~ 33 ~ Teraz się do tego przyznajesz?
W salonie siedział już Jungkook ze swoimi rodzicami, rozmawiając z nimi dość spokojnie i kiedy tylko mnie zauważył, posłał mi mały uśmiech.
- Jimin-ah, poznaj moich rodziców - Kookie wstał z kanapy i podszedł do mnie spokojny. - Tato, mamo... To jest Jimin, mój mąż - myślałem, że powie to z nieco większym zawahaniem, ale najwyraźniej nie miałem racji. Powiedział to tak pewnie. I dumnie.
- Miło mi w końcu państwo poznać... - przywitałem się z teściami, uśmiechając się lekko w ich kierunku, a następnie objąłem Jungkooka w tali.
- To...ty jesteś mężem naszego syna? - zapytał mnie zdziwiony ojciec Jungkooka, dlatego pokiwałem pewnie głową. - Kogoś mi przypominasz...
- Jak ci na nazwisko, chłopcze? - tym razem pytanie zadała matka mojego ukochanego.
- Park. - odpowiedziałem. - Nazywam się Park Jimin.
- To już wszystko wiadomo - stwierdziła, podnosząc się ze swojego miejsca. - Jesteś synem naszych starych przyjaciół, prawda?
- Niestety. - posłałem kobiecie mały uśmiech.
- Jimin, wieki ciebie nie widzieliśmy! - zaśmiał się ojciec Jungkooka. - Jak jeszcze zadawaliśmy się z twoimi rodzicami to ja z twoim ojcem zabieraliśmy ciebie i... Junghyuna na place zabaw i różne takie. Byliście za dziecka dla siebie jak bracia. Za to moja żona i twoja matka z brzuchami chodziły często po mieście i kupowały rzeczy dla Jungkooka i chyba Jihyuna jak dobrze pamiętam
- Tak, Jihyun. - potaknąłem, przytulając do siebie bardziej Jungkooka, który spochmurniał słysząc imię swojego brata. - Mógłbym wiedzieć dlaczego państwo nie utrzymują już kontaktu z moimi rodzicami?
- Po prostu... - starsza zakaszlała niezręcznie. - Powiedzieliśmy prawdę, a twoja matka nam nie uwierzyła. Dlatego nie mamy kontaktu.
Pogłaskałem Jungkooka po głowie, całuję go w czoło. - Ja sam już nie utrzymuje kontaktu z rodziną. Oczywiście prócz Jihyuna. Moi rodzice i tak się rozwiedli. Mój tata ma nową rodzinę, a mama... - przełknąłem ciężko ślinę. - Była zaręczona, ale nie wiem co teraz u niej.
- Może skończmy ten temat? - zaproponował niepewnie Jungkook. - I tak jest nieprzyjemnie. Spotykamy się w przykrych okolicznościach. Może jesteście głodni?
- Przygotowałem obiad, więc może państwo się skuszą. - dodałem z westchnąłem.
- Nie, podziękujemy. - ponownie zabrał głos pan domu. - W tej chwili dla nas najważniejszy jest nasz syn.
- Rozumiem. - pokiwałem głową. - Na kiedy może planują, państwo, pogrzeb? - dla uspokojenia wtuliłem Jungkooka jeszcze mocniej w siebie. Nie chciał o tym rozmawiać. Czułem to.
- Ciało niedługo będzie w Busan, więc skoro dziś jest czwartek to pochówek odbędzie się w sobotę - odpowiedział mój teść. - Nie wiem jak sytuacja z testamentem. Bladego pojęcia nie mam czy Junghyun nam coś zapisał, a tym bardziej Jungkookowi. - westchnął smutno. - Jungkook, teraz mam do ciebie pytanie... Zgadzasz się na spalenie ciała Junghyuna czy jesteś za trumną?
- Wątpię, że posłuchacie mojego zdania - wyszeptał, krzyżując swoje ramiona. - Ale wątpię też w to, że Junghyun chciałby być spalony.
- Synu, teraz tylko ty nam zostałeś. - westchnął ojciec Jungkooka. - I lepiej się dogadywałeś z Junghyunem od nas.
- Jeszcze niedawno uważaliście, że nie istnieje, czemu miałbym wam wierzyć? - Jungkook parsknął śmiechem. - Myślicie, że nie wiem, że wolelibyście, żebym to ja zginął, a nie on? Nie musicie mnie już słuchać. Nie słuchaliście mnie nigdy. Tylko ten jeden raz. Junghyun ma być pochowany, a nie spalony.
- Nie rób z nas aż tak potwornych rodziców. - warknął najstarszy. - Nigdy nie chcieliśmy śmierci naszych dzieci. Ani twojej, ani Junghyuna.
- Teraz się do tego przyznajesz? - Kookie uśmiechnął się lekko. - Naprawdę szybko. Nawet nie wiesz ile razy potrzebowałem tego usłyszeć. "Jesteś naszym synem" - jego głos się załamał. - Mogłem o tym pomarzyć. Teraz. Już po tych kilku latach, w końcu udało ci się zdobyć na odwagę i to powiedzieć. Gratuluję. Ale jeśli śmierć twojego lepszego syna to spowodowała, a nie naprawdę uznałeś, że jestem twoim synem to nie musisz się wysilać. Ja was nadal kocham, wy mnie nie musicie. Już się przyzwyczaiłem do tego, że zawsze byłem tym gorszym.
- Może jeszcze nam powiesz, że ciebie nie kochamy. - oburzył się jego ojciec. - Myślisz, że gdybyśmy cię z matką nie kochali to żyłbyś w takich luksusach? Miał mimo wszystko zapewnione studia i pieniądze? Zaakceptowaliśmy to, iż jesteś gejem i nawet nas na ślub nie zaprosiłeś, a także gdy zwróciłeś się do nas o pomoc z jakąś nachalną dziewczyną, uwierzyliśmy w twoją niewinność. Tak nie robią niekochający rodzice.
- Nie potrzebuje waszych jebanych pieniędzy! - krzyknął, wybuchając zaraz płaczem. - Starałem się o jak najlepsze wyniki w nauce, tylko dlatego, żebyś chociaż raz powiedział, że jesteś ze mnie dumny! Chciałem mieć to co miał Junghyun! Waszą miłość, troskę i ciepło! Kiedy chorowałem, kto się mną zajmował, co? Kiedy miałem urodziny, nawet mnie nie przytuliliście! Kiedy skończyłem gimnazjum z najwyższą średnią, to Junghyun przyszedł na zakończenie. Zawsze dawaliście mi pieniądze myśląc, że to załatwi sprawę. Gówno prawda. Nigdy nie załatwiło, skoro w dużej mierze przez was prawie się zabiłem!
- Jungkookie, cichutko, nie płacz... - wyszeptałem, zaczynając go kołysać w swoich ramionach, a po tym zwróciłem się do zszokowanych rodziców młodszego, którego w dalszym ciągu nie mogłem uspokoić. - Ja nie chcę robić sobie kreski u teściów, ale to przez was on popadł w depresję i się ciął. - wymruczałem. - Nie pozwolę na to, żebyście teraz mówili wielce o miłości, a potem znów mieli go głęboko gdzieś. Jungkook ma już dość cierpienia. Nie dam go skrzywdzić. Radziłbym państwu wyjść i się zastanowić nad tym czy sami chcielibyście być na miejscu waszego syna. Pieniądze to nie wszystko. On potrzebował tyle samo miłości i troski co Junghyun. Nie ma w dzieciach faworytów i wyjątków, a ludzie którzy tego nie rozumieją nie powinni w ogóle ich posiadać. - westchnąłem, całując ukochanego w czubek głowy. - Chociaż i tak jestem państwu za niego wdzięczny. Wiedzcie, że nie ma wspanialszej osoby na tym świecie od niego. Jest delikatny, twardy i mądry. Posiada wiele talentów, ale jego największym atrybutem jest dobre serce, które chce pomagać innym bez względu na wszystko. Dziwne, że wy jako rodzice tego nie zauważyliście, a zrobiłem to dopiero ja. Szczerze mówiąc to jesteście gorsi od moich rodziców, bo o mnie i Jihyuna przynajmniej jeszcze ojciec z matką dbali. Wy pewnie nawet nie zastanawialiście się czy Jungkook w ogóle żyje i ma się dobrze. On za wcześnie wydoroślał i to z waszej durnej winy.
- Przepraszam - usłyszałem cichy oraz złamany głos mojego ukochanego przez co moje serce się łamało coraz bardziej. - Ale wyjdźcie już - poprosił, wtulając się we mnie jeszcze bardziej o ile to było możliwe. - Wyślijcie mi smsa co mam załatwić i to zrobię. Zobaczymy się na pogrzebie - powiedział, próbując się powoli uspokoić. Jego rodzice nic nie powiedzieli. Nawet do niego nie podeszli. Tylko zrobili tak jak chciał.
- Już, kochanie... - wyszeptałem, muskając jeszcze parę razy jego głowę. - Poszli sobie. Już nie będą ci mącić w głowie.
- Nie chcę o nich już wspominać - szepnął, po czym zaśmiał się cicho. - I tak się przy nich popłakałem.
- Może twoje łzy coś im w głowach poprzestawiały. - wymruczałem, opierając się policzkiem o włosy mojego skarba. - Ale już nie płacz, dobrze? Nie przez nich. Nie warto, kochanie.
- Kocham cię - wymamrotał, całując delikatnie moją szyję. - Ulżyło mi trochę po tym wszystkim.
- Ja ciebie też kocham, no i cieszę się, że ci ulżyło. - uśmiechnąłem się lekko na jego czyn, a następnie po tym trwałem jeszcze parę długich minut w szczelnym uścisku z ukochanym. Towarzyszyła nam przy tym głucha cisza, którą przerywały tylko nasze ciche oddechy. Lecz to nam wystarczyło. Żadne słowa w tamtej chwili nie były potrzebne. Tym bardziej takie, które mogły zepsuć atmosferę.
Jednak jak już wypuściliśmy się z ramion, Jungkook naprawdę mnie zaskoczył, prosząc o kolejną dokładkę dania, które dziś ugotowałem. Nie sądziłem, że będzie mu aż tak smakować, no ale z przymusu by chyba nie jadł, nie? Widziałem, jak po jego twarzy błądzi mały uśmiech, więc zbytnio nie chciałem mu go popsuć pytaniem o to, dlatego też złapałem go tylko za rękę, następnie zaprowadzając do kuchni, gdzie ponownie na moich kolanach zjadł cały garnuszek tego dania. Cieszyłem się, że nie głoduje, ale jednak łapczywe jedzenie nie gościło w nawykach Jungkooka. Lecz czy było się czym przejmować? Przecież jadł. Tylko tyle wystarczyło mi do szczęścia. Obecność mojego męża, jego nawet mały uśmiech i w tej sytuacji, także to iż nie chorował. Tym bardziej na tą przeklętą depresję czy inne choroby psychiczne. Bałem się o to najbardziej słysząc przykre wieści od ukochanego. Ale wierzyłem w niego. Wiedziałem, że da sobie z tym radę. Dla mnie i dla naszego wspólnego szczęścia...
-------------------------------
Dam, dam, dam >__<
Jestem dumna z reakcji Jimina na to wszystko, idk dlaczego XD
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro