Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 20 ~ Co wy tu...

Po chwili obaj usłyszeliśmy pisk obrzydzenia Boram, która wyszła szybko z naszego domu, a wtedy Jimin oderwał się ode mnie i wyciągnął swoje ręce z moich spodni. - Nie obwiniaj się, Jungkook. - przetarł sobie twarz i oparł się o ścianę.

- Jak mam się nie obwiniać, kiedy nawet nie umiałem się postawić i nawet przez chwilę w to uwierzyłem? - parsknąłem smutnym śmiechem. - Jestem słaby. Teraz to sobie uświadomiłem. Szkoda, że tak późno.

- Ja też w to uwierzyłem przez chwilę, Ona potrafi nieźle zamydlić oczy - westchnął ciężko. - Nie jesteś słaby, jesteś silniejszy ode mnie, skarbie. Tak mi przykro, że mnie poznałeś. Przeze mnie moja rodzina psuje dobrą opinię twojej rodziny...

- Nie żałuję, że cię poznałem - zapewniłem go, siadając na podłodze i odchyliłem głowę do tyłu, spoglądając na mojego ukochanego z małym uśmiechem. - Chodź tu do mnie.

- Kocham cię, Jungkook - wyszeptał, zaraz przyciągając mnie do siebie. - I teraz odpowiem ci na twoje pytanie. Nie zostawię cię. Nawet gdybyś miał z Boram dziecko, odebralibyśmy jej prawa rodzicielskie i razem byśmy je wychowali, bo to by nie była twoja wina, kochanie, że zaszła z tobą w ciążę.

- Wszystkiego się po niej spodziewałem, ale nie tego - wyznałem, wzdychając. - Ja też cię kocham. Najmocniej na świecie.

- Wiem, skarbie.- zaczął czule gładzić moje włosy. - Ale już po krzyku. Wyjaśniło się. Teraz będzie już wszystko dobrze - westchnął, całując mnie w czoło.

- Dziękuję, że jesteś przy mnie - szepnąłem, wtulając swoją twarz w jego szyję. - Dziękuję.

- Nie dziękuj. To normalne, że jestem przy tobie w takich chwilach. W końcu nie bez powodu mam status twojego męża, nie? - zaśmiał się cicho.

- Jesteś moim aniołem i nie komentuj tego, proszę - przeniosłem się na jego kolana, żeby nam było wygodniej. - Wykochasz mnie?

- Oczywiście, że ciebie wykocham. Chciałem nawet na oczach mojej siostry, ale tylko ja mogę patrzeć na twoje nagie ciało - wyszeptał już z chrypą podniecenia na gardle, kładąc swoje dłonie na moich plecach.

- Ono jest w całości twoje - wyznałem cicho z uśmiechem, a on go zaraz odwzajemnił, ściągając z siebie koszulę, która zaraz wylądowała obok nas. - Możesz nas przenieść na dywan? - spytałem szeptem, obserwując zaraz jak chłopak kiwa głową i podnosi nas do góry, żeby położyć mnie plecami na miękkim, a także puszystym materiale, który wcześniej rozłożył, kiedy posadził mnie na kanapie i następnie przeniósł mnie na niego, a on sam mógł zawisnąć nade mną z czułym i pełnym miłości wzrokiem. Byłem pewien, że wszystkie słowa, które wypłyną z naszych ust przez następnych kilka minut, będą całkowicie szczere. I z pewnością poczuje się doceniony.

Jesteś piękny.

Kocham cię, skarbie.

Ja ciebie też.

Mój najwspanialszy.

Jesteś moim własnym, prywatnym cudem.

Nie miałem okazji słyszeć piękniejszych dźwięków jakimi były nasze sapnięcia, jęknięcia, a także czasami mlaskanie przez pocałunek. Dzięki temu byłem pewien, że obydwu nam jest przyjemnie i nie chcemy tego przerywać za żadne skarby. Kochałem to jak się mną zajmował, to jak się do mnie uśmiechał i to z mojego powodu, to jakimi pocałunkami mnie obdarowywał i spojrzeniami jakimi mnie obdarzał. Po prostu kochałem go jak wariat. I to jak z czułością całował moje ciało po skończonym stosunku, wychwalając je jakbym był jakimś bóstwem. Co robił za każdym razem, nawet w tamtym momencie.

- Byłeś cudowny, kocham cię, wiesz? - szepnąłem, czując jak jego usta wędrują po mojej szyi, a także ramionach i innych częściach ciała do których miał dostęp, kiedy leżał za mną na boku. Jedna z rąk również pieściła moje ciało, sprawiając, że czułem się lepiej niż w niebie.

- Ty również byłeś wspaniały - wyszeptał przyjemnym dla mojego ucha tonem i przyciągnął mnie do siebie mocniej. - I wiem, że mnie kochasz. Ja ciebie też. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo i mocno.

- Pewnie tak samo jak ja - zaśmiałem się cicho, kładąc swoją głowę na wyprostowanej ręce. - Zaraz będę musiał wstać, żeby zrobić coś nam jeść.

- Nie jestem głodny - wymruczał, nie zaprzestając całowania mojej skóry. - Najadłem się tobą.

- Ale potem zgłodniejesz i dopóki mam siły, chcę to wykorzystać - odwróciłem się w jego stronę z małym uśmiechem. - Potem jeszcze się rozbiorę, żebyś mógł robić to dalej.

- Ugh, niech będzie - westchnął ciężko, całując mnie na sam koniec w policzek. - Ale obiecujesz, że wieczorem powtórka? Całokształtu.

- Obiecuję, że gdyby cokolwiek się stało i tak to powtórzymy, nawet może dwa razy jak będziesz miał siły - zaśmiałem się wesoło, zaraz obdarowując jego usta przeciągłym pocałunkiem i podniosłem się niechętnie do góry, zaraz sięgając po swoje spodnie i bokserki. Na szczęście były czyste i zresztą ja sam też byłem, więc bez problemu mogłem je założyć.

- Czekaj.- zaśmiał się, wstając za mną i nałożył na mnie swoją koszulę. - Seksownie wyglądasz w moich rzeczach. Sprawisz mi przyjemność?

- Tak, ale ty też się ubierz - poprosiłem go z uśmiechem. - Proszę bardzo ładnie.

- Nie mógłbym ci odmówić - musnął przeciągle moje usta, zaraz sięgając po swoje spodnie i bokserki.

- Mam nadzieję, że zaraz pójdziesz na górę, żeby założyć jakąś koszulkę - uniosłem brew.

- A źle wyglądam bez? - mruknął, marszcząc brwi z chytrym uśmiechem. - Nikogo tu nie ma prócz ciebie.

- Jimin, proszę - wymruczałem, zawieszając swoje ręce za jego szyją. - Wyglądasz za dobrze bez koszulki. Ubierz ją, bo kusisz.

- Przyznaj po prostu, że moje ciało zaczęło cię obrzydzać - westchnął, patrząc mi w oczy.

- Jimin, przestań, proszę - wyszeptałem smutno. - Masz idealne ciało. I nie sprzeciwiaj się. Mam swoją opinię na ten temat. Zrozum to wreszcie. Jak tak bardzo chcesz zostać bez koszulki to zostań, mnie coś roznosi w dobrym sensie kiedy widzę cię bez niej. Uwierz.

- Dobra, pójdę założyć koszulę. - ściągnął z siebie spodnie i ruszył na górę.

- Jimin... - dobiegłem do niego i odwróciłem w swoją stronę. - Uwierzyłeś mi?

- Tak, tak. - uśmiechnął się lekko. - Oczywiście, tak jak ty w to, że jesteś piękny.

- Jimin - jęknąłem, wiedząc o co mu chodzi. To znaczy, że nie uwierzył. Musiałem zmienić swoje nastawienie. Tak nie mogło być. - Zawrzyjmy umowę. Każdy z nas będzie pisał dwie listy. Jedna na której będziemy pisać co lubimy w swojej drugiej połówce, a druga na której będziemy pisać co lubimy w sobie. Każdego dnia musimy napisać przynajmniej jeden punkt. Zaczynamy od poniedziałku, kończymy w niedzielę. Musi to być całkowicie szczere. Przestaniemy je pisać, kiedy powiedzmy, że pewnego dnia napiszemy "jestem wart wszystkiego dobrego i jestem piękny". Będziemy je mogli czytać albo przekazać sobie nawzajem w niedzielę. Co ty na to? - to wszystko powiedziałem na jednym wdechu, a słowa uciekały ze mnie jak z karabinu maszynowego. Nie sądziłem, że wpadnę na tak dobry pomysł.

- Czyli terapia.- westchnął, wywracając oczami. - Niech będzie, ale wiedz, że nie wiem czy to coś pomoże.

- To nie jest terapia, nie myśl, że jestem psychologiem, jestem twoim mężem, który chcę uwierzyć w to, że jest piękny, żebyś był ze mnie dumny i wziął ze mnie przykład. Proszę. Nie myśl, że to terapia.

- No dobra - przytulił mnie do siebie. - Zrobię wszystko, żebyś uwierzył w to, że jesteś piękny, Jungkookie.

- Zrobię wszystko, żebyś uwierzył w to, że jesteś piękny, Jimin-ah - oddałem uścisk, całując go w policzek. - Zostań bez tej koszulki i poprzeszkadzaj mi w kuchni, może dam się szybciej zaciągnąć do łóżka - odsunąłem się od niego z uniesionym kącikiem ust.

- Okay, ale... - spojrzał w dół. - Spodnie muszę założyć?

- Spodnie załóż w razie czego, gdyby ktoś zrobił nam niezapowiedzianą wizytę, w porządku? - pocałowałem go w policzek. - Tylko, żebym nie wykrakał - zaśmiałem się cicho.

- O czymś nie wiem? - wymruczał, wykonując moją prośbę.

- Ja nie wiem, czy ktoś przyjdzie - wzruszyłem ramionami. - Nie spodziewamy się nikogo w każdym razie.

- Wierzę ci na słowo, skarbie - zaśmiał się i wziął mnie na ręce. Oczywiście nie pogardził sobie porządnym zmacaniem mojego tyłka.

- Zanieś mnie teraz ładnie do kuchni, bo mój brzusio domaga się jedzenia - poprosiłem go, uśmiechając się lekko.

- No przecież już ruszam.- cmoknął mój nos i zaraz ostrożnie zszedł ze schodów.

Czułem niesamowitą ulgę, że Jimin się zgodził na ten pomysł, bo myślałem, że będę musiał używać swojego cudownego uroku, żeby go przekonać do niego. Chyba, że zrobiłem to nawet nie wiedząc. Możliwe też, że widział bardzo dużą nadzieję w moich oczach.

Kiedy już obydwoje byliśmy w kuchni, Jimin odłożył mnie na blat, a sam stanął pomiędzy moimi nogami, jakby naprawdę chciał mnie odciągnąć od pomysłu robienia jedzenia w kuchni.

- Co byś chciał potem zjeść? - spytałem, chyba wiedząc jaką odpowiedź otrzymam, ale kto wie. Może będę się mylić?

- Potem? Kolację. - wzruszył ramionami uśmiechając się pięknie. - Teraz? Ciebie.

- A co byś zjadł na obiadokolację? - zadałem kolejne pytanie, odwzajemniając jego uśmiech. - Zrobię wszystko co zechcesz, chyba, że nie będę umiał tego zrobić.

- Ciebie? - odpowiedział pytaniem, po chwili się śmiejąc. - Zrób do jedzenia co tylko chcesz. Mówiłem już, że nie jestem głodny.

- Ale potem będziesz i chcę, żebyś zjadł coś co lubisz, więc powiedz cokolwiek - pokręciłem głową, przeczesując zaraz jego włosy.

- Zrób byle co - westchnął ciężko. - Poza tym jak będę głodny to zrobię sobie kanapkę.

- Jesteś najbardziej upartym człowiekiem jakiego widział świat - zaśmiałem się, spoglądając na jego twarz z przygryzioną wargą. - A co powiesz na... - uśmiechnąłem się jak najbardziej kusząco mogłem. - Deser, który zjesz z mojego ciała?

- Jak najbardziej się zgadzam - zagryzł mocno wargę, zapewne wyobrażając to sobie. - Najem się podwójnie...

- W porządku, ale to wieczorem, teraz am am i przytulaski - zeskoczyłem z blatu, chcąc zacząć przygotowywać nam obiad, a dla Jimina kolację, bo po prostu byłem pewien, że i tak zgłodnieje i zje to co przygotowałem, tylko po prostu później. Ale niestety w tym przeszkodził mi dzwonek do drzwi. - Nawet nie próbuj iść tam bez koszulki - zaznaczyłem, widząc jak ten zaczyna iść w kierunku wejścia do domu. - Ja się tym zajmę.

Podbiegłem do drzwi, bo ktoś za nimi wyraźnie się niecierpliwił, dzwoniąc do nich jak oszalały. Byłem ciekaw kto to.

- Już, już - podniosłem głos, otwierając zamek od drzwi. To co tam zobaczyłem, trochę mnie zdziwiło. W końcu niecodziennie twoi przyjaciele niemal z całego kraju zjeżdżają się do Busan, prawda? - Co wy tu...



jutro rano pojawi się "white ears" ♥
dobranoc xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro