~ 34 ~ Ale jak patrzę na smutnego i załamanego Jungkooka to...
W dzień pogrzebu Junghyuna, Jungkook był przybity jak nigdy wcześniej. Oczy mojego męża cały czas błyszczały od zbierających się w nich łez, a on sam był cały blady i z trudem powstrzymywał wybuch płaczu. Nikt kto tego nie doświadczył, nie wie jak boli cię serce, gdy widzisz ukochaną osobę w takim stanie, ale wiesz, iż teraz nie możesz jej pomóc. Czułem się taki bezradny i to właśnie dawało mi powody do obarczania się tym, że jestem koszmarnym mężem, który nawet nie potrafi wymyślić czegoś kreatywnego, żeby tylko wywołać uśmiech na twarzy tej jedynej miłości. W głębi serca zdawałem sobie sprawę z tego, iż to niewykonalne w dniu, kiedy Jungkook miał na zawsze pożegnać swojego brata. Osobę, która jako pierwsza go ratowała i kochała. Pragnąłem wziąć na swoje barki jego ból, ale... nie mogłem. Cierpiałem razem z nim, ale musiałem udawać twardego, bo wiedziałem, że jak ja się rozkleję to tym bardziej Jungkook zacznie się obwiniać. Musiałem przybrać swoją dawno znienawidzoną maskę na twarz i fałszywie się uśmiechać. Dla niego zrobiłbym wszystko i właśnie to było dowodem, bo wiedziałem, że ponowne udawanie może pogorszyć mój stan psychiczny, a tego nikt nie chciał...
Niestety mój ukochany na miejscu nie wytrzymał i wyrzucił z siebie wszystkie zduszone w sercu emocje. Mogliśmy zobaczyć Junghyuna, jego zwłoki, ponieważ z tego co się dowiedziałem został postrzelony śmiertelnie w klatkę piersiową, ginąc na wojnie. Tak jak na bohatera przystało. Nie sądziłem, że tak poznam chłopaka, który ratował mojego króliczka zanim napotkał w swoim życiu mnie. Pragnąłem podać mu rękę i podziękować z całego serca za to. I wiecie co? Tak też zrobiłem. Gdy rodzice Jungkooka pożegnali się ze swoim starszym synem i ustali koło, mojego ukochanego i brata, który ponoć też kiedyś może raz rozmawiał chociażby z Junghyunem. Poprosiłem go by poszedł z nami, bo nie chciałem, żeby w razie czego Jungkook upadł, kiedy to podszedłem do ciała brata mojego męża i ukłoniłem się przed nim, oddając mu tym mój szacunek, następnie mówiąc szeptem w jego stronę:
- Dziękuję Ci za uratowanie Jungkooka. - zacząłem spokojnie. - Gdyby nie ty, prawdopodobnie mnie i jego nie byłoby już na świecie. Ponoć jako dzieci znaliśmy się i szczerze żałuję, że nasza dziecięca przyjaźń nie przetrwała do teraz, bo może już wcześniej bym poznał twojego brata i go uszczęśliwił. Wiem, że tobie też zależało na jego szczęściu, a w tej chwili chronisz go z góry, za co także jestem wdzięczny. Wiedz, że nie chcę mu ciebie zastąpić. To nie jest nawet możliwe. Ale będę o niego dbał najlepiej jak potrafię i obdarzał miłością do końca mych dni, a nawet i dłużej. - tu ponownie się ukłoniłem.
Następnie podszedłem do zrozpaczonego ukochanego i podałem mu rękę, pomagając podejść do zmarłego brata, żeby też mógł się pożegnać, lecz on nie mógł nic z siebie wykrztusić. Nic prócz "Kocham cię, braciszku i pamiętaj o mnie u góry, dobrze? A ja obiecuję, że będę pamiętał o tobie tu na dole." Wtedy złapał w uścisk jego zimną dłoń i zaczął głośniej płakać, przepraszając go za wszystko złe co w życiu zrobił, a po tym wyciągnął coś spod marynarki i włożył to tej wojskowej swojego brata, mówiąc przy tym "Bądź szczęśliwy na górze, Hyunnie" . Sam omal się nie rozpłakałem widząc w jakim stanie jest młodszy, ale miałem być twardy i trwać przy Jungkooku, co też uczyniłem.
Przemowa mojego męża, którą wygłosił podczas pogrzebu była naprawdę cudowna i pełna rozpaczy. Byłem dumny z niego, że chociaż na tą chwilę udało mu się stłumić w sobie płacz i z serca powiedzieć swojemu bratu to co chciał. Nie interesowało to, iż każdy zebrany to słyszy. On w tamtej chwili się odciął i bym sam ze swoim bratem, mówiąc do niego spokojnym, ale złamanym tonem, a ja cały czas trzymałem go za rękę, którą delikatnie gładziłem kciukiem. Widziałem kontem oka, że na pogrzebie znaleźli się także moi rodzice, którzy w osłupieniu przyglądali się temu, że stoję koło ich byłych przyjaciół. Widocznie oni sami nie wiedzieli kogo synem jest Jungkook, możliwe że nie pamiętali go tak jak rodzice Jungkooka Jihyuna, bo w końcu obaj bardzo się od tamtych czasów zmienili i możliwe, że nie pamiętali imion młodszych, ale to było mniej ważne. Byłem zły na to, że tu przyszli. Niby znali Junghyuna, ale skąd mogłem wiedzieć czy ich zjawienie się tutaj nie jest bezinteresowne? Lecz nie zaprzątałem sobie tym za długo myśli, ponieważ wolałem skupić się na tym dlaczego tam byliśmy.
Po pełnym emocji oddaniu ziemi Junghyuna, posiedziałem jeszcze parę minut z Jungkookiem przed grobem. Następnie poszliśmy do samochodu Hoseoka, w którym byli już wszyscy nasi przyjaciele, których nie zabrakło na pogrzebie, a potem pojechaliśmy w miejsce, gdzie już jakiś czas trwała stypa. Jungkook cały czas na tej uroczystości siedział na moich kolanach, wtulając się w mój tors, a ja uspokajająco głaskałem go po włosach, plecach i twarzy, bo wiedziałem, że moje bliskość mu pomagała uporać się z bólem. Pod koniec tego spotkania, podeszli do nas rodzice Jungkooka, pytając czy mogą z nim chwilę porozmawiać. Ja oczywiście się nie zgodziłem, ale na nic moje zdanie, kiedy mój mąż załapał mnie za dłoń i powiedział, że da radę. Nie byłem co do tego przekonany, ale po paru sekundach patrzenia w oczy ukochanego, westchnąłem ciężko i zostawiłem ich samych. Sam za to ruszyłem w kierunku drzwi wyjściowych, przy których stali już ostatni goście, którymi byli rzecz jasna moi przyjaciele i brat, no i pozostało nam tylko poczekać za tym aż Jungkook skończy rozmawiać.
Czekaliśmy tak może z dziesięć minut, aż w końcu za rękę złapał mnie mój ukochany, wtulając się momentalnie w moje ramie i bez zbędnych wypytywań go o rozmowę po prostu wyszliśmy z lokalu, a parę minut później już byliśmy zapięciu pasami w samochodzie i wracaliśmy w nasze całkiem nie takie skromne progi.
Ciszę między nami przerwało ciche westchnięcie Jungkooka, który cały nadal trwał w emocjach z pogrzebu. - Dziękuję, że przyjechaliście - wyszeptał, pociągając nosem.
- Nie dziękuj za tak oczywistą postawę. - wyszeptał w stronę mojego męża Jin hyung. - W końcu jesteśmy przyjaciółmi.
- Nadal wam dziękuję i to bardzo - Jungkookie ścisnął moją dłoń. - Na ile chcecie zostać? O ile zostajecie.
- Za dwa dni wracamy do siebie. - wtrącił się Hoseok. - Muszę wracać do domu, a przecież trzeba ich podwieźć.
- Rozumiem - przytaknął cicho, wtulając się we mnie jeszcze bardziej. - Będziecie chcieli coś zjeść? Bo nie wiem czy mam robić obiad.
- Ja coś zrobię, kochanie - wyszeptałem, całując go przeciągle w głowę, a następnie spojrzałem w końcu na swoich przyjaciół, no i mnie zatkało. - Jihyun? - zagadnąłem chłopaka, który najwidoczniej miętolił coś w buzi.
- Hm? - wymamrotał, spoglądając na mnie, a potem się uśmiechnął niewinnie. - Co?
- Co tam masz? - uniosłem brew do góry.
- Em... Jedzenie? - odpowiedział, poprawiając się na swoim miejscu.
- Jakie jedzenie? - zacisnąłem zęby. - Chyba nie ciasto?
- Nie... - odparł niepewnie, przeżuwając szybko to co w buzi.
- Ah... to co w takim razie? - spojrzałem na niego z kpiną, na co ten przełknął wystraszony ślinę. Moja kpiąca mina czasem potrafiła w nim wzbudzić strach. - Słuchaj, przyrzekam, świnko Peppo, jeszcze jeden kęs, a wkradnę ci się do mieszkania i zabiorę wszystkie komiksy, które chowasz pod łóżkiem. - wymruczałem. - Nie po to biegałem z tobą dniami i nocami, żebyś spalił te zbędne cztery kilo, a teraz zajadasz się ciastem, od którego byłeś uzależniony, bardziej niż ci twoi superbohaterowie od obcisłych rajtuzów i majtek. Ile już zjadłeś?
- Zostaw go - Jungkookie się wtrącił przez co spojrzałem się na niego. Uśmiechał się. Delikatnie. - Ta stypa była okropna. Chociaż ciasto mieli dobre.
- Wiesz jak on ryczał? - jęknąłem wskazując na brata palcem. - Normalnie łeb mi pękał, bo księżniczka ma brzuszek. Trzeba było się nie puścić z ciastem, Jihyun. Pomyśl o takiej marchewce... Twarda, dobra i pożywna.
- Daj mi się nacieszyć, dobra? Już nie mieszkamy razem, będę płakał w poduszkę - burknął Jihyun, krzyżując swoje ramiona. - I nie rzucaj tutaj niepoprawnych sugestii.
- A już myślałem, że nie załapiesz. - uśmiechnąłem się dość chytrze. - Po co ci ciasto jak marchewki są lepsze?
- Weź nie mów mi o takich rzeczach - skrzywił się teatralnie. - Wolę ciasto. Ty jak wolisz marchewki to twoja indywidualna sprawa.
- Słuchaj, ciasto źle na ciebie wpływa. Może przerzuć się chwilowo na marchewki to pogadamy. - machnąłem na niego wolną ręką. - Sam ci takową załatwię jak będzie trzeba.
- Przestań już - Kookie szturchnął mnie ramieniem nieco rozbawiony. - Wiem, że jesteś na tymczasowym odwyku, ale pohamuj się.
- No co? Ciasta se nie może znaleźć. No prócz tego, które teraz wcina. - spojrzałem na brata z politowaniem, ponieważ pałaszował ciasto już bez ukrycia. - Jihyun, jak zjesz to... - zatrzymałem go przy ostatnim kawałku. - To podeśle ci dziesięć napalonych marchewek.
- Jeśli chce tak skończyć to daj mu tak, może kiedyś w końcu kogoś znajdzie - mój ukochany wtulił się we mnie. - A jeśli się mnie nie posłuchasz to cię czymś zajmę.
- Jak go wykastruje w nocy to marchewki będą nawet zalecane. - wymruczałem pod nosem, opierając głowę o tą Jungkooka.
- Nie chcę wam przerywać, ale jesteśmy na miejscu - usłyszałem głos Yoongiego, który powstrzymywał śmiech. - Jungkook proponuje ci seks, a ty chcesz zamiast tego kastrować swojego brata. Mistrz - parsknął, po czym wyszedł z samochodu. - Ale nie róbcie tym razem tego, kiedy jesteśmy w domu!
- Seks seksem, ale mam celibat na trochę! - krzyknąłem za Sugą, spoglądając na ukochanego. - Idziemy?
On się tylko delikatnie uśmiechnął i pokręcił głową z niedowierzania. - Jasne, idziemy - szybko wydostaliśmy się wszyscy z pojazdu i ruszyliśmy wspólnie do domu.
- Nie chciałeś seksu, nie? Yoongiemu coś tam nie tentego w głowie? - zapytałem po chwili Jungkooka, gdy reszta już była w salonie, a ja go zatrzymałem w holu.
- Chciałem, żebyś mnie wykochał, coś czułego i delikatnego - wyznał cicho nieco zawstydzony. - Chciałem, żebyś zajął moje myśli w całości. Ale nie teraz. Po pierwsze, chłopcy są. A ja muszę trochę oczyścić umysł.
- Dobrze, kochanie. - pokiwałem głową, gładząc go po policzku i musnąłem lekko jego usta. - Może idź się połóż. Ja zajmę się gośćmi. Sypialnie im przygotowałem wczoraj.
- Nie powinienem was zostawiać - westchnął, zagryzając delikatnie wargę. - I nie chcę być sam. Zostanę z wami.
- Dobrze, skarbie mój. - objąłem go ręką w tali i mocno do siebie przytuliłem. - Ale w razie czego jestem obok, okay?
- Wiem - mruknął, cmokając mnie w kącik ust. - Będę mógł w razie czego przespać się u ciebie na kolanach?
- Och... Oczywiście, że będziesz mógł. - poprawiłem jego włosy, które wpadły mu do oczu. - Ale nie będzie ci wygodniej w łóżku, kochanie? Nie chce, żeby cię plecy bolały.
- Nie będę mógł zasnąć bez ciebie - powiedział cicho. - Nie będą bolały. Dużo razy przecież spałem tak.
- Zgoda, ale chodź już. - musnąłem jego policzek. - Bo w końcu pod dachem mamy Tae, Yoongiego i mojego brata. Lodówka niestety nie jest na kłódkę.
- To idź, ja się pójdę przebrać w coś wygodniejszego - oznajmił. - Mogę czy ci pomóc?
- Możesz. - zaśmiałem się lekko. - Tylko wróć szybko. Tęsknię nawet, gdy nie ma cie przy mnie pięć minut.
- Jesteś przesłodki - uśmiechnął się delikatnie, po czym złożył szybki pocałunek na moich ustach i pędem wskoczył na schody, żeby udać się do naszej sypialni.
- Ale nie jestem słodki! - krzyknąłem za nim oburzony i wywracając oczami udałem się do salonu. - Jak tam?
- Bywało lepiej, tak myślę, nie sądziłem, że następnym razem spotkamy się w takich okolicznościach - odezwał się Namjoon, który przytulał do siebie Jina hyunga.
- Tak, też miałem nadzieję na to, że wszystko się ułoży i zdążę pozać chłopaka, który ratował Jungkooka zanim poznał mnie. - usiadłem na fotelu, ściągając z ramion marynarkę i położyłem ją na ramę mebla.
- Przynajmniej Jungkook wie na czym stoi - stwierdził Yoongi, przeczesując swoje włosy. - Ale widok go w takim stanie to nie jest miła rzecz.
- Mówisz to jego mężowi? - wtrącił się Taehyung.
- No dobra, ale mówię to jako przyjaciel, który traktuje go jak młodszego brata - westchnął. - Wiem, że jest Jiminowi bardzo ciężko.
- Siedzę tutaj. - przypomniałem o swojej obecności. - Jest ciężko, ale muszę być twardy.
- Jimin, a jak ty się czujesz? - wtrącił się Jin. - Wiemy, że Jungkook nie trzyma się najlepiej, ale wszyscy zdajemy siebie sprawę dlaczego.
- Dobrze się czuję. - skłamałem. - Ale jak patrzę na smutnego i załamanego Jungkooka to nie ma co się dziwić, że zaczynam jako jego mąż odczuwać trochę ten ból. Nie powiem, że czuję dokładnie to co on, ale cierpię widząc jego stan i chyba każdy z was choć trochę przez wzgląd na to, iż jesteśmy dla siebie jak bracia to może odczuwać.
- Ale czujesz się dobrze? Na pewno? - uśmiechnąłem się sztucznie, przytakując głową. - No dobra, ale jak coś to mów swojej mamie co ci leży na serduszku, dobrze?
- Oczywiście, Jin hyung. - zacząłem się bawić obrączką na palcu.
- Ja to podziwiam cię, braciak, wiesz? - wyznał nagle Jihyun. - Widzę jak patrzysz na Kooka i to takie wzruszające czasami, że muszę wziąć coś słodkiego, żeby zajeść samotność.
- Wow, podziwiasz mnie. Czuję się zaszczycony - pokręciłem głową z rozbawienia. - I młody taka jest miłość. Już mówiłem, że jak chcesz podobnej to nie ograniczaj się do jednej płci.
- A ja ci mówiłem, że masz mi takiego drugiego Kooka znaleźć, ale w wersji damskiej, nadal czekam - zaśmiał się wesoło.
- Słuchaj, mój mąż jest jedyny w swoim rodzaju. - westchnąłem. - Nigdzie takiego drugiego nie znajdziesz. Nawet w wersji damskiej. Ale poszukam ci jakiejś spoko dziewczyny, która chociaż w połowie będzie dorównywać mojemu Jungkookowi, lecz go nigdy nie przebije. Przykro mi.
- Miło mi to słyszeć - usłyszałem po krótkiej chwili głos mojego ukochanego. - Nabroiłeś coś, że mi tak słodzisz? - spytał, a w jego głosie mogłem usłyszeć rozbawienie. To dobrze.
- A czy ja musze zawsze nabroić, żeby mówic o tobie samą prawdę? - przyciągnąłem go na swoje kolana i spojrzałem mu w oczy. - Jihyun, chce żebym mu znalazł damski duplikat ciebie.
- To będzie trudne trochę - powiedział, opatulając się bardziej swoim kocykiem. - U mnie w rodzinie nie ma dużo dziewczyn, a jak już to zajęte. Przykro mi.
- Możecie się wymienić. - zaproponował rozbawiony Tae. - Ty pożyczysz na jedną dobę Jungkooka Jihyunowi. Jimin byś wziął sobie na tyle Hoseoka. Yoongi by dostał Jina, a ja i Namjoon byśmy pojechali do parku rozrywki.
- Nie ma mowy - powiedział od razu Jungkook, przytulając się mocniej do mnie. - Bez obrazy dla Jihyuna i Hoseoka, ale nie dzielę się.
- Nie dziwię się. - wymruczał rozbawiony Jin. - Nie każdy ma takiego farta do facetów jak ja i ty.
- No oczywiście - Kookie musnął mój policzek. - Ja mam jednak największego.
- Ja ciebie też kocham. - przewróciłem oczami na te wszystkie komplementy i przekrzywiłem głowę w bok, żeby posmakować usta mojego ukochanego. - W ogóle, Tae, dziwne że ty wpadłeś na pomysł z wymianą partnerów.
- Co? - zmarszczył brwi. - Mi chodziło tylko o spędzenie czasu z kimś innym niż swój chłopak czy mąż. Ale rozumiem obawy Jungkooka.
- Jihyun to mój brat. Nie ukradł by mi... - tu Taehyung mi przerwał.
- Miałem na myśli Hoseoka. - wskazał na Hopa.
- Ej! - oburzył się nasz rasowy koń.
- No co. - wzruszył ramionami kosmita. - Za bardzo się kleisz do Jimina.
- Przeszedł mi po tym jak oberwałem w ryj torem od niego. - prychnął.
- Tort dodał ci urody. - wymruczałem. - Poza tym trzeba było uspokoić swojego malucha.
- Malucha? - oburzył się Hoseok. - Mój pyton nie ma sobie równych.
- Dobre - Yoongi parsknął śmiechem, rozkładając się jak zwykle na fotelu. - Nie wiem czemu ale jak ktoś mówi, że ma dużego to mu nigdy nie wierzę.
- Bo sam masz małego. - westchnął spokojnie Jin.
- Bo ty wiesz o tym najlepiej - sarknął czarnowłosy. - Nigdy go nie widziałeś. Zresztą nie rozmawiajmy o naszych penisach. Rozumiem, że jesteśmy przyjaciółmi, ale to poprawne nie jest.
- Zwinna zmiana tematu... - zaśmiał się Jin. - A moi rodzice są psychologami.
- Yoongi hyung ma rację - wtrącił się Jungkookie. - Nie rozmawiajmy na ten temat, bo jeść mi się ode chciało.
- Biedak mój. - pocałowałem go w głowę. - Pogadajmy o czymś innym.
- No dobra. - westchnął Jin. - Będę fajną mamą i ten jeden raz zamówię wam pizzę, bo jestem padnięty.
- To może ja coś ugotuje? - zaproponował Jungkook. - To nie problem.
- Ty siedzisz pod kocem. - wymruczałem. - Jesteś cały zimny.
- Okay - odpuścił od razu, wiedząc, że nie dam się przekonać. - Jin weź z mojego portfela pieniądze i zamów coś wam.
- Ja stawiam. - oznajmił Jin, wydostając się z uścisku Namjoona i wyciągnął telefon z kieszeni.
Spojrzałem na Jungkooka z wzrokiem mówiącym, żeby nie przeciwstawił się Jinowi, ponieważ to nie był czas na żadne kłótnie. I tak po tym jak zjedliśmy niezdrowe jedzenie, oddałem najstarszemu połowę kwoty, dziękując mu za dobre chęci, ale sam wiedziałem, że hyung nie spał na pieniądzach. W końcu jeszcze nie znalazł swojej wymarzonej pracy, a rodzice po zakończeniu studiów nie wysyłają już mu tak dużej kwoty jak zawsze. Wszyscy o tym wiedzieliśmy. Z tego powodu też jeszcze nie zamieszkał z Namjoonem. Nie chciał być na utrzymaniu swojego chłopaka, który ciężko pracował w firmie swojego ojca. To było zrozumiałe. Ja miałem coś podobnego, jeżeli chodzi o Jungkooka. No i nie ukrywajmy, że nadal to mam.
Kiedy na dworze się ściemniło, postanowiliśmy wszyscy iść spać, gdyż ten dzień wszystkich w jakiś sposób wymęczył. Nawet nie zjedliśmy kolacji, ponieważ pizzą najedliśmy się do syta, przez to że Jin zamówił jej dość dużo. Zawsze starał się nam wypełnić cały żołądek. Zresztą widziałem jak zmęczony jest mój mąż, dlatego nawet bym w niego nie wcisnął ostatniego dziennego posiłku. Musiałem mu także pomóc się umyć. Nie miał siły stać pod prysznicem, dlatego zrobiłem nam ciepłą kąpiel, która rozluźniła każdy jego spięty mięsień, więc nawet się nie zdziwiłem, że po chwili zasnął w moich ramionach. Niestety musiałem go obudzić, ponieważ i tak by to nastąpiło, gdyż musiał się wytrzeć i ubrać w piżamę. Jednak zaraz po wejściu do naszej sypialni, spojrzał na mnie z niemą prośbą w oczach, żebym go mocno do siebie przytulił i dał poczucie bezpieczeństwa oraz miłości. Potrzebował tego najbardziej, dlatego nic nie powiedziałem, po prostu kładąc się koło niego na łóżku i mocno wtulając młodszego w siebie. Słowa w tamtej chwili nie były potrzebne, wystarczyło mi tylko jego podziękowanie zawarte w krótkim pocałunku, a parę minut później zasnąłem spokojnie, słysząc iż mój mąż również został ogarnięty mocnym snem.
-------------------------------
PRZEPRASZAM!
NAPRAWDĘ BARDZO PRZEPRASZAM, ALE NAPRAWDĘ MAMY ZAPIŹDZIAJ W SZKOLE I NIE WIADOMO ZA CO SIĘ ZABRAĆ, A NIE MIAŁAM MATERIAŁU, ŻEBY WSTAWIĆ ROZDZIAŁ ;-;
OBIECUJĘ, ŻE TO SIĘ ZMIENI I WYCZEKUJCIE JUTRO ROZDZIAŁU ^^ <3
KOCHAM WASSSS <33333
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro