Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 51 ~ Teraz tylko pierścionek na paluszek...

Rano zanim wstał Jungkook, podniosłem się z łóżka, żeby sprawdzić czy piesek śpi i po tym jak się z nim przywitałem, nakarmiłem go karmą, którą jeszcze kupiłem w Busan i dałem mu miseczkę z wodą do pudełka, zaraz potem wracając do łóżka, bo usłyszałem wiercenie się na nim.

- Przytul mnie - wymamrotał sennie, samemu się do mnie przysuwając.

- Skarbie, chyba pora wstawać. - pogładziłem czule jego włosy.

- Nie - mruknął, ukrywając swoją twarz w mojej klatce piersiowej. - Nie chcę.

- Skarbie, wiesz jaki dziś mamy dzień? - zapytałem cichym i ciepłym tonem, całując czule jego czoło.

- Mhm... - pokiwał głową, otwierając w końcu oczy. Był jeszcze naprawdę zaspany. - Wesołych świąt.

- Wesołych świąt. - przejechałem nosem po jego odsłoniętej szyi, zaciągając się zapachem jego skóry.

- Nie mogę się doczekać aż dostaniesz swój prezent ode mnie - wyznał cicho, opierając swoją głowę o dłoń. - Nie wiem jak zareagujesz, ale chyba będziesz szczęśliwy.

- Na pewno się ucieszę. Nie masz co się martwić. - oznajmiłem, spoglądając chłopakowi w oczy. - Ja bardziej ryzykuje prezentem, który ci kupiłem.

- Też nie masz żadnego problemu, bo ucieszę się, nieważne co by to było - przetarł swoje powieki i ziewnął głośno. - Długo trochę spałem, nawet nie pamiętam kiedy zasnąłem.

- Zasnąłeś ponoć o dwudziestej drugiej, a z tego co się orientuję jest dziesiąta. - odpowiedziałem z ziewnięciem niewyspania.

- A ty nic nie spałeś - mruknął. - Masz worki pod oczami. Dlaczego?

- Spałem. Po prostu siedziałem do późna z Namjoonem i Jinem. Nie mogłem spać przez ekscytacje dzisiejszym dniem.

- Okej - westchnął, ale wiedziałem, że mi niezbyt uwierzył. Zamotałem się i raz powiedziałem, że spałem, a raz nie. Brawo Jimin. - Ale dzisiaj masz przespać całą noc. Nie chcę już widzieć twojego zmęczenia.

- Ale ja spałem tylko troszkę mniej niż ty. - wytłumaczyłem mruknięciem.

- Znając ciebie, wcale tak nie było - stwierdził rozbawiony. - Ale więcej tak nie rób. Masz o siebie dbać.

- Jak ty zarywasz nocki na naukę to nic nie mówię. - prychnąłem nieco rozbawiony.

- Ja mówię, bo wiem, że cały czas się na mnie patrzysz, a w zamian mógłbyś spać - mruknął, składając na moim policzku delikatny pocałunek. - Ja nie mogę, bo muszę celująco zdać egzaminy.

- Już cichutko, marudo. - westchnąłem, również całując jego policzek. - Wstajemy.

- Nie jestem marudą - odparł, odkrywając swoje nogi spod kołdry. - Idziemy się myju.

- Mogę cię wylizać. - poruszałem zabawnie brwiami. - Ale to w domu.

- Zapamiętam tą kuszącą propozycję - zaśmiał się. - A na razie musisz się posilić jedynie widokiem.

- Czyli wspólny prysznic, hm? - podniosłem się z łóżka, upewniając się czy szczeniak nie wyszedł z pudełka... Na szczęście nadal tam był.

- Jasne - odpowiedział zadowolony. - Z tobą prysznic to jest więcej niż prysznic, bo wiem, że się załapię na przytulasy nago.

- A według mnie też chcesz macanko. - stwierdziłem, wyciągając ze swojej torby jakieś spodnie, ale nie mogłem znaleźć bluz i paru koszulek, które pakowałem w domu. W torbie był jedynie niebieski sweter z podobizną pingwina i napisem "Merry Christmas". - Jin ma coś z głową czy z głową?

- Daj spokój - powiedział rozbawiony. - Daj mu się nacieszyć, że przyjechaliśmy i spraw mu przyjemność zakładając to.

- Masz taki sam. - rzuciłem mu czerwony sweter z choinką. - Daj mu się nacieszyć. – powtórzyłem słowa chłopaka.

- Ale ja z chęcią to założę - wzruszył ramionami. - Nie mam problemu.

- Wiesz, że te swetry pewnie gryzą? - westchnąłem ciężko, ubierając się w odzież.

- Och - odparł tylko, patrząc na ubranie. - Najwyżej wysmaruję cię wieczorem. Ale co ty robisz? Idziemy się umyć.

- Sprawdzam jaki jest ten sweter. - odpowiedziałem, zabierając czystą bieliznę i spodnie. - Na szczęście nie swędzi... Przynajmniej jeszcze.

- Mam nadzieję, że Jin się nie obrazi jak zdejmę go, bo wiesz, że mam delikatną strasznie skórę i to u mnie będzie wyglądało okropnie.

- To załóż podkoszulek pod to. Ten co masz na sobie.

- Spocę się w tym - mruknął, przecierając swoją twarz. - Trudno. I tak czy siak ręce będę miał czerwone, więc bez różnicy.

- Ubieraj sweterek, Kookie. Nie czuje żeby drapał. - wyznałem, muskając jego usta.

- Najpierw prysznic - przypomniał. - Masz krótką pamięć. A zazwyczaj się rwiesz aż, żeby mnie podotykać.

- Dobra, dobra. Masz rację. - wziąłem Jungkooka z łóżka, który zaraz pisnął, gdy przerzuciłem go sobie przez ramię. - Chciałeś prysznic, nie? - zaśmiałem się, klepiąc go w tyłeczek i po wyjściu z pokoju pomachałem naszym przyjaciołom, którzy z rozbawieniem mi odmachali, siedząc sobie wygodnie na kanapie.

Jak tylko znaleźliśmy się w dwójkę pod prysznicem, oczywiście nie obyło się bez macania swoich ciał, które zrobiły się ciepłe od wody, która na nie kapała. Uwielbiałem podziwiać w takich momentach jego ciałko. Chociaż, nie... Zawsze miałem ochotę na nie patrzeć. Mimo tych blizn na udach, kochałem je całe. Było idealne pod każdym względem. I pomyśleć, że należało ono tylko do mnie i rzecz jasna do samego Jungkooka...

Po tym jakże przyjemnym wydarzeniu, ja i mój mąż wysuszeni i ubrani w świeże ciuchy wyszliśmy ze splecionymi dłońmi z pomieszczenia, zaraz po tym rozdzielając się, ponieważ Jin hyung potrzebował pomocy Jungkooka w kuchni, a Namjoon za to poprosił mnie o pomoc w sprzątaniu.

- Zmierzasz mu się oświadczyć!? - krzyknąłem ściszonym tonem, kiedy starszy oznajmił mi swoje plany w salonie, gdy trochę ogarnialiśmy mieszkanie, żeby wyręczyć naszych ukochanych, którzy widzieli kurz nawet jak było go bardzo mało. Nie ma to jak związek z pedantami. Może nie jakimiś tam wielkimi, ale jednak. - Mój prezent przy twoim to nic... dzięki...

- Daj spokój, Jimin-ah - przewrócił oczami, wzdychając. - Jungkook się na pewno ucieszy ze swojego. A ja się zbierałem dość długo i korzystam z tego, że nie jestem sam na sam z nim. Odważyłem się wreszcie to zrobić.

- Pytałeś teściów o jego rękę? - zagadnąłem chłopaka. - Czy jego rodziców jeszcze nie poznałeś?

- Nie poznałem jeszcze, bo nie mają zbytnio czasu, żeby pójść z nami na kolację - mruknął. - Ale zależy mi na Jinie i nie mam zamiaru więcej czekać.

- Aż tak bardzo się zmienił? Niedawno chciałeś z nim zerwać. - przeciągnąłem się.

- Czasami się mu jeszcze zdarzy, ale widać, że się stara - powiedział. - Wiem, że to ten jedyny.

- W takim razie gratuluję. - poklepałem go po ramieniu. - Jin na pewno będzie szczęśliwy.

- Mam nadzieję - westchnął, uśmiechając się słabo. - A tak poza tematem, jestem ciekaw co Jungkook ci da. Nikomu nie powiedział. Nawet Jinowi.

- Bardziej zajmuje myśli tym prezentem dla niego. Pójdziesz sprawdzić czy mały żyje?

- Pójdę - pokiwał głową. - Nie wiem czemu, ale wydaję mi się, że jego prezent przebije nawet mój w twoich oczach - stwierdził, odchodząc w stronę naszego tymczasowego pokoju.

- Jungkook ma talent do tego. - westchnął pod nosem, zaczynając sprzątać dalej. Przecież niedługo ma być wigilia. Musiałem się streszczać.

Gdy Namjoon wrócił, oznajmiając mi, że z szczeniakiem jest wszystko okay i sobie śpi, w końcu pomógł mi znów to wszystko ogarniać. Nawet się nie spostrzegliśmy jak za oknem zrobiło się ciemni, a o godzinie czwartej postanowiliśmy wreszcie usiąść przy stole. Rozpoczęliśmy nasze pierwsze wspólne święta.

- Cieszę się, że chociaż jesteśmy razem w czwórkę - odezwał się Jungkook, zastanawiający się od którego dania zacząć. Prawdziwa wyżerka. - Mam nadzieję, że będzie wam smakować, bo Jin naprawdę dużo dał mi do zrobienia, żebym mógł się popisać - odchrząknął. - W najgorszym wypadku otruć, ale w to wątpię.

- Kochanie, taka śmierć to moje marzenie. - oznajmiłem cicho, spoglądając na męża. - Tak w ogóle wiecie, że im szybciej zjemy tym prędzej rozpakujemy prezenty.

- Nie mów, proszę, bo nie będę mógł się skupić nad jedzeniem i się zachłysnę - poprosił mnie rozbawiony. - Sam fakt, że ten prezent jest gdzieś tutaj sprawia, że nie mogę usiedzieć na miejscu.

- Ja też nie mogę się doczekać. - wtrącił się prawie skaczący z radości Jin. I on był moim hyungiem? - Joon dał mi wcześniej prezent, ale liczyłem na całą górę. – zaśmiał się wesoło.

- Masz moją miłość, kochanie, to ci nie starcza? - spytał Namjoon, zaraz się śmiejąc. – A może coś jeszcze mam?

- Nawet gdyby to żartowałem. Wystarczył mi pluszowy miś. - wyznał najstarszy, kładąc dłoń na udzie swojego chłopaka.

- Zasługujesz na o wiele więcej - wyszeptał, uśmiechając się do swojego miejmy nadzieję, przyszłego narzeczonego. - A teraz jedzmy, bo chyba wszyscy nie możemy się doczekać swoich prezentów. Smacznego i wesołych świąt.

- Wesołych świąt, kochani. - zanim zaczęliśmy jeść, zamówiliśmy modlitwę, a potem rozpoczęliśmy ciekawe rozmowy przy akompaniamencie kolęd, śmiechów i uderzenia pałeczek o talerze. To było coś magicznego. Poczułem się znów jak siedmiolatek, który spędzał święta ze swoją kochaną rodziną. Tęskniłem za tamtymi czasami, lecz teraz było mi lepiej, dużo lepiej niż wtedy. Ta rodzina była prawdziwa, a ta z przeszłość fałszywa. Nie musiałem więc długo główkować na tym, które święta były dla mnie najlepsze. Brakowało mi tutaj tylko reszty paczki i brata.

- Czas na prezenty! - w końcu po tym jak wszyscy zebraliśmy talerze do zmywarki, Jungkookie nie mógł powstrzymać swojego podekscytowania. Był przeuroczy. - Przepraszam, że tak się ekscytuję, ale to u mnie normalne.

- Kochanie, przecież my nic nie mówimy. - odparłem z cichym śmiechem spowodowanym rozczuleniem. - Chodź, mój króliku. - objąłem go ręką w tali i musnąłem wargami jego delikatny policzek.

Jungkookie tylko odwzajemnił ten gest i wszyscy ruszyliśmy do salonu, gdzie mieliśmy sobie podarować prezenty. Wiedziałem, że Namjoon pozostawi swój na koniec, bo w końcu to miało zmienić życie jego i Jina.

- Ładnie ci pasują włosy do niej - stwierdził mój mąż, kiedy postanowił, że to ja będę rozdawał prezenty i wsunął na moją głowę czapkę Świętego Mikołaja, a nie on, jak było w planie. Dla mnie to nawet było lepiej ze względu na to, że musiałem wyjść do naszej tymczasowej sypialni po ten jego.

- A dziękuję, skarbie mój. - wywróciłem z rozbawieniem oczami i sięgnąłem po pierwszy prezent, który był przeznaczony... Oho, dla mnie. - Czy ja muszę mieć takiego pecha, że na pierwszy ogień wybieram prezent od męża? - moje ręce upadły wzdłuż ciała, po czym usiadłem na kanapie około Jungkooka z małym uśmiechem. - Płaskie, prostokątne i dość duże, a także lekkie. Powiesz mi co to zanim otworzę?

- Nie - powiedział, zagryzając swoją wargę by powstrzymać szeroki uśmiech. - Otwórz i sam zobacz.

- Okay. Zobaczmy co takiego wymyśliłeś. - rozdarłem ozdoby papier, żeby dostać się do pudełka, które było dodatkowo starannie zaklejone taśmą. - Dzięki, Namjoon. - wymruczałem, kiedy starszy podał mi nożyczki do spokojnego rozprawienia się z tym zaklejeniem. - No dobra. - westchnąłem, przecinając ostatnią tasiemkę. - Panie Jeon, mój kochany mężu, jak padnę na zawał to wiedz, że cię bardzo kocham.

- Mam nadzieję, że się jedynie bardzo ucieszysz - oparł swoją głowę o moje ramię. - Otwieraj.

Zgodnie z poleceniem młodszego w jednej chwili zdjąłem pokrywę pudełka, a w moje oczy rzucił się jakiś świstek i dowód osobisty. - Nie rozumiem po co mi dowód z twoim... - zacząłem mówić ze zdumieniem, lecz w pewnej chwili urwałem. - Dlaczego na tych rzeczach pisze "Park Jeongguk"? - zapytałem, wczytując się w świstek.

- Myślałem, że będziesz bardziej domyślny, mężu - podkreślił ostatnie słowo. - Zmieniłem swoje nazwisko na Park. Wiem, że to tak naprawdę żaden prezent, ale mam coś jeszcze do powiedzenia i to będzie raczej prezent dla Jina - parsknął zdenerwowanym śmiechem. - Chyba to jest czas, żeby zacząć urządzać wesele.

- Zmieniłeś nazwisko... - wyszeptałem ucieszony po głośnym piasku szczęśliwego Jina hyunga. - Kookie, to wspaniały prezent. Lepszego nigdy nie dostałem.

- Chciałem ci coś kupić jeszcze, ale stwierdziłem, że to na następną okazję - wyznał. - Cieszę się, że ci się podoba. Myślałem, że to kompletny niewypał będzie. A i mój dowód to zabiorę.

- No przecież wiem. - zaśmiałem się. - A to coś powiesimy w ramkę.

- Cokolwiek zechcesz - musnął moje usta z uśmiechem. - To kto teraz?

- Skoro byłem ja to teraz twoja kolej. - dołożyłem wszystko co miałem w dłoniach na mały stolik i podniosłem się z mebla. - Chyba, że twój prezent już nie żyje. - westchnąłem, ruszając w kierunku sypialni po pudełko z Samojedem i gdy tylko zauważyłem, że śpi, delikatnie go podniosłem, żeby zawiesić na jego tułowiu wstążkę. Niestety trochę go rozbudziłem, więc mogłem się domyślić, iż pewnie wystraszy się, jak zamknę pudełko, lecz no nie mogłem postąpić inaczej. W końcu to niespodzianka. - Uh. – odetchnąłem, kładąc pudełko na podłodze i spojrzałem na męża. - Otwieraj.

- Jakie to duże - jęknął, siadając koło kartonu na miękkim dywanie Namjinów. Był wyraźnie podekscytowany i miałem nadzieję, że to się zmieni w coś dobrego kiedy zobaczy tego malucha. Kiedyś rozmawialiśmy o psie i chyba nie wziął moich słów na poważnie. Teraz miał się przekonać, że serio będziemy mieć nowego członka rodziny.

Z niepewnością uchylił pudełko i spojrzał się w jego głąb. Przysięgam, że nigdy nie zobaczyłem tak śmiesznej miny Jungkooka. Miałem mu ochotę zrobić zdjęcie, ale to by było pewnie zbyt ryzykowne.

- To jest to co myślę? - spytał, a jakby na potwierdzenie jego słów piesek szczeknął wesoło z kartonika. - O boziu - zakrył swoją twarz dłońmi, a ja nie wiedziałem czy to zwiastuje dobrze, czy źle. - Dziękuję - wyszeptał, po czym rzucił mi się na ramiona. - Dziękuję - zaczął obsypywać moją twarz pocałunkami. - Bardzo - spojrzał się w moje oczy, przez co mogłem zauważyć, że jego są lekko szkliste.

- Nie ma za co, przecież. - zaśmiałem się cicho i pocałowałem lekko jego usta. - Nie ma imienia i to chłopiec. Najważniejsze już wiesz. Teraz weź go wytul. Wiem, że tego pragniesz.

- Jak ty dobrze mnie znasz - uśmiechnął się szeroko i szybko zajął miejsce przy psiaku, który nadal siedział w kartoniku. Był trochę zagubiony, ale to przez tą jego pewnie nieśmiałość. Był przeuroczy. Pasował do mojego męża. – Hej słodziaku - Jungkookie podał mu swoją dłoń, żeby maluch mógł ją obwąchać. Uśmiech mojego męża był wart wszelkich pieniędzy. - Jesteś przeuroczy - wyszeptał, biorąc go na ręce. - I jaki mięciutki. Jejku. Śliczny.

- Najbardziej nieśmiały pies z całego rodzeństwa. - oznajmiłem, przyglądając się z uśmiechem temu wydarzeniu. - A rasę wybierałem naprawdę długo, więc cieszę się, że ci się podoba.

- Cudowny - zaśmiał się pod nosem, kiedy maluch zaczął go lizać po twarzy. Najwyraźniej już go pokochał. - Nie mogę w to uwierzyć.

- A ja nie mogę uwierzyć w to, że nie słyszeliście jak skomlał dzisiaj - wyznał Namjoon. - Musiałem się z nim trochę pobawić, bo był znudzony.

- Dzięki za pomoc, Joon. - skierowałem to zdanie w kierunku starszego.

- Wiedziałeś, że Jimin kupił Jungkookowi pieska?! - pisnął Jin. - Boże, Joonie, dlaczego nic nie powiedziałeś? - uklęknął przy Jungkooku.

- Obiecałem mu, że nic nikomu nie powiem - odpowiedział. - Chciałem dotrzymać obietnicy.

- Ah, rozumiem. - zaśmiał się ciepło Jin. - Wspaniały z ciebie przyjaciel w takim razie. Ja nie dałbym rady utrzymać w tajemnicy takiego czegoś.

- Lecimy dalej z prezentami? - spytał się Namjoon, który najwyraźniej chciał mieć już to za sobą. Nie dziwiłem się mu. On to planował, a ja nie.

- Jungkook wczoraj podejrzał co im kupiliśmy, więc to już nie będzie niespodzianka. - oznajmił rozbawiony Jin, który głaskał psiaka. - Ja wtedy się odwdzięczyłem. Dziękujemy za bluzki dla par i książkę kucharską, Jimin. - znów się zaśmiał starszy.

- Przepraszam - uśmiechnął się przepraszająco w moim kierunku Kookie. - Ale wiedz, że twojego nawet nie szukałem!

- Psa nie było jeszcze w domu, kupiłem go wczoraj, więc nawet byś nie znalazł. - uśmiechnąłem się w kierunku męża. - Ale za to Namjoon ma jeszcze prezent dla Jina. To na pewno niespodzianka.

- Joonie, przecież dałeś mi już prezent. - westchnął cicho Jin, który wywrócił oczami. – Naprawdę przy stole tylko żartowałem.

- Ale ten prezent zmieni prawdopodobnie nasze życie - Namjoon po przełknięciu śliny, wstał z kanapy i uklęknął na jednym kolanie przed Jinem. - Jeśli oczywiście się zgodzisz.

- Co? - zdziwiony szatyn podniósł się na równe nogi słysząc słowa swojego chłopaka. - Joonie...

- Jin, jesteśmy już razem długi czas - zaczął Namjoon, a ja mogłem zauważyć, jak Jungkook próbuje się powstrzymać od pisku szczęścia. - Bywało między nami różnie. Raz lepiej, raz gorzej, ale wiem, że przy tobie mogę tylko być szczęśliwy. Kocham cię najmocniej na świecie i doceniam wszystko, co dla mnie robisz. Chcę ci zapewnić jak najlepsze życie. Ale najpierw musiałbyś się zgodzić - odchrząknął. - Zostaniesz moim mężem? Już tak na wieki wieków mój?

Z uśmiechem obserwowałem reakcję najstarszego z nas. Ten zaszklony wzrok niby oznajmił nam, że chłopak jest bliski płaczu, lecz pocieszające było to, iż było to spowodowane nadmiarem szczęścia. - Chyba nie zdziwi cię moja odpowiedź. - wydukał z szerokim uśmiechem, Jin, który zrobił się czerwony na twarzy, przez powstrzymanie łez, a jedna z jego dłoni pogładził czule policzek Namjoona. - Oczywiście, że tak. Zostanę twój na wieki wieków. Będę twoim mężem.

- Yay! - Jungkook wreszcie wyraził swoje szczęście. - Rodzice wreszcie biorą ślub!

Namjoon, kiedy usłyszał to zdanie, chyba dopiero wtedy zrozumiał, że Jin się zgodził, bo zaraz wstał i pocałował swojego narzeczonego. Cieszyłem się z ich szczęścia. Całym sercem.

- Teraz tylko pierścionek na paluszek i tabuny mężczyzn będą zaczepiać Jina. - wymruczałem rozbawiony.

- A no tak, pierścionek... - Joon zaczął przeszukiwać swoje kieszenie w celu znalezienia pierścionka, co zaraz zrobił. Był schowany w aksamitnym pudełeczku. - Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy, skarbie - powiedział, wkładając na jeden z palców Jina biżuterię.

- Jimin-ah przytul mnie, bo zaraz się popłaczę - usłyszałem lekko złamany głos mojego męża. - Za dużo jak na jeden dzień.

- Moje malutkie kochanie. - zaraz rozczulony spełniłem jego prośbę, uważając na szczeniaka, który usypiał w jego ramionach.

- To są jak na razie najlepsze święta pod słońcem - wyszeptał wprost do mojego ucha, nadal głaskając głowę pieska. - Kocham cię. Bardzo. Dziękuję za wszystko.

Uśmiech wykwitł na mojej twarzy, słysząc słowa ukochanego chłopaka. - Ja też cię kocham. Ponad wszystko i wszystkich. - wyszeptałem, skradając delikatny pocałunek z jego malinowych ust.

- Panie Park, jest pan najcudowniejszym facetem na tej ziemi - zaśmiał się cicho, kiedy oderwaliśmy się od siebie.

- Skoro Pan Jeo... Pan Park tak twierdzi to pewnie jest w tym ziarnko prawdy.

- Teraz w stu procentach jesteśmy Parkami - mruknął szczęśliwy. - I to jest całkowita prawda.

- I mamy synka, który tylko dopełnia nasza rodzinkę. - wymruczałem z cichym śmiechem, głaszcząc psiaka po główce.

- Jest przepiękny, no - jęknął cichutko. - I do tego nasz.

- Wiesz może jaka to rasa? - zaśmiałem się na jego chęć wykrzyczenia całemu światu, że ma teraz pieska.

- Nie, ale jest najpiękniejsza, najśliczniejsza i najbardziej urocza na całym świecie - powiedział cicho z rozczulonym uśmiechem. Ten psiak mi oczarował męża!

- Em, kochanie... Przypadkiem nie zaczynasz darzyć, kogoś innego niż ja, miłością? - odchrząknąłem, spoglądając w jego oczy. - Oj, tak się nie bawimy. Pies nie ukradnie mi męża.

- Nie ukradnie ci - zaśmiał się, zaraz całując moje usta. - Bo ciebie kocham tak najbardziej, najbardziej.

- No ja myślę. Zrobię z niego boczek, jak się okaże, że mi cię próbuje ukraść. - przytuliłem go mocniej.

- Nie zrobisz mu tego - powiedział, wtulając się we mnie z westchnięciem. - Trochę już jestem zmęczony. Mam nadzieję, że nie zasnę jeszcze.

- Ej, chłopaki. - odezwałem się nagle, przez co wszyscy na mnie spojrzeli. - Możemy obejrzeć wspólnie świąteczny film, który co roku oglądam z Jihyunem?

- Jasne - wszyscy wyrazili aprobatę co do mojego pomysłu. Było mi trochę dziwnie bez mojego brata, ale cóż. Tak najwyraźniej musiało być.

- Dziękuję wam. - zaśmiałem się cicho i podniosłem z podłogi.

- Śpij sobie słodziaku, ja tu nadal jestem - usłyszałem szept Jungkooka, który również wstał z dywanu i chciał usiąść na kanapie razem ze mną. - Jaką on ma milutką sierść - powiedział zachwycony, zajmując miejsce koło mnie. - I jest taki uroczy, jak się przebudza.

- No widzisz. Czasem potrafię wybrać coś dobrego. - objąłem chłopaka ramieniem, a ten wtedy skorzystał z okazji i się we mnie wtulił.

- Zawsze wybierasz - wymamrotał, całując mój policzek. Szczeniak skorzystał z tego, że ma duże pole do popisu i wyciągnął się tak, że jego łebek był na moim udzie.

- Myślę, że kolejnym prezentem, który dostanie Jin to jest jakieś zwierzątko, bo widzę jak zachwycony jest - zaśmiał się Namjoon, przytulając swojego narzeczonego, który faktycznie był wniebowzięty.

- Ten szczeniaczek jest takim małym bubu, że zaraz się popłacze. - oznajmił piszcząc cicho Jin. - Ale wiesz... Ja tam wolę dzidziusia...

- Porozmawiamy o tym - uśmiech Joona jedynie się poszerzył, więc wiedziałem, że jest na tak. - Jak chłopaki pojadą, tak na spokojnie. Albo wieczorem.

- Już nas wyganiają. - powiedziałem z mruknięciem, ale pozostali wiedzieli, że żartuję.

- Prędzej byś dostał swój drugi prezent - zażartował Jungkookie, poprawiając się w moich ramionach, ale uważał na psiaka, który znowu zasnął. Najwyraźniej nie tylko jego zmęczył ten dzień.

- Może lepiej zacznijmy oglądać film. - zaproponowałem z lekką chrypą podniecenia.

- Uspokój się - mój mąż się zaśmiał, spoglądając na mnie rozbawiony. - Jak będziesz grzeczny to dam ci przedsmak tego co planuje - wyszeptał wprost do mojego ucha, a potem się odsunął i spojrzał się na Namjiny. - To co. Włączajmy.

- Racja. Włączajmy to już. - klasnął w dłonie Jin, który wstał z mebla, żeby wziąć z komody swojego laptopa, zaraz go włączając. - Jak się nazywa ten film? - starszy posłał mi uśmiech, więc odpowiedziałem mu, a facet wpisał zaraz wszystko w wyszukiwarką, podłączając za pomocą pilota komputer z telewizorem. Najstarszy od razu zgasił światło, zostawiając zapaloną choinkę i wyciągnął z pufy dwa koce, z czego jeden podał mi, żebym mógł okryć siebie, mojego męża i... bezimiennego szczeniaczka. Co prawda wigilia bez mojego brata była jakaś dziwna, ale nie znaczy to, że gorsza. Było fajnie. Cieszyłem się bardzo z tego, że spędzam ten magiczny czas w końcu ze swoją drugą połówką, bliskimi przyjaciółmi, szczeniakiem i prawie zdrowy psychicznie. Nawet sobie kiedyś nie zdawałem sprawy, jak bardzo tego w głębi serca pragnąłem.

Tak jak Jungkook mi obiecał, po obejrzeniu filmu i spędzeniu miłego wieczoru z narzeczeństwem, w sypialni dał mi mały przedsmak tego co mnie niedługo będzie czekać, jeżeli mowa o moim drugim prezencie urodzinowym, czyli o bardzo niegrzecznym seksie, o którym gdy tylko pomyślał mój mąż, zaraz przybierał odcienie buraka na twarzy. Ten królik miał wiele twarzy. Wiedziałem, że ma w sobie wiele z Greya! Udowodnił mi to tym przedsmakiem...

--------------------------------------------

Rozczulam się po raz setny czytając to *^*

A jak tam wy? ><

Happy V Day ^^

Do następnego, ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro