Epilog
Nazywam się Park Jimin. Od tego powinienem zacząć na samym początku, prawda? W końcu kto normalny najpierw opowiada swoją historię. Otóż, tak jak wypada w wielu pięknych opowieściach, wydarzenia zaczynają się chronologicznie. Dlatego więc tak też zrobiłem. Odkryłem kim jestem na samym końcu. Tak, powtórzę, dopiero odkryłem, kim jest Park Jimin. Dowiedziałem się, gdzie znajduje się jego miejsce na ziemi. Także co powinien w życiu robić, a nawet kogo powinien do niego przyjąć. Dokładnie. Ja, Park Jimin, mający dwadzieścia parę lat, już w końcu wiem. I nic już mego odkrycia nie podważy.
Historia naszej paczki była... dziwna. Serio, a to zabawna, skomplikowana, depresyjna czy ogólnie smutna. A zaczęła się na randomowym portalu społecznościowym. Kto by pomyślał, że znajdę tam swoją drugą rodzinę lub miłość mojego życia? Przecież to przypadkowa grupa, przypadkowych ludzi, którzy kompletnie się nie znali i mieli swoje sprawy i problemy. A jednak jak życie lubi zaskakiwać, prawda? Niby było ono na swój sposób koszmarne, lecz posiadało swój urok.
Min Yoongi. Pierwotny założyciel grupy, który kocha najbardziej własne łóżko i jedzenie. Jest nauczycielem muzyki, ale nie ogranicza się do tego i próbuje swoich sił w świecie muzyki, mając u boku swoją narzeczoną, z którą planuje zakup mieszkania w Busan, czyli mieście, gdzie doznał najwięcej weny na pisanie tekstów. I podają tu jego ulubioną pizzę.
Kim Taehyung. Zwariowany kosmita, mający głowę w chmurach, a serce wielkie i pełne ciepła. Tego w skrócie się nie pozbędziemy. Zamieszkał na stałe w Busan wraz ze swoją ciężarną narzeczoną. Yoongi załatwił mu staż u siebie w szkole, lecz Tae szybko otrzymał stałą posadę, przez swoją niesamowitą barwę głosu. Nauczyciel wokalu z takim charakterem robił furorę w całym kraju, a jednak ten chłopak pozostawał sobą. Człowieka można zmienić, ale on człowiekiem, w gruncie rzeczy, nie jest.
Jung Hoseok. Mój dawny podrywacz, który wygląda jak koń i uwielbia tańczyć. Po paru porażkach miłosnych, zrezygnował ze związków na jakiś czas. Zajął się tańcem, a z moją pomocą dostał się do "Fire In The Street" na moje dawne miejsce. Dzięki temu on mógł spełnić swoje marzenia, a mi zespół dał spokój i przeprosił za problemy. Oczywiście Jung, również przeniósł się do Busan, ponieważ tu funkcjonował zespół. Ale i tak mieli oni tyle występów w Korei i poza nią, że Hoseok nie zdążył na razie sobie pomieszkać w tym portowym mieście. Lecz korzystał z życia z czego był bardzo zadowolony.
Kim Namjoon i Kim Seokjin. Zwariowana parka, która mimo różnych charakterów, wywołujących częste kłótnie, darzyła się ogromną miłością i dumnie nosiła złote obrączki na serdecznych palcach. Adoptowali oni zaraz po ślubie syna, małego sierotę Hyunchena, ponieważ bliska znajoma Jina, opowiedziała mu historię chłopca, który w okrutny sposób stracił rodziców i został sam na świecie. Decyzję z Namjoonem podjęli szybko, bo obaj mieli serca pełne miłości, którą byli gotowi podarować chłopcu. Musieli zrezygnować z wielu rzeczy, takich jak mieszkanie w Seulu, ale dzięki matce Jungkooka, kupili zadłużony dom, który znajdował się parę przecznic od naszego. Także oni też zostali, niczym magnesy, przyciągnięci do Busan.
Park Jungkook i... Ja. Małżeństwo, które przeszło wiele, ale darzące się nieopisanie głęboką relacją, która była trwała i nierozerwalna. Nasza córka Jiwoo dorastała, tak samo jak psiak Miri i kiedy tylko młoda weszła w okres buntowniczy dużo za wcześnie, to dopiero zaczęły się rodzinne problemy. Ale o tym może później! Pewnie są osoby ciekawe czy mój mąż poznał biologiczną matkę. Więc tak, poznał ją, ja także. Błagała go o wybaczenie długimi godzinami. A ja szczerze mówiąc nie mogłem nawet spojrzeć na rozklejoną kobietę, która była wyniszczona przez cierpienie. Jungkook i ona nie byli bardzo podobni... Z wyglądu. Charaktery mieli takie same. Dwie wrażliwe dusze, nie dające sobie rady z życiem bez wsparcia bliskich. A widać było to w ich oczach. Czarne, błyszczące węgle, pełne samotności, która stawała się ich fobią. Jungkook również zauważył w swojej matce samego siebie. Dlatego chciał jej pomóc, tak jak ja pomogłem jemu. I nicy nie żałował tej decyzji, bo pani Choi okazała się wspaniałą mamą i babcią. Dlatego od dłuższego czasu mój ukochany posiadał dwie kochające matki i ojca, który starał się być lepszy, choć szło mu ciężko z początku. Ale udało mu się zmienić na lepsze. Nawet zatańczył z synem w dniu naszego ślubu, chociaż wtedy rany były jeszcze świeże. A potem załatwił mi pracę w swoim biurze.
No i lekarz często wpadał na śniadania. Jak to Jihyun mówił do Jungkooka... "Moja żona gotuje dobrze, ale uwielbiam jedzonko z lodówki brata". Po dziś dzień został idiotą. Ale on już tak ma.
- Oj, Jiminnie... - westchnął cicho wtulony plecami w mój tors Kookie, który miał zamknięte oczka. Siedzieliśmy na plaży, ciesząc się swoją obecnością i obserwowaniem jak nadal energiczny psiak lata po piasku, nie przejmując się zimnym jesiennym wiatrem. - Nawet nie wiesz jak tego potrzebowałem...
- Jiwoo znów daje w kość? - mruknąłem, opierając głowę na tej jego. - Mam z nią ponownie porozmawiać?
- Nie. Nie chodzi o nią. - młodszy poprawił się w moich ramionach. - Odpoczywam dopiero gdy jesteś blisko mnie.
- Skarbie, dziś w pracy byłem tylko dwie godziny. - zaśmiałem się cicho, całując go w czubek głowy.
- To i tak długo! - zaśmiał się uroczo, otwierając oczy by na mnie spojrzeć. - Jestem od ciebie uzależniony i mam niedosyt, nawet gdy jesteś blisko.
- Pomyśl o odwyku, mój artysto, bo znów namalujesz mnie przypadkiem nagiego i Jiwoo pójdzie mieszkać do twojej mamy. - wymruczałem rozbawiony.
- Ej, nie wypominaj mi tego! Wystarczy, że mama mi to wypomina. - mruknął, zaczynając się bawić obrączką na dłoni. - Hyung?
- Hm? - korzystając z okazji, złapałem go za tą dłoń i splotłem razem nasze palce, by je ogrzać. - Coś cię trapi, mam rację?
- Jiwoo ma już dziesięć lat i uważa się za nastolatkę, która może już dbać sama o siebie. - westchnął. - Miri ma osiem lat, a to dużo jak na pieska...
- Do czego dążysz? - odetchnąłem głęboko, pocierając wolną dłonią jego lewy bok ciała.
- Wczoraj byłem z Jinem w sierocińcu... No wiesz, zanim poszliśmy na miasto, musiał zabrać jakieś papiery. Od kiedy tam pracuje to nie był pierwszy raz, gdy z nim poszedłem. Ale... dwa dni temu dostali pod opiekę dwumiesięczną dziewczynkę, rozumiesz? Malutką dziewczynkę, która straciła obu rodziców w taki sam sposób jak ja straciłem brata. - pociągnął nosem, przecierając dłonią swoje zaszklone oczka. - Ja...
- Chcesz ją adoptować? - zapytałem, znając odpowiedź na swoje pytanie. - Nie masz dość rodzicielstwa? - zaśmiałem się cicho.
- Nie. - pokręcił szybko głową. - Chaeji jest kochaną, malutką kruszynką. Ja już ją kocham! Ty też ją od razu pokochasz. Hyung... Ja czuję, że ona nas potrzebuje...
- Dobrze. - przerwałem mu z uśmiechem. - To co? Jeszcze dziś idziemy do sierocińca?
- Serio?! - na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech, który kochałem ponad wszystko. - Naprawdę kochanie?!
- Tak. - z pomiędzy ust znów wyrwał mi się śmiech. - Jiwoo też adoptowałem i bardzo ją kocham. Jestem pewny, że z Chaeji będzie tak samo. Tym bardziej, że jeden pokój w naszym domu stoi pusty i miło byłoby, gdyby ktoś w nim zamieszkał. - pocałowałem policzek ukochanego.
- Jimin! - chłopak pisnął radośnie, rzucając mi się na szyję i zaczął mnie obcałowywać po twarzy. - Kocham cię! Najbardziej na świecie! - chichotał szczęśliwy, jednak przerwał słysząc dźwięk dzwoniącego telefony, który odebrał, wiedząc, że to Jin. - Hyung! Zgodził się! - pisnął tym razem do słuchawki, a ja również od razu usłyszałem głośny pisk Jina, lecz nagle on ustał i hyung powiedział coś mojemu małżonkowi, na co ten podniósł się na równe nogi. - Jasne! Już idziemy!
- Co jest? - zapytałem, w czasie kiedy Jungkook zawołał do nas Miri'ego, a ja podniosłem się z piasku.
- Idziemy do Jina, bo pojedziemy z nim do sierocińca. No i Jiwoo uderzyła Hyuna w policzek.
- A to dlaczego? - westchnąłem ciężko, otrzepując się.
- Pocałował ją w nosek. - odparł bez przejęcia na co szeroko otworzyłem oczy, zapinając w mgnieniu oka smycz psiakowi i złapałem Jungkooka za dłoń biegnąc w kierunku naszego domu z zawrotną prędkością. Nikt nie będzie całował mojej córeczki bez jej zgody! Nawet jeżeli to była tylko głupia zabawa! - Jimin...
- Nic nie mów jak chcesz mieć drugą córkę! - krzyknąłem w trakcie biegu. - Moje córeczki. Tylko moje, nie żadnych chłopaków.
- Oj hyung! - zaśmiał się głośno, biegnąc zaraz za mną. - Kocham cię, wiesz? - przyspieszył bym go przez pośpiech nie puścił.
- Wiem! - sam się zaśmiałem słysząc jego śmiech. - Ja ciebie też!
I to było najważniejsze. Miłość.
---------------------------------------------
Wiem że teraz mało osób czyta to opko... Dlatego chyba wypadało je w końcu zakończyć;-;Tym bardziej, że od kiedy piszę sama większość opek na obu kanałach, nie wiem czasami już za co się zabrać i chyba lepiej jak opko będzie szczęśliwie zakończone niż pisane raz na ruski rok bez zakończenia przez dobre kolejne dwa lata hah ^^
Mam nadzieję, że epilog wam się spodobał ^^ Może kiedyś pojawi się jakiś bonus, hah!
Dobre zakończenie pełne miłości uwuwuwu ^^
Kocham was~<3333
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro