Rozdział II
Nadszedł zmierzch. Eve szła przez las. Ramiączko plecaka zsunęło się jej trochę z ramienia przez co musiała je poprawić. Normalna osoba nie zapuszczałaby się do lasu o tak późnej porze. I raczej obserwacja oraz nagrywanie dzikiej natury również nie należało do popularnego hobby. Ale w przypadku Eve nie było to dziwne. Miała mało wspólnych powiązać z typowymi nastolatkami. Oni woleli by imprezować, stroić się czy po prostu beztrosko spędzać czas czerpiąc z młodości jak najwięcej. A czarnowłosa wolała zaszyć się w głuszy i przyglądać się pięknu natury. Czy było to normalne? Zdecydowanie nie, ale nie przejmowała się co ktoś o tym myśli.
Eve przeczytała w jednym z artykułów o Beacon Hills, że w tych lasach można spotkać wilki, których rzekomo nie było tutaj od bardzo dawna. Sfilmowanie takiego dzikiego osobnika byłoby idealnym nagraniem do jej kolekcji. Wcześniej nagrywała i fotografowała zwierzęta z tatą. Po jego śmierci skończyła z tym hobby. Jednak dziś postanowiła się przełamać. Mimo wspomnień, które potęgowały jej ból po stracie, chciała wciąż cieszyć się tym co lubi. Jej tata na pewno by tego chciał. Chciałby by była szczęśliwa albo przynajmniej próbowała.
Nagle z rozmyślań wyrwało ją pojedyncze wycie. Zatrzymała się niczym sparaliżowana. Nie drgnęła nawet na milimetr. Czekała nasłuchując. Po chwili usłyszała drugie wycie. Szybkim krokiem ruszyła w stronę skąd słyszała zwierzęce odgłosy. Ulokowała się przy obwalonym drzewie. Wyjęła kamerę oraz podsłuch by móc nagrać zwierzęta z dźwiękiem. Założyła słuchawki aby mogła na żywo podsłuchać wilki. Oparła się wygodniej o drzewo. Chwila wyczekiwania była bardzo napięta. Zachowała dystans by wilki jej nie wyczuły. Nie była tak lekkomyślna by podać się tym drapieżnikom jak kurczak na talerzu. Mały uśmiech błądził na jej twarzy. Pierwszy raz będzie miała okazję zobaczyć wilka w jego naturalnym dzikim środowisku.
Pośród drzew dostrzegła cień. Zadowolona że zaraz uchwyci na nagraniu wilka, czekała w napięciu. Serce waliło jej szybko z ekscytacji. Jednak zadowolenie wyparowało gdy zobaczyła brązowowłosego nastolatka wychodzącego zza drzewa. Zakładał na siebie bluzkę.
Eve była pewna, że w tej okolicy słyszała wycie. Miała w miarę dobrą orientację w terenie. Jej rozczarowanie szybko zastąpił szok gdy do nastolatka podszedł czarny wilk. Eve przeraziła się. Była przekonana że zwierzę rzuci się na chłopaka, ale przeżyła kolejny szok. Wilk zmienił się w dorosłego mężczyzny. Nastolatek rzucił mu ubrania, które mężczyzna zaczął zakładać.
Eve była tak bardzo zmieszana, że nie miała pojęcia jak się czuć. Była przerażona, zdezorientowana oraz zawstydzona. Widziała nagiego mężczyznę, który był wilkiem. Gdyby to komuś powiedziała, to od razu zamknęliby ją w wariatkowie. I to nie byłoby najgorsze, tylko fakt że to działo się na prawdę, a nie było zmyśloną bajką.
– Zatuszowałeś dobrze zapach?– starszy mężczyzna, który był po trzydziestce zwrócił się do nastolatka.
– Nie jestem idiotą. Oczywiście że tak.– odezwał się z irytacją brązowowłosy.– Mam dosyć czekania. Coś mi obiecałeś.– powiedział burzliwym tonem. Widać było po nim że jest niespokojny.
– Uważaj na ton.– oznajmił władczo mężczyzna. Nastolatek stropił się trochę i cofnął się. Mężczyzna zaledwie trzema słowami doprowadził go do pionu. To on tu rządził, a brązowowłosy za bardzo pozwalał sobie na swobodną rozmowę z nim.– Czy Stiles wciąż sprawia kłopoty?
– Tak. Nie ufa mi. Wypruwam żyły by go do siebie przekonać, ale mam wrażenie, że to jeszcze bardziej go odpycha.– oznajmił z frustracją.– Jeśli on mi nie zaufa, to Scott w pełni też nie.
– Więc pogłówkuj. Skłóć ich. Nic nie niszczy watahy bardziej niż wewnętrzne konflikty.– zbliżył się o krok do brązowowłosego, który bardziej się wyprostował.– A wtedy z przyjemnością ich rozerwę na strzępy. Zacznę od tego parszywego Hale, a później jego ukochanej maskotki.
– A kiedy pomożesz mi stać się alfą? Minęło już sporo czasu. Dostałeś fiolkę...
– Oczywiście że to zrobię.– przerwał nastolatkowi. Pobłażliwie poklepał brązowowłosego po ramieniu. Niczym prawdziwy drapieżnik powolnym krokiem obszedł nastolatka.– Twoje marzenie się spełni Theo. – pochylił się lekko nad ramieniem brązowowłosego.– Zostaniesz alfą, będziesz mieć watahę... – odsunął się od brązowowłosego. Mówił to z lekką drwiną, co brązowowłosy wyczuł. Mężczyzna odwrócił się do niego plecami w akcie prowokacji. Nastolatka korciło by zadać mu cios, ale się powstrzymał.
– Musisz dotrzymać słowa Magnus.
– Najpierw ty wykonaj swoją część.– odwrócił się powoli i spojrzał na nastolatka. Oczy Magnusa zaświeciły się na czerwono. Wyciągnął przed siebie dłoń, na której pojawiła się gęsta sierść oraz ostre i długie pazury.– Bo wolałbyś nie podzielić losu Derek'a i Scotta.– uśmiechnął się, ale w tym geście nie było niczego wesołego.
Ten uśmiech był przerażający.
Magnus krótko się roześmiał z miny Theo. Jego dłoń wróciła do normy.
– Jesteś bystrym dzieciakiem. Poradzisz sobie.– oznajmił Magnus po czym po prostu zaczął się oddalać. Jego ciało zaczęło się zmieniać, a po chwili przemienił się w wilka. Porwane ubrania pozostały na ziemi.
– Cholera.– Theo wściekle uderzył pięścią w drzewo. Był zdenerwowany. Zrobił kilka głębokich wdechów i wydechów. Przeczesał włosy dłońmi jakby ten gest miał pomóc mu się uspokoić.– Pieprzony dupek.– warknął pod nosem. Podniósł z ziemi porwane ubranie po czym ruszył gdzieś. Po kilku krokach zatrzymał się i zerknął przez ramię. Poczuł czyjś zapach.
Eve siedziała po tym jeszcze przez parę chwil w nieopisanym szoku. Jej serce waliło niemiłosiernie mocno i czuła się słabo. W pośpiechu spakowała sprzęt do plecaka. Jej dłonie trzęsły się co utrudniało wykonanie czynności. Czegokolwiek była świadkiem, po prostu chciała jak najszybciej stąd uciec. Szybkim krokiem ruszyła w drogę powrotną. Nie rozumiała nic z tego co widziała, a tym bardziej słyszała. Znowu pojawiła się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Ciągle miała pecha i pchała się w niepotrzebne kłopoty. Była jak magnes na nieszczęścia. Nic dziwnego że nikt nie chciał się z nią trzymać. Jej pech był zaraźliwy.
Czarnowłosa obróciła się gwałtownie słysząc gdzieś za sobą trzask gałęzi. Przewróciła się o wystającą z ziemi gałąź. Zagryzła wargę aż do krwi gdy poczuła przeszywający ból w nadgarstku. Nawet przy upadaniu była łamagą. Przez swoją nieporadność zrobiła sobie krzywdę. Gdy zerknęła na rękę miała ochotę się popłakać. Nadgarstek był lekko wykrzywiony.
– Kurwa.– mruknęła pod nosem. Przycisnęła dłoń do klatki piersiowej i powoli podniosła się z ziemi. Łzy spływały po jej policzkach. Ból był okropny i miała wrażenie że rośnie z każdą sekundą.
Kolejny trzask gałęzi.
Była tak przerażona że po prostu zerwała się z miejsca i zaczęła biec. Od tych wszystkich emocji nie zwróciła uwagi, w którą stronę biegnie. Dodatkowo łzy utrudniały jej widoczność. Wszystko tak szybko się działo, że nie zdążyła zareagować na czas przez co wybiegła na środek jezdni. Dopiero oślepiające światła reflektorów uświadomiły ją co się dzieje. Uskoczyła w bok prawie wpadając do płytkiego rowu. O mały włos została potrącona przez samochód.
Pojazd zatrzymał się z piskiem opon.
Eve ostrożnie wstała z ziemi, sprawdzając czy nie doznała dodatkowych zranień. Na szczęście tym razem nawet nie uszkodziła sprzętu w plecaku.
– O Boże! Nic ci nie jest?!– z samochodu wyskoczyła starsza kobieta.– Mogłam cię zabić.
– Zawieź mnie do szpitala.– oznajmiła nagle czarnowłosa i spojrzała na przerażoną kobietę. W tej chwili to była najbardziej racjonalna myśl jaka przyszła jej do głowy. Jak najszybciej chciała stąd uciec bo czuła że ktoś ją śledzi.
– Co?– kobieta w pierwszej chwili zawiesiła się, a później przytaknęła głową i wskazała swój samochód.– Znaczy tak, oczywiście. Wsiadaj dziecko.
Jazda z obcą osobą nie była zbyt dobrym pomysłem, ale to wydawało się lepsze niż pozostanie w lesie gdzie ludzie zmieniają się w wilki i na odwrót.
O dziwo łato udało się Eve zbyć starszą kobietę, która prawie ją potrąciła. Zawiozła ją pod szpital. Czarnowłosa oznajmiła że nie chce wzywać żadnej policji oraz nic innego z tych rzeczy. Kobieta w ogóle nie proponowała że z nią zostanie. Po prostu zostawiła Eve pod szpitalem. W innych okolicznościach, bardziej normalniejszych, czarnowłosa oburzyłaby się brakiem empatii tej kobiety, ale tym razem było jej to na rękę.
Weszła do szpitala i podeszła do recepcji. Noc była spokojna i nie było za wielu pacjentów do przyjęcia dlatego szybko została przebadana. Miała zwichnięty nadgarstek, który lekarz nastawił jej i nałożył stabilizator. Miała również kilka stłuczeń, ale nic więcej jej nie dolegało. Nie licząc załamania nerwowego po tym czego była świadkiem.
– Musimy powiadomić twoich rodziców.– kobieta o ciemnych kręconych włosach weszła do sali gdzie Eve była. Nie musiała zostawać na obserwacji, ale aby opuścić szpital potrzebowała by pojawili się jej opiekunowie prawni.
– Matka się nie ucieszy.– mruknęła czarnowłosa. Niechętnie podała pielęgniarce numer do swojej rodzicielki. Kobieta zadzwoniła do Rosy nie opuszczając pomieszczenia. Eve z grymasem przysłuchiwała się rozmowie, która o dziwo była krótka i rzeczowa.
– Twoja mama będzie tutaj za kilka minut.– oznajmiła pielęgniarka.– Wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej.
Eve zerknęła na kobietę. Jej głos był kojący, a ton taki serdeczny jakby pytała o jej samopoczucie z prawdziwą troską. Czarnowłosa spojrzała na identyfikator przypięty do jej ubioru. Pisało na nim Melissa McCall.
– Bywało gorzej.– czarnowłosa wzruszyła ramionami. Melissa podeszła do łóżka, na którym Eve siedziała i usiadła obok niej.
– Jeśli mocno boli cię ręka, to mogę załatwić ci mocniejszy towar. Tylko zachowaj to w tajemnicy.– powiedziała pół szeptem. Jej ton był żartobliwy i po jej zachowaniu od razu widać było że próbuje rozweselić nastolatkę. Rozejrzała się jakby wypatrywała czy ktoś jest w pobliżu. Wyglądało to komicznie przez co Eve się roześmiała.
– Nie trzeba.
– A żałuj. Nigdzie nie znajdziesz lepszego towaru niż w szpitalu.– stwierdziła z uśmiechem.
Nagle ktoś wszedł do sali i poprosił Melisse by z nim poszła.
Gdy pielęgniarka wyszła, Eve poczuła jakby przyjazna atmosfera uleciała razem z nią. Już w głowie wyobrażała sobie rozczarowanie na twarzy matki. Znowu będzie mówić jakim to jest problemem dla niej.
Rosy przyjechała po piętnastu minutach. Zwykle nie spieszyła się tak gdy Eve wpadała w szkole w jakieś problemy i dyrektor po nią dzwonił. Jednak w przeciwieństwie do wcześniejszych zdarzeń, Rosy prawie w ogóle nie odezwała się tym razem do córki. Droga do domu był bardzo niezręczna. Eve wyczuwała paskudny nastrój matki, przez co również on jej się udzielał.
– Powiesz coś?– ta cisza była nie do zniesienia. Eve zerknęła na matkę, która mocniej zacisnęła dłonie na kierownicy.
– Po co? Nic nigdy do ciebie nie dociera. Chciałabym by Evan tu był. Tylko jego słuchałaś.
– Bo mnie rozumiał.
– Próbuję cię zrozumieć, ale ty ciągle pchasz się w kłopoty. Jesteś nieodpowiedzialna i arogancka. Niczego mi nie ułatwiasz.
– Ty mi też nie ułatwiasz.– burknęła czarnowłosa.
– Ta rozmowa i tak nie ma sensu.
Eve oparła się łokciem o drzwi samochodu i zaczęła wpatrywać wy widok za szybą. Wolała by matka wydarła się na nią, niż poczuć obojętność Rosy względem niej. Czuła jak oczy szczypią ją od łez, ale starała się nie rozkleić. To nie jej wina że przyciągała problemy. Nigdy nie szukała ich na siłę. Chciała być jak zwykli nastolatkowie, ale nie potrafiła.
Po powrocie do domu, Eve od razu poszła do pokoju. Położyła się na łóżku i wtuliła się w jedną z poduszek. Miała nikłą nadzieję że w nowym mieście będzie inaczej, że poczuje się choć trochę lepiej, ale myliła się. Życie ponownie ją rozczarowało, a raczej wciągnęło w kolejne kłopoty. Po kilu minutach bezczynnego leżenia przypomniała sobie o zdarzeniu w lesie. Wszystko nagrała. Wstała z łóżka i wyjęła z plecaka kamerę. Podłączyła urządzenie do laptopa. Założyła słuchawki i włączyła nagranie. To co widziała było tak abstrakcyjne, że wolała uwierzyć że potknęła się i uderzyła w głowę, a to wszystko było wytworem jej uszkodzonego mózgu. Niestety, filmik udowodnił, że to stało się na prawdę.
– Czym wy jesteście?– powtórzyła odtwarzanie w momencie gdy mężczyzna przemieniał się w wilka. Z jego rozmowy z nastolatkiem wynikało że nazywa się Magnus, a brązowowłosy miał na imię Theo. Planowali kogoś zabić. Od tych informacji, czarnowłosej ciężej się oddychało. Z jednej strony przerażało ją to że potrafili przemieniać się w zwierzęta, ale a drugiej zaciekawiło ją to. Jej tata był archeologiem, ale zajmował się również poznawaniem i badaniem wierzeń różnych kultur. Wielokrotnie opowiadał jej historie o potworach i nadprzyrodzonych istotach. Oczywiście zmieniał historie by nie były tak przerażające jak oryginały, by po tym Eve nie miewała koszmarów. Inne dziewczyny wolały słuchać i oglądać bajki o księżniczkach, a Eve wolała słuchać starych legend o niezwykłych istotach. Uwielbiała wieczory gdy tata przychodził i kładł ją spać. Kochała jego stonowany i płynny głos gdy opowiadał jej bajki. Nigdy nie sądziła że w tych opowieściach jest ziarno prawdy. Na własne oczy widziała zmiennokształtnego, widziała wilkołaka.
Zeszła na dół do piwnicy gdzie zostały przeniesione rzeczy jej taty. Mimo że minęło już pół roku, Rosy nadal niczego nie wyrzuciła. To dawało Eve do myślenia. Może jej matka na prawdę cierpiała po śmierci Evan'a. Może czarnowłosa była dla niej zbyt okrutna.
Eve zajrzała do kilku pudeł gdzie były książki. W dzieciństwie tata opowiadał jej o ludziach, którzy zmieniali się w wilki. W jego historyjkach te istoty były bohaterami, ale po słowach Magnusa w lesie, czarnowłosa wiedziała że te istoty wcale dobre nie są.
Po pół godziny szukania, znalazła w końcu książki o mitologiach słowiańskich oraz germańskich. Legend o likantropi nie brakowało. Nie wiedziała co z tego wszystkiego jest prawdą.
Kolejny dzień prawie cały spędziła zamknięta w pokoju. Zbierała informacje. Okazało się że w Beacon Hills ataki dzikich zwierząt zdarzają się znacznie częściej niż w innych okolicznych miastach. Niektórzy świadkowie twierdzili że widzieli wilki, że te zwierzęta chodziły na dwóch łapach. Dziwnych artykułów dziennikarskich było sporo. Podejrzane zaginięcia, zabójstwa. Wiele niewyjaśnionych spraw. Więcej podobnych rzeczy znalazła w miejskiej bibliotece. Bibliotekarka dziwnie na nią patrzyła gdy poprosiła o stare artykuły o atakach dzikich zwierząt i nadprzyrodzonych zdarzeniach w Beacon Hills.
Z tego wszystkiego co przeczytała była pewna, że wpadła w na prawdę ogromne kłopoty.
***
Eve bawiła się wisiorkiem gdy samochód zatrzymał się pod szkołą. Zerknęła na matkę z nadzieją na jakieś słowa otuchy, ale Rosy nawet na nią nie spojrzała. Czarnowłosa odetchnęła cicho po czym wysiadła z pojazdu. Rosy od razu odjechała. Eve niepewnie ruszyła ku budynkowi. Tłumy nastolatków mijały ją i wchodziły do szkoły. Czarnowłosa nie śpieszyła się. Pierwszy dzień w nowej szkole. Na samą tą myśl miała ochotę uciec w popłochu z tego betonowego więzienia. Rok szkolny zaczął się ponad miesiąc temu. Liczyła że tym razem będzie inaczej, nie chciała przeżywać tego samego koszmaru co w poprzedniej szkole.
Miała na sobie jasnoniebieski sweter, który był trochę przyduży oraz ciemne jeansy i czarne trampki. Torbę z książkami miała przewieszoną przez ramię, a jej proste czarne włosy rozpuściła. Nie wyróżniała się niczym szczególnym i miała nadzieję że to wystarczy by nie odznaczać się w tłumie. Liczyła że resztę szkolnych lat przeżyje tu bez burzliwych zdarzeń, choć przeczuwała że to marzenie ściętej głowy.
Na korytarzu czuła się jak przestraszone zwierzę. Nastolatkowie mijali ją. Musiała robić uniki, ale jakoś dotarła do swojej szafki. Razem z matką pojechała by zapisać ją do liceum w Beacon Hills. Dzięki temu od razu pokazano jej szafkę, dano plan zajęć, a dyrektorka oprowadziła ją trochę po budynku. Wyszła na tym na plus. Przynajmniej była choć trochę rozezna w rozkładzie szkoły i nie musiała nikogo prosić o pomoc.
Rozpięła torbę i zamierzała wyjąć zbędne książki. Niestety przez to że lewą rękę miała w stabilizatorze i nie mogła jej nadwyrężać, wszystkie książki wypadły jej z ręki. Przedmioty rozsypały się na podłodze. Zawstydzona szybko klęknęła i zaczęła zbierać książki. Czuła jak policzki ją pieką ponieważ przez swoje zdenerwowanie oraz kontuzjowaną rękę, zbieranie przedmiotów szło jej nieudolnie. W głowie pojawiały się myśli, że inni się z niej śmieją, co jeszcze bardziej ją denerwowało.
– Cholera.– nie chciała spóźnić się pierwszego dnia na zajęcia. Książki dosłownie wyślizgiwały jej się z rąk.
– Pomogę ci.
Eve usłyszała nad sobą głos jakiegoś chłopaka. Zerknęła na niego, a on uklęknął przed nią i zaczął zbierać jej książki. Poszło mu zwinnie po czym włożył je do jej szafki. Eve podniosła się z ziemi trzymając zeszyt w dłoni, tylko to dane jej było podnieść ponieważ nastolatek był całkiem szybki.
– Dzięki. Gdyby nie ty, zajęło by mi to wieczność.– uśmiechnęła się delikatnie, co nastolatek odwzajemnił szerokim uśmiechem. Miał brązowe włosy oraz piwne oczy, a jego jasną cerę zdobiły pieprzyki na twarzy.
– Nie ma sprawy, trzeba sobie pomagać. Sam mam lewe ręce i wszystko mi ciągle wypada.– zażartował, na co czarnowłosa odpowiedziała uśmiechem. W między czasie Eve zamknęła swoją szafkę, w torbie zostawiła tylko niezbędne przedmioty na pierwsze lekcje.
Eve miała wrażenie że krew odpływa jej z twarzy gdy zerknęła zza piwnookiego. Zobaczyła tamtego chłopaka z lasu. Theo szedł w towarzystwie jakiegoś czarnowłosego nastolatka. Dziewczyna nie słuchała przez to piwnookiego, któryś z jakiegoś powodu bardzo się rozgadał.
– Jeszcze raz dzięki.– mruknęła po czym odwróciła się i jak najszybciej ulotniła się.
– Miło było cię poznać jakkolwiek masz na imię!– wykrzyknął za nią piwnooki. Trochę mu było przykro że nawet się mu nie przedstawiła choć on to zrobił.– Czemu mnie olała? Może mam nieświeży oddech.– chuchnął na dłoń by sprawdzić zapach z ust, ale wydawał mu się w porządku.
– Co jej zrobiłeś że tak uciekła?– Scott podszedł do przyjaciela, który w odpowiedzi wzruszył ramionami.
– Może nie lubi chuderlawych gaduł?– powiedział z sarkastycznym uśmieszkiem Theo. Stiles posłał mu zirytowaną minę.
– Odezwał się oślizgły gad.
– Chłopaki, przestańcie.– powiedział Scott przerywając ich spór. Nie miał ochoty słuchać ich jakże przemiłych docinek.
Theo poczuł zapach, ten sam, który poczuł w lesie. Szybko pożegnał się z Scott'em po czym ruszył za zapachem. Zatrzymał się przy drzwiach od sali chemicznej, akurat miał tu zajęcia więc wszedł do środka. W ławce pod oknem zobaczył dziewczynę, z którą rozmawiał Stiles. Mocniej zacisnął dłoń na ramiączku plecaka po czym odetchnął i przybrał przyjazny wyraz twarzy. Ruszył w jej stronę. Usiadł w ławce tuż za nią.
Eve była zbyt zamyślona by zauważyć kto obok niej przeszedł. Nie miała pojęcia jak blisko była niebezpiecznej istoty. Po zobaczeniu Theo na korytarzy miała mały atak paniki. Szybko założyła słuchawki by posłuchać odgłosów natury. To pozwoliło jej się uspokoić, ale niestety w czasie zajęć musiała zdjąć jedną słuchawkę. Starała się wyglądać jakby uważała, ale nauczyciel zauważył że była zajęta czymś innym. Mimo tego że była nową uczennicą, nauczyciel nie zamierzał być dla niej pobłażliwy.
– Może panna Jones, odpowie na pytanie?
Eve uniosła wzrok znad zeszytu i zdała sobie sprawę że to do niej zwrócił się nauczyciel. Spanikowała i już miała się odezwać aby poprosić nauczyciela by powtórzył pytanie, ale mężczyzna spojrzał za nią i powiedział:
– Proszę, panie Raeken.
Eve zerknęła przez ramię ucieszona, że ktoś postanowił wybawić ją z opresji. Z trudem przełknęła ślinę gdy zobaczyła Theo, chłopaka z lasu. Prawidłowo odpowiedział na pytanie po czym spojrzał jej w oczy, a jego usta rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu, który dla Eve wcale nie wydawał się ani odrobinę przyjazny. Czarnowłosa szybko odwróciła głowę. Nerwowo zaczęła bawić się naszyjnikiem. Próbowała uspokoić oddech. Czytała że wilkołaki mają wyostrzone zmysły, że mogą słyszeć bicie jej serca. Dlatego była pewna że on wie że jest zdenerwowana. Głupio wierzyła że nie spotka ani jego ani Magnusa na żywo, że sprawa jakoś sama się rozwiąże, a okazało się że z jednym z nich uczy się i ma wspólne zajęcia.
Gdy tylko czarnowłosa usłyszała dzwonek na przerwę, opuściła salę prawie z niej wybiegając. Szybko oddaliła się i schowała za zakrętem. Wyjrzała zza ściany by zobaczyć czy Theo ją śledzi, ale nie dostrzegła go w tłumie więc jej trochę ulżyło. Może to był tylko przypadek że go spotkała, może wcale nie domyślał się że widziała go w lesie oraz że wie że z Magnusem planują kogoś zabić.
Eve ruszyła dalej by dotrzeć do sali gdzie miała mieć kolejne zajęcia. Nagle ktoś złapał ją za łokieć, gwałtownie pociągnął za sobą i wepchnął do pustej sali lekcyjnej. Czarnowłosa wyrwała się z uścisku i odsunęła jak najdalej od porywacza. Rozszerzyła oczy gdy zobaczyła przy drzwiach Theo, blokował jedyne wyjście z pomieszczenia. Szybko rozejrzała się i chwyciła pierwszą lepszą rzecz by móc czym się bronić. Wysunęła przed siebie drewnianą zmiotkę.
– Poważnie? Myślisz że możesz mnie tym skrzywdzić?– zadrwił. Gwałtownie zbliżył się do niej i zanim ona zareagowała wyrwał jej szczotkę po czym przełamał ją na pół. Eve pisnęła na dźwięk łamanego drewna. Odsunęła się jak najdalej i w panice zaczęła rzucać w niego przeróżne przedmioty, które napatoczyły się jej pod ręką. Na jej nieszczęście byli w sali plastycznej więc nie było tu nic co faktycznie nadałoby się na broń.– Przestań.– złapał ją za zdrowy nadgarstek i uniemożliwił jej rzucenie w niego puszką farby, którą trzymała. Upuściła przedmiot na podłogę gdy jego uścisk wzmocnił się. Jednak po chwili puścił ją. Eve od razu odsunęła się zachowując bezpieczną odległość.
– Czego ode mnie chcesz?– nie miała pojęcia do czego on był zdolny. Wyglądał jak człowiek, ale nim nie był. Same czytanie mitów o istotach nadprzyrodzony budziło w niej lęk, ale stanie oko w oko z jednym z nich było innym wymiarem tego uczucia.
– Pogadać.– oznajmił wprost, co budziło w czarnowłosej sceptyczne podejście.– Byłaś w lesie i widziałaś coś czego nie powinnaś.
– Nie wiem o czym mówisz...
– Źle.– zrobił krok w jej stronę. Eve cofnęła się, ale wpadła w pułapkę. Utknęła między ścianą, a nim.– Co widziałaś w lesie? Odpowiedz szczerze.
– Ciebie i jakiegoś mężczyznę.– od stresu ciężej jej się oddychało.– On zmienił się w...
– Dokończ.– ponaglił.
– W wilka.– powiedziała słabo. Poczuła się źle.
– Oddychaj, powoli.– położył dłonie na jej ramionach i zaczął robić głębsze wdechy i wydechy. Eve naśladowała go. Trochę jej to pomogło. Jego dotyk był o dziwo delikatny. Zabrał dłonie gdy czarnowłosa uspokoiła się.– Nie skrzywdzę cię. Co robiłaś wtedy w lesie?
– Chciałam obserwować naturę, to takie moje hobby.– jej głos był nierówny przez co odkaszlnęła.– Nikomu nie powiem co widziałam, przysięgam.– dodała po chwili ciszy. Wolała nie wspominać o nagraniu i o tym że słyszała ich rozmowę. To nie pomogłoby w i tak beznadziejnej sytuacji, w której się znalazła.– W zasadzie to nic nie widziałam. Było ciemno, coś mi się przewidziało, to pewnie były tylko cienie drzew czy coś takiego.– mówiła szybko i trochę bez sensu, ale nie wiedziała co powinna zrobić. Raczej nikt nie zdążyłby jej pomóc gdyby zaczęła krzyczeć.
– W porządku. To będzie nasz mały sekret.– nagle oparł dłoń o ścianę tuż przy jej głowie przez co wzdrygnęła się. Pochylił się nad nią dzięki czemu mogła dokładnie przyjrzeć się jego twarzy. Skłamałaby gdyby zaprzeczyła że nie jest on przystojny, a jego zielone oczy nie były hipnotyzujące.– Zgoda?
– Tak.– mruknęła przytakując szybko głową. Za bardzo bała się odmówić mu.
Zadzwonił dzwonek.
Theo cofnął się i ruszył ku wyjściu. Jednak zatrzymał się w drzwiach i spojrzał na nią przez ramię.
– Twój strach pachnie słodko.
Błysk w jego oczach, sprawił że czarnowłosa poczuła nieprzyjemny dreszcz.
Przez dwie kolejne lekcje rozmyślała o sytuacji, w której była. Mogła pozostawić nagranie w tajemnicy i nie ryzykować, że Theo czy Magnus mogli by ją skrzywdzić. Przecież to nie był jej problem. Jednak część jej podpowiadała by postąpić słusznie i jeśli nadarzy się okazja, powinna ostrzec tego Scotta czy Derek'a. Kimkolwiek by nie byli nie zasługiwali na śmierć. Wewnętrzny konflikt wyżerał ją od środka. Sumienie nie dawało za wygraną, a racjonalność upierała się by trzymać się od tego wszystkiego z dala.
Eve siedziała w ławce w środkowym rzędzie. Lekcja jeszcze się nie zaczęła. Uczniowie wchodzili do sali. Czarnowłosa uniosła wzrok, a wtedy zobaczyła wchodzącą do sali Lydie w towarzystwie szatynki, a za nią był Theo razem z czarnowłosym nastolatkiem oraz piwnookim chłopakiem, który pomógł jej podnieść książki. Rudowłosa uśmiechnęła się do Eve gdy ją zauważyła i ruszyła w jej kierunku by zająć miejsce obok niej, ale Theo ją wyprzedził. Lydia skrzywiła się, ale bez słowa zajęła inne miejsce.
– Czemu tu usiadłeś?– nie podobało jej się to. Wyjaśnili sobie sprawę więc wolała by zostawił ją w spokoju.– Wyjaśniliśmy sobie wszystko.
– Chcę się zaprzyjaźnić. Lepiej mieć kogoś takiego jak ja po swojej stronie.
Theo uśmiechnął się, ale ten uśmiech Eve zbyt dobrze znała, jej matka nie raz go używała. Wydawał się przyjazny i uprzejmy, ale tak na prawdę kryło się za nim coś innego. Eve wręcz czuła bijącą od niego sztuczność bo na co dzień miała to z matką, przez co była na to wyczulona. Wcale nie chciał się zaprzyjaźnić. Prędzej uwierzyłaby że chce mieć ją na oku albo że chce upewnić się by ich sekret pozostał sekretem, niż miał szczere intencje.
Eve odwróciła wzrok. Nagle na jej ławkę ktoś rzucił zgiętą kartkę. Rozłożyła ją i przeczytała: Chcesz się przesiąść?. Czarnowłosa zerknęła przez ramię. Ławkę dalej siedziała Lydia i skinęła głową na wolne miejsce obok niej.
– Zaprzecz głową.– odezwał się pół szeptem Theo patrząc przed siebie by rudowłosa nie zauważyła że coś mówi do Eve. Z jakiegoś powodu czarnowłosa zrobiła co kazał. Gdy odmówiła zobaczyła lekkie rozczarowanie na twarzy Lydii, która próbowała ukryć je uśmiechem.
Czarnowłosa zerknęła na zielonookiego. Czuła się źle. Nikt nie miał prawa mówić jej co ma robić, ale jej pewność siebie nie wystarczyła by odważyć się i sprzeciwić Theo. Wolała go nie denerwować. To wydawało się bezpieczniejszym wyjściem.
Eve zauważyła że dwie ławki w bok, chłopak, który pomógł jej podnieść książki energicznie mówił coś do swojego czarnowłosego kolegi. Zerkali na nią i Theo co jakiś czas, ale szybko przestali gdy zauważyli że dziewczyna im się przygląda. Do pomieszczenia weszła nauczycielka tym samym przykuwając uwagę wszystkich uczniów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro