo knuje, więc postanowiła podrzucić pendrive do pokoju Lydii z krótką notką że zawartość pendrive jest bardzo ważna.
– Jednak przyszłaś.
Eve obróciła się słysząc radosny dziewczęcy głos za sobą. Uśmiechnęła się do rudowłosej i wyciągnęła przed siebie małe szare pudełeczko z niebieską wstążką.
– Wszystkiego najlepszego.
– Dziękuję. Na prawdę nie musiałaś.– Lydia wzięła podarunek po czym przytuliła czarnowłosą. Eve była zaskoczona gestem dziewczyny, ale odwzajemniła uścisk.– Pójdę odnieść prezent by się nie zgubił, a ty rozgość się. Przekąski i alkohol są tam.– wskazała dwa stoły po drugiej stronie basenu. Ogród był ozdobiony światełkami, które nadawały miejscu przyjemnego imprezowego nastrój.
– A może... – czarnowłosa nie dokończyła ponieważ Lydia już poszła. Rudowłosa szybko zniknęła w tłumie bawiących się nastolatków. Eve schowała dłonie w kieszenie kurtki czując się osaczona tyloma bodźcami. W szkole nie poznała nikogo bliżej, nie licząc grupy Scott'a. Czuła się tutaj wyobcowana i nie miała pojęcia co z sobą zrobić więc ruszyła ku stolikom z przekąskami i alkoholem. Przyrządzonych było kilka różnokolorowych przystawek, a do wyboru w alkoholu było piwo z beczki albo poncz. Czarnowłosa zdecydowała się nalać sobie do kubeczka ponczu. Zrobiła łyk, który dosłownie po sekundzie wypluła do kubeczka. Ktokolwiek przyrządzał poncz, nie szczędził z ilością alkoholu. Rozejrzała się szybko by sprawdzić czy nikt nie widział co zrobiła po czym wylała zawartość kubeczek za stół. Wzięła jedną z przekąsek by zagryźć posmak ponczu po czym nalała sobie piwo. Posmak goryczy był wyczuwalny, ale nie tak mocny jak w ponczu. Nie szczególnie przepadała za alkoholem. Na palcach jednej ręki mogła zliczyć ile razy miała okazję wypić piwo. Jednak tym razem potrzebowała choć trochę się rozluźnić, a procenty to gwarantowały.
– Nie sądziłem że cię tu zobaczę.
Eve obróciła się. Theo nie obdarzając jej spojrzeniem stanął przy beczce i nalał sobie piwa do kubeczka.
– Mówiłaś że tłumy pijanych i imprezujących nastolatków cię przeraża.– upił łyk alkoholu patrząc czarnowłosej prosto w oczy.
Eve skrzywiła się. Theo podsłuchiwał jej rozmowę z Lydią i Malia na trybunach. Kto wie ile razy to robił.
– Nie ładnie podsłuchiwać czyjeś rozmowy.
– Na prawdę? Ależ ze mnie zły człowiek.– powiedział z udawaną powagą. Jednak po chwili kącik jego ust drgnął do góry gdy zobaczył malujące się na twarzy Eve rozdrażnienie.
– Przestań sobie pogrywać.
– A jeśli nie przestane? Co zrobisz Eve? – zbliżył się do czarnowłosej zmniejszając odległość między nimi do zaledwie pół metra.– Jesteś tylko małym, słabym człowieczkiem. Nie zagrażasz mi.
Zdziwiłbyś się, pomyślała Eve.
– Jesteś zepsuty od środka. Nawet atrakcyjna twarz tego nie ukryje.– powiedziała z złością, ale dopiero gdy słowa padły z jej ust, zdała sobie sprawę z ich sensu. Od razu jej policzki zapłonęły i odwróciła wzrok. Upiła łyk piwa.
– Czy ty właśnie przyznałaś że jestem przystojny?
– Nie.– mruknęła czarnowłosa.
– Hej Eve! Lydia mówiła... – w ich rozmowę wtrącił się Stiles. Piwnooki na widok Theo zamilkł, a jego uśmiech zbladł. Posłał złowrogie spojrzenie zielonookiemu po czym spojrzał na Eve.
Eve złapała Stiles'a za nadgarstek i nie czekając na reakcję chłopaka pociągnęła go za sobą by znaleźć się jak najdalej od Theo.
– Wow, spokojnie. Gdzie mnie tak porywasz?
Weszli do domu. Eve skierowała się do kuchni, przy okazji puszczając Stiles'a, ale chłopak i tak za nią poszedł.
– Theo coś ci zrobił? – zapytał zauważając jej zdenerwowanie gdy wszedł za nią do kuchni.– Jeśli tak, to znajdę gałąź jarzębu, owinę ją wilczym zielem i jemiołą, a później...
– Nie trzeba.– machnęła dłonią dając mu znać że nie musi kończyć.– Ale dzięki za chęci.
– Jestem no wiesz... jak Batman.– piwnooki uśmiechnął się i wystawił klatkę piersiową jakby przybierał bohaterską postawę.
– W sumie tak. Batman to tylko człowiek, który otacza się osobami z super mocami. Sam żadnej nie posiada, a jednak mimo to, daje czadu i łoi bandziorom tyłki.
– Dzięki.– uśmiechnął się czując lekkie skrępowanie komplementem.
Czarnowłosa uśmiechnęła się w odpowiedzi.
– Przy basenie wspominałeś coś o Lydii.– powiedziała po chwili ciszy.
– A no tak. Wspomniała że przyszłaś i wysłała mnie byś nie była sama bo jak ona to zacytowała "patrząc na tłum tych bawiących się nastolatków, miała taką minę że wyglądała jakby miała zaraz dostać ataku paniki". Więc pospieszyłem na ratunek.
– Nie myliła się. Dzięki za ratunek Batman'ie.
– Nie ma za co.
Później Eve spotkała pozostałych, Scott'a i Malia. Spędziła trochę czasu razem z całą paczką. Wypiła nie za dużo alkoholu aby się nie upić. Od rozmowy przy stoliku z alkoholem, nie rozmawiała z Theo. Starała się miło spędzić czas, choć wciąż czuła się niezbyt komfortowo w tak dużym gronie. Jednak Scott i jego przyjaciele odwracali jej uwagę rozmowami czy podrygiwaniem na parkiecie. Bardzo miło było poczuć się zwykłą nastolatką. Na moment zapomniała o wszystkich problemach i smutkach.
Eve siedziała na kanapie w towarzystwie Stiles'a. Piwnooki był już wstawiony, bardziej niż czarnowłosa. Eve łatwo złapała z nim kontakt. Podobnie jak ona, Stiles był trochę niezdarny i był tylko człowiekiem w świecie pełnym nadprzyrodzonych istot.
– Zauważyłam że często na nią patrzysz.– odezwała się Eve. Stiles przyglądał się Lydii, która tańczyła z jakimś chłopakiem na parkiecie. Na słowa czarnowłosej, piwnooki oderwał wzrok od dziewczyny.
– Wydaje ci się.
– Nie sądzę.
– Chodźmy po kolejne piwo.– mruknął gdy zobaczył jak rudowłosa śmieje się z jakimś chłopakiem. Stiles wstał z kanapy, ale się zachwiał. Eve podniosła się i złapała go za ramię zanim piwnooki przewrócił się do przodu.
– Tobie już wystarczy.– oznajmiła czarnowłosa. Stiles mamrotał coś pod nosem, ale pozwolił Eve wziąć go pod ramię i wyprowadzić z salonu.– Może zaprowadzić cię na górę? Może do pokoju Lydii?– zaproponowała. Chłopak spojrzał na nią gdy usłyszał imię rudowłosej. Jego piwne oczy błysnęły.
– Nie chcę pobrudzić jej pokoju.– powiedział wolnym tonem.
Nie łatwo było wejść na górę po schodach, ale po paru minutach udało im się. Eve zaprowadziła Stiles'a do jednego z wolnych pokoi i pomogła mu się położyć. Chłopak szybko zasnął, co trochę zdziwiło czarnowłosą, ale było jej na rękę. Gdy wyszła na korytarz rozejrzała się czy nikogo nie ma w pobliżu, po czym postanowiła poszukać pokoju Lydii. Nie chciała wypytywać o to Stiles'a by przypadkiem czegoś nie podejrzewał. Po kilku próbach znalazła właściwy pokój. Dowodem były zdjęcia na biurku, które przedstawiały Lydie z jakąś brunetką. Obie wyglądały na szczęśliwe. Eve położyła pendrive przy laptopie na biurku. Napisała krótką notatkę że informacje w pendrive są bardzo ważne. Gdy to zrobiła szybko wyszła z pokoju. Zrobiła zaledwie parę kroków, a wpadła na kogoś. Osoba złapała ją za ramiona by nie upadła. Uniosła wzrok by spojrzeć z kim się zderzyła.
– Przepraszam, ja... – nie dokończyła ponieważ zobaczyła Theo. Puls gwałtownie jej przyspieszył.
– Zaparło ci dech w piersi na mój widok?– zapytał z cwanym uśmieszkiem.
– Nie do końca tak bym to ujęła.– mruknęła. Z jakiegoś powodu nie potrafiła oderwać wzroku od jego zielonych oczu. Dotyk jego dłoni na jej ramionach był solidny, ale nie bolesny. Wywoływał elektryzujące napięcie, które było przyjemne otępiające. Eve miała wrażenie że zerknął na jej usta, choć mogło jej to się wydawać z powodu wypitego alkoholu. Cisza między niby była napięta. Eve poruszyła się do przodu gdy on zrobił to samo. Jednak gdy ich twarze dzieliło zaledwie parę centymetrów, spanikowała.– Muszę iść. Matka już po mnie przyjechała.– wyswobodziła się z jego uścisku po czym szybko ruszyła ku schodom.
Theo stał przez moment w jednym miejscu. Sam do końca nie był pewny co się wydarzyło. Targały nim mieszane uczucia, które zdecydował zignorować.
Eve opuściła dom Lydii nie żegnając się z nikim. Musiała po prostu jak najszybciej uciec od głośnej muzyki i imprezujących nastolatków. Od alkoholu kręciło jej się w głowie, ale chłodne nocne powietrze trochę ją ostudziło.
Wciąż była zdenerwowana. Przerażała ją myśl że Theo mógł ją nakryć jak podrzuca pendrive do pokoju rudowłosej, ale po dziwnej sytuacji na korytarzu poczuła coś więcej. Jakby dostała motylków w brzuchu. Jednak wolała zwalić winę na alkohol. Gdyby nie procenty, na pewno coś takiego by się nie wydarzyło. Przecież nie mogłaby pocałować Theo.
Eve darowała sobie zadzwonienie do matki. Było już po pierwszej w nocy, a do domu nie miała aż tak daleko. Lampy przy ulicach oświetlały jej drogę. Jednak później musiała zboczyć z głównej drogi. Ścieżka którą szła była skąpana w mroku, a wysokie drzewa przypominały upiory. Gdyby nie alkohol, uciekłaby stąd jak najdalej i zadzwoniła po matkę albo taksówkę. Czarnowłosa wyjęła telefon z kieszeni. Chciała włączyć latarkę, ale urządzenie wypadło z jej rąk i uderzyło o ziemię. Ukucnęła by podnieść telefon.
– Cholera.– mruknęła niezadowolona gdy zobaczyła zbity ekran, a telefon się nie włączył.
Nagle gdzieś za sobą usłyszała dźwięk łamanej gałązki. Poderwała się na równe nogi i odwróciła. Mrok nie pozwalał jej na zobaczenie czegokolwiek. Stała niczym sparaliżowana bo czuła jakby coś się w nią wpatrywało. Telefon ponownie wypadł z jej dłoni, ale tym razem puściła go z strachu. Czerwone świecące ślepia wyłoniły się zza drzewa i zaczęły wpatrywać w nią. Miała wrażenie że serce za chwilę wyskoczy z jej piersi. Ruszyła biegiem w drogę powrotną by wydostać się z ciemnej ścieżki. Niestety nie było jej to danę. Coś złapało ją od tyłu i ugryzło w ramię. Okropny ból przeszył jej ciało, a jej krzyk rozniósł się po okolicy przerywając spokojną noc, ale tylko na chwilę ponieważ dziewczyna po chwili zemdlała z bólu.
***
Krople spływającej wody z sufitu uderzały z cichym pluskiem o betonową podłogę. Dźwięk był ledwie słyszalny, nawet mimo ciszy, ale dla Eve ten odgłos był uciążliwy. Dziewczyna miała wrażenie że słyszy go z stukrotną siłą. Ból głowy nie znikał nawet na moment. Czuła się ociężała i odurzona. Siedziała pod ścianą wpatrując się w grube kraty. Posadzka była zimna, powietrze wilgotne i duszące, a panujący półmrok sprawiał że miejsce wyglądało jak wyjęte z horroru. Eve spuściła wzrok i mocniej podkuliła nogi. Blondwłosa dziewczyna stała przed celą, w której była zamknięta. Beznamiętnie wpatrywała się w czarnowłosą. Nie mówiła nic, ani nie poruszyła się. Stała tam jak posąg. To była jedna z zaginionych. Eve zapamiętała twarz tej dziewczyny z ulotki. Czarnowłosa czuła ciarki za każdym razem jak zerkała na nastolatkę. Jej wzrok wydawał się pusty, pozbawiony życia. Eve zerknęła w bok, w celi razem z nią był chłopak, zaginą trzy dni przed jej porwaniem. Siedział pod ścianą, nie ruszał się ani nie mrugał, a z jego nosa sączyła się czarna maź. Eve próbowała z nim porozmawiać, ocknąć go, ale to nic nie dawało. Był blady, żyły były czarne i mocno uwypuklone, mocno się pocił, a rana po wbitych pazurach na karku ropiała. Wyglądał jakby umierał, a Eve czuła że właśnie tak jest. Chłopak siedział tak od chwili gdy ocknęła się w celi.
Eve na każdy nawet najmniejszy dźwięk wzdrygała się. Bała się że Magnus wróci. Powiedział jej że od teraz jest wilkołakiem. Wstrzyknął jej coś, a od tamtej pory ból głowy jej nie opuszczał. Oprócz Magnusa i blondynki, widziała jeszcze dwóch chłopaków, oni również byli zaginionymi. Podobnie jak blondynka, ich spojrzenia nie wyrażały nic. Chodzili krok w krok za Magnus'em. Mężczyzna nawet nie musiał nic mówić, a oni wykonywali czynności jakby miał nad nimi całkowitą władzę. Prośby o uwolnienie nic w nich nie wywoływały, nie odzywali się do Eve nawet słowem. Byli jak posłuszne maszyny.
Nagle jej towarzysz niedoli opadł na podłogę i zaczął się trząść. Eve zbliżyła się do niego. Pomogła mu położyć się na bok. Z jego ust, nosa i uszu, wydobywała się czarna maź. Dziewczyna nie miała pojęcia co zrobić.
– Szkoda, kolejne niepowodzenie.
Eve wzdrygnęła się słysząc głos Magnusa przy kratach. Był w towarzystwie dwóch chłopaków. Czarnowłosa odsunęła się od ciała chłopaka, który po chwili przestał się trząść. Jego serce nie biło, a to oznaczało tylko jedno.
– Po co to wszystko robisz?– zapytała z łzami w oczach Eve. Blondynka otworzyła drzwi od celi, a do środka wszedł jeden z chłopaków. Eve odsunęła się jak najdalej w kąt, ale on jej nie ruszył. Zabrał martwe ciało i po chwili wyszedł. Magnus ustał w wejściu do celi. Eve zauważyła ostre pazury u jego dłoni.
– Dla zemsty, dla potęgi, dla własnej satysfakcji. Dążę do swoich celów i nic mnie nie powstrzyma przed osiągnięciem ich. Więc Eve, pozwól mi dokończyć twoją przemianę... – na jego twarzy zagościł paskudny uśmiech i zrobił krok w jej stronę.
Eve czuła się jak zaszczute zwierzę, a znikąd nie było pomocy. Nie chciała umierać. Marzyła o zrobieniu tylu rzeczy. O zakochaniu się z wzajemnością, pójściem na studia, zwiedzeniem świata. Mocniej załkała gdy Magnus ukucnął przed nią. Starł kciukiem łzę spływającą po jej policzku. Mogłaby próbować walczy, ale gdy raz tego próbowała, zniewoleni przez Magnusa nastolatkowie obezwładnili ją i mocno pobili. Nigdy nie zapomni posmaku własnej krwi gdy pluła nią na podłogę. Dlatego siedziała niczym sparaliżowana. Mimo że dotyk Magnusa był delikatny, wywoływał w niej obrzydzenie.
– Jeśli ci się poszczęści, nie będzie zbytnio bolało...
– Magnus!
Po pomieszczeniu rozniósł się głos, który Eve od razu rozpoznała. Magnus wywrócił oczami niezadowolony że ktoś mu przerwał. Powoli wstał i wyszedł z celi. Blondynka od razu zamknęła drzwi.
– Miałeś przyjść później.
Theo był wściekły i nie próbował tego ukryć. Naskoczył na Magnusa twierdząc że zbywał jego wcześniejsze próby skontaktowania się. Magnus o dziwo był spokojny i niewzruszony zachowaniem zielonookiego. Nawet gdy Theo oznajmił że Scott i pozostali dowiedzieli się o jego współpracy z Magnus'em, mężczyzna nie wydawał się poruszony tą informacją. Nawet zadrwił z zielonookiego, że nie potrafił doprowadzić planu do końca. Pod wpływem emocji Theo złapał mężczyznę za bluzkę, ale szybko został odciągnięty przez jednego z nastolatków. Zielonooki uderzył plecami o ścianę gdy został odepchnięty.
– Wszystko się sypie, a ty masz to gdzieś?!– zielonooki wstał i wściekle spojrzał na Magnusa, ale tym razem zachował dystans.
– Nie Theo. Twój plan się sypie. Mój idzie bardzo dobrze mimo pewnych trudności. Muszę wszystko trochę przyspieszyć, ale to było do przewidzenia.– Magnus spojrzał na nastolatka, który wcześniej zaatakował Theo. Chłopak spojrzał na mężczyznę, a później bez słowa opuścił pomieszczenie.
– Co z moją nagrodą?– odezwał się zielonooki gdy Magnus zamierzał wyjść.– Musisz dotrzymać słowa.
Magnus roześmiał się.
– A ty wciąż w to wierzysz? Nic innego nie pomoże ci zostać alfą. Musisz odebrać moc komuś albo zdobyć ją tak jak Scott. Innego sposobu nie ma.– uśmiechnął się z złośliwością gdy to oznajmił.
To było jak oblanie zimną wodą. Theo zrozumiał że został oszukany i wykorzystany. Donosił o każdym kroku Scott'a i jego paczki, zdobył fiolkę ligatum z sekretnej kolekcji Hale'ów. Dawał z siebie wszystko by osiągnąć cel, a okazało się że to nie miało sensu od samego początku. Oszust przechytrzył oszusta. Pragnienie mocy zaćmiło jego umysł, a Magnus to wykorzystał.
– Masz jeszcze szansę, zdobyć, to czego pragniesz. Wystarczy że pomożesz mi ich wszystkich zabić, a pozwolę ci odebrać moc Scott'owi. Lepiej szybko to przemyśl bo czas mija.– oznajmił Magnus. Obdarzył Eve krótkim dziwnym spojrzeniem po czym wyszedł z pomieszczenia.
Eve przysunęła się bliżej krat by lepiej zobaczyć sylwetkę Theo. Stał do niej plecami, parę metrów dalej. Widziała jak zielonooki mocno zaciska pięści, z których kilka kropli krwi ściekło na posadzkę. Był wściekły.
– Theo... – jej głos zadrżał. Był ostatnią deską ratunku. Musiała spróbować.
Theo zesztywniał słysząc jej głos. Powoli odwrócił się i spojrzał jej w oczy. Eve widziała jak marszczy brwi, miała wrażenie że zobaczyła w jego oczach zaskoczenie, a później smutek. Wyciągnęła ku niemu dłoń w niemej prośbie o pomoc. Jednak to co zrobił, doszczętnie zniszczyło jej nadzieję. Odwrócił się i po prostu odszedł. Eve oparła głowę o kraty. Chyba nigdy jeszcze nie czuła takiego rozczarowania. Mimo sposobu w jaki się poznali, zaczynała mieć do niego sympatię. Po sytuacji na urodzinach Lydii, sądziła że też coś do niej poczuł. Odtwarzała to ciągle w głowie odkąd trafiła do celi. Rozmyślała co by było gdyby wtedy nie stchórzyła i pocałowała go. Może wtedy nie wracałaby sama po nocy do domu. Może nie została by ugryziona i porwana.
Theo zatrzymał się gwałtownie. Był blisko wyjścia z budynku, ale coś nie pozwalało mu pójść dalej.
– No dalej. Wyjawiła twój sekret. Przecież ci nie zależy.– mamrotał pod nosem próbując samego siebie przekonać. Toczył wewnętrzny konflikt. Przymknął oczy i wytężył słuch. Słyszał jej cichy szloch. To sprawiło że tym bardziej nie mógł odejść.– Będę tego żałował.
Eve wzdrygnęła się słysząc za celą głośny huk. Theo uderzył blondynkę, która upadła na podłogę tracąc przytomność. Zabrał jej kluczę po czym otworzył drzwi celi. Zielonooki wyciągnął ku czarnowłosej dłoń. Na twarzy Eve zagościł słaby uśmiech. Pomógł jej wstać. Wciąż była osłabiona, ale potrafiła utrzymać się na nogach. Wziął ją pod ramię i wyszli z celi. Warczenie za nimi sprawiło że się zatrzymali. Blondynka wstała z podłogi. Jej oczy zaświeciły się, a chwilę później jej ciało zaczęło się zmieniać.
– Uciekaj.
– Co?– Eve spojrzała zdezorientowana na Theo gdy ten popchnął ją lekko do przodu dając jej w ten sposób do zrozumienia by uciekła.– Co z tobą?
– Zatrzymam ją.– wysunął ostre pazury, a jego oczy zaświeciły się na żółto. Jego twarz zmieniła się, przypominał teraz bardziej zwierzę.– Uciekaj!
Eve wzdrygnęła się na jego ryk. Blondynka przemieniła się w bestię, którą Eve widziała w szkole. Theo ruszył jej na spotkanie. Czarnowłosa odwróciła się i zaczęła biec. Za sobą słyszała dźwięki walki. Nie obejrzała się za siebie. Za bardzo bała się zobaczyć jak bestia zadaje ciosy zielonookiemu.
***
Stiles i Scott jechali jeep'em, do domu McCall'a. Byli na posterunku. Kolejne ciało nastolatka zostało znalezione w lesie. Miało takie same obrażenie jak pozostałe. Ślad pazurów na karku, czarna maź wypływająca z nosa, uszu i ust. Według opinii Derek'a, każdy z nich został przemieniony przez ugryzienie, ale nie każdy był wilkołakiem.
– Przynajmniej to nie było jej ciało.– oznajmił Scott i zerknął na przyjaciela. Matka Eve przyszła na posterunek dzień po imprezie u Lydii twierdząc że jej córka zaginęła. Eve nie przyszła do szkoły w poniedziałek, nie dawała żadnego znaku życia, a jej popsuty telefon znaleziono na leśnej ścieżce.
– Ale kolejne może być.– mruknął chłodno Stiles. Mocniej ścisnął kierownicę. Był ostatnią osobą, która widziała Eve żywą. Upił się mocno, a może gdyby nie to, Eve nie zaginęłaby. Może mógł ją uratować. Czuł się winny. Nie polepszało jego samopoczucia nawet fakt że od początku miał racje co do Theo. Oszukał i wykorzystał ich wszystkich. I zapewne zaginięcie Eve było jego winą. Magnus wrócił i chce się zemścić. Wciąż nie byli pewni jaki może to mieć związek z zaginięciami nastolatków, ale to nie mógł być przypadek.
Scott chciał coś powiedzieć, pocieszyć przyjaciela, dodać mu otuchy. Jednak czuł że to tylko bardziej go zdenerwuje. Mówienie że wszystko będzie dobrze, było kłamaniem prosto w twarz.
Nagle ktoś wybiegł na jezdnię. Stiles zaczął gwałtownie hamować, ale mimo to nie zdążył wyminąć osoby na drodze. Ciało uderzył w samochód i przeleciało przez dach. Piwnooki zatrzymał gwałtownie samochód. Jego serce biło jak szalone. On i Scott w szoku wpatrywali się w szybę.
– Stiles?
– Tak?
– Czy my właśnie potrąciliśmy Eve?– mimo że wszystko działo się szybko, McCall rozpoznał twarz Eve.
– Tak.
Oboje spojrzeli na siebie w tym samym czasie po czym wręcz wyskoczyli z jeepa. Ciało Eve leżało nieco dalej na jezdni. Stiles w myślach modlił się do wszystkich znanych mu bogów by Eve żyła.
– O Boże. Zabiłem ją.– piwnooki zaczął panikować. Z trudem przychodziło mu oddychanie.
Scott przykucnął przy Eve. Usłyszał bicie jej serca.
– Żyje.
– Co? Nie żartujesz? Tak! Tak! Nie zabiłem jej!– wykrzyknął radośnie, ale gdy Scott posłał mu znaczące spojrzenie, szybko się opamiętał.– Powinniśmy zabrać ją do szpitala.
– To chyba nie najlepszy pomysł.– oznajmił czarnowłosy. Rany na twarzy Eve zaczęły się goić. Stiles również to zauważył. Nie była już człowiekiem.– Jest zaginiona. Jeśli ją zobaczą, powiadomią twojego tatę. A wciąż nie wiemy co dokładnie się dzieję.
– Wcale nie muszą jej zobaczyć. Dzwoń do swojej mamy.
***
Stiles i Scott zabrali Eve do szpitala. Weszli tylnymi drzwiami, a Melissa zaprowadziła ich do pustej sali by nikt nie zobaczył ich. Zbadała Eve na tyle ile było to możliwe. Dziewczynie nic nie dolegało mimo że została potrącona przez samochód. Zaschnięte ślady po krwi na jej ciele, były jedynymi dowodami że w ogóle została ranna. Żadnych siniaków, złamań czy zwichnięcia. Była w pełni zdrowa. Jej źrenice reagowały normalnie, co oznaczało że nie miała nawet wstrząsu mózgu.
– Wyjdzie z tego?– zapytał z przejęciem Stiles. Piwnooki przygryzał nerwowo paznokieć. Zerknął zza Melissa'ę, gdzie na szpitalnym łóżku leżała Eve. Miała na sobie te same ubrania co na imprezie u Lydii, z jednym wyjątkiem, były pobrudzone krwią i ziemią.
– Nic jej nie będzie. Choć nie rozumiem co dokładnie się dzieje.– oznajmiła kobieta.
– Sami jeszcze do końca nie wiemy. Obiecuję że wyjaśnię ci wszystko później.
Melissa niemrawo przytaknęła głową po czym opuściła salę. Scott w międzyczasie zadzwonił do Lydii i Malii aby przekazać im że znaleźli Eve. Stiles został przy łóżku czarnowłosej. Dobrze było widzieć ją żywą.
Eve poruszyła dłońmi jakby próbowała coś zacisnąć, jej oczy szybko poruszały się pod powiekami, a twarz wykrzywiała jakby była zdenerwowana.
– Eve?– Stiles pochyliła się nad czarnowłosą. Nagle dziewczyna otworzyła oczy, ale jej tęczówki nie były normalne, świeciły na zielono. Piwnooki cofnął się gwałtownie. Eve poderwała się do siadu i zeskoczyła nagle z łóżka. Oddychała ciężko, a z jej palców wyrosły długie pazury. Stiles cofnął się na drugi koniec pomieszczenia. Eve spojrzała na niego.– Spokojnie, nikt cię nie skrzywdzi.– uniósł dłonie w uspokajającym geście. Nie chciał jej sprowokować, zwłaszcza po tym jak ją potrącił. Mogła nie być zadowolona z tego powodu. Eve warknęła na co Stiles wzdrygnął się. Wtedy do sali wszedł Scott, ustał w wejściu. Eve rozejrzała się po pomieszczeniu po czym ruszyła do okna. Wyskoczyła rozbijając szybę. Byli na pierwszym piętrze więc upadek nie zabolał ją. Jednak z jakiegoś powodu upadła na kolana. Jej ciało zaczęło się zmieniać. Ubrania rozdały się. Przemieniła się w panterę. Ryknęła głośno po czym, już w zwierzęcej formie, ruszyła w kierunku lasu.
– Co się stało?– zapytał Scott gdy razem z Stiles'em podeszli do rozbitego okna. Wyszedł tylko na moment.
– Chyba nie ucieszyła się na mój widok.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro