Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 35 ~ Jako mój prezent byłbyś...

Dwa dni później tak jak było ustalane chłopaki wracali do swoich miast. Zostali u nas do wieczora, ponieważ chcieli jeszcze z nami trochę pobyć. Mój brat musiał wrócić dzień wcześniej do siebie, bo przecież miał studia na karku, a to nie było coś co warto długi czas bagatelizować.

- Dziękuję za wszystko. - wyszeptałem w kierunku przyjaciół, którzy już spakowali swoje wszystkie torby do samochodu Hoseoka. - Na pewno z wami była mniej napięta atmosfera niż zanim przyjechaliście.

- Nie dziękuj - powiedział od razu Yoongi, opierając się o pojazd. - To raczej oczywiste, że przyjechaliśmy. Potrzebowaliście obydwoje pomocy.

- Yoongi ma rację. - odezwał się Jin z lekkim uśmiechem. - Zresztą, czego się nie robi dla własnych dzieci.

Przytuliłem do siebie mocniej Jungkooka i odwzajemniłem minimalnie uśmiech hyunga. - I tak jestem wdzięczny. Nic z tym nie zrobicie.

- Nie będę niczego robił - odparł rozbawiony czarnowłosy. - Jesteś zbyt uparty, nie będę próbował.

- To fajnie. - wzruszyłem ramionami.

- Bardzo was przepraszam za moje zachowanie - usłyszeliśmy niepewny szept ze strony mojego męża. - Ale.. Nie umiem udawać, że jest wspaniale.

- Nie przejmuj się, Jungkook. Rozumiemy cię doskonale. - odezwał się Hoseok.

- Uh, jesteście dla mnie za dobrzy - Jungkookie zaśmiał się niezręcznie. - Dziękuję. Jestem szczęśliwy, że was wszystkich mam - ścisnął mocno moją dłoń.

- Od tego się ma... rodzinę. - wtrącił się Taehyung z miną Spangeboba, który zachwyca się tęczą. - Trochę dziwną, ale jednak rodzinę, braciszku.

- Może już jedźmy? Robi się już późno, ja muszę iść jutro do pracy na rano - mruknął Yoongi. - Nie chcę mi się jechać, ale nie mogę opuszczać pracy.

- Tak, tak, już jedziemy. - oznajmił Hope. - To do następnego spotkania, chłopaki. Mam nadzieję, ze w przyjemniejszych okolicznościach.

- Uważajcie na siebie i napiszcie na grupie jak wrócicie do domu, żebym się nie martwił, proszę - poprosił mój ukochany.

- Jin już nam GPS założył. - zaśmiał się Taehyung, przytulając mnie i Jungkooka. - Więc spokojna głowa. Napiszemy jak będziemy w swoich domkach.

- W razie jakichkolwiek problemów, piszcie, a my coś wymyślimy - dodał uśmiechnięty Namjoon. - Do zobaczenia, chłopaki.

- Oczywiście, do napisania! - pomachałem im, widząc jak cała piątka pakuje się do samochodu i po chwili odjeżdża, na pożegnanie trąbiąc nam jeszcze klaksonem. - To co? Zostaliśmy sami.

- Poprzytulasz się ze mną na kanapie? - spytał, spoglądając na mnie z małym uśmiechem.

- Dwa razy pytać nie trzeba. - wsunąłem rękę pod zagięcie nóg młodszego, a drugą złapałem za jego plecy. Po tym biorąc zwinne męża na ręce, który aż pisnął. - Boisz się mnie?

- Zaskoczyłeś mnie, głuptasie - westchnął. - Nie ma siły, żebym się ciebie bał.

- Za bardzo mnie kochasz. - spostrzegłem z lekkim uśmiechem. - Chcesz dziś zapomnieć?

- Hmm? - spojrzał się na mnie niezrozumiale, ale po chwili się zarumienił delikatnie. - A no to... Um, no chcę.

- Moje cudo. - wyszeptałem, całuję jego oba policzki. - Skoro tego pragniesz to ta noc będzie nasza.

- Chcę sobie przypomnieć funkcje twojego prezentu urodzinowego... Mogę? - zadał kolejne pytanie nieco zawstydzony.

- Nie. - zaprzeczyłem wywołując tym jego zaskoczenie. - Jako mój prezent byłbyś całkowicie zależny ode mnie. Tym razem obaj będziemy zależni od siebie. Wykocham cię mocno, ale z czułością, bo to jej teraz potrzebujesz.

- To kiedy indziej... - wyszeptał coraz bardziej zarumieniony. - Kocham cię.

- Ja ciebie też. - wszedłem do naszego domu i zaraz ruszyłem do salonu.

- A i dla zrozumienia... Potrzebuję ciebie bardziej niż czułości, jesteś mi potrzebny do normalnego życia - pocałował mnie w policzek.

- Nie musisz mi o tym przypominać. Doskonale wiem i wiedziałem, że mnie potrzebujesz najbardziej. - westchnąłem, siadając na kanapie, a młodszego posadziłem na swoich nogach.

- Chcę ci tym coś uświadomić - wyznał, wplątując swoje palce w moje włosy. - Ale sam musisz się dowiedzieć co.

- Chyba naprawdę jestem głupi, bo nic nie rozumiem. - wymamrotałem, wtulając mocno w siebie Jungkooka.

- Nie jesteś głupi, tylko po prostu musisz uwierzyć w siebie, żeby zrozumieć - wyszeptał, zaraz składając delikatny pocałunek na mojej szyi.

- Ta... - poprawiłem szybko swoje włosy i pocałowałem ukochanego w głowę. -Kiedy masz zamiar powrócić na studia?

- Nie rozmawiajmy o tym - mruknął, odsuwając się kawałek ode mnie. - Proszę.

- Nauka jest ważna, kochanie. - westchnąłem ciężko.

- Nie rozmawiajmy o tym - powtórzył, odwracając ode mnie wzrok. - Nie chcę o tym rozmawiać.

- Eh, dobra. - odetchnąłem, głaszcząc jego udo. - To o czym chcesz rozmawiać?

- O czymkolwiek byle nie o studiach - powiedział, poprawiając się na moich kolanach.

- Jesteś głodny? - westchnąłem ciężko

- Nie jestem, najadłem się wystarczająco obiadem, tak myślę - złapał mnie za dłoń i zaczął się bawić moimi palcami, po czym się lekko uśmiechnął. - Uwielbiam twoje dłonie.

- Dziwne wyznanie. - pokręciłem rozbawiony głową, zgryzając lekko swoją dolną wargę. - Dlaczego tak mówisz?

- Nie wiem w sumie, po prostu kocham twoje dłonie, są takie delikatne - stwierdził, przekręcając lekko głowę w bok. Uroczy.

- A ile przeszły. Chyba ich najlepszym doświadczeniem było zwiedzanie ciebie od środka. - pocałowałem chłopaka w policzek. - Wybacz, ale taka jest prawda.

- Cieszy mnie to - zaśmiał się pod nosem. - Że mają takie dobre doświadczenia ze mną.

- Nawet teraz te doświadczenia się tworzą. - wyszeptałem, przenosząc dłoń na jego policzek, który zacząłem delikatnie gładzić. - I bardzo mi się to podoba. Uwielbiam zapamiętywać poprzez dotyk każdy milimetr twojego ciała.

- Ouh - znowu się zarumienił i zagryzł delikatnie wargę. - Ja... Uh, yeah. Ja też to uwielbiam. Jak mnie dotykasz i ciebie też kocham dotykać.

- Zarumieniony króliczek. - pocałowałem go w nos, który zaraz zmarszczył. - Jesteś diabelnie uroczy i kochany, Jungkookie.

- Diabelnie i uroczy nie idą w parze - mruknął rozbawiony.

- No widzisz jak wyjątkowy jesteś? - poprawiłem się trochę na meblu. - Zresztą, mój ojciec zamiast gadać coś typu "żyć jak pies z kotem" to mówił "żyć jak tancerz z artystą"

- Tancerz to też swego rodzaju artysta, więc nie rozumiem tego kompletnie - spojrzał się na mnie zaciekawiony. - Zresztą dla mnie tancerze i wokaliści są bardziej uzdolnieni niż malarze.

- Bzdury pleciesz. - zmrużyłem oczy. - Śpiewać i tańczyć każdy może. Malować nie za bardzo. A jeżeli chodzi o mojego ojca to jest durny. Uważał, że artyści potrzebują ciszy i spokoju, a tancerze wręcz odwrotnie, dlatego się nie dogadują.

- Kompletna bzdura - parsknął śmiechem. - Malować każdy może. A malarze nie potrzebują ciszy i spokoju. Znaczy zależy. Ale ja nie potrzebuje, a wręcz przeciwnie. Zawsze siedzę na słuchawkach kiedy maluję. Chyba, że rozmawiam z kimś.

- To już bzdura totalna. - prychnąłem ze śmiechem. - Tańczyć i śpiewać jest łatwo i zajmuję to najczęściej trzy lub cztery minuty, bo tyle trwa piosenka. Malarze na to mają tę wspaniałą cechę nazywaną "cierpliwość" i malują jeden obraz nawet latami.

- Jak śpiewasz i tańczysz to niekoniecznie dobrze - nadal stał przy swoim twardo. - Też musisz ćwiczyć, żeby opanować układ albo ćwiczyć głos.

- Ty również musisz nauczyć się malować wieloma stylami. - ja także nie zamierzałem odpuszczać. - Musisz malować coraz więcej i więcej, zeby twoje prace były coraz lepsze.

- Dostanę jakąś nagrodę jak odpuszczę? - spytał po krótkiej chwili, uśmiechając się słodko.

- Jak powiesz mi jaką to tak. - przytaknąłem, spoglądając w jego mieniące się oczy.

- Wymyśl coś, ty robisz wspaniałe nagrody - wydął na chwilę dolną wargę. - Odpuszczam.

- Eh... - złapałem go za szyję i przyciągnąłem bliżej siebie, zaczynając swoimi ustami pieścić te jego.

- Mhm... - mruknął zadowolony, najwyraźniej ciesząc się z takiej nagrody. Był taki słodki i uroczy, że można byłoby dostać przy nim cukrzycy. - Aż tak zasłużyłem?

- Zasłużyłeś na jeszcze więcej, ale oszczędzam siły na później. - wydyszałem, oblizując swoje wargi.

- Rozumiem - musnął jeszcze raz moje usta. - Ty też zasłużyłeś na dużo, ale nie wiem jak ci to dać.

- Wystarczy mi twój uśmiech. To dla mnie naprawdę wystarczająca zapłata. - wyznałem opierając czoło o to mojego męża.

- I pewnie moje rumieńce też - stwierdził, uśmiechając się lekko. - Cwaniak.

- No nie ukryje faktu. Twoje rumieńce też. - odwzajemniłem jego uśmiech. - Jestem cwaniak.

- Ale mój - wyszeptał, oplatając moją szyję swoimi łapkami. - I tylko mój.

- Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek w tej kwestii zaprzeczył. - wyznałem cieplym tonem. - Więc masz rację. Jestem tylko twój. Na zawsze.

- Gdybyś zaprzeczył, obraziłbym się - wyciągnął tak swoje nogi, że były oparte na zagłówku od kanapy. - Ale na szczęście do takiego czegoś nigdy nie dojdzie.

- No nigdy. Potwierdzam całym sobą. - złapałem go z tyłek, ponieważ ponownie musiałem się poprawić na meblu.

- Możesz mi go pomasować? - spytał jak już chciałem zabrać dłonie z jego pośladków. - Upadłem dzisiaj na niego i trochę boli.

- Co zrobiłeś? - uniosłem brew w geście zdziwienia, ale tak jak prosił zacząłem masować lekko mięsień. - Kiedy?

- W nocy zachciało mi się siku, ale potknąłem się i upadłem - wydął dolną wargę.

- Moje biedactwo. - musnąłem jego wargę. - Mam w tej pozycji masować?

- Tak jest idealnie - stwierdził, przytulając się do mnie bardziej. - Zrobię ci potem coś do jedzenia. Na co masz ochotę?

- Nie jestem głodny. - pokręciłem głową. - A może ty jednak masz na coś ochotę, hm?

- Na ciebie mam - wyszeptał z małym uśmiechem. - Buzi buzi i takie tam.

- Takie tam, czyli co? - poruszałem jednoznacznie brwiami, składając czuły i krótki pocałunek na jego ustach.

- Zboczeniec - zaśmiał się głośniej niż zazwyczaj co mnie ucieszyło. Naprawdę mi zależało na jego szczęściu. - Znaczy poniekąd masz rację. O to też mi chodzi.

- Seks jest rzeczą ludzką. Gdzie tu oznaka zboczenia? - prychnąłem rozbawiony, słysząc jego chichot. - No co? Mówię najszczerszą prawdę. Poza tym ja jeszcze nigdy cię do łóżka nie przywiązałem.

- Ja byłem pierwszy - uniósł brwi z uśmiechem. - A chciałbyś? W sensie mnie związać?

- Może kiedyś. - wzruszyłem ramionami. - Dziś chciałeś czuły stosunek, więc spełnię twoją prośbę.

- No pochwal się - szturchnął mnie ramieniem. - Co chciałbyś ze mną zrobić bądź wypróbować?

- Przestań. - zacząłem gładzić skórę jego policzka. - Teraz nie ważne co ja bym chciał, okay?

- Przecież nie mówię, że zaraz wszystko zrobimy - westchnął. - Głuptas. Po prostu chcę mieć to na uwadze. Tak samo jak z tym przebraniem.

- Słyszałem, że jak się zawiązuje podczas stosunku oczy to czuć wszystko dwa razy bardziej. - wyznałem.

- Okay - pokiwał powoli głową. - Ty chcesz mieć zawiązane oczy czy ja mam mieć?

- Ty masz mieć. - zaśmiałem się lekko. - Muszę ci się trochę odpłacić, nie uważasz?

- Nie widziałem, żebyś narzekał - zaśmiał się, wpijając się w moje usta. - Jednak bardzo ci się to podobało - wymruczał i przegryzł delikatnie moją dolną wargę.

- Nie sądzę, kochanie, że mi się podobało aż tak bardzo. - spojrzałem mu w oczy. - Ale prawda. Nie narzekałem.

- No to wybacz - odsunął się kawałek ode mnie i spuścił swój wzrok na podłogę. - Przepraszam. Nie tak miało być.

Wszystko zepsułem. Mój mąż miał już tak dobry humor, ale jak zawsze musiałem to zniszczyć. Byłem fatalny pod każdym względem. - Przepraszam, Jungkookie. Nie o to mi chodziło, kochanie. Było fajnie, nawet bardzo.

- Nie przepraszaj mnie, to ja powinienem cię przeprosić i w sumie to zrobiłem - cmoknął mnie w wargi i się uśmiechnął. - Nigdy cię już nie zwiążę. Wymyślę jakieś inne kary. Typu celibat czy coś.

- Jak chcesz, skarbie. - wtuliłem go w siebie. - I nie przepraszaj. Nie masz za co.

- Mam - westchnął. - A tak teraz cię zapytam. Naprawdę nic nie chcesz zjeść, bo ja czuję się taki odsunięty od kuchni i tęsknie za gotowaniem...

- Ja nie chcę jeść, ale możemy coś zjeść razem. - zaproponowałem. - O ile chcesz mogę ci pomóc to przygotować, no chyba, że potrzebujesz chwili samotności, co naprawdę zrozumiem.

- Okej - ucieszył się i niemal podskoczył na moich kolanach. - Chodź, narobię nam jedzenia na miesiąc.

- Możesz nawet na dwa. Wszystko spalę podczas tańca. - młodszy zszedł z moich kolan, po czym złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku kuchni.

- A właśnie - spojrzał się na mnie jeszcze z szerszym uśmiechem. - Pomożesz mi się poduczyć tańczyć? Nasze nieoficjalne randki były naprawdę wspaniałe. Chcę więcej.

- O ile ty nauczysz mnie lepiej malować. - objąłem go ramieniem i pocałowałem przeciągle w skroń.

- Z przyjemnością - zaśmiał się cicho. - Myślałem, że będę ciągle o tym myśleć, ale pomagasz mi, żeby tak nie było. Dziękuję.

- Staram się. W końcu jesteśmy małżeństwem i kochamy się, a także chce dla ciebie jak najlepiej.

- Starasz się doskonale, bo ci to wychodzi za każdym razem kiedy nie mam humoru - wyznał, wtulając się twarzą w moją szyję. - Odciągasz mnie od złych myśli.

- Cieszę się z tego powodu. W tej chwili bardzo mi na tym zależy. - pocałowałem przeciągle młodszego w głowę.

- I ty chcesz mi wmówić, że nie jesteś słodki - mruknął rozbawiony. - Jesteś.

- Możliwe, ale na pewno jestem bardziej seksowny. - oznajmiłem z uśmiechem.

- Nie zaprzeczę, że jesteś i to bardzo - wyszeptał, spoglądając w moje oczy. Był taki jednocześnie uroczy, a także kuszący. - Chyba nie wytrzymam - stwierdził cicho, wskakując niespodziewanie na mnie przez co się zachwiałem i szybko złapałem go za tyłek. Zaskoczył mnie i to bardzo, a zrobił to jeszcze bardziej kiedy wpił się w moje usta.

Oddałem ten nagły pocałunek i mocno ścisnąłem jego pośladki, żeby przypadkiem nie spadł. - Jungkook... - wymruczałem w jego usta, otwierając na moment oczy, które przymknąłem. - Czego nie wytrzymasz?

- Możemy już? - spytał zarumieniony niczym piwonia na policzkach. - Nie chcę robić jedzenia. Chcę ciebie.

- Czekaj nie łapię. Chcesz seksu?

- Nie mów tego tak bezpośrednio, wiesz, że się zawstydzam - jęknął, chowając swoją twarz w moim ramieniu. - Przepraszam, jestem głupi.

- Ależ nie. - wymruczałem, zmieniając kierunek, w którym szliśmy. - Trzeba cię troszkę zaspokoić, mały.

- Przepraszam, że tak nagle, ale... huh, stęskniłem się - ostatnie słowa wyszeptał jakby bał się, że mówi cokolwiek złego. Wydawał się taki bezbronny w moich rękach.

- Ja też się stęskniłem. Bardzo, bardzo mocno, maleństwo. - wskoczyłem zwinnie na schody.

Kiedy zauważył, że nie potrzebuje żadnych jego przeprosin ani nic w tym stylu, uśmiechnął się lekko i zaczął robić na mojej szyi czerwone ślady, które uwielbiał robić przez to jak tłumaczył, że uwielbia pokazywać, że jestem zajęty.

- Tylko nie rób ich za dużo. Ostatnio patrzyli na mnie w parku, jakby coś mnie pogryzło. - zaśmiałem się, odchylając trochę szyję, żeby dać mężowi większe pole do popisu.

- Możesz się pochwalić, że masz takiego zachłannego męża - mruknął, nie przestając jednak swoich czynów. - I spragnionego.

- Zaraz to się zmieni. Poczujesz jak mi na tobie zależy i cię zaspokoję. - otworzyłem nogą drzwi naszej sypialni. - Dziś będzie czule i namiętnie. Jak za naszym pierwszym razem.

- Nie musisz się starać by mnie zaspokoić, możesz to zrobić za pstryknięciem palca... - wyznał uśmiechnięty. - Ale niedosłownie.

- Bez rozciągania. Tak, wiem. - westchnąłem, kładąc chłopaka na miękkiej, białej pościeli naszego łóżka. - Ale nie sądzisz, że trochę powinienem byś się rozluźnił?

- Zadecyduj ty - poprosił, wzdychając. - Ty wiesz co dla mnie jest najlepsze.

- Mogę przecież to zrobić językiem... - zagryzłem ponętnie wargę, maskując krótko jego usta.

Mogłem przysiąc, że jego oddech nagle i niebezpiecznie przyspieszył, ale wiedziałem, że to tylko z podniecenia. Niczego więcej. - H-huh? A chcesz?

Zaśmiałem się lekko, całując jego oba zarumienione policzki. - Gdybym nie chciał to bym ci tego nie proponował, króliczku

- No to... W takim razie - poruszył się delikatnie na łóżku. - Skoro chcesz, ja nie będę niczego odmawiał.

- A sam tego chcesz, skarbie. - złapałem go za biodra i pocałowałem go w czoło. - Pragniesz tego?

- Mhm... - zawstydził się jeszcze bardziej i westchnął, zaraz zagryzając delikatnie wargę.

- No to nie pozostaje nam nic innego niż to zrobić. - odpiąłem guzik i rozporek od jego jeansów, a następnie ściągnąłem z mojego ukochanego spodnie wraz z bokserkami, zostawiając go w samej koszulce, której i tak się zaraz pozbyłem. - W razie, gdyby to ci się nie podobało, ciągnij mnie za włosy, okay?

- Mam tak leżeć czy się przewrócić na brzuch? - spytał, patrząc na mnie tymi swoimi lśniącymi węgielkami.

- Możesz tak leżeć, skarbie. - sam ściągnąłem ze swojego ciała, już trochę przepoconą koszulkę w kolorze czerwonym i rzuciłem ją koło łóżka. - W końcu będzie lepszy dostęp do moim włosów.

- O-okej - zająknął się lekko, a jego policzki pokryły się jeszcze większą czerwienią, kiedy przybliżyłem się twarzą bliżej jego dziurki, którą tak uwielbiałem tak jak jego całego. Sama myśl, że zrobimy coś nowego i tak ciekawego w łóżku, strasznie mnie nakręcała. A zwłaszcza, że robiłem to z nim. Z moim uroczym króliczkiem, który naprawdę dużo przeszedł w życiu i potrzebował wiele troski oraz opieki, dlatego moim obowiązkiem jako jego mąż było mu to dać, bo on się świetnie spisywał. Miałem nadzieję, że to również i ja robię. Ale im częściej widziałem jego szczery uśmiech to tym bardziej wierzyłem w to, że to się udaje.

-----------------------------

Obiecany rozdzialik ^^

Mam nadzieję, że się podobał ^^

Do następnego, ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro