Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 31 ~ To dlatego czułem się tak...

Perspektywa Jimina:

Po tygodniu, tak jak było ustalane, chłopaki postanowili wracać do swoich miast, bo w końcu jakieś obowiązki miał każdy. Po wspólnym śniadaniu, wszyscy wyszliśmy z domu i ja wraz z moim mężem pożegnaliśmy naszych przyjaciół, następnie wracając do domu, gdyż było bardzo zimno, a musiałem przecież jeszcze zawieść chłopaka na wykłady, których nie miałem zamiaru mu odpuścić. Nauka była ważna, lecz ja dodatkowo pragnąłem, żeby Jungkook spełnił swoje artystyczne marzenia i został sławnym malarzem.

Może streszczę trochę co się działo przez ten tydzień. Oczywiście jak tylko wstaliśmy w dzień po naszym przyjęciu urodzinowym, spotkaliśmy się z wszystkimi w kuchni. Mój braciszek, jak się okazało, z powodu bólu brzucha zasnął w wannie, dlatego reszta nie miała problemów z pomieszczeniem się w pokojach, w których już trochę gościli. Ponoć było nas w nocy słyszeć, ale nie przejąłem się tym. No ba, nawet cieszyłem się z tego, że słyszeli jak mojemu mężowi jest ze mną dobrze, chociaż Jungkook chyba nie podzielał mojego zdania. Mój króliczek był calutki czerwony na buźce. Chcąc go trochę wesprzeć, zacząłem składać krótkie muśnięcia na zaczerwionych miejscach jego twarzyczki, a gdy się uśmiechnął pocałowałem na trochę te malinowe usta. No niestety nie mogłem się długo tym nacieszyć, bo reszta zaczęła przypominać o swoim istnieniu. Czasem byli bardzie upierdliwi. Jednak jeżeli chodzi o resztę tygodnia to spędziliśmy ten czas raczej spokojnie, chociaż nie powiem... bywały akcje, które wywoływały zamęt. Na przykład podsłuchiwanie w nocy Namjina, rzecz jasna w akcie zemsty. Nawet nie wiecie jak nam się przy śniadaniu za to oberwało, ale za równo ja, Jungkook, Hoseok, Taehyung i Yoongi nie żałowaliśmy. Te księżniczkowate jęki Jina. Ja pierdziele, mistrzostwo.

Gdy wróciłem do domu po odwiezieniu Jungkooka na uczelnie, zaraz zabrałem się za sprzątanie domu. Za oknami już padało, więc nie dziwiłem się, że mój ukochany chciał znów sobie zrobić wolne, bo pewnie widząc te czarne chmury, wiedział iż to może oznaczać jego kolejną chorobę, lecz przekonały go do pójścia na wykłady fakty, że go zawiozę i dobiorę spod uczelni, a także nie będzie miał zaległości. Jungkook był bardzo pilnym uczniem, a teraz także jest pilnym studentem. Moje mądre kochanie. Chyba zaczynałem mu zazdrościć takich zdolności do nauki...

Kiedy w końcu ogarnąłem dom, ruszyłem z westchnięciem do kuchni, żeby zacząć robić dla mnie i mojego męża ciepły obiad. Trochę się odzwyczaiłem od gotowania, gdyż Jin hyung uwielbiał naprawdę gotować i tak jakby mnie nie dopuszczał do kuchni. Wolał jako pomoc kuchenną mojego skarba, ale no nie dziwiłem się. Dania Jungkooka były najlepsze pod słońcem i wiedziałem, że nigdy mu nie dorównam. Posiadał nieograniczoną liczbę talentów i właśnie z takowych powodów czułem coraz większą dumę z tego, że należy do mnie, powierzając w moje dłonie swoje kruche serduszko, które nie raz w życiu zostało zranione, lecz ja starałem się o nie dbać najlepiej jak umiałem. W końcu należało ono do miłości mojego życia, nie?

W chwili gdy uporałem się z obiadem, odetchnąłem ciężko, stwierdzając, że nie wyszło mi najgorzej. Po tym ruszyłem na górę, chcąc trochę poczytać listę, wręczoną mi w niedzielę przez Jungkooka z jego zaletami i tak dalej. On za to posiadał moją. Nie za bardzo tam pisałem to co o siebie myślałem w dobrym kontekście, ale starałem się najbardziej jak umiałem. Dla niego, żeby zobaczyć uśmiech tego chłopaka, którego kochałem całym sobą. Gdy miałem już listę w ręce, ruszyłem z nią do salonu i zacząłem ją czytać, rozkładając się na kanapie. Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech, ponieważ mój artysta także nie oszczędził sobie rysowania serduszek lub trochę innych obrazków... nie zawsze grzecznych, ale i tak największą uwagę zwracałem na to co tam napisał. Wiedziałem, ze był w stu procentach szczerzy, bo nic nie skreślał. Nie zastanawiał się. Po prostu był już prawie wyleczony z depresji i widział w sobie to co dobre. To był kolejny powód do mojej dumy z niego.

Ostatecznie gdy skończyłem czytać, odłożyłem list z powrotem do szafki w naszej sypialni i postanowiłem pójść sobie trochę nalać przygotowanej przeze mnie zupy, następnie zjadając ja przy stole, a później włożyłem brudną miseczkę do zmywarki, wracając do salonu i postanowiłem trochę pooglądać telewizję. Taki czas spokoju. Tylko ja i te durne seriale w telewizji.

Jednak nie mogłem się zbyt długo cieszyć spokojem. Po jakiejś godzinie usłyszałem jak ktoś niemal wpada do domu, powodując, że serce niemal podskoczyło mi do gardła. Przecież Jungkook kończył wykłady później. A w razie co, próbowałby się ze mną skontaktować.

Mimo tego nie chciałem tracić zimnej krwi, dlatego po zabraniu ze sobą broni w postaci lampy, która była w zasięgu mojej ręki, ruszyłem w kierunku holu, ale zatrzymał mnie dziwny odgłos jakby... płaczu? To dało mi do myślenia i postanowiłem odłożyć swoją "broń". Nie wiem czy robiłem dobrze, ale ten płacz wydawał mi się tak dziwnie znajomy, że moje serce podpowiadało mi, że powinienem tam pójść. I miałem racje, ale nie spodziewałem się zupełnie tam zobaczyć mojego Jungkookiego, który siedział przy ścianie, skulony w kulkę. Jego ramiona się tak trzęsły, że zdawałem sobie sprawę, że musiało się stać coś poważnego. Skoro wyszedł w środku wykładów, a teraz płacze?

- Jungkookie... - powiedziałem bezgłośnie, patrząc na niego z niemałym szokiem. On nie płakał by tak bardzo z byle powodu. - Kochanie. - podszedłem do niego wolnym krokiem i zacząłem uspokajająco głaskać jego włosy.

On bez słowa wtulił się we mnie, płacząc coraz bardziej i bardziej. Wtedy mogłem poczuć jak bardzo ulewa go dotknęła, bo jego ubrania były całe mokre. Najgorsze jest to, że nie wiedziałem o co chodzi i nie mogłem mu pomóc.

Westchnąłem cicho, postanawiając wziąć go na ręce i zanieść do salonu. Co jak co, ale kafelki, na których siedzieliśmy były bardzo zimne, a on był cały mokry. Nie chciałem, żeby się rozchorował. - Skarbie, co się stało? - zapytałem okrywając go kocem. - Martwię się... - wyszeptałem ponownie go w siebie wtulając. Wiedziałem, że teraz potrzebował mojego ciepła, dlatego mimo wszystko starałem się mu je zapewnić

Widziałem, że Jungkookie po moich słowach próbował zrobić wszystko, żeby się uspokoić. I nawet mu to wyszło po kilku minutach. - J-ju-junghyun... - wydukał, po czym ponownie zaczął płakać i wtulił swoją twarz w moją koszulkę. Nie musiał mówić więcej. Wiedziałem już.

Moje serce cierpiało katusze słysząc jego gorzki szloch i głośny płacz. Starałem się go jakoś uspokoić, ale wiedziałem, że to może nie być w tej chwili możliwe. Stracił brata. Osobę, która była przy nim w dzieciństwie i zawsze go wspierała zanim poznał mnie i naszych przyjaciół. Sam nie wiedziałem ile bym płakał, gdyby chodziło o mojego brata, lecz zdawałem sobie sprawę, że puszczanie tego w zapomnienie nie byłoby możliwe.

Dopiero po godzinie, może dwóch, kiedy Jungkook stracił już jakąkolwiek siłę na dalszy płacz, postarałem się go o wszystko wypytać, ale rzecz jasna z taktem i dystansem.

- Kiedy zadzwonili? - zapytałem cicho, kołysząc chłopaka w swoich ramionach.

- Dostałem telefon w trakcie wykładów - wychrypiał cicho, biorąc głęboki wdech. - Normalnie bym olał to, ale zadzwonili do mnie z numeru Junghyuna - wyznał łamliwym głosem. - Wykładowca pozwolił wyjść na chwilę i odebrałem. Potem jak zobaczył w jakim jestem stanie, powiedział, że mam iść natychmiast do domu.

- On... Junghyun... - westchnąłem, całując go w głowę. - Na wojnie, tak?

- Tak - zacisnął dłoń, która leżała na moim biodrze. - To dlatego czułem się tak źle.

- Jesteś głodny? - zmieniłem temat. Na razie nic więcej nie musiałem wiedzieć. - Zrobiłem obiad.

- Przepraszam, ale nie jestem w stanie czegokolwiek teraz zjeść - wyszeptał. - Dziękuję, że jesteś.

- Jungkook, nie musisz za to dziękować. - ścisnąłem go mocniej. - Będę przy tobie zawsze i wszędzie. Na dobre i złe. W zdrowiu i chorobie. Zawsze.

- Kocham cię - musnął mój policzek przez co spojrzałem się w dół. Mimo że wypłakał hektolitry łez, nadal wyglądał pięknie.

- Ja ciebie tez kocham, króliczku. - musnąłem ustami jego nos, który chłopak zaraz słodko zmarszczył. - Ja wiem, że nie mogę ci teraz tak bardzo pomóc, ale pamiętaj, że jestem przy tobie. Musisz sam się z tym uporać, lecz gdybyś potrzebował rozmowy, albo zwykłego przytulenia to wiedz, że będę na każde twoje zawołanie.

- Za to ci dziękuję - cmoknął moje usta i wtedy mogłem się skapnąć jak bardzo był zimny. Moje biedactwo.

- Jejku, Jungkookie. - przytuliłem go jeszcze mocniej. - Idziemy cie przebrać, a potem zjesz trochę obiadu?

- Nie chce mi się jeść - powiedział cicho. - Nawet małej części.

- Jungkookie, nie chce żebyś zaczął chorować na to samo co ja. - pogładziłem jego policzek.

- To jest jeden posiłek - westchnął. - Na kolację sobie zrobię.

- Nie, nie, nie.- pokręciłem głową. - Nie wyjdziesz dziś z łóżka. Zrobię ci tę kolacje. Wiem, że możesz się rozchorować.

- Wykorzystuję cię tylko - wymamrotał. - Przepraszam.

- Jungkook, błagam, przestań. - poklepałem go po wypiętym tyłku. - A teraz już. Idziemy cie przebrać. - westchnąłem, biorąc zwinne chłopaka na ręce.

- Ale... - chciał coś wtrącić jeszcze, ale odpuścił. - Posiedzisz ze mną?

- Oczywiście, ale najpierw dla ciebie ciepłe kakao, dobrze? - westchnął, szybko wchodząc po schodach na górę.

- Zrób też dla siebie, wtedy jesteś jeszcze cieplejszy - wyszeptał, wtulając się we mnie.

- Dobrze, kochanie moje. - pocałowałem go w czubek głowy i po chwili już obaj byliśmy w pokoju, dlatego odstawiłem swojego męża na podłogę i podszedłem do szafy, zaczynając mu wybierać jakieś suche i ciepłe ubrania. - Bokserki masz też mokre?

- Trochę - przytaknął, pociągając nosem. - Mógłbyś też mi dać?

- Jasne. - potaknąłem głową i wyciągnąłem z szafki czerwone bokserki chłopaka, zaraz mu podając te rzeczy. - Jak już się przebierzesz to szybko do łóżka i okryj się pościelą. - uśmiechnąłem się lekko. - Ja wrócę do ciebie z kakao, jak tylko je zrobię.

- Daj mi jeszcze buzi - poprosił niepewnie. - Proszę.

- Kochanie i tak bym to zrobił. - przybliżyłem się do niego i z uczuciem pocałowałem jego zimne ust, gładząc przy tym jego policzek. - Kocham cię nad życie, Kookie.

- Ja równie mocno - jego usta jeszcze raz złączyły z moimi. - Ratujesz mnie.

- To dobrze. - oddałem jego pocałunek. - W innym wypadku bym się załamał.

- Gdyby ciebie nie było... - przeniósł swoje dłonie na mój kark przez co zadrżałem. - Nie przyszedłbym do domu.

- To co byś zrobił? - spojrzałem mu w oczy, kładąc jego ubrania na łóżko i zaraz objąłem młodszego w pasie.

- Nie powiem ci, bo to cię zaboli - wyszeptał. - I to się nie stanie.

- Ale wolę wiedzieć. - wyznałem. - Jestem silny i wolę wiedzieć na czym stoję w tej chwili.

- Uciekłbym od cierpienia - westchnął. - Już tak na zawsze. Nie poradziłbym sobie sam.

- Zabiłbyś się. - zacisnąłem mocno wargę zębami i odchyliłem głowę go tyłu.

- Chciałem to uznać łagodniej - zaśmiał się smutno. - Ale nie martw się. Dopóki mnie kochasz, nic takiego się nie stanie.

- Moje serce jest oddane tobie. - wypuściłem głośno powietrze z ust. - Będę cię kochał zawsze. Jesteś miłością mojego życia. Tym jedynym.

- To wiesz dobrze, że nie umrę z własnych rąk, ale też zrobię wszystko, żeby żyć jak najdłużej u twojego boku.

- Ja... - zaciąłem się, spuszczając wzrok. - Jak Ci się coś stanie to sam umrę. Tym razem nikt by nie dał rady mnie uratować.

- Nie myśl o tym - posłał mi uśmiech, starając się by był jak najbardziej szczery. - Nie umrę. Nic mi się nie stanie. A teraz idź zrób nam to kakao i przyjdź. Chcę się poprzytulać, potrzebuje tego.

- Już idę. - pocałowałem ostatni raz wargi młodszego.

- Czekam - westchnął, zaczynając rozbierać się z mokrych ciuchów.

Mimo wielkiej ochoty na podglądanie rozbierającego się męża, nie zrobiłem tego ze względu na sytuację w jakiej teraz był. Wiedziałem, że to nie czas na takiego typu rzeczy tym bardziej, że Jungkook nie miał na to kompletnie humoru. Dziś mieliśmy spędzić dzień na przytulaniu się i leżeniu w łóżku pod grubą kołdrą, a ja dodatkowo byłem już nieco przygotowany na dalsze pocieszanie chłopaka wraz z użyczeniem mu mojego ramienia. Potrzebował tego. Mojej obecności i wsparcia.

Kiedy już znalazłem się z powrotem w sypialni, mając w dłoniach dwa kubki z pysznym kakao, zauważyłem że Jungkook patrzy tępo w okno. Był już przebrany w rzeczy, które mu uszykowałem, a dzięki kołdrze, którą był okryty zapewne było mu dużo cieplej niż kiedy siedzieliśmy w salonie. Widząc jego smutną minę i łzę cieknącą wolno po policzku, odetchnąłem ciężko, zdając sobie sprawę, że nawet moja obecność teraz mu nie będzie aż tak bardzo pomagała. Bałem się, że mój króliczek zacznie się znów ciąć, albo popadnie w ponowną depresję i potem nie daj Boże bulimię czy anoreksję. Martwiłem się o jego stan psychiczny. Było już tak dobrze... Niby Jungkook przeczuwał, iż Junghyun nie żyje, lecz przecież w sercu pozostawała ta nadzieja. Jednak wątpliwości zostały rozwiane. Junghyun umarł, a mój ukochany musi ponownie cierpieć dodatkowo ja razem z nim.

--------------------

Biedny Jungkookie ;(

Umarłam po dance practice i innych występach czy tym comeback show ;---;

Zapomniałam się ostatnio spytać, jak wam się podoba album BTS? ^^ Mi bardzoo. Comeback też wspaniały <3

Do następnego, ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro