Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 66 ~ To nas miało ostudzić



Dzięki temu, że Jiwoo już była przygotowana i najedzona, nie musiałem się martwić, że jeszcze trzeba się o coś zatroszczyć. Jedynie Jimin musiał się ogarnąć, ale wiedziałem, że da sobie radę samodzielnie. No chyba, że chodzi o pewne przypadki, gdzie specjalnie robił wszystko, żebym mu pomógł. Ale w inny sposób.

Po krótkim czasie oczekiwania, mój ukochany zszedł na dół. Specjalnie przetrzymałem Jihyuna dłużej, żeby mogli się chociaż ze sobą przywitać. Trochę głupio by było, gdyby się minęli ze sobą, więc dobrze, że zagadałem swojego szwagra. Jednak on też musiał się zbierać do swojej dziewczyny, dlatego nie mieliśmy zamiaru go przetrzymywać i po prostu po pożegnaniu z nami, wyszedł z naszego domu. A my nie chcąc tracić czasu, ogarnęliśmy się już do końca i ruszyliśmy w drogę.

Byliśmy o tyle w komfortowej sytuacji, że morze było od naszego domu jak rzut beretem, no może trochę dalej, ale jednak bliżej niż byśmy mieszkali na przykład w Daegu. W końcu mieszkaliśmy w morskim mieście, więc martwić się o takie letnie rozrywki nie musieliśmy się nawet przez krótką chwilę. Cieszyłem się, ponieważ chciałem, żeby Jiwoo miała jak najlepsze wspomnienia z dzieciństwa, a busańskie morze na pewno będzie dla niej jednym z nich. Dla mnie było, to dlaczego nie miało by być dla niej, prawda?

- Tęskniłem za tym miejscem - wyszeptałem pod nosem, kiedy już po rozpakowaniu koca, kilku zabawek oraz jedzenia, stałem przy samym brzegu. Kochałem wdychać powietrze podczas wizyt nad morzem, było to dla mnie jak zupełne oderwanie się od rzeczywistości, która momentami wydawała się strasznie ponura. Lecz w tym miejscu wszystko stawało się trzy razy lepsze. Mógłbym to porównać do chwil, kiedy byłem w ramionach Jimina. Wtedy czułem się najlepiej na świecie. - Nadal jest tutaj pięknie.

- Jak to nad morzem, kochanie. - usłyszałem śmiech Jiwoo za swoimi plecami, a Jimin zaraz jej zawtórował. - Ej! Mały koczkodanie! Co to za jedzenie ciasteczek bez mojej zgody! - starszy po chwili znalazł się koło mnie, trzymając małą na rękach, która z zadowoleniem pochłaniała słodycz. - Zgubiłeś coś. – mruknął do mnie rozbawiony i spojrzał ukradkiem na małą.

- Spuściłem cię tylko z oka, a ty już rozrabiasz - mruknąłem rozbawiony, po chwili całując jej policzek. - Bądź grzeczna, bo łaskotkowy potwór cię nawiedzi.

Mała pisnęła głośno, wyrzucając ciasteczko na piasek i zaczęła się szamotać w rękach Jimina, dlatego mój ukochany odstawił ją na piasek i patrzył rozbawiony, jak ta biegnie koślawo na kocyk, gdzie leżał jej ukochany miś.

- A mieliśmy tu się kochać... - westchnął po chwili mój mężczyzna obejmując mnie ramieniem. - Nasze plany na przyszłość poszły w odstawkę za sprawą ciasteczkowego potwora.

- Jeszcze, kochanie, nic nie jest przesądzone - stwierdziłem z małym uśmiechem. - Jak będziemy chcieli to wszystko zrobimy.

- Masz rację. - złożył delikatny pocałunek na moim policzku. - Może przydarzy się więcej takich okazji jak ta jutro.

- Pewnie przydarzy - odwróciłem się delikatnie, żeby spojrzeć co robi Jiwoo. Mimo wszystko musieliśmy jej pilnować, ale na szczęście bawiła się z Miri, który bardzo się cieszył przez fakt, że może się taplać w piasku. - Myślę, że odpowiednio zadbasz, żeby to się stało.

- Jak dostanę wolne... - przetarł twarz dłonią. - Mam już dość dorosłego życia.

- Spokojnie - złożyłem na jego policzku delikatny pocałunek. - Zawsze mogę tam przyjść i trochę zawalczyć o twoje wolne. Mam ząbki.

- Mój króliczek ma ząbki i ostre pazurki u łapek. - zaśmiał się cicho, całując mój nos, który zaraz zmarszczyłem. - Nawet swoim puszystym ogonkiem, dałbyś rade kogoś skrzywdzić.

- Chyba jedynie przyprawić cię o zawał serca - uniosłem rozbawiony brwi. - Nie sądziłem, że innym też mam pokazywać swój ogonek. Wiesz, zanim to zrobię, trzeba ściągnąć spodnie.

- Dobra, nic nie mówiłem, a ty nie waż się nawet tego robić. - mruknął, spoglądając na mnie z dezaprobatą.

- Nie zrobię tego, zazdrośniku - spomiędzy moich warg wyleciał śmiech. - Tylko przez ciebie chcę być oglądany w takiej odsłonie.

- No ja myślę, bo inaczej miałbyś karę na lodziki. - westchnął ciężko. - A ja wiem, że lodziki to ty kochasz.

- Tylko mi tego nie zabieraj, bo mój tyłek ci zabiorę - parsknąłem śmiechem, spoglądając kątem oka na Jiwoo. - Też będziesz tęsknił.

- Już tęsknię. - wymamrotał, przyciągając mnie do siebie i musnął bardzo delikatnie moje wargi. - Ale jutro to mi wynagrodzisz, prawda?

- Mhm - pokiwałem głową z małym uśmiechem. - Myślę, że nam obydwu to wynagrodzę.

- To cudownie, mój kochany. - pogładził delikatnie dłonią mój policzek, po czym znów mnie pocałował, lecz przerwała nam woda... Tak, lodowata woda z morza. - O kurw...- ugryzł się w język. - O kurczaczki...

- To nas miało ostudzić - zażartowałem, zaraz głośno się śmiejąc. Idealnie pasowało to do sytuacji. - Ale było warto.

- Ta. Natura mnie nie lubi! - krzyknął w stronę morza, które ponownie go...opluło. W tle dało się usłyszeć głośny śmiech Jiwoo, ale mojemu mężowi do śmiechu nie było.

- Chodźmy już usiąść - zaśmiałem się jeszcze pod nosem, kręcąc głową. - Bo zaraz cały mokry będziesz.

- Już jestem! - poprawił swoją mokrą grzywkę. - Też chcesz być?

- Wolę pozostać suchy, a być mokry w innej sytuacji - odparłem, podchodząc do koca. - Myślę, że ty też, kochanie.

- I tak jestem mokry, a własna córka jeszcze śmieje się z tego w najlepsze! - kopnął piasek i wrócił na koc, zgarniając rozchichotaną Woo w swoje ramiona. - Księżniczkom nie wolno śmiać się z króla.

- Ma ode mnie pozwolenie - wyznałem, kładąc się na boku koło Miri. - Od drugiego króla.

- Nie ma mowy. Powinna mieć do mnie w przyszłości szacunek, królowo moja. - przeniósł córkę na swoje kolana i się do niej przytulił.

- Będzie miała, spokojnie - przymknąłem oczy, ciesząc się tym delikatnym wiatrem, który owiewał moją twarz. - Zadbamy o to we dwoje.

- We troje. Miri pomoże. - Jimin zaczął mocno zgrzytać zębami, a mała wydostała się z jego uścisku, bo było słychać jej niezadowolone bełkotanie. Zapewne chciała ciasteczka.

- Racja - zaśmiałem się cicho, spoglądając na Jiwoo z małym uśmiechem. - Księżniczka chce ciasteczko? Jeśli tak to musi dać najpierw tatusiom buziaka.

Mała zachichotała uroczo, cmokając najpierw policzek Jimina, po czym przeczołgała się do mnie, robiąc to samo, lecz zazdrośnik zwany Miri również zaczął lizać moją twarz. - Czuję się zaniedbany.

- Musisz się przyzwyczaić do tego, że ja rozpieszczam Miri bardziej, dlatego dostaję więcej - odparłem rozbawiony, sięgając do koszyka, żeby wyciągnąć z niego jedno ciastko, które zaraz podałem dziewczynce. - Proszę. Ale jedz powoli.

- Masz wytłumaczenie na wszystko. - burknął mój małżonek, kładąc się na kocu.

- Nazywaj to jak chcesz - stwierdziłem i zaraz wskazałem dyskretnie palcem na mojego męża, żeby Miri to widział, kiwając głową również w jego kierunku. Zwierzak jakby czytał w moich myślach podbiegł do niego i też go polizał. Dobrze go wychowałem.

- Pewnie już zapomniałeś jak wyglądam, co psiaku? - westchnął najstarszy, głaszcząc Miri po główce.

- On dobrze wie jak jego pan wygląda - uśmiechnąłem się lekko. - Takiego przystojniaka to trudno zapomnieć.

- Wiesz o tym najlepiej, hm? - ukochany uśmiechnął się w moją stronę.

- Dokładnie - pokiwałem głową. - I wszystkie laski, które się w tobie zauroczyły podejrzewam, że też. Ale ja lepiej.

- Masz rację. Wiele dziewczyn się we mnie zauroczyło, ale nie sądzę, że mnie pamiętają. - oznajmił pewnie. - Poza tym interesuje mnie tylko to, że tobie na mnie zależy i mnie pamiętasz.

- I będzie tak do końca - posłałem mu delikatny uśmiech. - Kocham cię, przystojniaku.

- Ja ciebie też, słodziaku. - uniósł lekko dłoń, żeby pogładzić mój czerwony od mrozu policzek.

- Mam nadzieję, że nie będziesz chory przez to, że trochę zmoczyło cię - westchnąłem, poprawiając kurteczkę Jiwoo. - Nie chcę, żebyś potem się męczył.

- No nie powiem. Ciężko by mi było chodzić z zapaleniem płuc do pracy. - zaśmiał się pod nosem.

- Jeśli myślisz, że puściłbym cię do pracy w takim stanie to grubo się mylisz, kochany - mruknąłem. - Trudno. Jeśli twój pracodawca byłby takim dupkiem, to się z nim pożegnasz. Nie pozwolę na to. I nawet się nie próbuj ze mną sprzeciwiać w tej kwestii.

- Kookie, muszę pracować. - westchnął ciężko i wywrócił oczami. - Skończmy najlepiej ten temat, bo nie jestem chory i pewnie nie będę.

- Wcale nie musisz, ty się uparłeś - pokręciłem głową. - Ale w porządku. Skończmy ten temat.

- Chcesz coś zjeść? - zapytał, podnosząc się do siadu i sięgnął ręką do torby.

- Nie - odpowiedziałem, zaraz ziewając pod nosem. - Najadłem się śniadaniem. Ale ty zjedz coś sobie. I Jiwoo możesz dać biszkopcika.

- Je teraz ciasteczko. - przypomniał, wyciągając kanapkę, którą wyciągnął z foli.

- To podaj mi herbatkę, żeby się nie zachłysnęła - podniosłem się do siadu. - Zresztą żeby trochę się rozgrzała.

- Okay. - przytaknął mężczyzna i wyciągnął z torby różowy termosik z malinową herbatką w środku i buteleczkę z smoczkiem kauczukowym w takim samym kolorze, po czym przelał trochę herbaty do buteleczki i podał mi, żebym pomógł napić się małej.

- Chodź, księżniczko - wziąłem Jiwoo pod pachy i usadziłem na swoich kolanach, żeby zaraz wyciągnąć z jej buzi ciasteczko. Przybliżyłem buteleczkę do jej ust i jakbyśmy czytali jej w myślach, tego chyba potrzebowała. - Zaraz się troszkę rozgrzejesz.

- Tuli. - pisnęła, gdy przestała pić, ale nadal wygodnie sobie siedziała na moich kolanach.

- Możesz schować? - spytałem, wskazując na napój i przytuliłem do siebie mocno malutką. - Może jeszcze będzie ciepła jak się jej zachce znowu.

- Nie ma sprawy. - mój mąż przysunął się do nas i objął mnie ramieniem, po tym jak odłożył buteleczkę do torby. - Moim skarbom nie jest zimno?

- Nie - pokręciłem głową, wtulając się w jego klatkę piersiową. - A tobie? Wziąłem ci dodatkową bluzę.

- Nie potrzebna mi na razie... - wymruczał, wtulając swoją głowę w moją szyję. - Ogrzewasz moją duszę i dolne partie ciała. To cud przy takim zimnie.

- Słodzisz mi - zaśmiałem się cicho i zacząłem przeczesywać włoski Jiwoo, która chętnie się do mnie przytulała w dalszym ciągu. - Albo po prostu ty jesteś taki słodki.

- Nie jestem słodki. - spojrzał mi z niezadowoleniem w oczy. - Ile my już razy w życiu poruszyliśmy ten temat, a ty nadal nie rozumiesz, że ja jestem męski. To powinno tobie wystarczyć w zupełności, kochany.

- Jesteś męski, ale masz słodkie momenty - wydąłem dolną wargę. - Odpuść mi już. Nie bądź taki.

- Nie posiadam słodkiej strony. - cmoknął mój nos z lekkim uśmiechem. - Za to ty masz wiele różnych stron, mój osobisty Grey'u.

- Słucham? - parsknąłem śmiechem jak usłyszałem to porównanie. - Nie mam aż tylu stron. Daj spokój. A ty posiadasz.

- Skarbie, już kiedyś rozmawialiśmy o twoich twarzach i z przyjemnością potwierdziłeś moją opinię. - nie wiedziałem czy mówił prawdę, ale było to bardzo możliwe. Moja pamięć była bardzo ulotna. - I nie mam słodkiej strony. A jak zaraz nie przestaniesz mówić, że mam, to zaczniemy zabawę w Oppe, szybciej niż myślisz.

- Nie przy dziecku, zboczeńcu - mruknąłem, kręcąc głową. - Jiwoo, tata Jimin jest słodki, prawda? Zwłaszcza jak daje ci ciągle buziaki i się wygłupia z tobą.

Mała spojrzała na nas nie za bardzo rozumiejąc o co chodzi, lecz nagle uśmiechnęła się szeroko i dotknęła koniuszkiem palca nos Jimina. - Pu.

- Jakie znów "pu"? Co to znaczy "pu"? - zapytał szybko Jimin, wpatrując się w rozchichotaną córkę, która znów się we mnie wtuliła.

- Boop - odparłem z rozczulającym uśmiechem. - Tak się mówi jak kogoś nos dotykasz. Boop boop. Jednym słowem potwierdziła moje zdanie.

- Zrobiła to tylko dlatego, że jesteś jej tatusiem numer jeden. - bronił się starszy. - A ja tym drugim, którego się nie słucha.

- Nie mów takich bzdur - szturchnąłem go lekko. - Dla niej jesteśmy obydwaj numer jeden. I mnie czasami też się nie słucha.

- W końcu ma dwa lata. To zrozumiałe. - ukochany pocałował mnie w skroń. - Wybacz, już tak nie będę mówił.

- Dobry chłopiec - uśmiechnąłem się dumnie, przytulając do siebie mocniej malutką. - Znaczy mężczyzna. Wybacz.

- Chcesz mnie wkurzyć czy co? - westchnął, robiąc to samo ze mną co ja z małą. - Miri, chodź tu. - przywołał psa, który przybiegł zaraz i wtulił się w przedsionek moich nóg, żeby się ogrzać.

- Ja naprawdę powiedziałem to przez przypadek - przewróciłem oczami. - Niedługo się będziemy zbierać, co? Nie chcę, żeby ktokolwiek z nas się rozchorował.

- Tak. - potwierdził spokojnie mój mąż. - W domu się położymy pod kocem, wypijemy coś ciepłego i obejrzymy film. Co ty na to?

- Świetny pomysł - odwróciłem się, żeby pocałować go prosto w usta. - Weź Miri i Jiwoo już do samochodu, ja pochowam szybko wszystko i dołączę do was.

- Skoro tak sobie życzysz, kochanie, to dobrze. - musnął czule mój policzek, po czym wypuścił mnie z uścisku i zabrał na ręce małą, która zaczynała przysypiać, a następnie przywołał do siebie Miri.

- W bagażniku są dwa koce, przykryj siebie i Jiwoo, w porządku? - powiedziałem jeszcze zanim odeszli w kierunku samochodu. Wiedziałem, że raczej się nie zgodzi, dlatego dopóki nic jeszcze nie odpowiedział to wtrąciłem: - I nie ma "nie". Nie możecie być chorzy, więc cicho.

Jimin tylko pokręcił głową, kiedy usłyszał moje słowa, dlatego ja się uśmiechnąłem dumnie, zresztą po raz kolejny tego wieczoru. Wiedziałem, że zrobiłem się troszkę bardziej stanowczy, ale wszystko tylko dla ich dobra. Nigdy bym nie próbował ich tym skrzywdzić. Gdybym to robił, zdecydowanie zaraz bym przestał. 

---------

Jak wam mijają wakacje?

Przepraszam za nieobecność na kanale, ale znacie sytuacje...

Dziś do północy pojawi się jeszcze rozdział Różowej Patelni 

Do następnego, ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro