~ 56 ~ Wystarczysz mi ty i Miri
Po tym miłym akcencie, który trwał dosyć sporo czasu i zwiastował niestety zakończenie naszych odwiedzin w domu Jina i Namjoona, bo musiałem wracać przez studia, obydwoje padliśmy jak kamienie. Obydwoje byliśmy potwornie zmęczeni, ale to raczej nie było dziwne. To ile posiadaliśmy siły było nieprawdopodobne, lecz w końcu musiały nam się skończyć. Nie byliśmy jacyś niezniszczalni. A szkoda.
Szkoda też mi było, kiedy opuszczaliśmy Seul. W sensie, byłem naprawdę szczęśliwy, bo sylwester oraz święta pomimo jednego incydentu były wspaniałe. Zyskałem nowego przyjaciela, którego pokochałem całym sercem i zresztą ze wzajemnością, biorąc pod uwagę, to jak się łasił o pieszczoty do mnie i czekał aż go pogłaszczę. Był doprawdy przeuroczy!
- Jestem tak zmęczony - jęknąłem, siadając na kanapie, kiedy już się rozpakowaliśmy i przebraliśmy w wygodniejsze ciuchy. Chciałem oddać wszystko za chwilę odpoczynku w ramionach mojego męża. Ewentualnie z Miri na kolanach.
- Ja też padam na twarz. Wszędzie jest dobrze, ale w domu najlepiej. - wymruczał starszy, zajmując miejsce koło mnie i sięgnął po pilota, żeby włączyć telewizor. - Chociaż nie powiem. Miło spędziłem czas w Seulu.
- Ja też - położyłem swoją głowę na jego udach i posłałem mu z dołu lekki uśmiech. - Te święta i sylwester były świetne.
- Seks w innym miejscu niż twój dom też był fajny. - stwierdził rozbawiony, jedną z dłoni poprawiając moją grzywkę na czole. - Powinieneś zmienić ten wyblakły odcień szarości, kochanie.
- Powinienem - pokiwałem głową, wzdychając. - Chcę powrócić do swojego naturalnego koloru, bo czuję, że w innym razie, moje włosy wypadną całkowicie.
- To umów się do fryzjera. Pójdziesz kiedyś tam po wykładach. - schylił się trochę, żeby złożyć krótki pocałunek na moim nosie.
- I tak widać mi już trochę czarnego, więc nie będę musiał jakoś wiele farbować tych włosów - zmarszczyłem tą część mojej twarzy jak zawsze, kiedy dotykano jej. - Zobaczysz mnie pierwszy raz w naturalnej wersji. Jak się z tym czujesz?
- Normalnie. - wzruszył z uśmiechem swoimi ramionami. - We wszystkim ci pięknie, więc nie masz się o co martwić.
- Jesteś cudowny - pomimo że byłem przyzwyczajony do częstych komplementów, to i tak ten jeden wywołał u mnie pieczenie na policzkach. - Dziękuję.
- Nie ma za co, skarbie. - westchnął, poprawiając się na meblu. - Trzeba chyba zacząć planować wesele, nie sądzisz?
- Mhm - jeszcze raz pokiwałem głową, tym razem z szerokim uśmiechem. - Mimo wszystko nie mogę się doczekać.
- Nie dziwię się. Pewnie od dawna marzyłeś o tym, żeby wszyscy byli świadkami tego, jak obiecujemy sobie wieczną miłość. - oznajmił z uśmiechem. - A ja pochwalę się tym, jakiego idealnego chłopaka udało mi się zaciągnąć do ołtarza.
- Nie jestem idealny - zaprzeczyłem, obejmując jedną ręką jego talię. - Nie ma ludzi idealnych. No chyba, że mówimy o tobie.
Starszy wywrócił oczami, najwidoczniej starając się nie zaśmiać z tego co powiedziałem. Tylko co niby było w tym śmiesznego? - Ja idealny?
- Oczywiście, że tak - mruknąłem niezadowolony, że znowu przechodzimy tą fazę. - Dla mnie jesteś.
- Proszę cię. Nie gadaj głupot.- prychnął. - Musimy się zawsze kłócić o takie coś?
- Ja wiem swoje, ty wiesz swoje - wzruszyłem ramionami. - Ja tak uważam i nie zmienię swojego zdania.
- Bo jesteś młody i głupiutki. - złapał mnie za policzek.
- Nie jestem głupiutki - odparłem naburmuszony. - Jestem inteligentny.
- Nie wątpię w to, króliczku. - zwrócił swoje spojrzenie na telewizor, udając, że interesuje go nagle film.
Przymrużyłem na niego oczy i podniosłem się do siadu, zasłaniając mu widok. - Czy ty wątpisz w to, że jestem inteligentny?
- Słońce, oglądam. - wychylił głowę, żeby móc patrzeć na telewizor.
- Odpowiedz mi - burknąłem, nie pozwalając mu spoglądać na film. On nie był teraz ważny.
Chłopak spojrzał na mnie wymownie, zaraz wzdychając ciężko. - Jesteś inteligentny, naprawdę.
- Mhm - wymamrotałem w ogóle nieprzekonany co do jego słów i z powrotem się położyłem na jego udach, ale tym razem przytuliłem się głową do jego brzucha. Obawiałem się, że zaraz w takiej pozycji zasnę, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało.
- Może idź do łóżka, co? - zaproponował mój mąż. - Tam jest wygodniej i ciszej. Ja coś obejrzę i do ciebie przyjdę. Musisz się wyspać przed wykładami.
- Nie - odpowiedziałem, ziewając. - Potrzebuję twojego ciepła, a wiesz, że mi nic nie przeszkadza w śnie.
- Jungkook, nie bądź niepoważny. Tu się nie wyśpisz, a do tego będą cię bolały mięśnie.
- Jak chcesz, żebym poszedł to pójdę - mruknąłem, podnosząc się do siadu z ziewnięciem. Nie wiem, czemu tak odpowiedział. Zawsze mi pozwalał spać u siebie na kolanach, a teraz... - Miri chodź.
- Kookie, ale nie obrażaj się... - zaczął mówić czerwonowłosy.
- Nie obrażam się - westchnąłem, a następnie wstałem z kanapy. - Po prostu nie umiem zrozumieć, dlaczego nie pozwalasz mi tu spać. Ale masz najwyraźniej jakiś powód.
- Chcę, żebyś się wyspał. - spojrzał mi w oczy. - Wiem, że często po spaniu poza łóżkiem wszystko cię boli. Nie chcę tego. Tym bardziej, kiedy musisz słuchać wykładów.
- Ale ja się wyśpię - jęknąłem cicho, jak obrażone dziecko. Poczułem jeszcze do tego jak Miri zaczyna przechodzić pomiędzy moimi nogami. - Proszę - wydąłem dolną wargę, mając nadzieję, że się zgodzi.
- Więc ja pójdę do łóżka z tobą. - w pewnym sensie mi uległ. Dobra, może trochę wykorzystywałem jego miłość do mnie, ale no tak bardzo chciałem czuć ciepło ciała ukochanego. Jego obecność była dla mnie bardzo ważna.
- Chciałeś oglądać telewizor - zacisnąłem swoje wargi i jeszcze raz przemyślałem, czy aby na pewno powinienem coś takiego robić. - Zostań i oglądaj. Ja jakoś zasnę, ale potem przyjdź do mnie.
- Mogę obejrzeć coś na telefonie. - uniósł do góry kącik ust i podniósł się żwawo z mebla. - Poza tym tęsknię za tym, jak na mnie zasypiałeś i miałeś na sobie tylko przydługą koszulkę.
- Kocham cię - uśmiechnąłem się szerzej, składając pocałunek na jego ustach w ramach podziękowania. - Mogę tak robić co noc, jeśli chcesz.
- Czasem można okazjonalnie wrócić do tego co się robiło na początku związku. - wyłączył telewizor i złapał mnie za dłoń.
- W sumie nadal to wolę spać bez czegokolwiek na dole, ale jakoś tak teraz wyszło - wzruszyłem ramionami, ruszając do naszej sypialni z Miri na czele. - Kocham cię, mężusiu.
- Ja ciebie też, kotek. - przytulił mnie od tyłu, całując delikatnie w policzek, ale nie przerywał naszego chodu.
- Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejszy? - odparłem cicho, kiedy oboje położyliśmy się na łóżku. Ja jak obiecałem, byłem w jego koszulce, która była za długa na mnie,a... pod nią nie miałem zupełnie nic. No i położyłem się na starszym. Sam tego chciał. - Tak naj naj.
- Wiem, kochanie. - jego cichy śmiech rozniósł się po pokoju. Kochałem go tak bardzo! - Lubisz mi o tym przypominać.
- Kocham - uśmiechnąłem się do niego lekko, powstrzymując się od cichego pisku szczęścia. Były takie momenty, kiedy miałem ochotę się popłakać przez niego z radości, ale powstrzymywałem się. - Chcę, żebyś o tym wiedział. Żebyś był tego pewien.
- Ale przecież ja doskonale o tym pamiętam. - poczułem jego dłoń w kosmykach moich włosów. Uhm, miał takie cudownie palce. - Kocham cię, króliczku.
- A ja ciebie - sięgnąłem do jego ust, żeby zaraz je po raz tysięczny posmakować. Były najlepsze. - Chciałbym tutaj spędzić z tobą całe życie.
- Również bym tego chciał. - westchnął ciężko, posyłając mi delikatny uśmiech. - Ale niestety to niemożliwe. Tym bardziej, że chce się stąd jak najszybciej wynieść, żeby nie żyć na koszt twoich rodziców.
- Chciałbym zamieszkać w takim skromnym domku albo nawet mieszkaniu - wyznałem cicho. - Chociaż pewnie ci to mówiłem.
- Mówiłeś, mówiłeś. - wtulił moją głowę w swój obojczyk. - Tylko, że ja nawet na to nie mam pieniędzy.
- Spokojnie - cmoknąłem jego skórę. - Poradzimy sobie. W końcu spełnimy to małe marzenie. I będziemy w stu procentach samodzielną rodziną.
- Nie wiem czy wystarczy mieć nadzieję. - wymruczał cicho. - Nadal jestem bezrobotny.
- Wystarczy mieć wiarę i nadzieję - zaśmiałem się cicho, patrząc na jego minę. - Ja w ciebie wierzę.
- No dobra. Znajdę pracę. Odłożymy wystarczająco pieniędzy na własne lokum. Ale co z dzieckiem? - wysunął jedną z rąk pod swoją głowę. - Poczytałem trochę o adopcji i... W naszym przypadku nie jest ona możliwa.
- Jeśli się nie uda to trudno - uśmiechnąłem się lekko. - Nic nie poradzimy, że tak się stanie. Ja nie tracę nadziei, ale wiem, że czeka nas jeśli w ogóle się podejmiemy, trudna walka.
- Nikt nie da dziecka osobie z taką przeszłością, jak ja, skarbie. Nawet jak będziemy walczyć to nic nie zdziałamy. - spojrzał na sufit, żeby tylko nie patrzeć mi w oczy. - Przeze mnie nie zostaniesz tatą.
- To nie zostanę - złapałem go za szyję, żeby się na mnie spojrzał. - Wolę być szczęśliwy z tobą bez dziecka niż cierpieć bez ciebie i z dzieckiem. To by nie skrzywdziło nie tylko mnie, ale też tego malca.
- Eh, po co w ogóle wziąłem się za czytanie tego. - jęknął niezadowolony. - W Seulu jeszcze miałem nadzieję, ale to co dzisiaj wyczytałem zabiło ją we mnie.
- Spokojnie - pocałowałem jego policzek. - Nawet jak nie masz nadziei to jest szansa na jej odbudowanie. A jeśli nie to po prostu będziemy rodziną ze zwierzęcym dzieckiem.
- Miri ci wystarczy? - zapytał nieprzekonany.
- Wystarczysz mi ty i Miri - poprawiłem go z małym uśmiechem na twarzy. - Jesteś dla mnie priorytetem. A ten szczeniak to najsłodsze dziecko jakie widziałem.
- Jesteś wspaniały. - oznajmił mój mąż z cudownym uśmiechem, po czym zamknął mnie w swoich ramionach.
- Dzięki tobie jestem wspaniały - wtuliłem się w niego, czując jak Miri kładzie się za moimi plecami. Był doprawdy rozkoszny. - Tylko dzięki tobie.
- Kocham cię, skarbie mój najcenniejszy. - poczułem przeciągły pocałunek na czubku swojej głowy.
- Ja ciebie też kocham, hyung - zaśmiałem się cicho, czując jak w moim sercu dzieje się wielka rewolucja ze szczęścia i miłości. - Bardzo, bardzo.
- A teraz spać. - wymruczał mi wprost do ucha. - Jutro czeka nas ciężki dzień.
- Możesz mi jeszcze przykryć nogi? - spytałem cicho, pocierając je o siebie nawzajem. - Zimno mi trochę.
- Jasne, kochanie. - starszy sięgnął ręką po pościel, żeby spełnić moją prośbę. - Ale teraz już spać.
- Przez to, że mi dałeś sporo miłości, serce mi za mocno bije - wymamrotałem, wtulając się w niego. - Co ty ze mną robisz?
- Nie mam bladego pojęcia, króliczku. Jesteś chyba ode mnie uzależniony. - zaśmiał się cichu starszy.
- Przyprawisz mnie w końcu o zawał serca jak tak dalej pójdzie - zażartowałem. - Możesz mnie uznać za dziwadło, ale mam czasami ochotę płakać przy tobie ze szczęścia, że po prostu jesteś.
- Kookie, ja mam ciebie uznać za dziwadło, sam takowym będąc? - ponownie się zaśmiał.
- Ty nie masz ochoty płakać przeze mnie w takich czułych momentach - westchnąłem. - Ale lepiej być dziwadłem w parze niż osobno.
- Całkowita racja, skarbie. - cmoknął moje czoło. – Całkowita racja... - powtórzył z ciężkim odetchnięciem, pocierając swoim kciukiem moją skroń z niebywałą delikatnością, tak abym nieco się uspokoił pod wpływem jego dotyku, lecz to nie pomogło. Na te czułości moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej i mocniej, ale to chyba było normalnie przy kimś takim, jak mój mąż. Był dla mnie wszystkim i nie kłamałem z tym, że często przez szczęścia z posiadania jego miałem ochotę płakać. Jimin stał się moim ideałem faceta już bardzo dawno temu i starałem się go doceniać całym sobą. Kochałem go całym serce i wiedziałem, że starszy to odwzajemnia. Nie mogłem się dzięki temu doczekać przyszłości która mnie czekała... Nas czekała...
---------------------------
No i jak się podobało? ^.^
Mam nadzieję, że wybaczycie braki z rozdziałami... Wytrwajcie ten tydzień bez częstych rozdziałów, a potem jakoś to odpłacimy, bo czekają nas ferie ^^
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro