Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 30 ~ Oj, no już, dla ciebie wszystko, króliczku

- Jimin... - zacząłem cicho, nie wiedząc czy postępuje dobrze przychodząc tam w ogóle. Jednak usiadłem koło niego na łóżku i przytuliłem się do niego. - Chciałem, żeby te urodziny były jak najlepsze. Ale coś mi chyba nie wyszło - zaśmiałem się smutno. - Kocham cię i przepraszam.

- Nie przepraszaj... Część spędzonych urodzin z tobą była wspaniała, a teraz to już przegina. Nigdy nie przepadałem za dużymi imprezami. - wyznał, odpinając swoją koszulę.

- Ale to o mnie poszło - wyszeptałem niepewnie. - Chłopcy się postarali, na pewno nie chcesz chociaż zjeść kawałka tortu?

- Zaraz zejdę. - westchnął, uśmiechając się lekko. - Poszło o ciebie, bo jestem nieziemsko zazdrosny, więc się nie przejmuj. Lada chwila mi przejdzie.

- Wiesz, że kocham tylko ciebie? - spytałem cicho, chcąc go upewnić w tym gdyby nie był taki tego pewien. - I będę kochał?

- Ja wiem, ale... - lgnął plecami na materac łóżka. - Jest wielu lepszych ode mnie i nadal boję się, że ciebie stracę.

- Głupek mój - zaśmiałem się cicho, kładąc się obok niego bokiem. - Nikt nie jest lepszy od ciebie. A tym bardziej Hoseok. O niego powinieneś być najmniej zazdrosny. Oczywiście bez obrazy.

- Ale ja wiem, że mnie kochasz i według ciebie jestem idealny, ale nadal nie mogę się wyzbyć z siebie tej niepewności. - wyznał mi cicho. - Tym bardziej jak słyszę, że komuś się podobasz, albo się podniecił na twój widok.

- A ty myślisz, że lubię słuchać od Hoseoka jak cię komplementuje albo że chciałby, ekhm, być pieprzony przez ciebie? - uniosłem brew. - Albo ten wzrok dziewczyn kiedy gdzieś razem wychodzimy. Nie podoba mi się to, ale wiem, że nigdy mnie nie zostawisz. Tak samo powinieneś zrobić ty.

- Przecież jak widzisz, że jakaś laska się na mnie patrzy to wystawiasz jej język i łapiesz mnie za tyłek. - zaśmiał się. - A Hoseok jest po prostu niewyżyty, Morał z tego taki.

- Powinieneś to samo robić, ja byłbym bardzo zadowolony z dwóch powodów. Ta dziewczyna już wie, że jesteś gejem i do tego zajętym. A mój tyłek jest bardzo chętny dotyku.

- Uroczy i niegrzeczny króliczek. - uśmiechnął się w moją stronę. - Nawet nie wiesz jaką przyjemność mi teraz sprawiłeś.

- Wyznaniem, że mój tyłek jest chętny cały czas? - zaśmiałem się wesoło. - Mogę ci mówić to częściej, może się na coś załapię.

- Macać to ja ci mogę ten tyłeczek o każdej porze dnia i nocy, kochanie. - zaśmiał się, podnosząc się do siadu i zapiął swoją koszulę. - To co? Idziemy na dół?

- Najpierw buzi, potem zejdziemy, bo do wieczora jeszcze dużo czasu i trzeba jakoś przebrnąć.

- Jesteś taki słodki, że nie mogę odmówić. - uśmiechnął się szeroko i ciepło w moją stronę, zaraz zawisając nade mną, żeby złożyć na moich ustach dość długi i intensywny pocałunek.

- Takiego chcę cię widzieć - wyznałem cicho czując jak szczęście przepływa przez moje ciało. - Uśmiechniętego.

- Jak chcesz mnie takiego widzieć to sam się uśmiechaj... - wyznał to, gryząc lekko moją wargę.

- Ty też będziesz? - spojrzałem w jego oczy z szerokim uśmiechem. Nie mogłem się powstrzymać.

- Tak. Będę. Bo wiem, że wtedy na pewno ty będziesz. - westchnął. - Ale skarbie, proszę. Daj mi się zemścić na tym koniu. Za nas obu

- Nie dzisiaj albo przynajmniej na koniec imprezy - wyszeptałem, przeczesując jego włoski. - Pomyśli, że mu odpuściłeś, będzie zaskoczony.

- Jak ja ciebie kocham... - wymruczał, ponownie wpijając się w moje usta.

- Ja ciebie też - powiedziałem cicho, ale radośnie. Naprawdę. Jednak była szansa, że ten dzień będzie wspaniały. Cały.

- To co, idziemy? Chce jak najszybsze przejść do kolacji z tobą. - wyznał, uśmiechając się pięknie.

- Kolacja? - najprawdopodobniej zmarszczyłem swój nos w niezrozumieniu. - Była też w planach?

- W moich tak. Nie wiem jak z tobą. Finałem jest seks na kanapie. - zaśmiał się, muskając ostatni raz moje wargi i wstał z łóżka.

- Tylko na kanapie? - wydąłem dolną wargę. O cholera, to musiało źle zabrzmieć. - Znaczy... - zarumieniłem się mocno. - Nieważne.

- Nie... oczywiście, że nie. - zaśmiał się. - Możemy też na stole, pod prysznicem, albo w łóżku. Jak wolisz.

- Zabrzmiało to tak głupio - jęknąłem cicho, chowając twarz w dłoniach.

- Jak dla mnie uroczo. - wyznał ciepłym tonem. - No chodź, kochanie. Przy mnie nie masz się czego wstydzić.

- Ja już taki jestem - wstałem ociężale z mebla. - Nie wiem czy kiedyś się tego oduczę.

- Ja cię nauczę. - wyznał Jimin. - Tylko daj mi czas...

- Zobaczymy - uśmiechnąłem się lekko i musnąłem jego usta. - Jestem ciekaw czy trafili ze smakiem tortów.

- Ja chcę tak bardzo czekoladowy. - oblizał swoje usta. - Miałem z nim tyle fantazji...

- Miałeś? - uniosłem rozbawiony brew. - Już nie masz?

- No miałem... - westchnął.- Nie mam ich od kiedy zobaczyłem ciebie ubranego... No wiesz... - zagryzł wargę. - Wtedy moje fantazje się zmieniły

- Chyba coś czuję, że postawiłem sobie poprzeczkę jeśli o to chodzi - zaśmiałem się uroczo. - Powiedz mi kiedyś co i jak, możesz nawet dzisiaj. Wymyślę coś.

- Mam urodziny. Sam ponieś się fantazji, kochany. - zaśmiał się i ruszył w kierunku drzwi.

- Tylko, że ja nie mam pomysłu - wydąłem dolną wargę. - Naprowadź mnie chociaż - poprosiłem go kiedy schodziliśmy na dół po schodach. - To trudne. Jestem kreatywny tylko kiedy maluje.

- Więc to sobie namaluj. - westchnął. - Ja poczekam.

- To mi zajmie za długo - mruknąłem. - Coś wymyślę. Ale nie śmiej się ze mnie jak nawalę.

- Nie miałem nawet tego w planach. - objął mnie w pasie.

Uśmiechnąłem się lekko, wiedząc, że poniekąd uratowałem jednak ten dzień, sprawiając, że każdy z nas się cieszył. Nawet sobie nie wyobrażacie szczęścia Jina hyunga, kiedy okazało się, że ich robota nie poszła na marne. W sumie ja też się cieszyłem, że dołączyliśmy do nich. Nigdy nie obchodziłem tak dużych urodzin, a raczej byłem zmuszony do obchodzenia ich w małym gronie w postaci Junghyuna. Moi rodzice składali mi łaskawie "wszystkiego najlepszego", a resztą zajmował się mój brat. To były drugie urodziny bez niego. Ale nie szkodzi. Wiem, że mnie kocha i jest ze mną w tamtej chwili. Mentalnie.

Reszta imprezy minęła jak z bicza strzelił. Bawiliśmy się jak nigdy wcześniej. Tak jak zawsze chciałem by było. Żeby ktoś więcej niż Junghyun cieszył się, że przyszedłem na świat. To pewnie dlatego się wzruszyłem, kiedy na mojej głowie wylądowała śmieszna czapeczka, a przed nosem wylądował jeden z dwóch tortów. Byłem tak szczęśliwy, że emocje wzięły górę i rozryczałem się tam jak małe dziecko co wzbudziło początkowy niepokój chłopaków, ale potem zrozumieli, że to ze szczęścia przez co zrobili grupowe "awww", a następnie pozwolili mi i Jiminowi zdmuchnąć świeczki. Zgadnijcie co sobie życzyłem. Oczywiście, nie powiedziałem tego na głos.

Żeby było tak zawsze.

Jimin nie rzucił swoich słów na wiatr i za moim pozwoleniem, zemścił się na Hoseoku. Rozumiałem go poniekąd, bo miałem wrażenie, że zareagowałbym podobnie, ale bardziej wrażliwie. W końcu taki byłem. Jednak to nie był moment na łzy smutku, a wręcz przeciwnie, chociaż wiedziałem, że mimo wszystko Jiminowi się to nie spodobało. Ale pocieszyło go jedno, że płakałem ze szczęścia. A to się zdarzyło dwa razy. Pierwszy - tamtego dnia, a drugi, kiedy już wyszliśmy z urzędu stanu cywilnego. Jednak on ich nie widział. I dobrze. Wtedy nie było warto go martwić, nawet tym.

Powracając do zemsty, tak jak myślałem, Hoseok był zupełnie zaskoczony kiedy jeden z kawałków akurat mojego tortu, wylądował na jego twarzy. Nie mógł jednak być na niego zły, skoro wiedział jak bardzo Jimin jest o mnie zazdrosny. Ale to nie znaczy, że na początku nie ganiali się po całym domu. Dopiero kiedy Jin hyung wszedł do gry, uspokoili się i z powrotem usiedli przy stole, gdzie spędziliśmy jeszcze trochę czasu. Chłopcy jednak po dłuższym czasie nieco już przysypiali, bo w końcu pracowali większość dnia, tylko dlatego, żeby na naszych twarzach pojawił się szeroki uśmiech. Wzięliśmy jeszcze Namjoona na bok, kiedy już miał wchodzić na górę, żeby mu wręczyć chociaż mały skromny prezent. Z racji, że jeszcze nie miał okazji zobaczyć ani jednej z mojej poważniejszych prac, podarowałem mu jedną z czego bardzo się ucieszył i docenił gest. Wspaniały człowiek. Jimin również dał mu jakiś upominek, ale nie dociekałem jaki. Skoro Namjoon nie wiedział, mogłem się dowiedzieć później.

- To był wspaniały dzień - stwierdziłem, kładąc się na kanapie, chociaż wiedziałem, że zaraz i tak będę musiał wstać, bo jeszcze został mi do wręczenia jeden i chyba najodważniejszy prezent jakikolwiek zrobiłem. Miałem nadzieję, że nie nawalę.

- Prawda... - usłyszałem cichy śmiech Jimina. - Myślałem, że najlepsze urodziny obchodzi się w małym gronie, ale to też jest spoko. Nie sądziłem, że marzyłeś o takim przyjęciu urodzinowy. Przepraszam, że dopiero po terminie otrzymałeś taką imprezę. Mogłem wcześniej pomyśleć.

- Ja nie jestem typem, który musi dostawać wszystko co chcę, doceniam to co mam - wzruszyłem ramionami, czując, że uśmiech, który miałem na ustach nie zejdzie mi przez długi czas. - Nie przepraszaj. Urodziny w twoim towarzystwie były nadal cudowne.

- Ale jednak to nie to samo... - westchnął z uśmiechem. - Dobra... Może już przejdźmy do prezentów.

- Raczej prezentu, mam dla ciebie tylko jeden - zagryzłem niepewnie wargę i podniosłem się do góry. - Przepraszam.

- Mówiłem o prezencie dla mnie i dla ciebie. - zaśmiał się. - Mój słodziak.

- Ale ty mi już dałeś - zmarszczyłem swoje brwi. - Czemu dajesz mi prezent?

- Nie sądzisz, że jak poszedłem do toalety to dość za długo nie wracałem? - zaśmiał się, wyciągając zza marynarki mały obraz. Naszej dwójki z małym zawiniątkiem na moich rękach, które wyglądało jak małe dziecko w różowym kocyku. - Twoje nauki malowania nie poszły w las, chyba...

Nie wierzyłem w to co widziałem. Naprawdę. Myślałem, że to jakiś głupi, ale naprawdę piękny sen.

- Jeju... - jęknąłem cicho, czując jak po raz kolejny tego dnia w moich oczach zbierają się łzy. Aż mi było wstyd pokazać co ja mam dla niego. Mimo że mówił, że to chciał, mój prezent w przeciwieństwie do jego był okropny. - Kocham cię - podszedłem do niego i wpiłem się w jego usta. Nie umiałem inaczej pokazać jak bardzo jestem szczęśliwy.

- Oj, no już, dla ciebie wszystko, króliczku. - pogładził mój policzek, kiedy oderwaliśmy się od siebie. - To co? Teraz twoja kolej?

- Wstydzę się ci teraz go pokazać - wyznałem cicho, spuszczając wzrok na swoje stopy.

- Jungkook, błagam, podarowałem ci koślawy rysunek. Twój prezent będzie na pewno lepszy.

- Ale namalowałeś coś i to doceniam całym sercem, zwłaszcza, że jest cudowne - westchnąłem. - Zaraz wracam, poczekaj - poprosiłem cicho i odszedłem od niego w kierunku mojej pracowni, gdzie dobrze ukryte było bardzo duże płótno. Wstyd mi było teraz mu podarować swój dość... bardzo odważny autoportret, gdzie no cóż, byłem nagi. W białej pościeli co prawda, która zakrywała moje co nieco. Ale i tak to był okropny prezent.

- Proszę - posłałem mu lekki uśmiech, kiedy postawiłem przede mną płótno. Jeszcze trzeba było to odpakować.

- Czyli też dostanę obraz... - zaciekawił się, odwzajemniając mój uśmiech i przyjął podarunek, zwinnie go odpakowując. - Na niebieskie migdały... -wymruczał, przyglądając się obrazowi z przegryzioną wargą. - Oj, kochanie... Lepszego prezentu w życiu nie dostałem...

- Ale on jest okropny, gdybym wiedział, że dasz mi coś tak pięknego... - westchnąłem. - Ja nie dałem ci nic co mogłoby coś znaczyć.

- Och,Jungkook... - zaśmiał się i zaraz mnie do siebie przyciągnął. - Uratowałeś mnie w tej chwili. Gdy ciebie nie ma to bardzo tęsknię. Teraz będę mógł podziwiać najważniejszą osobę w moim życiu w całej okazałości.

- Mam wyrzuty sumienia - wtuliłem się w niego. - Naprawdę nie masz mi za złe?

- Jungkook to jest przepiękne. - westchnął, całując mnie w czoło. - Jedyne za co mogę być zły to za podniecenie mnie samym obrazem.

Parsknąłem śmiechem, spoglądając na jego twarz z uśmiechem. - Ale patrz częściej na oryginał.

- To dalej... - odłożył obraz na bok. - Udostępnij mi oryginał.

- A nie miało być kolacji jeszcze? - spytałem niepewnie. W końcu tak powiedział, nie chciałem niszczyć mu planów. No chyba, że faktycznie chciał już przejść dalej bez owijania w bawełnę.

- Eh, masz rację. - zmieszał się, wstając z kanapy. - To chodź.

- No chyba, że chcesz podarować sobie to, bo ja nie jestem zbytnio głodny - uśmiechnąłem się lekko, ściągając z siebie marynarkę.

- Widzę, że już postanowiłeś. - zaśmiał się. - Kiedy ściągasz z siebie ubranie to chyba jednoznaczny znak. - sam ściągnął marynarkę.

- W sumie to było mi ciepło i po prostu chciałem ściągnąć, no a decyzję pozostawiłem w stu procentach tobie - również się zaśmiałem. - Więc proszę.

- Jasne. - prychnął, zaczynając rozpinać swoją koszulę. - Krętacz z ciebie. Musisz za to ponieść niemałą karę.

- Za taki ładny prezent i pomoc w urządzeniu twoich urodzin? - uniosłem brew, robiąc smutną minkę. - To niesprawiedliwe.

- To co? Mam ci tym razem wybaczyć? - uśmiechnął się szatańsko, odrzucając swoją koszulę na bok.

- Nie - postanowiłem. - Życie jest czasami niesprawiedliwe i muszę się z tym pogodzić.

- Sam się nie rozbierasz? - zdziwił się udawanie. - A myślałem, że lubisz tą koszulę... - przybliżył się do mnie i zerwał materiał z mojego ciała, po czym dobrał się do paska od spodni.

- Bo lubiłem - mruknąłem rozbawiony. - Ale spodni mi chociaż nie rozrywaj. Dzisiaj potrzebuję pomocy z rozbieraniem.

- Dlaczego niby mam je zostawić w spokoju? - zaśmiał się, wkładając swoje dłonie pod moje bokserki i spodnie, które zaraz zaczął ze mnie ściągać.

- Bo są jednymi z moich ulubionych? - odpowiedziałem. - No i mój tyłek bardzo atrakcyjnie w nich wygląda.

- Powinno cię obchodzić tylko to, że ja patrzę na twój tyłek, a dla mnie najbardziej atrakcyjny jest, gdy nic na sobie nie ma. - ściągnął ze mnie ubrania. - Tak jak w tej chwili... - po odrzuceniu ich na podłogę złapał mnie za mięsień.

- A ja lubię jak go dotykasz, właśnie jak w tej chwili - zaśmiałem się cicho, nie mówiąc do końca prawdy. Uwielbiałem jak go dotykał. - Mój cudowny oppa.

- Twój, twój. Nie zapominaj o tym. - wymruczał i zniżył się trochę, kładąc moje nogi na swoje ramiona i zaczął całować moje podbrzusze

- Nie zapomnę, zgrzeszyłbym za bardzo mocno - westchnąłem, uśmiechając się lekko pod nosem. - A ja jestem niegrzeczny tylko w wyjątkowych sytuacjach.

- Kociak, ja wiem. - klepnął mnie w pośladek. - Dziś na ostro czy czule?

- Kociak? - zapytałem z uśmiechem. - Jak wolisz jubilacie? Dzisiaj jestem drugim z twoich prezentów. Rób co chcesz.

- A gdzie kokardka, mój prezencie? Nie wymęczę cie dzisiaj, bo jutro masz wykłady, ale w weekend przywrócisz sobie funkcje prezentu, dobrze?

- Co tylko sobie życzysz - zaśmiałem się lekko pod nosem. - Już się nie mogę doczekać.

- Więc dziś czule i tylko jeden raz. - ułożył mnie na plecach i ściągnął moje nogi ze swoich ramion, zaczynając ściągać z siebie dolna partie ubrań.

- Ale dostaniesz coś ode mnie w prezencie jeszcze - poczekałem aż pokaże mi się w pełnej osobowości i musnąłem jego usta.

Pogłębił mocno pocałunek i ułożył dłoń na moim policzku, gładząc go. - Jaki prezent?

- Jak będziesz cierpliwy to zobaczysz jaki - mruknąłem, poruszając swoimi biodrami by go jeszcze bardziej podniecić. Chociaż chyba bardziej nie mogłem.

- Króliczku, ile razy mam ci mówić, że tak się nie bawimy? - wymruczał, wkładając swoje palce do moich ust.

Jęknąłem cicho na znak protestu. Byłem już naprawdę spragniony. Ale musiałem go posłuchać. Chciałem być posłuszny.

- Jesteś bardzo rozluźniony. - zdziwił się, kiedy już jego palce były we mnie. - Czyżbym już nie musiał ciebie rozciągać, hm?

- Nigdy nie musisz, Jimin-ssi - uśmiechnąłem się uroczo. - Przy tobie jestem rozluźniony niż przy nikim innym.

- Urocze i zboczone... Jak ja ciebie kocham. - pocałował mnie, a po tym napluł na swoją rękę, zaczynając nią smarować swojego członka. - Gotowy, króliczek?

- Zawsze i wszędzie, ale się zakryj, gdyby jednak kogoś korciło, żeby jednak zejść na dół - poprosiłem go, zaczynając całować jego szyję. Był taki cudowny.

- Ale nic nie ma pod ręką. - westchnął, wchodząc we mnie. - Niech patrzą...

Nie mogłem nic więcej zrobić, bo nie chciałem, żeby przerywał, a zresztą przestała mnie obchodzić reszta tak jak zwykle kiedy Jimin zajmował się mną w taki sposób. Bardzo przyjemny. No jak miałem się skupić na martwieniu się, że zaraz ktoś wejdzie do salonu, kiedy tak gorący facet, który miał cudowne ciało, pociągający głos, a także wspaniały dotyk, pieścił mnie tak intensywnie i mocno? Nie było mocy.

Jego usta w takich chwilach wydawały mi się jeszcze bardziej pociągające niż kiedykolwiek, bo jedyne jakie myśli miałem to raczej niezbyt grzeczne. I gdybym podzieliłbym się nimi z Jiminem, raczej nie skończyłoby się na jednym razie i na pewno nie tak delikatnym oraz słodkim. Oczywiście nie szczędziłem sobie komplementów skierowanych w jego stronę i on zresztą robił to samo. Był jak zwykle najcudowniejszym człowiekiem. Dbał tak bardzo o mnie, zapominając jednak o sobie, co mnie nadal niepokoiło, ale wiedziałem, że on po prostu taki jest i nic nie można na to poradzić. Starałem się jednak, żeby uśmiechał się tak często jak tylko to możliwe, bo on był moim lekiem na wszystko. Mój przepiękny.

Robiłem wszystko, żeby to wszystko trwało jak najdłużej i Jimin trwał w stanie przyjemności przez bardzo długi czas. Taki mini dodatek do jego prezentu urodzinowego. Jednak w końcu nie wytrzymałem powodując swoje dojście i zaraz po tym jego. Chciałem, żeby położył się koło mnie, jednak zapomniałem, że kanapa jest wąska, dlatego zaproponowałem szybki wspólny prysznic, żeby wymyć się z potu oraz wszelkich brudów. Wziąłem ze sobą ubrania Jimina oraz moje, uprzednio jednak karząc mu założyć chociaż bokserki, co zrobiłem również i ja. Potem chciałem się przebrać w jego koszulę, żeby w niej spać, bo wiedziałem, że Jimin uwielbia mój widok w jego rzeczach. Zrobiłem to zaraz po wytarciu swojego ciała i powędrowaliśmy do sypialni, gdzie przy ścianie na szczęście stał oparty obraz z moim autoportretem. Zgadywałem, że mój ukochany zabrał go przed prysznicem, bo jeszcze zniknął na chwilkę zanim weszliśmy pod wodę.

Uwielbiałem usypiać w jego ramionach.

--------------------------------

Oto i rozdzialik moi kochani 

Następny może pojawi się jutro ^^

Do następnego, ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro