Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 32 ~ Nie zamykaj się przede mną

Dwa dni później, stan mojego męża nadal nie ulegał poprawie, ale wiedziałem że to stanowczo za mało czasu na ogarnięcie się po takiej tragedii. Tym bardziej, iż pogrzeb jego brata był jeszcze przed nami i wiedziałem, że to wydarzenie podziała na niego bardzo emocjonalnie. Ale mimo wszystko będę trwać przy nim i go pocieszać, miałem naprawdę wielką nadzieję, że to mu pomoże i... nie będzie musiał ponownie wychodzić z depresji i cięcia się. Junghyun pewnie by tego nie chciał.

Po jak zwykle ogarnięciu całego mieszkania i ugotowaniu dla nas obiadu, postanowiłem trochę porozmawiać z Jungkookiem. Od ostatniej wymiany zdań, zanim mój ukochany się przebrał z mokrych ciuchów, nie za często ze sobą gadaliśmy. Wolał ciszę przy moim boku niż rozmawianie o jego bracie czy innych rzeczach. Potrzebował spokoju, rozumiałem to, ale i tak zaczynałem tęsknić za rozgadanym i uśmiechniętym Kookiem. Chyba to normalne?

- Skarbie... - wyszeptałem, wchodząc do pracowni męża, który siedział na jednym z krzeseł przy sztaludze i z daleka oglądał swoje obrazy, najbardziej się skupiając na tym z jego rodziną. - Wszystko w porządku?

Spojrzał się na mnie i delikatnie uniósł swoje kąciki ust, wyciągając w moją stronę swoje ręce. - Przytul mnie.

Odwzajemniłem jego uśmiech, ale cieplej i bardziej szczerze, podchodząc do niego spokojnym krokiem. - Słodki króliczek. - zgarnąłem go w swoje ramiona i pocałowałem w czubek głowy. - Jak się czujesz?

- Trochę źle, ale jest lepiej - westchnął, wtulając twarz w moją koszulkę. - Moi rodzice mają przyjechać.

- Um, serio? - odchrząknąłem. W końcu jako jedyny z nas dwóch wiedziałem, że moi rodzice przyjaźnili się dawniej z tymi jego. - Wiedzą o tym, iż masz męża, nie?

- Tak - mruknął. - Ale nie są z tego zbyt zadowoleni. Jak zwykle zawiodłem ich oczekiwania.

- Wjebie im, naprawdę. - warknąłem, przytulając go do siebie mocniej. - Może nie przy pierwszym spotkaniu, ale jednak.

- Daj spokój, nie warto nawet - spojrzał się na mnie z dołu. - Już się do tego przyzwyczaiłem i jakoś nie obchodzi mnie to.

- Ale wiem, że wtedy by było lżej ci na serduszku. Za wszystkie twoje krzywdy. - pogładziłem jego policzek.

- Nadal nie warto, oni i tak nie zmienią swojego zdania o mnie - wzruszył ramionami. - Teraz już naprawdę mam tylko ciebie.

- Masz jeszcze mojego brata i naszych przyjaciół, kochanie.- klęknąłem przed nim i złapałem go za dłoń.

- Twój brat mi zjada jedzenie z lodówki - zaśmiał się cicho, przez co na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Wreszcie. - Nie wiem czy można na niego liczyć.

- Dobra, mój braciszek jest darmozjadem i wnerwiającym glutem, ale potrafi być spoko. - zawtórowałem mu śmiechem.

- Masz rację - pokiwał głową, wplatając swoją dłoń w moje włosy. - Masz takie przyjemne włosy w dotyku.

- A dziękuję. - uśmiechnąłem się, całując jego drugą dłoń. - Piorę je w pralce, a susze na linkach.

- To dziwne, że wyobraziłem sobie to? - spytał cicho, a na jego twarzy pojawił się mały uśmiech. - Śmiesznie.

- Tak. A przyklejam tą perukę na mocny klej. - wywróciłem rozbawiony oczami. - W ogóle kochanie. Myślałeś nad zmianą kolorku włosów, hm?

- Nie chcę już szaleć za bardzo, jakiś naturalniejszy, może powrócę do ciemnego brązu - wyznał. - Za starych czasów.

- Nie mam nic przeciwko, bo w każdym kolorku wyglądałbyś ślicznie. - skomplementowałem go.

- Dziękuję - zarumienił się delikatnie. Nic się nie zmienił. Nadal wstydzioszek. - A ty coś myślałeś? - zapytał, zaczynając przeczesywać moje włosy.

- Nie podobają ci się już szare, co? - zaśmiałem się.

- Nie, podobają - uśmiechnął się lekko pod nosem. - Ale już trochę widać znowu ci czarny.

- Co powiesz na mnie w czarnych włosach, hm? - zaproponowałem z uśmiechem. - Albo niebieskich.

- Nie wiem, zawsze będziesz mi się podobał, nieważne jaki kolor wybierzesz - wyjawił.

- Zdaję sobie z tego doskonale sprawę, kochanie. - wstałem z kolan. - Idziesz coś zjeść?

- Muszę? - westchnął, spoglądając na mnie.

- Jungkook, proszę cię. - wymruczałem. - Musisz jeść.

- Dobrze - również się podniósł z mebla i się przeciągnął. - Ale robię to tylko dla ciebie.

- Chociaż tyle. - złapałem młodszego za rękę i razem wyszliśmy z jego pracowni. - Na co masz ochotę?

- A zrobiłeś coś już?

- Coś tam zrobiłem...

- To zjemy to - posłał mi mały uśmiech. - Na pewno będzie mi smakować.

- Skoro tego chcesz. - ustałem na chwilę i ucałowałem ukochanego w czoło, po tym posyłając mu mały uśmiech, a następnie puszczając oczko.

W kuchni zaraz podgrzałem jedzenie, które zrobiłem na obiad, czując przez cały czas na sobie wzrok męża, dlatego też mój uśmiech nie schodził z twarzy. Jakieś pięć minut zajęło mi nałożenie nam trochę posiłku i nalanie picia, no i musiałem jeszcze to postawić na stole w czym szybko pomógł mi Jungkook, który zapewne nie chciał, żebym coś stuknął i przypadkiem zrobił sobie krzywdę. To nam nie było potrzebne do szczęścia ani trochę.

- I jak? Smakowało? - zapytałem, gdy zauważyłem jak mój mąż zjada ostatni kęs tego co mu nałożyłem na talerz. Naprawdę dużo zjadł, dlatego odetchnąłem z ulgą. Od razu nabrał żywszych kolorów.

- Mhm - pokiwał głową, okładając widelec oraz nóż na talerz. - Zrobiłeś tego więcej?

- Tak. - zaśmiałem się. - Cały garnuszek, który dostałeś na urodziny od Jina hyunga.

- To jest przepyszne - jęknął cicho, zaraz oblizując swoje wargi. - Chcę jeszcze z trzy dokładki. A ty będziesz miał swój wymarzony brzuszek.

- Już ci nakładam. - pokręciłem rozbawiony głową, wstając z krzesła i zabierając talerz ukochanego, z którego ściągnąłem sztućce. - Mów kiedy mam przestać nakładać. - oznajmiłem.

- Tak, żebyś napełnił mi cały talerz, zjem wszystko - poprosił. - Teraz poczułem jak bardzo głodny jestem.

- Ja wiem co dla ciebie najlepsze, więc czasem mnie słuchaj. - spojrzałem na niego, ale po chwili wróciłem z westchnięciem do nakładania jedzenia na talerz, który po napełnieniu, odstawiłem ukochanemu. - Możemy porozmawiać?

- O czym? - spojrzał się na mnie pytająco. - Bardzo poważny temat?

- Jungkook, od dwóch dni nasze rozmowy kończyły się na "tak", "nie" lub "zjem później" - wymamrotałem. - Ja wiem, że cierpisz, ale... nie odsuwaj się ode mnie.

- Przepraszam - westchnął, spuszczając swój wzrok na kolana. - Ja po prostu... Nie mogę się pogodzić z tym. Do tej pory. Ale staram się.

- Ja wiem, że potwierdzenie swoich najgorszych przypuszczeń jest koszmarne, ale ja chce być przy tobie nie tylko ciałem. - westchnąłem, łapiąc go za rękę. - Kocham cię i wiem, że jak ze mną nie rozmawiasz to nie robisz tego z nikim. Zadręczasz się własnymi myślami i obwiniasz się za wszystko. Za dobrze cię znam, Jungkook. Ja to widzę, bo również w życiu miałem ciężko. Używałem tych samych taktyk co ty. Udawałem, że wszystko jest w porządku. Byłem pewny siebie co dobrze pamiętasz zapewne. A potem jedno potknięcie i wybuchłem. Wszystkie zduszane w sercu emocje mnie przytłoczyły, a następnie... - tu przerwałem nie chcąc do tego wracać. - Możesz mi obiecywać, że nic sobie nie zrobisz. Że zostaniesz ze mną. Ja to samo obiecałem Jihyunowi. I obaj wiemy jak się to skończyło.

- To bądź przy mnie - wyszeptał łamliwym głosem. - Mów do mnie nawet jeśli nie będę odpowiadał. Opowiadaj coś. Ja cię zawsze słucham. Bądź najbardziej upierdliwym człowiekiem. Nigdy nie będę miał ci tego za złe.

- Skarbie, to ty masz ze mną rozmawiać. Nie zamykaj się przede mną. - wstałem ze swojego krzesła i podszedłem do Jungkooka, przytulając go. - Będę do ciebie mówił skoro tego chcesz. Ale gdzie w tym jest pomoc, jak twoje serce samo musi sobie radzić z bólem?

- Nawet nie wiesz jak bardzo mi wtedy pomagasz, czuję, że komuś na mnie zależy i ktoś mnie kocha - wyznał cicho. - Nie cierpię tak bardzo.

- Dobrze. - pocałowałem go w policzek. - Będę tak robił. - oderwałem się od ukochanego i poprawiłem mu włosy. - Jedz zanim ci ostygnie.

- Usiądź za mną na krześle albo weź na kolana, chcę się poprzytulać - poprosił, nie pozwalając, żebym odszedł.

- Mhm. - potwierdziłem i wziąłem męża na ręce, zaraz zajmując jego miejsce na krześle, po czym posadziłem go na swoich kolanach, przytulając go od tyłu. - A teraz am am.

- Jutro ja ci coś ugotuję - powiedział, zaraz zaczynając jeść z małym uśmiechem. - Pewnie ci brakowało mojego jedzenia, co?

- A jak myślisz? Gotujesz najlepiej na świecie. - pocałowałem go w kark. - Tylko nie mów Jinowi, bo skończę w szpitalu.

- Nie mam zamiaru, bo skończę razem z tobą - zaśmiał się cicho. - Jeśli chcesz to możesz mnie tak całować cały czas, bo to przyjemne.

- No to fajnie. - ponownie go pocałowałem. - Może powinienem się przebrać, skoro mają przyjechać twoi rodzice? - spytałem młodszego. - Chyba nie powinienem poznać bogatych teściów w dresowych ciuchach.

- Nie ma sensu - wzruszył ramionami. - Albo w sumie, to jak chcesz.

- Może lepiej powinienem wyjść z domu. - westchnąłem. - Nie wiem jak zareagują na mój widok.

- Nie żartuj sobie nawet - parsknął śmiechem. - Nie wychodź. Bo przy nich się rozpłaczę. Chociaż nie wiem co przyjdzie im do głowy.

- Może się zmienią przez... no wiesz. - westchnąłem, gładząc tył jego głowy dłonią.

- Uwierz mi, że to mnie jeszcze bardziej ich podburzy do gnębienia mnie - również westchnął. - Czemu z nim nie pojechałeś? Albo najlepiej za niego? Nic nowego.

- Przestań. Jak tak zaczną gadać to powyrywam im łby, chociaż szacunek do teściów powinienem mieć. - warknąłem podburzony. - Kochanie, nie pozwolę na takie traktowanie ciebie. Za nic w świecie.

- To dopóki oni mają do ciebie szacunek, ty lepiej też miej - powiedział, biorąc kolejny kęs do buzi. - Na mnie już ich teksty nie działają.

- Rozumiem, ale jednak kochanie w razie czego cię obronię. - przekręciłem trochę jego głowę, kiedy połknął jedzenie i pocałowałem delikatnie jego usteczka. Potem odczekałem chwilę aż ukochany dokładnie wszyściutko zje do następnego całusa, który starałem się bardziej wzbogacić namiętnością, ale przerwał nam dźwięk dzwonka do drzwi. - Eh, dlaczego zawsze ktoś nam musi przerwać?

- A miałem dobry humor - wymamrotał niezadowolony i podniósł się z moich kolan. - Pewnie to rodzice. Pójdę otworzyć.

- To ja włożę naczynia do zmywarki w tym czasie i potem do was przyjdę, dobrze?

- Mhm - westchnął, kiwając głową. Zanim odszedł, złożył na moich ustach delikatny pocałunek. - Nie daj się emocjom - wyszeptał, po czym wyszedł z jadalni, zaraz kierując się w stronę drzwi wejściowych.

- Postaram się. - wymruczałem pod nosem, wypuszczając powietrze z ust. Następnie podniosłem się z krzesła, zbierając wszystkie naczynia, które włożyłem ostrożnie do zmywarki. Odetchnąłem z przejęciem i poprawiłem trochę na sobie ubrania, po tym ruszając do wyjścia z kuchni.

------------------------------------------

Rozdzialik, mam nadzieję, że wyszedł okay ;-;

Dużo nauki w tygodniu, więc wybaczcie brak aktywności, ale no postaram się częściej wstawiać .---.

Do następnego, ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro