~ 42 ~ Jestem okropny...
Perspektywa Jungkooka:
Nie wiedziałem, czy mogłem się czuć gorzej po tej kłótni. Dzięki niej zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę tylko chłopcy zwrócili uwagę na mój charakter, a reszta chciała mnie przelecieć. Mogłem się urodzić brzydki. Przynajmniej wtedy ktoś by docenił to jaki jestem w środku, a nie na zewnątrz.
Kiedy wyszedłem z domu, umówiłem się z Joohyunem, żeby sobie wyjaśnić kilka spraw, a najważniejsza z nich to to, że z nim nigdzie nie pójdę i ma do mnie tak nie wydzwaniać. Może stracę przyjaciela, ale przynajmniej będę mógł w tej kwestii spokój. Prawdopodobnie postąpiłem źle, spotykając się z nich, ale to wszystko mnie przerosło i musiałem po prostu zaznać trochę ulgi. Jedyne co wtedy w zamian czułem to smutek i samotność. Żałowałem każdego czynu, który sprawił, że teraz najbliższa mi osoba cierpi. Tym bardziej tego, że się w ogóle pojawiłem na tym świecie. Gdyby nie ja, może Junghyun by żył, a Jimin nie musiał się użerać z kimś takim jak ja. Ale teraz mogę jedynie gdybać. Jedyne za co jestem sobie wdzięczny to to, że uratowałem Jimina z rąk jego rodzinki. Za nic więcej.
Kiedy już prawie byłem na miejscu, zauważyłem, że Joohyun już tam na mnie czeka. Bałem się jak cholera tego spotkania, Ale musiałem to załatwić. Nie było innej opcji. Jeśli między mną, a Jiminem miało być już w porządku to nie mogłem sobie pozwolić na jego towarzystwo, chociaż naprawdę widziałem w nim swojego przyjaciela. Trudno. Dla mnie i tak najważniejszy był mój mąż, nawet jeśli miałbym stawiać go ponad siebie.
Miałem nadzieję, że Joohyun zrozumie to bez żadnych problemów i nawet na początku, zdawało się, że tak będzie, ale na koniec zrobił coś czego bym się po nim nie spodziewał. 1:0 dla Jimina. A ja siebie znienawidziłem jeszcze bardziej. Joohyun mnie pocałował. Skreślając tym wszystkie nadzieje, że może jednak się Jimin mylił i jestem dla niego tylko przyjacielem. Jednak nie.
Po tym co się stało, nie mogłem się pozbierać. Mój szloch można było słyszeć na całej ulicy, która o tamtej porze była całkowicie pusta, a łzy przysłaniały mi cały widok. Czułem ogromne wyrzuty sumienia, które ponownie zaczynały zjadać powoli moją zdrową psychikę. Nie wiem ile przeszedłem w takim stanie, ale w końcu nie wytrzymałem i upadłem na kolana, prawdopodobnie sobie je obcierając tak samo jak dłonie. - Junghyunnie... - wyszlochałem, mając nadzieję, że tak jak zawsze, przyjdzie do mnie, przytuli i powie, że wszystko będzie dobrze. - Proszę... Potrzebuję cię...
Lecz nie przyszedł. A ja zdałem sobie sprawę, że zostałem sam. Już na zawsze. Jimin mi już nie wybaczy. Nie wiedziałem co zrobić. Nie chciałem wracać do domu. Chciałem już zostać tam na zawsze, żeby nie musieć patrzyć w oczy mojego męża, które by wyrażały tylko ból, cierpienie i zawód. Miałem mu pomóc wyjść z depresji, a tak naprawdę robiłem wszystko na odwrót.
Nie wiem co mnie podkusiło, żeby wejść na naszą grupę i przeczytać wiadomości, które tam się nazbierały. To tylko sprawiło, że poczułem się jeszcze gorzej, a całe moje ciało się trzęsło pod wpływem szlochu. Wreszcie mogłem wypuścić z siebie te wszystkie emocje, chociaż mi to wcale nie pomagało.
Bunncook: pxeprasam
Bunncook: jrtem okropny
Bunncook: wbaczhysz mi jin hyung
Bunncook: ni zaslugujw na to
Bunncook: ale i tak preprszam
Tym bardziej nie wiem co we mnie wstąpiło, żeby napisać te wiadomości do Jina hyunga. Chyba potrzebowałem kogoś przeprosić. Nie miałem odwagi, żeby napisać na grupie, a nikt inny nie przychodził mi na myśl niż najstarszy z nas. Może niepotrzebnie go zmartwiłem, ale musiałem po prostu to zrobić. Wewnętrzna potrzeba.
W końcu nie wiedziałem, gdzie się podziać. Czułem się źle. Okropnie. W sumie nie wiem jak. Coś pomiędzy bardziej niż najgorszej niż najgorzej najgorzej. Z tego zagubienia i tak czy siak wylądowałem na naszej posesji, ale nie odważając się wejść do domu, zwłaszcza, że jeszcze widziałem zapalone światła. Po prostu siedziałem na schodach, patrząc się tępo w drzewo, które jeszcze niedawno pomagało mi poprawić sobie humor, ale wtedy czułem ogromny wstręt do siebie. Wiedziałem, że nieważne co bym zrobił i tak nie umiałbym się uśmiechnąć. Jedynie fałszywie. A spodnie nadal przesiąkały mi krwią, co znaczyło, że to nie było zwykłe zadrapanie. Dłonie też wyglądały źle. Ale w tamtej chwili niezbyt mnie to obchodziło. Chciałem cofnąć czas.
Kiedy obudziło mnie spanikowane, lecz dość delikatne szturchanie w ramię, byłem zdezorientowany. Nie pojmowałem przez dłuższą chwilę co się stało. Ale po chwili wszystko i tak do mnie wróciło. Kłótnia z Jiminem, pocałunek z Joohyunem, przywołanie brata, napisanie do Jina hyung.
- Kochanie, proszę otwórz oczka. - złamany ton głosu Jimina dobiegł do moich uszu. Do tego nie czułem już zimna a ciepło. To oznaczało, że starszy mnie przeniósł do domu, albo zgarnął w swoje ramiona. - Błagam, obudź się. Tak bardzo przepraszam. Powinienem iść w nocy cię szukać. Nie chciałem twojej krzywdy. Na wszystko co ważne, proszę, pokaż że nic ci nie jest.
- Nie przepraszaj mnie, proszę - wyszeptałem słabo, czując jak wszystko do mnie powoli wraca, a w moich oczach znowu formują się łzy. - To j-ja powinienem cię błagać na kolanach o wybaczenie - stwierdziłem złamanym głosem. - Jestem najgorszym mężem jaki świat widział. Niejednokrotnie cię skrzywdziłem, a to nie jest moje zadanie - z całej siły powstrzymywałem kolejny wybuch szlochu. Było mi jeszcze gorzej z tego powodu. - Teraz jedyne co mogę o sobie powiedzieć to to, że jednak się nie myliłem i jestem zwykłą dziwką, która powinna w ogóle się nie urodzić. Jimin-ssi, jeśli będziesz chciał mnie opuścić po tym co ci powiem to nie będę miał ci tego za złe - pociągnąłem nosem, czując jak moja warga coraz mocniej drga. - Boże, ja tak cię przepraszam - nie wytrzymałem. Emocje zbyt szybko przyszły do mnie i były zbyt mocne, żebym mógł je powstrzymywać.
- Króliczku mój. Nie mów tak o sobie. - wyszeptał, wtulając mnie w ziemię mocno. - Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. To ja przegiąłem. Dałem się ponieść zazdrości.
- Ale ty miałeś rację - wyszlochałem ledwo. - Nawet Joohyun nie widział we mnie przyjaciela. Ja cię tak bardzo przepraszam... Nie chciałem...
- Czego nie chciałeś? - pocałował mnie w głowę. - I przecież masz przyjaciół, kochanie. Bardzo się o ciebie martwili.
- Czuję ogromny wstręt do siebie - wyznałem zapłakany. - Źle mi ze sobą. Jestem taki głupi i naiwny. Przepraszam...
- Kook... Przespałeś się z nim, że tak mówisz? - wyszeptał, zaciskając swoje palce na moim ciele.
- Nie, nie, nie... - zaprzeczyłem, można by urzec, że panicznie. - Nigdy. Ja raczej zostałem zmuszony...
- Zgwałcił cię? - zdenerwował się jeszcze bardziej, ale dłoń wplątał w moje włosy.
- N-nie - pokręciłem głowa, owijając swoje ręce wokół zranionych kolan. - On mnie pocałował, przepraszam - nastąpił kolejny wybuch szlochu, którego już nie umiałem powstrzymać. - J-ja nie ch-chciałem. Uciekłem s-stamtąd od razu. P-przepraszam, jak t-teraz będziesz chciał m-mnie zostawić to... - nie umiałem dokończyć. Nie chciałem go kłamać, że będzie w porządku.
- Czasem przesadzam ze swoją zazdrością. Masz rację. Ale to tylko, dlatego że nie chcę cię stracić. - wyszeptał, obejmując mnie ramieniem. - Chciałeś mieć prawdziwego przyjaciela i rozumiem to. Nie widziałeś, że się w tobie zakochał czy coś. Dlatego wybaczam ci tą zdradę, bo człowiek uczy się na błędach i mam nadzieję, że też wyciągniesz z tego wszystkiego jakieś wnioski. Przez całą noc nie spałem, gdyż myślałem o tobie. Przygotowałem się na zdradę. Może nie na taką z pocałunku, ale zdrada to zdrada. - musnął ustami mój policzek. - I postanowiłem ci wybaczyć, bo to nie była kłótnia z twojej winy.
- P-przepraszam - po raz kolejny się powtórzyłem, bo wiedziałem, że i tak to jest za mało, ale nic więcej nie mogłem zrobić. - C-czemu nie m-możesz mnie znienawidzić? Zasłużyłem n-na to. Na s-same złe rzeczy. Czemu po prostu nie wyrzucisz mnie z d-domu?
- Po pierwsze, kocham cię i każdy popełnia jakieś błędy. Po drugie, jak mam cie wyrzucić z twojego domu? - pocałował mnie w skroń.
- T-ty powinieneś mieć kogoś lepszego - wyszlochałem. - Kogoś k-kto cię nie zdradzi, n-nie będzie powodował, że b-będziesz zazdrosny. Pomoże ci w-wyjść z depresji. A ja... J-jestem taki okropny i wstrętny, że w-wszystko robię na odwrót.
- Nikt nie jest idealny. - wtulił mnie mocniej w siebie. - Jungkook, nie znajdę nikogo lepszego, bo moje serce posiadasz ty. Poza tym to dla ciebie żyje i będę żył. Jesteś najważniejszym elementem mojego życia. Nie oddałbym cię za nic w świecie.
- Ale i t-tak masz do mnie żal - wyszeptałem, czując jak mi się trochę w głowie kręci. - Nie wybaczę sobie tego.
- Nie mam żalu. Naprawdę, nic się nie stało. - wziął mnie ostrożnie na ręce i wszedł do domu. - Miałbym żal, gdybyś chciał tego zbliżenia z nim, ale skoro nie chciałeś to o nic cie nie obwiniam. Mam żal tylko do niego, bo idiota chyba nie wie co to znaczy "posiadam męża", "kocham męża", czy "jestem szczęśliwy z mężem".
- Ale i tak cię przepraszam, chciałem mu powiedzieć tylko, że nie ma tak do mnie wydzwaniać i dać mi spokój, myślałem, że zrozumie...
- Ludzie mają różne charaktery, kochanie. - ruszył prosto do łazienki. - Nie mogłeś przewidzieć ci zrobi.
- Bardzo cię przepraszam... - czułem się okropnie z tym, że Jimin musiał coś takiego przeżywać. Miałem okropne wyrzuty sumienia.
- Wybaczyłem ci już, skarbie. Nie musisz przepraszać.
- Kocham cię, ale muszę cię przepraszać dopóki nie uznam, że to wystarczy. A chyba nigdy tak się nie stanie.
- Proszę, Kook. Nie przepraszaj, bo źle mi z tym. Przecież przyczyniłem się do tego, że wyszedłeś z domu.
- Oh... Dobrze, już nie będę, skoro tak - pocałowałem go w policzek. - Dziękuję, że mi mimo wszystko wybaczyłeś.
- Nie ma sprawy. Wiem, że postąpiłbyś tak samo.- musnął ustami moje czoło. - Ale nie czuj się za pewnie. Jak jeszcze raz mnie zdradzisz to nie wybaczę ci tak prędko. No i jak spotkam tego Joohyuna to mu przednie zęby wybije. - uśmiechnął się diabelsko.
- Następnym razem to nie będę szukał przyjaciela, nie umiem już nikomu zaufać - westchnąłem smutno. - Wystarczy mi Roa i chłopaki.
- Mój brat może być twoim najlepszym przyjacielem. - spostrzegł. - Bardzo cie lubi.
- On ci wszystko powie - stwierdziłem. - Zresztą on teraz spędza dużo czasu z Minkyung. Nie chcę się pomiędzy nich wpychać.
- Coś ty. Mój brat mi nic nie powie. Wiesz ile razy go prosiłem o to, żebym mi powiedział o tobie coś czego nie wiem? A pamiętasz jak trzymał w tajemnicy to, że mnie kochasz? - zaśmiał się cicho. - Poza tym, kiedy ja i ty zaczęliśmy ze sobą chodzić to mój brat też się czuł samotny. W końcu ta faza wielkiego zakochania minie i znów powróci Jihyun żarłok, który wyjada nam zawsze wszystkie zapasy z lodówki.
- Okej - posłałem mu mały uśmiech. - Pewnie wyglądam źle, co? - spytałem, kiedy weszliśmy do środka łazienki. - Dłonie i kolana mnie bolą.
- Zauważyłem, że są zdarte, dlatego ci je opatrzę i zrobię w między czasie ciepłą kąpiel, żebyś mógł się odprężyć. - posadził mnie na zamkniętej klapie od toalety. - A powiedz... Masz jakieś sekrety, że nie chcesz, żeby Jihyun mi się wygadał czy coś?
- Nie mam - pokręciłem głową. - Tylko po prostu jak na przykład ci coś kupię na urodziny to pewnie mu powiem. Wiesz, takie drobnostki.
- Urodziny miałem niedawno. - przypomniał rozbawiony, podchodząc do szafki po apteczkę.
- Podaje przykład - zacząłem powoli ściągać z siebie spodnie, żeby jeszcze bardziej nie podrażnić swojej skóry. - No wiesz, żeby... Auć - syknąłem przez ból. - Żebyś zrozumiał o co mi chodzi.
- Kochanie, uważaj. - westchnął Jimin, odkręcając kurek z ciepłą wodą, po czym podszedł do mnie z apteczką. - Daj łapkę. - poprosił, polewając waciki wodą utlenioną.
- Byłem nieuważny - mruknąłem, wykładając obydwie dłonie na przeciw niego. - Zresztą tak jak zawsze.
- Jesteś niezdarny, dlatego też tańczę z tobą. Trzeba się wyzbyć z ciebie tego czegoś zanim zrobisz sobie jeszcze większą krzywdę. - wacikiem zaczął przecierać delikatnie rany na moich dłoniach.
- Wiesz, że cię kocham najmocniej na świecie? - spytałem cicho, patrząc na jego działania. Bolało jak cholera, ale nie mogłem dać sobie tego poznać. - Najbardziej. Tak się bałem, że cię stracę...
- Ale nadal tutaj jestem. Nie tam łatwo się mnie pozbyć że swojego życia. - posłał mi mały uśmiech.
- I bardzo dobrze, nadal jestem na siebie wściekły, ale mi ulżyło - wyszeptałem. - Nigdy więcej już nie będę szukał przyjaciół. Najważniejszy i tak jesteś dla mnie ty.
- Masz przyjaciół, kochanie. Tae, Yoongi, Jin, Namjoon, Hoseok, Jihyun. To są nasi przyjaciele. Tacy prawdziwi, którzy są przy nas mimo odległości. - troszkę obandażował moje dłonie. - Do tego ja też jestem twoim przyjacielem. Mężem, kochankiem i przyjacielem.
- Bardzo cię przepraszam - wyszeptałem. - Już nigdy to się nie powtórzy. Nie chcę już nikogo więcej w swoim życiu.
- A dziecko? - uśmiechnął się pod nosem. - Małą księżniczkę, o której ostatnio rozmawialiśmy.
- No i jeszcze ją, na pewno - pomimo bólu złapałem jego dłoń i ścisnąłem ją lekko. - Nie widzę innej opcji.
- Nie ściskaj. - skarcił mnie zmartwiony. - Przecież cię boli. - wziął czysty wacik i znów go polał wodą utlenioną
- Przeżyję - posłałem mu mały uśmiech, spoglądając ze zrezygnowaniem na moje kolana. - Jeszcze one. Mogłem uważać bardziej.
- Króliczku, wytrzymasz. - na chwilę się oddalił, żeby zakręcić wodę. - Niepotrzebnie bandażowałem ci łapki, bo i tak zaraz będziesz mokry. - uderzył się w głowę, następnie kucając, żeby zająć się moimi kolanami.
- To później mi opatrzysz jeszcze raz - zacząłem przeczesywać jego włoski, uważając tym razem na swoje rany. - Mogę jutro nie iść na wykłady? Boję się tam iść. Napiszę do Minkyung to może wpadnie jutro z Jihyunem, żeby mi notatki przynieść.
- Robisz sobie zaległości, kochanie. Chyba chcesz zdać semestr? - po odkażeniu moich kolan, zdjął ze mnie ubrania. - Możesz nie iść, ale cóż warto?
- Dobrze, to pójdę - zagryzłem wargę, obawiając się potężnie tego co może się stać. - I tak mam krótko, więc szybko wrócę do domu.
- Przyjadę do ciebie. Odwiozę cię. A potem odbiorę. - oznajmił, biorąc mnie znów ma ręce.
- Będę siedzieć przy Jihyunie, mam nadzieję, że nie odważy się podejść do nas.
- Kook, ja też tam będę. Jak podejdzie to straci swoje zęby, a nie wiem czy warto. - posadził mnie w ciepłej wodzie.
- Jak mówisz do mnie "Kook", mam wrażenie, że jesteś na mnie zły - wyznałem, poprawiając sobie bandaż na dłoniach. - Pomożesz mi się umyć?
- Taki miałem plan. - podwinął rękawy koszuli, którą miał na sobie i sięgnął po gąbkę i płyn.
- A jesteś na mnie zły? - chciałem potwierdzić lub zaprzeczyć swoim myślom. To było uwłaczające. - I dziękuję.
- Nie jestem na ciebie zły, kochanie. - westchnął, myjąc dokładnie moje ciało. - Jest wszystko okay.
- Mam nadzieję, że nie ukrywasz prawdy - wyszeptałem, spuszczając wzrok na swoje nagie nogi, które nie były przykryte tym razem pianą. A szkoda, przynajmniej nie musiałbym patrzeć na kogoś takiego jak ja... - Ale wierzę ci, że tak jest.
- Nie ukrywam prawdy. - wymruczał, odkładając gąbkę, żeby trochę przeżyć moje wargi. - Mam ci to jakoś udowodnić?
- Nie musisz, wierzę ci - nie wiedziałem, co miał na myśli przez udowodnienie mi tego, ale chciałem, żeby mnie pocałował. Naprawdę wierzyłem mu. Ale po prostu, potrzebowałem tego. Na razie moje usta nie zasługiwały na to. - Na serio.
- Och, Jungkook. Wiem kiedy kłamiesz. - wymamrotał, ściągając z siebie koszulę i spodnie, po czym wszedł do wanny. - Starasz się mi uwierzyć, ale nie możesz. Dlaczego, kochanie?
- Naprawdę ci wierzę, nigdy mnie nie okłamałeś, więc dlaczego miałbyś to zrobić? - spojrzałem się na niego z małym uśmiechem. - Teraz mi teraz musisz uwierzyć, że tak jest.
- Kocham cię, ale uwierzę jak zobaczę w twoich oczach pewność do tego, że nie mam Ci nic za złe. Buzuje we mnie tylko złość, lecz nie na ciebie. Bardziej na siebie i tego Joohyuna. Ty w tym wszystkim masz najmniej winy. - rozsunął moje nogi, następnie przytulając się do mnie. - Martwiłem się o ciebie.
- Przepraszam, ale nie miałem odwagi wejść do domu - objąłem rękoma jego szyję. - Teraz żałuję, że nie zrobiłem tego od razu jak wszedłem na schody.
- Co jakby zaczęło padać? Albo pojawiłyby się jakiś morderca? - wymruczał, zaczynając gładzić moją skórę.
- Nie wiem, ale już po wszystkim, tak? Nie martw się już, jestem cały - westchnąłem wprost w jego szyję. - Nie zrobię ci już takiego numeru.
- Cieszę się, że tak mówisz, bo moje serce siada przy takiej dawce emocji.
- Twoje serce może siadać tylko na mój widok, nie w innym przypadku - zażartowałem.
- Humorek widzę wraca. - zaśmiał się cicho. - To bardzo dobrze
- Po prostu nie chcę już o tym myśleć, wiesz? - odsunąłem się trochę i położyłem swoje dłonie na jego policzkach. - O tym jaki błąd popełniłem. Chcę się cieszyć jak zwykle, że cie mam.
- Możesz mnie mieć w każdej sekundzie dnia, kochanie. - wymruczał rozbawiony, śmiejąc się cicho. - Kocham cię, maluszku. - poruszał zabawnie brwiami.
- Twój maluszek sobie zrobił kuku - spomiędzy moich warg wyleciał również cichy śmiech, a moje kciuki gładziły jego policzki. - Kocham cię.
- Kuku? Mam pocałować? - posłał mi uśmiech.
- Nie będziesz mi całował zakrwawionych kolan, daj spokój - pokręciłem głową. - Ale to kochane, że coś takiego zaproponowałeś.
- To czekaj. - uderzył lekko moje udo. - Może teraz mam pocałować?
- Jak chciałeś pocałować, trzeba było powiedzieć od razu - zaśmiałem się. - Możesz, skarbie, ale nie wiem, czy ci będzie komfortowo pod wodą.
- Będzie o ile uderzę cię w jeszcze jedno miejsce... - wymruczał, spoglądając mi znacząco w oczy.
- Jakie? - zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc o co mu chodzi zbytnio. Mogłem tylko strzelać.
- To. - uszczypnął delikatnie skórę, która znajdowała się na moim członku. - Szkoda mi było uderzyć, bo byś zwijał się z bólu.
- Nadal zabolało - skrzywiłem się, poprawiając się przez to na swoim miejscu. - Ale na pewno mniej niż spełniłbyś tamtą opcję. I serio ci będzie komfortowo?
- Przekonamy się. - wzruszył ramionami, po czym zanurzył swoją twarz pod wodą, gdzie zaczął składać pocałunki na mojej męskości.
Prawie od razu moja głowa została przechylona w tył, bo nikt nie mógłby na moim miejscu oprzeć się tej przyjemności. Jednak sądziłem, że na to nie zasłużyłem. To ja powinienem całować go w tamtym miejscu, a nawet w stopy, ponieważ no cóż, nie oszukujmy się. Dla Jimina byłem w stanie zrobić wszystko, bo to powinien dostawać. I będzie.
- Dobra, chyba wycałowałem "kuku" - stwierdził po wynurzeniu się z wody.
- Tam nie miałem kuku, ale dziękuję - sięgnąłem po ręcznik, żeby zaraz mu wytrzeć twarz nim. Nic nie widział przez wodę, dlatego mu pomogłem.
- To co? Wychodzimy z wody, ubieramy się ciepło, a potem na kanapę pod kocyk i coś oglądamy? - zaproponował, wychodząc z wody.
- Mhm - pokiwałem głową, również podnosząc się ze środka, od razu też spuszczając wodę. - Jeszcze zabandażuje sobie kolana, dobrze?
- To ja przyniosę Ci ciepłe ubrania. - oznajmił, ściągając z siebie mokrej bokserki, następnie wycierając swoje nagie ciało.
- Nie musisz mi przynosić, zabierz je od razu na dół, tam się ubiorę - posłałem mu mały uśmiech. - Tylko weź też zabierz swoją bluzę jakąś, bo uwielbiam.
- Jak sobie życzysz, skarbie. - zaśmiał się, ściągając na siebie skarpety, spodnie i na koniec koszulę. - To ja czekam na dole. - pocałował mnie w policzek, puszczając oczko i zaraz wyszedł z pomieszczenia.
Kiedy Jimin wyszedł, mój uśmiech od razu zniknął, a ja sam spojrzałem się na swoje odbicie w lustrze. Mimo że on mi wybaczył, ja sobie nie umiałem. Obiecałem sobie i Junghyunowi, że jak sobie kogoś znajdę to będę dbał o moją drugą połówkę jak najlepiej się da. Niestety. Zawaliłem.
Musiałem po pierwsze umyć sobie zęby, żeby chociaż w jakiejś części pozbyć się tego paskudnego uczucia i przy okazji zapachu. Potem jeszcze posmarowałem sobie usta jednym z moich ulubionych balsamów w tym samym celu. Pierwszy raz się bałem zainicjować pocałunek, chociaż kiedyś były one naszą codziennością. A teraz... Bałem się odrzucenia, ale na nie zasługiwałem. Chciałem chociaż spróbować, lecz musiałem się liczyć z tym, że Jimin nie spełni mojej prośby z wiadomych przyczyn. Przepraszam, hyung...
Po odświeżeniu samego siebie, zabandażowałem szybko sobie kolana, chociaż okazały się bardziej poharatane niż dłonie. Znaczy ja tak to widziałem. Zresztą bardziej mnie bolały. Zszedłem na dół w ręczniku, który był owinięty wokół mojego pasa. Nie było tam Jimina, więc zgadywałem, że poszedł do kuchni, żeby zrobić nam coś ciepłego do picia i prawdopodobnie jedzenia również. Mój własny, prywatny skarb, którego bym nie oddał.
Niedługi czas później, ubrany już w jedną z bluz Jimina, dresy oraz skarpetki, które nosiłem w zimę, siedziałem przytulony do klatki piersiowej mojego męża i przy okazji zajadałem się słodyczami, które przyniósł, oczywiście karmiąc przy tym również jego. Chciałem go zapytać, czy to będzie dobre, kiedy go pocałuje, ale wolałem już nie psuć mu humoru, pewnie tym samym również sobie. Nie tak miało być. Po prostu miałem nadzieję, że mój ukochany będzie chciał do tego powrócić.
- Nudny ten film. - zaśmiał się Jimin. - Wyłącz go, bo zaraz tu zasnę.
- Okej - sięgnąłem po pilota. - Mam przełączyć na coś innego, czy wyłączyć?
- Włącz "Pitch Perfect" - wymruczał rozbawiony. - Wiem, że kochasz ten film.
- Lubię - poprawiłem go, prawdopodobnie rumieniąc się w tamtej chwili soczyście. - A ty jaki film lubisz?
- Lubię dużo filmów, takich jak "Obecność" czy "TO" - wtulił mnie w siebie mocniej, całując w czubek głowy.
- Okej, to włącz - podałem mu pilota, chociaż nie byłem do tego pomysłu zbytnio przekonany. Wstyd mi było przyznać, ale obejrzałem w życiu tylko jeden horror, bo moi rodzice byli bardzo rygorystyczni i uważali, że takie filmy wyprują mi mózg i mam się skupić na nauce, a nie na takich pierdołach. Potem jak chłopcy przyjechali, zamiast oglądać film, raczej wtulałem się w poduszkę oraz... Jimina, starając się nie reagować na różne odgłosy, które z niego wychodziły. Na próżno.
- Jesteś pewny, kochanie? To nie są bajki na dobranoc. - przeniósł mnie na swoje kolana, żebym mógł się w niego wtulić jeszcze bardziej.
- Domyślam się - wyszeptałem. - A dostanę buzi na odstraszenie potworów? - spytałem niepewnie, zamykając oczy. Ryzykowałem jak cholera. Ale raz się żyję.
- Myślałem, że już nie zapytasz. - wyznał, cmokając moje usta. - Korciło cię i to bardzo od kiedy wyszedłeś z łazienki.
- Bałem się sam to zrobić - mruknąłem zawstydzony. - Że się tylko wygłupię...
- Jestem twoim mężem. Masz prawo całować mnie, kiedy tylko masz ochotę. - westchnął, gładząc mój policzek. - Nawet jeżeli twoje usta spotkały się z tymi Joohyuna to wiem, że pewnie dobrze je wyszorowałeś.
- Od razu jak wyszedłeś - westchnąłem, spoglądając w jego oczy. Kochałem je całym sercem. Tak jak jego całego. - Kocham cię. I zaczynajmy już. Może się przekonam.
- Już, już. Włączmy najpierw "Obecność" - pocałował ponownie moje usta i zajął się operowaniem pilota. Jak dobrze, że mieliśmy Internet w telewizorze, bo inaczej byśmy musieli oglądać tylko to co było w telewizji.
----------------------------------------------------
Witam was ^^
Jutro next, więc zapraszam ^^
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro