Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 56 ~ Wystarczysz mi ty i Miri

Po tym miłym akcencie, który trwał dosyć sporo czasu i zwiastował niestety zakończenie naszych odwiedzin w domu Jina i Namjoona, bo musiałem wracać przez studia, obydwoje padliśmy jak kamienie. Obydwoje byliśmy potwornie zmęczeni, ale to raczej nie było dziwne. To ile posiadaliśmy siły było nieprawdopodobne, lecz w końcu musiały nam się skończyć. Nie byliśmy jacyś niezniszczalni. A szkoda.

Szkoda też mi było, kiedy opuszczaliśmy Seul. W sensie, byłem naprawdę szczęśliwy, bo sylwester oraz święta pomimo jednego incydentu były wspaniałe. Zyskałem nowego przyjaciela, którego pokochałem całym sercem i zresztą ze wzajemnością, biorąc pod uwagę, to jak się łasił o pieszczoty do mnie i czekał aż go pogłaszczę. Był doprawdy przeuroczy!

- Jestem tak zmęczony - jęknąłem, siadając na kanapie, kiedy już się rozpakowaliśmy i przebraliśmy w wygodniejsze ciuchy. Chciałem oddać wszystko za chwilę odpoczynku w ramionach mojego męża. Ewentualnie z Miri na kolanach.

- Ja też padam na twarz. Wszędzie jest dobrze, ale w domu najlepiej. - wymruczał starszy, zajmując miejsce koło mnie i sięgnął po pilota, żeby włączyć telewizor. - Chociaż nie powiem. Miło spędziłem czas w Seulu.

- Ja też - położyłem swoją głowę na jego udach i posłałem mu z dołu lekki uśmiech. - Te święta i sylwester były świetne.

- Seks w innym miejscu niż twój dom też był fajny. - stwierdził rozbawiony, jedną z dłoni poprawiając moją grzywkę na czole. - Powinieneś zmienić ten wyblakły odcień szarości, kochanie.

- Powinienem - pokiwałem głową, wzdychając. - Chcę powrócić do swojego naturalnego koloru, bo czuję, że w innym razie, moje włosy wypadną całkowicie.

- To umów się do fryzjera. Pójdziesz kiedyś tam po wykładach. - schylił się trochę, żeby złożyć krótki pocałunek na moim nosie.

- I tak widać mi już trochę czarnego, więc nie będę musiał jakoś wiele farbować tych włosów - zmarszczyłem tą część mojej twarzy jak zawsze, kiedy dotykano jej. - Zobaczysz mnie pierwszy raz w naturalnej wersji. Jak się z tym czujesz?

- Normalnie. - wzruszył z uśmiechem swoimi ramionami. - We wszystkim ci pięknie, więc nie masz się o co martwić.

- Jesteś cudowny - pomimo że byłem przyzwyczajony do częstych komplementów, to i tak ten jeden wywołał u mnie pieczenie na policzkach. - Dziękuję.

- Nie ma za co, skarbie. - westchnął, poprawiając się na meblu. - Trzeba chyba zacząć planować wesele, nie sądzisz?

- Mhm - jeszcze raz pokiwałem głową, tym razem z szerokim uśmiechem. - Mimo wszystko nie mogę się doczekać.

- Nie dziwię się. Pewnie od dawna marzyłeś o tym, żeby wszyscy byli świadkami tego, jak obiecujemy sobie wieczną miłość. - oznajmił z uśmiechem. - A ja pochwalę się tym, jakiego idealnego chłopaka udało mi się zaciągnąć do ołtarza.

- Nie jestem idealny - zaprzeczyłem, obejmując jedną ręką jego talię. - Nie ma ludzi idealnych. No chyba, że mówimy o tobie.

Starszy wywrócił oczami, najwidoczniej starając się nie zaśmiać z tego co powiedziałem. Tylko co niby było w tym śmiesznego? - Ja idealny?

- Oczywiście, że tak - mruknąłem niezadowolony, że znowu przechodzimy tą fazę. - Dla mnie jesteś.

- Proszę cię. Nie gadaj głupot.- prychnął. - Musimy się zawsze kłócić o takie coś?

- Ja wiem swoje, ty wiesz swoje - wzruszyłem ramionami. - Ja tak uważam i nie zmienię swojego zdania.

- Bo jesteś młody i głupiutki. - złapał mnie za policzek.

- Nie jestem głupiutki - odparłem naburmuszony. - Jestem inteligentny.

- Nie wątpię w to, króliczku. - zwrócił swoje spojrzenie na telewizor, udając, że interesuje go nagle film.

Przymrużyłem na niego oczy i podniosłem się do siadu, zasłaniając mu widok. - Czy ty wątpisz w to, że jestem inteligentny?

- Słońce, oglądam. - wychylił głowę, żeby móc patrzeć na telewizor.

- Odpowiedz mi - burknąłem, nie pozwalając mu spoglądać na film. On nie był teraz ważny.

Chłopak spojrzał na mnie wymownie, zaraz wzdychając ciężko. - Jesteś inteligentny, naprawdę.

- Mhm - wymamrotałem w ogóle nieprzekonany co do jego słów i z powrotem się położyłem na jego udach, ale tym razem przytuliłem się głową do jego brzucha. Obawiałem się, że zaraz w takiej pozycji zasnę, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało.

- Może idź do łóżka, co? - zaproponował mój mąż. - Tam jest wygodniej i ciszej. Ja coś obejrzę i do ciebie przyjdę. Musisz się wyspać przed wykładami.

- Nie - odpowiedziałem, ziewając. - Potrzebuję twojego ciepła, a wiesz, że mi nic nie przeszkadza w śnie.

- Jungkook, nie bądź niepoważny. Tu się nie wyśpisz, a do tego będą cię bolały mięśnie.

- Jak chcesz, żebym poszedł to pójdę - mruknąłem, podnosząc się do siadu z ziewnięciem. Nie wiem, czemu tak odpowiedział. Zawsze mi pozwalał spać u siebie na kolanach, a teraz... - Miri chodź.

- Kookie, ale nie obrażaj się... - zaczął mówić czerwonowłosy.

- Nie obrażam się - westchnąłem, a następnie wstałem z kanapy. - Po prostu nie umiem zrozumieć, dlaczego nie pozwalasz mi tu spać. Ale masz najwyraźniej jakiś powód.

- Chcę, żebyś się wyspał. - spojrzał mi w oczy. - Wiem, że często po spaniu poza łóżkiem wszystko cię boli. Nie chcę tego. Tym bardziej, kiedy musisz słuchać wykładów.

- Ale ja się wyśpię - jęknąłem cicho, jak obrażone dziecko. Poczułem jeszcze do tego jak Miri zaczyna przechodzić pomiędzy moimi nogami. - Proszę - wydąłem dolną wargę, mając nadzieję, że się zgodzi.

- Więc ja pójdę do łóżka z tobą. - w pewnym sensie mi uległ. Dobra, może trochę wykorzystywałem jego miłość do mnie, ale no tak bardzo chciałem czuć ciepło ciała ukochanego. Jego obecność była dla mnie bardzo ważna.

- Chciałeś oglądać telewizor - zacisnąłem swoje wargi i jeszcze raz przemyślałem, czy aby na pewno powinienem coś takiego robić. - Zostań i oglądaj. Ja jakoś zasnę, ale potem przyjdź do mnie.

- Mogę obejrzeć coś na telefonie. - uniósł do góry kącik ust i podniósł się żwawo z mebla. - Poza tym tęsknię za tym, jak na mnie zasypiałeś i miałeś na sobie tylko przydługą koszulkę.

- Kocham cię - uśmiechnąłem się szerzej, składając pocałunek na jego ustach w ramach podziękowania. - Mogę tak robić co noc, jeśli chcesz.

- Czasem można okazjonalnie wrócić do tego co się robiło na początku związku. - wyłączył telewizor i złapał mnie za dłoń.

- W sumie nadal to wolę spać bez czegokolwiek na dole, ale jakoś tak teraz wyszło - wzruszyłem ramionami, ruszając do naszej sypialni z Miri na czele. - Kocham cię, mężusiu.

- Ja ciebie też, kotek. - przytulił mnie od tyłu, całując delikatnie w policzek, ale nie przerywał naszego chodu.

- Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejszy? - odparłem cicho, kiedy oboje położyliśmy się na łóżku. Ja jak obiecałem, byłem w jego koszulce, która była za długa na mnie,a... pod nią nie miałem zupełnie nic. No i położyłem się na starszym. Sam tego chciał. - Tak naj naj.

- Wiem, kochanie. - jego cichy śmiech rozniósł się po pokoju. Kochałem go tak bardzo! - Lubisz mi o tym przypominać.

- Kocham - uśmiechnąłem się do niego lekko, powstrzymując się od cichego pisku szczęścia. Były takie momenty, kiedy miałem ochotę się popłakać przez niego z radości, ale powstrzymywałem się. - Chcę, żebyś o tym wiedział. Żebyś był tego pewien.

- Ale przecież ja doskonale o tym pamiętam. - poczułem jego dłoń w kosmykach moich włosów. Uhm, miał takie cudownie palce. - Kocham cię, króliczku.

- A ja ciebie - sięgnąłem do jego ust, żeby zaraz je po raz tysięczny posmakować. Były najlepsze. - Chciałbym tutaj spędzić z tobą całe życie.

- Również bym tego chciał. - westchnął ciężko, posyłając mi delikatny uśmiech. - Ale niestety to niemożliwe. Tym bardziej, że chce się stąd jak najszybciej wynieść, żeby nie żyć na koszt twoich rodziców.

- Chciałbym zamieszkać w takim skromnym domku albo nawet mieszkaniu - wyznałem cicho. - Chociaż pewnie ci to mówiłem.

- Mówiłeś, mówiłeś. - wtulił moją głowę w swój obojczyk. - Tylko, że ja nawet na to nie mam pieniędzy.

- Spokojnie - cmoknąłem jego skórę. - Poradzimy sobie. W końcu spełnimy to małe marzenie. I będziemy w stu procentach samodzielną rodziną.

- Nie wiem czy wystarczy mieć nadzieję. - wymruczał cicho. - Nadal jestem bezrobotny.

- Wystarczy mieć wiarę i nadzieję - zaśmiałem się cicho, patrząc na jego minę. - Ja w ciebie wierzę.

- No dobra. Znajdę pracę. Odłożymy wystarczająco pieniędzy na własne lokum. Ale co z dzieckiem? - wysunął jedną z rąk pod swoją głowę. - Poczytałem trochę o adopcji i... W naszym przypadku nie jest ona możliwa.

- Jeśli się nie uda to trudno - uśmiechnąłem się lekko. - Nic nie poradzimy, że tak się stanie. Ja nie tracę nadziei, ale wiem, że czeka nas jeśli w ogóle się podejmiemy, trudna walka.

- Nikt nie da dziecka osobie z taką przeszłością, jak ja, skarbie. Nawet jak będziemy walczyć to nic nie zdziałamy. - spojrzał na sufit, żeby tylko nie patrzeć mi w oczy. - Przeze mnie nie zostaniesz tatą.

- To nie zostanę - złapałem go za szyję, żeby się na mnie spojrzał. - Wolę być szczęśliwy z tobą bez dziecka niż cierpieć bez ciebie i z dzieckiem. To by nie skrzywdziło nie tylko mnie, ale też tego malca.

- Eh, po co w ogóle wziąłem się za czytanie tego. - jęknął niezadowolony. - W Seulu jeszcze miałem nadzieję, ale to co dzisiaj wyczytałem zabiło ją we mnie.

- Spokojnie - pocałowałem jego policzek. - Nawet jak nie masz nadziei to jest szansa na jej odbudowanie. A jeśli nie to po prostu będziemy rodziną ze zwierzęcym dzieckiem.

- Miri ci wystarczy? - zapytał nieprzekonany.

- Wystarczysz mi ty i Miri - poprawiłem go z małym uśmiechem na twarzy. - Jesteś dla mnie priorytetem. A ten szczeniak to najsłodsze dziecko jakie widziałem.

- Jesteś wspaniały. - oznajmił mój mąż z cudownym uśmiechem, po czym zamknął mnie w swoich ramionach.

- Dzięki tobie jestem wspaniały - wtuliłem się w niego, czując jak Miri kładzie się za moimi plecami. Był doprawdy rozkoszny. - Tylko dzięki tobie.

- Kocham cię, skarbie mój najcenniejszy. - poczułem przeciągły pocałunek na czubku swojej głowy.

- Ja ciebie też kocham, hyung - zaśmiałem się cicho, czując jak w moim sercu dzieje się wielka rewolucja ze szczęścia i miłości. - Bardzo, bardzo.

- A teraz spać. - wymruczał mi wprost do ucha. - Jutro czeka nas ciężki dzień.

- Możesz mi jeszcze przykryć nogi? - spytałem cicho, pocierając je o siebie nawzajem. - Zimno mi trochę.

- Jasne, kochanie. - starszy sięgnął ręką po pościel, żeby spełnić moją prośbę. - Ale teraz już spać.

- Przez to, że mi dałeś sporo miłości, serce mi za mocno bije - wymamrotałem, wtulając się w niego. - Co ty ze mną robisz?

- Nie mam bladego pojęcia, króliczku. Jesteś chyba ode mnie uzależniony. - zaśmiał się cichu starszy.

- Przyprawisz mnie w końcu o zawał serca jak tak dalej pójdzie - zażartowałem. - Możesz mnie uznać za dziwadło, ale mam czasami ochotę płakać przy tobie ze szczęścia, że po prostu jesteś.

- Kookie, ja mam ciebie uznać za dziwadło, sam takowym będąc? - ponownie się zaśmiał.

- Ty nie masz ochoty płakać przeze mnie w takich czułych momentach - westchnąłem. - Ale lepiej być dziwadłem w parze niż osobno.

- Całkowita racja, skarbie. - cmoknął moje czoło. – Całkowita racja... - powtórzył z ciężkim odetchnięciem, pocierając swoim kciukiem moją skroń z niebywałą delikatnością, tak abym nieco się uspokoił pod wpływem jego dotyku, lecz to nie pomogło. Na te czułości moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej i mocniej, ale to chyba było normalnie przy kimś takim, jak mój mąż. Był dla mnie wszystkim i nie kłamałem z tym, że często przez szczęścia z posiadania jego miałem ochotę płakać. Jimin stał się moim ideałem faceta już bardzo dawno temu i starałem się go doceniać całym sobą. Kochałem go całym serce i wiedziałem, że starszy to odwzajemnia. Nie mogłem się dzięki temu doczekać przyszłości która mnie czekała... Nas czekała...

---------------------------

No i jak się podobało? ^.^

Mam nadzieję, że wybaczycie braki z rozdziałami... Wytrwajcie ten tydzień bez częstych rozdziałów, a potem jakoś to odpłacimy, bo czekają nas ferie ^^

Do następnego, ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro