Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 48 ~ Dwunasta to nie rano.

Niestety ten czas musiał minąć, bo powrót na studia był dla mnie naprawdę ważny. Czułem wewnętrzną potrzebę dokończenia tego dla mojego brata oraz dla mojego ukochanego. Chciałem, żeby byli ze mnie dumni i chociaż wiedziałem, że Junghyuna nie będzie na wręczeniu dyplomów to tam z góry patrzy na mnie i dopinguje, tak jak miał w zwyczaju. Nie odczuwałem już takiego bólu, ale nadal żal tkwił w sercu. Dlaczego to on?

- Chcę tam już wrócić - westchnąłem ciężko, rozpakowując swoją torbę. Rozleniwiłem się i to konkretnie, więc to było naprawdę trudne wrócić do swoich przyzwyczajeń. - W wakacje koniecznie tam pojedziemy jeszcze raz.

- Planuję w święta zabrać cię do stolicy. Jin i Namjoon zapraszają, więc skorzystamy. Przynajmniej zwiedzisz Seul. - oznajmił mój mąż, który się zajął w tym czasie naprawianiem półki, która jak się okazało spadła podczas naszej nieobecności ze ściany i nieco się rozbiła, przez co starszy musiał się tym zająć ze swoimi narzędziami, które podarował mu Yoongi na urodziny. - Zgadzasz się?

- Najchętniej to teraz bym cię wycałował w nagrodę - niemal pisnąłem, uśmiechając się szeroko. - Seul jest taki wspaniały zimą, zawsze tam chciałem pojechać... Oczywiście, że się zgadzam.

- Dla ciebie wszystko. - posłał mi uśmiech. - Więc za jakieś dwa tygodnie mamy kolejną wycieczkę. Do tego czasu nie myśl o świętach. Twój mąż zajmie się wszystkim, a ty zajmij się tylko nauką.

- Okej, okej - pokiwałem głową, od razu żwawiej rozpakowując swoje ubrania. - Nie będę myślał o świętach, tylko o nauce. Obiecuję.

- O prezencie ode mnie też nie myśl. - oznajmił mruknięciem Jimin. - Tae się wygadał, że zamierzasz przeszukać dom, by się dowiedzieć co to jest.

- No ale... Uh, okej - wymamrotałem, notując sobie, że nie warto już mówić o takich rzeczach Taehyungowi. Zdrajca.

- Taehyung to wyznał, kiedy zdradziłem mu co takiego dostaniesz... I tak tego w domu nie znajdziesz. - oznajmił, śmiejąc się pod nosem. - Po tym, jak kosmita zaczął się wiercić, zakładam, że prezent tobie też się spodoba.

- Przestań mi to mówić, bo będę teraz o tym myślał - mruknąłem, zatykając sobie uszy. To były tortury!

- Dobrze, już, dobrze. - śmiech chłopaka rozniósł się po pomieszczeniu, po czym wbił młotkiem ostatni gwóźdź w mebel. - Gotowe. - westchnął, wchodząc na krzesło, z którego przedostał się na biurko i zawiesił półkę ponownie na ścianie. - Co ty na to, żebyśmy teraz coś razem porobili? Jutro wracasz na studia, więc trzeba korzystać.

- A co chcesz robić? - spytałem, spoglądając na niego i zamknąłem szafę, bo na szczęście miałem już to za sobą.

- Zaraz będzie się ściemniać, więc... co powiesz na jakiś spacer wzdłuż plaży, na którą pojedziemy samochodem? Potem jak wrócimy, możemy razem się ogrzać pod ciepłym kocem, pijąc coś gorącego i oglądając jakiś film. - zaproponował ze wzruszeniem ramion szarowłosy, patrząc na półkę, żeby upewnić się czy nie spadnie, a następnie zeskoczył z biurka. - Nie wiem. Czasu nam nie wystarczy na wszystko co chciałbym zrobić.

- Dla mnie wspaniale - podszedłem do niego i przytuliłem się do chłopaka od tyłu. - A co chciałbyś jeszcze zrobić?

- Potańczyć i znaleźć sobie jakąś pracę, żeby mieć z czego kupić wszystkim prezenty na święta. - odetchnął głęboko. - Jestem taki żałosny...

- Kochanie... - zacząłem mówić marudnym głosem. - Nie jesteś żałosny. Starasz się. To jest najważniejsze. Znajdziesz tą pracę. Obiecuję ci. Ale na razie tak sobie poradzimy.

- Ta... - westchnął ciężko. - Mam cię jutro zawieźć na wykłady?

- Jak będziesz miał taki be humor to nie - cmoknąłem jego szyję. - Zrób to dla swojego Jungkookiego i się tym nie przejmuj - spojrzałem się na niego tym swoim magicznym wzrokiem. Miałem nadzieję, że zadziała.

Prychnął rozbawiony i musnął z uśmiechem moje usta. - Jak ja mogłem bez ciebie żyć?

- A jak ja bez ciebie? - odwzajemniłem ten gest i jeszcze raz go pocałowałem. - A tak serio to nie wiem jak mogłeś.

- No widzisz. Musiałeś na mnie trafić. Jesteś skazany na moją miłość. Wyrok dożywotni. - zaśmiał się starszy, gładząc z czułością moje plecy.

- Przyjmę tą karę z wielką przyjemnością - objąłem jego szyję rękoma rozbawiony. - Chociaż to nie kara.

- Ah, uroczy jesteś, nawet jak tak bosko kłamiesz. - pocałował mnie w nos. - Ubierz się ciepło. Zaraz idziemy na przygodę życia.

- Nie kłamię przecież - wydąłem dolną wargę. - Jak możesz mnie tak osądzać. I przygoda życia?

- Już, już, nie smutaj mi tu. - zamknął mnie szczelnie w uścisku swych ramion. - Spacer po ciemku z Park Jiminem to istna przygoda.

- Zaciągniesz mnie w krzaki i tam będziemy uprawiać seks? - spytałem, oczywiście sobie żartując. Ale wiedziałem, że Jimin weźmie to na poważnie.

- Okay. - odparł obojętnie. On tak na serio? - Może być taki plan, tylko weź ubierz się tak, żebyś mi nie zemdlał z przegrzania.

- Kochanie, nie tym razem - zaśmiałem się pod nosem. - Jest za zimno. Mój tyłek odmarznie to po pierwsze. Po drugie o tej godzinie jest jeszcze sporo ludzi. W lato możemy coś próbować jak będziesz chciał.

- Bo mnie ludzie obchodzą. - prychnął. - Chce seksu w krzakach i tyle. Jestem pewny, że ty też tego chcesz.

- Skarbie, ale mój tyłek będzie zamarznięty - jęknąłem cicho. - Tak serio, serio.

- Dobra, nie to nie. - wywrócił oczami. - Ubierz się. Czekam na dole. - posłał mi mały uśmiech, wychodząc zaraz z sypialni.

Czemu on czymś takim wywoływał u mnie wyrzuty sumienia? Niby nie miał mi tego za złe, ale z drugiej strony dręczyła mnie myśl, że jednak tak nie jest. A wstyd mi było się zapytać, jak jest tak naprawdę.

- Jestem - oznajmiłem mu, kiedy zszedłem na dół już ubrany w swój ulubiony golf i trochę cieplejsze dresy. Może nie pasowało, ale było już ciemno, więc nie zwracałem uwagi na to. Najważniejsza była moja wygoda. - Jimin-ah, nie masz mi tego za złe?

- Czego? - zapytał mnie mąż, marszcząc brwi i chowając do kieszeni telefon, który przed chwilą używał.

- No tego, że... Uh - zawstydziłem się, spuszczając swoją głowę w dół. - Że się nie zgodziłem...

- Spoko. Przecież tylko żartowałem. - wymruczał, śmiejąc się cicho. - Mój naiwny królik. - podszedł do mnie i cmoknął moje czoło.

- Zobaczymy czy się będziesz śmiał jak w lato to ja cię zaciągnę w krzaki - burknąłem, ruszając w stronę holu. - Idziesz?

- Ty? Mnie? Kochanie, proszę, obaj dobrze wiemy, że nie zrobisz tego. - westchnął, ubierając się w kurtkę.

- Przekonamy się? - uniosłem brew, nie wiedząc czy robię dobrze, ale chciałem mu pokazać, że się myli! Mogę być napalonym królikiem!

- Przebrać do seksu też się chciałeś... - przypomniał z rozbawieniem Jimin. - Więc mogę poczekać do wakacji, żeby zobaczyć czy faktycznie to zrobisz.

- To jest inna sprawa, okej? - przewróciłem oczami, rumieniąc się obficie na twarzy. - I zobaczysz zrobię.

- Czekam. - uniósł ręce w geście obronnym i założył na nogi buty. - Zobaczymy, kochanie.

- Się jeszcze zdziwisz - wymamrotałem, wciągając na siebie ubranie na dwór. - Ale... - spojrzałem się na niego ze słodkim uśmiechem. - Korzystając z tego, że jest ostatni wolny wieczór... Wykochasz mnie troszkę, co?

- No dobrze, ale będziesz mógł jutro normalnie chodzić? - zadał mi pytanie, patrząc na mnie. - Spacer wykończy ci nogi, a mój penis twój tyłek.

- Będę mógł - pokiwałem głową rozbawiony. - Spokojnie, mam na dwunastą wykłady, więc jak coś to odpocznie sobie.

- Miejmy taką nadzieję. Jak coś to go pomasuje. Sama przyjemność z mojej strony. - wyznał. Był taki kochany! Zawsze dbał o to, żebym czuł się jak najlepiej.

- Jak nie będę miał za wiele do nauki to odpłacę ci się jutro wieczorem masażem - musnąłem jego policzek.

- Nie musisz. - machnął ręką. - Jak cały czas będziemy się sobie odwdzięczać to nasze ciała nie wyrobią.

- Ale ja chcę i wiem, że ty też tego chcesz, kochanie - złapałem za jego dłoń i otworzyłem drzwi od domu. - Nadal mam w głowie te pomruki zadowolenia po ostatnim.

- Już, już, cichutko. Skoro chcesz to nie będę cię powstrzymywać. - jego ramię owinięte nagle mocno wokół mojej tali, wywołało mój szerszy uśmiech. - Mogę ci coś zdradzić?

- Jasne - przytaknąłem, przytulając się do niego szczelniej. - Mów.

- Kocham cię, najbardziej na całym świecie. - zaśmiał się delikatnie i pocałował czubek mojej głowy. - Tylko nie mów mojemu mężowi. Zacznie się ze mną kłócić.

- Nie dziwię się - musiałem nas na chwilę zatrzymać, żeby złożyć na jego ustach delikatny pocałunek. Rozczulił mnie. - Kocham cię tak mocno, że byłbym gotów wskoczyć za tobą w ogień.

- Ja ciebie kocham tak mocno, że dałbym się zjeść gorylom w jakiejś dżungli, żebyś tylko mógł uciec. - wplątał dłoń w moje włosy, gładząc skórę mojej głowy.

- Obawiam się, że z tym i tak bym nie uciekł - zaśmiałem się cicho. - Kocham cię najmocniej na świecie. Tak całym sercem.

- No a mówiłem, że nie masz mówić mojemu mężowi, bo zacznie się kłócić na temat, kto kocha kogo bardziej, jak wiadomo, że skoro jestem starszy to mam większe serce i bardziej go przez to kocham.

- To nie jest fair! - szturchnąłem go palcem w klatkę piersiową. - Nie ma czegoś takiego.

- Po prostu się z tym pogódź. - jeszcze mocniej mnie przytulił do swojego torsu, przez co mogłem usłyszeć jego dudniące serce, które biło tylko dla mnie. Cudowne uczucie.

- Nie - mruknąłem, wsłuchując się w ten wspaniały dźwięk. - Kochamy się tak samo. Czyli najmocniej.

- Może być. - odpuścił, składając delikatny pocałunek na moich włosach, które nadal pieścił swoimi palcami. - Kochamy się tak samo. Dziś.

- Zawsze - poprawiłem go, spoglądając na niego z uśmiechem. - Jesteś cudowny. Bardzo.

- Mam za miękkie serce w stosunku do ciebie. - westchnął ciężko, odwzajemniając delikatnie mój gest. - Chodźmy już. Z godziny na godzinę będzie robić się coraz zimniej.

- I tak mi będzie ciepło przez ciebie - stwierdziłem, odsuwając się od niego. - Wystarczająco mnie ogrzewasz.

- Słodki mój. - zaśmiał się mężczyzna, ruszając w kierunku samochodu. - Siadasz z przodu czy może wolisz moje kolana, hm? - zażartował, kluczykami otwierając pojazd.

- Oczywiście, że wybrałbym kolana, ale przeszkadzałbym ci - westchnąłem, podchodząc do drzwi od miejsca pasażera. - Nie mam wyboru zbytnio.

- Obiecuję, że przez resztę wieczoru będziesz bliżej mnie niż w samochodzie. - starszy usiadł za kierownicą i posłał mi zniewalający uśmiech.

- Skoro obiecujesz - odwzajemniłem jego gest i nie mogąc się powstrzymać, skradłem jeszcze jeden pocałunek z jego ust. - Mógłbym tak cały wieczór.

- Więc nie pozostaje nam nic innego, jak całować się do upadłego przez resztę doby. - wzruszył ramionami, śmiejąc się cicho przy włączaniu silnika.

- Śmiejesz się ze mnie? - spytałem zaskoczony. - Jak możesz.

- Nie. Śmieje się ze swoich nieczystych myśli. - posłał mi uśmiech, zabawnie poruszając brwiami.

- Oh - powiedziałem tylko. - A jakie masz?

- Znasz takie coś, jak seks z własnym mężem?

- Coś mi się obiło o uszy - zaśmiałem się pod nosem. - Bardzo przyjemne.

- Oczywiście, że przyjemne. Dbam o to, żeby tak było.

- I idealnie ci wychodzi - uśmiechnąłem się pod nosem, zaraz klepiąc jego udo. - Nawet bardziej.

- Domyśliłem się po tych ranach na plecach, które mi zostawiłeś. - poprawił swoje włosy. - W ogóle. Przygotuj się na to, że jutro jak wrócisz z wykładów, zastaniesz nowego Jimina.

- Huh? - spojrzałem się na niego niezrozumiałym wzrokiem. - Zmieniasz kolor włosów?

- Dokładnie. Szukanie pracy mnie wykańcza, więc spędzę z trzy godziny u fryzjera. Potem zacznę na nowo natarczywie szukać roboty. - wyjechał z podjazdu.

- Powinieneś odpocząć, więc dobrze, że tam pójdziesz - zacząłem gładzić kciukiem jego udo. - Ale masz o siebie dbać jak mnie nie ma.

- Kocham cię, więc będę o siebie dbał. Dla ciebie wszystko. - skupił się na drodze, ale wiedziałem, że jego uśmiech był przeznaczony dla mnie. - Domyślasz się, że po ciebie przyjadę po wykładach?

- Już się nie mogę doczekać aż cię zobaczę w nowej fryzurze - wyznałem. - Będziesz wyglądał zbyt dobrze. Zresztą jak zawsze.

- Obyś się nie zdziwił. Wiesz, że czasem mam durne pomysły..

- I tak dla mnie zawsze wyglądasz najlepiej - mruknąłem cicho. - Tylko uważaj, bo się na ciebie rzucę.

- Zobaczysz mnie na uczelni... Jak się na mnie rzucisz to będą plotkować, nie? - zaśmiał się, przyspieszając trochę bardziej.

- To niech sobie plotkują - wzruszyłem ramionami. - Mało mnie obchodzi zdanie innych. No chyba, że chodzi o chłopaków.

- Mówisz o naszych przyjaciołach czy kolegach z uczelni, którym się podobasz? - wymruczał cicho.

- O twoim bracie i naszej paczce - pokręciłem głową. - Nie martw się. Nie mam z nikim innym bliższego kontaktu. Ewentualnie przed zajęciami rozmawiamy, ale trwa to z pięć minut i to tyle.

- Po tym jak odwiedziłem cię na studiach pewnie stałeś się obiektem pożądania każdego. Ponoć zajęty chłopak, to chłopak mający niezłe branie. - zauważyłem jego dłonie zaciskające się na kierownicy. Był naprawdę chorobliwie o mnie zazdrosny.

- Kochanie... - zacząłem cicho. - Naprawdę cię przepraszam za tamtą sytuację i wiem, że nadal chowasz urazę, ale ja naprawdę nie mam kontaktu z nikim innym i nie zwracam na nich uwagi. Nie bądź zdenerwowany...

- Jest dobrze. Wybaczyłem ci. Nie mam żadnej urazy. Po prostu jesteś dla mnie za bardzo ważny, żebym mógł olewać zainteresowanie mężczyzn tobą. - przetarł swoją twarz, kiedy ustał na czerwonym świetle.

- A ty jesteś dla mnie najważniejszy na świecie i nie chcę nikogo innego. Nie zwracaj uwagi na nich. Możesz też się chwalić mną jak chcesz. Zawsze będę twój.

- Ostatnio dużo czytałem o tym, jak pary kochały się ponad wszystko, a potem jednak okazało się, że to nie była prawdziwa miłość. Ja wiem co do ciebie czuje, ale ty każdy swój pierwszy raz przeżyłeś ze mną... Boję się, że w końcu ktoś cię omota wokół palca, a ty mu się poddasz, chcąc spróbować czegoś nowego w życiu niż tylko rutyna z mężem. Nie doznasz przy mnie chyba już niczego nowego... - ponownie ruszył, kiedy światło zmieniło kolor.

- Przestań tak mówić - ścisnąłem jego udo. - Wolę rutynę i poczucie, że ty jesteś tym jedynym niż coś nowego. Zresztą i tak poznaję z tobą wiele nowych rzeczy. Kocham cię do cholerci i nigdy się to nie zmieni!

- Próbuję w to uwierzyć, więc chciałbym żebyś odpowiedział mi szczerze.. - westchnął, nie spuszczając wzroku z drogi. - Jak ci było całować się z innym? Ale tak szczerze, naprawdę, nie będę zły.

- Szczerze? - odwróciłem swój wzrok na deskę rozdzielczą. - Źle. Cholernie źle. Czułem cholerne zawiedzenie i złość na samego siebie.

- Tylko to? Nie czułeś chęci powtórzenia tego jeszcze raz? Tej adrenaliny, że w każdej chwili ktoś może was zobaczyć? - ustał na parkingu, gdzie już było widać nieco oddalone morze. - Nie chce, żebyś kiedykolwiek zmuszał się do miłość. Nie chcę litości, kochanie.

- Nie zmuszam się - wyszeptałem. - Gdybym się zmuszał to nie odebrałbym tego tak emocjonalnie. Nie chciałbym nie wracać do domu, żebyś nie musiał na mnie patrzeć. Nie ma mowy.

- Okay. - wyłączył silnik samochodu i spojrzał w moje oczy. - Zawsze możesz ze mną o wszystkim porozmawiać. Kocham cię ponad wszystko, Jungkook.

- Kocham cię - powiedziałem, nie mogąc się powstrzymać, żeby wskoczyć na jego kolana i go mocno pocałować. Tak, żeby przekazać mu wszystkie swoje uczucia.

Jimin zamruczał zaraz zadowolony, oddając pocałunek z tęsknotą i bezgraniczną miłością, którą starał się mi pokazać w tym zbliżeniu. - Ja ciebie też... - w końcu wymruczał w moje usta ze słyszalną przyjemnością.

- Nigdy cię nie opuszczę, już jesteś na mnie skazany do końca swoich dni - wyszeptałem, kładąc na jego policzku swoją dłoń. - Mój. Na zawsze.

- Jestem twój. Nigdy temu nie zaprzeczę. - spojrzał mi z małym uśmiechem w oczy. - Byłem tobie pisany...

- A ja jestem twój - musnąłem jego usta jeszcze raz... I jeszcze raz. - Na zawsze.

- Wierzę w to z całego serca. - oddawał każdy mój pocałunek.

- Idziemy? - spytałem w końcu. - Chcę się trochę przejść. Morze jest piękniejsze zimą.

- No ja nie mogę się ruszyć. - oznajmił rozbawiony.

- Shh - zaśmiałem się, otwierając drzwi od jego strony i znalazłem wygodniejszą pozycję, żeby stamtąd wyjść. Z korzyścią dla Jimina, bo miał pełny wgląd na moje tyły.

- Kusisz... Chyba nie chcesz, żeby doszło do stosunku w samochodzie? - wymruczał, wychodząc zaraz za mną z pojazdu.

- Jak będziemy wracać, możemy nad tym podyskutować - zaśmiałem się pod nosem. - A tamto nie było specjalnie.

- Naprawdę jesteś napalony. Króliczku, serio chcesz to zrobić w samochodzie? - zapytał rozbawiony mężczyzna, zamykając samochód.

- To nie jest głupi pomysł, jakieś urozmaicenie - wzruszyłem ramionami. - Znaczy... Seks z tobą nie jest nudny. Nigdy. Ale to jest taki wstęp do mojej wygranej w naszym zakładzie.

- To nie jest takie samo uczucie, jak kochanie się na świeżym powietrzu. - odchrząknął, obejmując mnie ręką w tali. Uhmh, uwielbiałem jego bliskość. - Ale dobrze. Seks w samochodzie może być fajny.

- Ale jednak, może nas ktoś przyłapać... - przytuliłem się do jego boku z uśmiechem. - To jest trochę ekscytujące.

- Ale w domu i tak sobie nie odpocznę, co? - pocałował mnie w czoło, przez co zaraz poczułem ciepło w tym miejscu twarzy. - Pewnie ostry seks w aucie, a w domu, tak zwane "wykochaj mnie, Jiminnie"

- Jak nie chcesz to przecież nie będziemy uprawiać seksu - przewróciłem oczami, wzdychając. - Nie będę cię do niczego zmuszać, skarbie. Wiesz przecież.

- Czy ja ci wyglądam na niezadowolonego? - ustał na chwilę, żeby spojrzeć w moje oczy. O kurczaczki, wzrok mojego męża stał się wygłodniały i pożądliwy. Jego wyobraźnia pewnie już zaczęła dawać niezły popis w jego głowie. - Jak będziesz chciał to mogę cię kochać aż do białego rana. Jedno słowo, a twój "oppa" sprawi, że poczujesz się jak w raju. Wiesz jak to jest, więc nie prowokuj mnie, bym przypadkiem nie wziął cię teraz na masce samochodu.

- A byłbyś zadowolony, gdybyśmy się bawili całą noc? - uśmiechnąłem się do niego słodko. - Jeśli nie to mogę sprawić, że pokochasz to.

- Możemy się bawić całą noc, ale przypominam, że rano masz wykłady i musisz jakoś móc chodzić.

- Dwunasta to nie rano. - poprawiłem go. - A zresztą wymasować go jeszcze zdążysz.

- No dobrze... W takim razie dziś snu nie ma. - zagryzł w seksowny sposób wargę.

- Już się nie mogę doczekać - mój uśmiech się poszerzył i złapałem go za dłoń. - A teraz idziemy na spacerek.

- Widzę, że mimo dzisiejszej podróży masz w sobie wiele energii. - oznajmił szarowłosy, ściskając mocniej moją dłoń i idąc w końcu w stronę plaży.

- To ze szczęścia - wyznałem z westchnięciem. - Czuję się bardzo szczęśliwy. Dzięki tobie.

- Nawet nie wiesz, jak miło mi to słyszeć. Uwielbiam cię uszczęśliwiać. - poczułem jak gładzi kciukiem skórę mojej dłoni

- Robisz to zawsze, kochanie - spojrzałem się na niego ze wzrokiem, który mówił tylko jedno: "kocham cię". - Zawsze.

- Staram się z całej siły. - kiedy weszliśmy na piasek, odetchnął głęboko świeżym powietrzem.

- Mogę ci coś powiedzieć? - spytałem, rozglądając się wokół. - Nadal myślę o tym prezencie. Przepraszam, ale taki jestem. Nie możesz mi dać jakieś no nie wiem, podpowiedzi? Wskazówki?

- Kookie, uwierz, że bardziej ucieszysz się z niespodzianki. - rzekł spokojnym tonem, przyglądając się wzburzonemu morzu.

- Ale to aż dwa tygodnie - wymamrotałem, machając naszymi dłońmi. - Dłuuugo.

- Jeśli naprawdę mnie kochasz to wytrzymasz. - wzruszył ramionami. A to szantażysta...

- Szantażujesz mnie - wydąłem dolną wargę i westchnąłem. - Ale dobrze, wytrzymam skoro tak.

- Ja nie pytam co mi kupiłeś. Nawet nie chcę prezentu. Wystarczy mi miłość, którą mnie codziennie obdarzasz.

- Uh... - spuściłem swój wzrok, czując się głupio. Wyglądało to jakby mi tylko zależało na prezencie, a tak nie było. Może chciałem nadrobić tą dziecięcą radość z prezentów, ale nie takim kosztem. - Przepraszam. Nie kupuj mi żadnego prezentu, bo pewnie i tak będzie lepszy niż mój, a ja będę czuł wyrzuty sumienia.

- Kochanie, pragnę byś otrzymał swój prezent na gwiazdkę jako niespodziankę. Cieszy mnie to, że tak reagujesz na święta. Przypominasz mi brata, który co roku tak skacze ze szczęścia na myśl o gwiazdce. Lecz ja wolę dawać niż otrzymywać. - pocałował z cichym śmiechem mój policzek. - Powiem ci tylko, że jest to coś białego, małego i na pewno się tobie spodoba.

- Kocham cię - wyszeptałem, opierając swoją głowę o jego ramię. - Bardzo, bardzo. I jeszcze bardziej.

- Ja ciebie też. - uścisk jego dłoni stał się mocniejszy, a kiedy poczułem, jak podnosi nasze splecione palce do góry i składa muśnięcie na mojej ręce, zrozumiałem kolejny raz jakiego mam farta, będąc z nim w związku i to małżeńskim...

Uśmiechnąłem się tylko pod nosem, spoglądając na mojego męża. Był cudownym aniołem, który został zesłany z nieba, tylko dlatego, żeby pokazać mi co to znaczy kochać i jak to jest być kochanym. Nie zasługiwałem na niego. Na to jak mnie traktował. Jakbym był co najmniej jakimś bóstwem, a byłem raczej jego przeciwieństwem.

Nie zasługiwałem również na to, jak sprawiał mi przyjemność, co dał mi do zrozumienia, kiedy faktycznie wziął mnie na tylnych siedzeniach. Cholercia, ta pieprzona świadomość, że zaraz ktoś może nas przyłapać, dawała nam obydwu jakieś nowe doświadczenia i uczucia. Stało się to bardzo intensywne, mocne i trudno nam było powstrzymać jakieś głośniejsze dźwięki. To był genialny pomysł, żeby coś takiego jednak spełnić, bo widok Jimina, który był pogrążony w samej rozkoszy, był wart wszystkich najcenniejszych skarbów. Zresztą pewnie to samo myślał mój ukochany o mnie, bo kiedy dokładnie pieścił mnie od środka to czułem, jak przyjemność wykracza poza moje ciało. Czułem się jak w niebie.

Przemilczmy fakt, że gdyby nie to, że chciałem już jechać do domu po jednej rundzie w samochodzie to prawdopodobnie dostalibyśmy mandat za uprawianie seksu w miejscu publicznym, bo jakąś chwilę po tym jak ogarnęliśmy się to w szybę zapukał funkcjonariusz i zapytał się, czy wszystko w porządku. Dziękowałem sobie w myślach za moją upartość.

------------------------------

Jak kochani? Wszystko gotowe na święta? ^^

Wgl, wybiło nam 100 obserwujących? Z tej okazji powinny się niedługo pojawić podziękowania (oczywiście przy każdym opku na tym kanale) 

No i... Wesołych świąt, ludziki! Życzymy góry prezentów i to takich, które wam się mega spodobają! Obyście ten czas spędzili w miłej atmosferze z najbliższymi ^^ 

Kochamy was~! 

Do następnego, ludziki ^*^


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro