Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 29 ~ Wszystkiego Najlepszego!

Po krótkiej drzemce, która zdawała się trwać tylko z pół godziny nie więcej, a tak naprawdę trwała trzy godziny, Jimin zszedł na dół oznajmić chłopakom, że wychodzimy na naszą pierwszą randkę, co może brzmieć absurdalnie skoro jesteśmy małżeństwem. No cóż, tak wyszło. Pomogłem chłopakom poniekąd, bo wyznali mi swój tajemniczy plan jakim była impreza niespodzianka na jego urodziny. Potrzebowali do tego kilku godzin, więc byłem jedyną osobą, która mogłaby go zająć na tak długi czas. Wyszliśmy gdzieś z domu około godziny dwunastej po ówczesnym przygotowaniu się na naszą randkę. Ubrałem się podobnie jak wtedy kiedy Boram przyszła oznajmić nam to okropne kłamstwo, żeby zastąpić złe wspomnienia, zupełnie odwrotnymi, jednak nie zapominając o kilku szczegółach, które sprawiły, że do moich uszu doszło kilka niegrzecznych komentarzy Jimina. Perwert.

Nie mógł jednak powstrzymać szerokiego uśmiechu, kiedy sam z siebie powiedziałem, że wyglądam naprawdę dobrze. W sumie to nawet nie wiem czemu to wyszło z moich ust, ale byłem z siebie dumny i nie mogłem nie przyznać sobie racji. Razem z Jiminem wyglądaliśmy wspaniale. Wiedziałem, że przede mną jeszcze długa droga, ale też byłem pewien, że uda mi się kiedyś powiedzieć, że jestem piękny. Czekałem tylko aż Jimin powie to samo o sobie. Byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

Czas, który spędziliśmy wspólnie w restauracji minął naprawdę szybko, ale także przyjemnie. Uśmiechaliśmy się prawie przez cały czas co poskutkowało lekkim bólem w policzkach, ale nie zwracaliśmy na niego uwagi, tylko w centrum naszego zainteresowania znajdowaliśmy się tylko my. To był naprawdę magiczny czas, który zdecydowanie chcieliśmy kiedyś powtórzyć i to nie jeden raz. Ale jak wyjdzie, tak wyjdzie. Wyjdzie w praniu.

Nie mogliśmy się powstrzymać od częstych komplementów skierowanych w naszą stronę. Najwidoczniej staraliśmy się podnieść wzajemnie nasze samooceny, żebyśmy już nigdy nie próbowali pomyśleć, że nie jesteśmy piękni. Bo jesteśmy. Skoro ja w to uwierzyłem, miałem nadzieję, że Jimin również to zrobi. Na tym mi naprawdę zależało.

Po obiedzie poszliśmy jeszcze na dłuższy spacer, który miał być mini zakończeniem naszej randki. Prawdziwe miało być wieczorem i wyglądać miało zupełnie inaczej. Znaczy tak myślałem, bo Jimin czasami nie mógł się powstrzymać od pewnych komentarzy, które samego mnie pobudzały. Był naprawdę niewyżyty. Ale mi to zupełnie nie przeszkadzało.

Byłem naprawdę szczęśliwy z tego czasu spędzonego wspólnie na głównie rozmowie i przytuleniach. Nikt nam nie przeszkadzał, bo nasze telefony były wyciszone, żeby nas nic przypadkiem nie rozproszyło. Zresztą wątpiłem, że ktokolwiek do nas teraz zadzwoni, bo chłopcy potrzebowali jak najwięcej czasu się dało i to było dla nich jak złoto. Jednak po jakimś czasie robiliśmy się oboje zmęczeni, a nasze nogi odczuwały już skutki tak długiego spaceru, więc ruszyliśmy w stronę domu. Byłem podekscytowany, żeby zobaczyć jego minę kiedy wejdziemy już do środka, a tam chłopcy będą na nas czekać. Miałem nadzieję, że będzie szczęśliwy. Tak jak na to zasługuje.

- To była niesamowita randka - stwierdziłem uśmiechnięty kiedy już byliśmy przed domem. - Dziękuję.

- To ja tobie dziękuję. Nigdy nie miałem lepszych urodzin. - wyznał z szerokim uśmiechem. - Jesteś wspaniały.

- Z roku na roku postaram się o jeszcze lepsze - musnąłem jego usta, owijając swoje dłonie wokół szyi chłopaka. - Nie musisz dziękować o taką oczywistość.

- Takie są jak dla mnie wystarczające. - oznajmił, kładąc swoje dłonie na moich biodrach. - A... Co z tym prezentem, hm?

- Nie chcę, żeby były wystarczające - wydąłem dolną wargę. - Prezent dostaniesz jak będziemy sami. To jest dla mnie zbyt zawstydzające, żebyś go oglądał przy chłopakach.

- Kusząca propozycja, ale wiesz, że kochać będziemy się dziś na kanapie?

- Nie chodziło mi o to! - w tamtej chwili poczułem pieczenie na policzkach. Aish. - I co? Przepraszam?

- Mój błąd. Przepraszam, słodziaku. - zaśmiał się i złożył na obu moich policzkach krótkie pocałunki. - No nie pamiętasz? Ten dreszczyk adrenaliny...

- Ale tylko raz tam - zaznaczyłem. - Nie chcę ryzykować za bardzo.

- Jeden, ale bardzo długi... Może być? - poruszał zabawnie brwiami i złapał mnie za tyłek, podsadzając do góry.

- Nie przesadzaj - zaśmiałem się wesoło. - Ja naprawdę nie spojrzę im w oczy jak nas przyłapią.

- Chyba oni nam jak zobaczą nas nagich i połączonych ze sobą. - spostrzegł. - No, Kookie, nie udawaj świętoszka. Raz mnie związałeś.

- No i co z tego? - przegryzłem niepewnie wargę. - Pamiętaj, że to ja jestem ten wstydliwy.

- Pamiętam, kochanie. Przy tobie nie da się o tym zapomnieć. - zaśmiał się i odstawił mnie na ziemię. - Wchodzisz sam czy mąż ma ci pomóc?

- Wejdę sam, po wszystkim mi pomożesz - uśmiechnąłem się do niego sugestywnie. - Ale na razie sam sobie poradzę.

- No to wchodź. Droga wolna. - pocałował mnie w skroń i objął mnie ręką w tali.

- Mhm... - wyciągnąłem z kieszeni klucze, a ja sam nie mogłem powstrzymać szerokiego uśmiechu. To było trochę podejrzane z punktu widzenia Jimina, ale nie umiałem inaczej. Byłem zbyt szczęśliwy.

Tak jak było w planie, światła w domu były zgaszone co dało mi jednoznaczny dowód, że wszystko poszło tak jak miało pójść. Teraz tylko mieliśmy pójść do salonu.

- Czemu jest tak ciemno? - zapytał cicho Jimin. - Wszyscy śpią już o tej godzinie?

- Może - zagryzłem wargę, żeby powstrzymać swój pisk podekscytowania. - Idź do salonu, zaraz zobaczymy. Ja pójdę do toalety szybko.

- No dobrze... - westchnął ciężko i ruszył w kierunku salonu. - Tylko wróć szybko...

- Ja też już tęsknie - zaśmiałem się cicho i zamiast pójść do toalety, ukryłem się za ścianką, która oddzielała salon od holu. Byłem taki podekscytowany. Bardziej niż kiedykolwiek.

- Wszystkiego Najlepszego! - nagle usłyszałem głośne krzyki chłopaków i gwizdy papierowych trąbek, które i tak były cichsze od wydzierania się moich hyungów.

- Wszystkiego najlepszego, skarbie - wyszeptałem radosnym głosem wprost do ucha jubilata kiedy zjawiłem się tuż za nim.

- Em... na tym gigantycznym transparencie pisze "Wszystkiego Najlepszego Jimin i Jungkook", więc wzajemnie. - uśmiechnął się lekko w moją stronę i podszedł do przyjaciół, zaczynając ich po kolei przytulać, a także zgarniać coraz większą ilość prezentów, której po chwili nie mógł sam udźwignąć. - Nawet Jihyuna ściągnęliście. Szacun.

- Ale dzisiaj są tylko twoje urodziny, nie moje - zmarszczyłem brwi zupełnie nie rozumiejąc tej sytuacji. Dzisiaj to Jimin miał być w centrum uwagi! Tylko on!

- No, ale nie miałeś własnej imprezy urodzinowej! - wtrącił się oburzony Jin. - Całe swoje urodziny spędziłeś z nim. - wskazał palcem na skołowanego Jimina.

- A to według ciebie źle spędzony dzień? - wymruczał mój mąż w stronę najstarszego.

- A czy ja coś takiego powiedziałem? - zapytał z westchnięciem Kim. - Czasem po prostu jesteś nudny. Z nami zawsze jest zabawniej.

- Dzięki za komplement. - mruknął z rozbawieniem Jimin, odkładając wszystkie prezenty na stolik.

Jedyne co mnie pocieszyło to to, że nie dostałem żadnych prezentów. Miałbym wyrzuty sumienia, że zabieram mu w całości dzień, chociaż jest całkowicie jego.

- Jin hyung, mogę już przynieść torty? - odezwał się cicho Yoongi. - Nic nie jadłem od rana.

- A może najpierw dasz Jungkookowi jakiś prezent? - wymruczał Taehyung. - My damy za chwilę.

- Ja dałem pierwszego września. - zaśmiał się Jimin. - Spóźniliście się trochę.

Ludzie potrafią niszczyć marzenia, naprawdę. Nie chciałem żadnych prezentów, a tym bardziej tamtego dnia.

- Nie musicie mi dawać jakichkolwiek prezentów - powiedziałem od razu. - Możecie dać je Jiminowi jak już wydaliście pieniądze.

- Jungkook, bo utnę ci język. - zagroził Jimin. - Dajcie mu już te prezenty. Ale wy wiecie, że Namjoon też miał urodziny, co?

- On już dostał jak wyszliście - wyznał Yoongi. - I powiedział, że mi nakopie w jaja jak napiszę na tym transparencie jego imię. Nie miałem zamiaru ryzykować.

- A ja tak bardzo liczyłem, że napisze. - westchnął Hoseok. - Zniszczył moje marzenia...

- Bo zaraz ja ci nakopię tam gdzie nie powinienem - burknął czarnowłosy.

- Zacznijmy od tego, że Namjoon by ciebie nie kopnął, Yoongi. - wymruczał Jin. - No chyba, iż byś do mnie zarywał czy coś. - poprawił rękaw swojej różowej koszuli.

- Ehe, marzenia - parsknął Yoon, sięgając po jeden z kartonów na stoliku. - Niech ten prezent będzie jednym z najlepszych jakie dostałeś, wreszcie mogłem jakoś wykorzystać w dobrym celu moją wypłatę, więc się ciesz - powiedział rozbawiony, wręczając mi pakunek.

- Jeszcze raz się uśmiechniesz tak do Jungkooka to ja cię kopnę tam, gdzie słońce nie dochodzi i nie mówię tu o pośladkach. - warknął Jimin.

- Przypominam ci, przepraszam, że gustuje w dziewczynach, a Jungkook wyjątkiem od tej zasady nie jest.

- No ja mam nadzieję. - podszedł do swojego brata i poklepał go po plecach. - Dzieciaku, zostaw już to ciasto, bo ci w boki wejdzie.

- No cóż, bywa - wymamrotał z słodyczą w buzi przez co się zaśmiałem cicho. - Żałujesz mi?

- Jihyun, zostaw. - starał się wyrwać bratu słodycz. - Pamiętasz jak płakałeś mi w ramie, że przytyłeś cztery kilo przez ciasta?

- Ale teraz już wiem co to umiar! - Jihyun wstał niezadowolony. - Zostaw. Będę płakał sobie w ramię Jungkooka jak ci to tak przeszkadza.

- Bo myślisz, że ci pozwolę. - wymruczał mój mąż. - Ile już zjadłeś, świnko Peppo?

- To mój pierwszy kawałek - wyznał, zaciskając swoje wargi. - Dzięki, bracie.

- Nie ma sprawy. To twój pierwszy i ostatni.

- Ej - wtrąciłem się. - Są dwa torty. To nie będzie w porządku.

- Masz szczęście. - oznajmił Jimin w kierunku Jihyuna. - Ale pamiętaj, że mam cię na oku. Kazałeś mi sam podpisać umowę...

- Dobra, dobra, niech reszta da Jungkookowi prezenty, bo stoi biedaczek z jednym, a nas trochę więcej - zmienił temat ucieszony, że może nadal jeść. - Ja ci dam swój jak skończę.

- Problem w tym, że chyba jednak zerwiesz dziś ze mną umowę i wraz z Yoongim oraz Tae zjesz oba torty... - burknął szarowłosy. - Więc prezent to dasz chyba rano, więc oddaj. - zabrał mu ciasto. - I teraz idź dać prezent swojemu szwagrowi.

- Jesteś okrutny, naprawdę - burknął Jihyun, podchodząc do mnie jednak z uśmiechem oraz swoim prezentem. - Wszystkiego najlepszego, szwagier. Przepraszam, że tak późno, ale tak wyszło.

- Dziękuję - odwzajemniłem ten gest z lekkim ukłonem. - Ale wy naprawdę nie musicie... Mam wyrzuty sumienia, że skupiacie się na mnie.

- A mi to w pełni odpowiada. - wyznał mój mąż. - Zasługujesz na to jak nikt inny.

- Ale to twój dzień - westchnąłem, odkładając te dwa pakunki na podłogę. - Nawet jeśli na to zasługuje.

- Jungkook ma rację. - westchnął Hoseok. - Jimin masz przecież dziś urodzinki. Mamusia wydała się na świat w bólu i cierpieniu, a potem ujrzała małe zwłoki w krwi, które żyły i dziś są dość duże z pewnie równie dużym interesem i mają męża. Nie zapominajmy, że zwiesz się Park, więc pewnie na ciele masz gąszcz. Mama jest pewnie dumna.

- Okay... - wymruczał Jimin, analizując jego słowa. - Czekaj... czy ty zasugerowałeś, że jestem owłosiony na ciele?

- Twoje nazwisko mówi samo za siebie. - wzruszył ramionami koń, podchodząc do mnie z prezentem. - Sto lat, Kookie.

- Bardziej oryginalnych życzeń urodzinowych nie usłyszałem nigdy wcześniej - wyznałem. No tak, przecież tylko twój brat ci składał życzenia. - Dziękuję, hyung.

- Nie ma sprawy. - zaśmiał się i poklepał mnie po ramieniu.

- A ja czuję się urażony. - wymamrotał mój ukochany. - Nie jestem owłosiony na ciele.

- Udowodnij... - wymruczał z rozmarzeniem Hoseok.

- Jaki ty pojebany jesteś. - westchnął mój Jimin.

- No chyba nie - wtrąciłem się niezadowolony. - Hoseok hyung, nie wiem czy mi to robisz na złość czy nie, ale to nie jest fajne. Miłe tym bardziej.

- Przepraszam. - wymruczał Hope. - Już nie będę.

- No ja myślę. - zaśmiał się Jimin. - Błagam, ludzie i alienie. Możecie już mu dać te prezenty?

To był błąd. Jimin popełnił wielki błąd. Zgadnijcie dlaczego? Na kogo rzuciła się zgraja przyjaciół i próbowała jakoś ułożyć te prezenty tak, żebym mógł jakoś je utrzymać. Niestety bez skutku. Gdyby nie ściana za mną, upadłbym razem z tymi prezentami.

- Dzięki.

- No, ale nie za jednym razem! - krzyknął Jimin, który zaraz do mnie podbiegł i pomógł to odstawić. - Boże, jeszcze mi męża zabijecie...

- Dla takich sytuacji warto jednak było wcześniej ćwiczyć- zaśmiałem się cicho. - Nie szkodzi. Nic się nie stało.

- Ćwiczyć... - westchnął Jimin. - Dobra to co z tymi tortami?

- Już idę. - powiedział Jin. - Yoongi i Tae, pomożecie mi. - poleciał najstarszy.

- Ty tak serio? - zapytał Hoseok. - Jak oni pójdą to torty znikną zanim tu wrócicie.

- Racja... Namjoon i ty mi pomożecie? - westchnął, uśmiechając się niepewnie w kierunku pierwszego z wymienionych chłopaków.

- Jasne - Nam odwzajemnił ten gest cieplej. - Czego się nie robi dla przyjaciół? A zwłaszcza w urodziny.

- Pogodziliście się? - zapytał z uśmiechem Jimin, który objął mnie w pasie.

- Nie wydało ci się dziwne, że wstaliśmy później od was? - parsknął Joon, który był wyraźnie rozbawiony. - Tak, pogodziliśmy się.

- Ugh, uprawialiście seks pod naszym dachem? - udał oburzenie mój mąż.

- Tak - odpowiedział zwyczajnie jakby to nic złego przez co musiałem się zaśmiać. - Mieliśmy czuć się jak w domu przecież.

- A ty powinieneś wiedzieć, że mamusia z tatusiem powinni ze sobą sypiać. - wymruczał Jin.

- Z tego co wiem to moim ojcem jest Yoongi. - prychnął Jimin.

- Masz dwóch ojców, niewdzięczniku. - warknął cicho Jin. - Jeden to dla mnie kochanek, a drugi to leń żerujący na moich produktach spożywczych.

- Obydwu kochamy całym sercem - wtrąciłem się, posyłając mu uśmiech. - A teraz idźcie po torty może...

- Zrobię Jiminowi na złość i dziś też będę uprawiał seks z Namjoonem. - oznajmił z uśmiechem Jin, który radosnym krokiem ruszył w kierunku kuchni. - Oczywiście, nie tylko dlatego! Miłość po prostu ze mnie będzie tryskać przez parę tygodni zanim się unormuje, dlatego musi ktoś mnie zaspokajać!

- Wątpię, że będzie na to zwracał uwagę - wymamrotałem pod nosem, wywołując tym samym śmiech mojego męża. - No co?

- Nic, nic. - zaśmiał się głośniej. - Ty to masz wygadane. Uwaga, dziś w domu będzie orgia, ale w oddzielnych pokojach!

- Czyli nie ryzykować wychodzeniem wieczorem z pokoju? - spytał Yoongi, który już zajął miejsce na kanapie.

- Jak chcesz to wyjdź, ale jutro Jungkook nie spojrzy ci w oczy. - zaśmiał się Jimin.

- Nie wyjdę - postanowił. - Tobie też to radzę - zwrócił się do Taehyunga.

- Racja... - westchnął Taehyung. - Skoro nauczyciel muzyki mi tak radzi...

- No radzi, więc się słuchaj - zaśmiał się czarnowłosy. - Ej, jak oni sobie urządzają orgię to co my będziemy robić?

Tae odsunął się trochę od czarnowłosego.

- Nie sugeruje, żebyśmy robili to samo, boże - westchnął załamany. - Oni się będą bawić przez co my nie będziemy mogli spać. Hoseokowi pewnie znowu stanie przez jęki Jungkooka i pójdzie do toalety. A my będziemy gapić się w sufit.

- Co? - warknął Jimin. - Hoseok! Pojebany koniu! Kurwa niech cię tylko dorwę!

- Ups, nie mówił wam o tym? - Yoongi zacisnął usta rozbawiony. - Myślałem, że tak... Ale bez bijatyk.

- Kurwa, weź mnie trzyma, bo powybijam mu te końskie zęby. - syknął Jimin, ruszając w kierunku kuchni.

- Jimin-ah! - zatrzymałem go, chociaż nie wiedziałem czy dobrze robię. - Uspokój się, proszę. W nasze urodziny...

- No właśnie. W moje urodziny jestem nietykalny. - warknął, wchodząc do pomieszczenia.

- Jimin, proszę - złapałem znowu go za dłoń. - Zrobię wszystko tylko nie bądź na niego zły. Proszę. Nie chcę dzisiaj żadnych kłótni.

- Coś się stało? - zapytał Hoseok z tortem na rękach.

- Nie. - uśmiechnął się słodko Jimin. - Wiesz jak smakuje koń w czekoladzie?

- Em... chyba nie? - wymruczał Hoseok. - A co?

- Jimin-ssi! - uniosłem na niego swój głos. - Proszę! Zrób to dla mnie. Kochanie, proszę...

- On się podniecił na twoje jęki. - warknął mój mąż. - Nie wypuszczę go z tego domu żywego... Powiedz Hoseok. Masturbowałeś się słysząc je?!

- O kurwa. - wymruczał Hoseok, ukrywając się za plecami Jina.

- Jimin, proszę - ścisnąłem jego dłoń mocno. - Odpuść mu, błagam cię. Naprawdę.

- Niech mi odpowie. - westchnął, patrząc spod byka na starszego.

- Jimin, ja ciebie błagam, spokojnie. - zaraz w kuchni znalazł się Tae wraz z Yoongim. - Mu tylko taki żołnierzyk stanął, a potem poleciał do łazienki i się no... no spuścił się

- Boże, a myślałem, że to będą fajne urodziny. - westchnął mój mąż. - Jak jeden człowiek potrafi zjebać humor w minutę. - dodał, wychodząc z kuchni.

- Dzięki, że się postaraliście i w ogóle, ale chyba impreza jest odwołana - poczułem jak łzy formują się pod moimi powiekami. To przeze mnie. To wszystko moja wina. - Przepraszam was, że to jednak przeze mnie - wyszeptałem, czując jak moje serce boleśnie się ściska. - Pójdę z nim porozmawiać - przełknąłem ślinę i również wyszedłem z pomieszczenia, kierując się do sypialni, gdzie miałem nadzieję, że się znajduje. Nie myliłem się.

--------------------------

No i mamy małą drameee ;---;

Hope znów atakuje, tym razem zazdrość Jimina ;;;;

Do następnego, ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro