~ 11 ~ Chcę założyć z tobą rodzinę, okay?
Perspektywa Jimina:
Dnia kiedy pojechałem do Daegu nie sądziłem, że będę musiał tak szybko wracać. Zostawiłem Jungkookowi tylko wiadomość na stole w kuchni, gdyż nie chciałem mu przeszkadzać. No, ale widać, że bardzo się przejechałem na moim dobrym humorze i chęci pomocy przyjacielowi w potrzebie.
Nawet nie zważając na nawoływania Taehyunga, od razu po przeczytaniu wiadomości Jungkooka zabrałem wszystkie swoje rzeczy i wsiadłem w samochód. Nie chciałem, żeby mój mąż był sam w tym momencie. Za dużo przeszedł w życiu, a nie wybaczył bym sobie, gdyby Jungkook z powodu braku mojej obecności sięgnął po żyletkę. Nie dbałem o nic w tamtej chwili. Miałem gdzieś prędkość z jaką jechałem, Po prostu chciałem być już przy Jungkooku. Tak samo jak on był przy mnie, gdy najbardziej tego potrzebowałem.
Jednak nawet, gdy zobaczyłem rodzinny dom mojego ukochanego to nie czułem spokoju. Pełen obaw wjechałem do garażu i wyłączyłem silnik, następnie odpinając pasy i zabierając kluczyki ze stacyjki. Zostawiłem jednak resztę rzeczy w samochodzie i pobiegłem do środka domu, zastając mojego męża płaczącego na kanapie. Boże, nienawidziłem jak on płakał...
- Niepotrzebnie ci to pisałem - powiedział cicho, gdy go przytuliłem do siebie. Cały się trząsł, chociaż zmienił ubrania, a w domu było ciepło. Pociągnął nosem i spojrzał na mnie kątem oka. - Nie wybaczyłbym sobie gdyby coś się ci stało.
- Dobrze, że napisałeś. - wyznałem cichym i spokojnym tonem. - Inaczej ja bym sobie nie wybaczył, że nie było mnie przy tobie, gdy potrzebowałeś pocieszenia, albo zwykłego przytulenia. - westchnąłem, zaczynając gładzić czule jego włosy. -Wytłumaczysz mi jeszcze raz na spokojnie co się stało?
- Wiesz, że po wczorajszym trochę mnie boli tyłek - zaczął, a ja pokiwałem głową, nie chcąc mu przerywać. - Kilka razy zdarzyło mi się upaść i przez to boli mnie trzy razy mocniej. Na przerwie obiadowej chciałem coś zjeść, bo to co zjadłem rano to było za mało i byłem głodny jak wilk, ale okazało się, że nie wziąłem ani śniadania, ani pieniędzy, żebym mógł sobie coś kupić. Byłem strasznie zły na siebie, ale myślałem, że chociaż reszta dnia będzie w porządku, ale się myliłem. Profesor od historii sztuki miał zły humor i musimy przez to napisać referat na trzy strony. Potem zaczęło padać, więc wpadłem na pomysł z autobusem, ale kiedy szedłem na przystanek, ochlapał mnie jakiś samochód, zresztą nie miałem parasola, więc byłem cały mokry. Jeszcze po tym przypomniałem sobie, że nie mam pieniędzy na bilet, a sekundę później kierowca zamknął mi drzwi przed nosem. To było okropne. Myślałem, że będziesz w domu, ale okazało się inaczej i nie chciałem, żebyś przyjeżdżał, bo to strach w taką ulewę.
- Oj, kochanie... - westchnąłem ciężko, zaciskając usta w wąską linię. - Przepraszam...
- Nie szkodzi - uśmiechnął się lekko, ale potem odchrząknął. - Mogę mieć do ciebie prośbę?
- Oczywiście. - zgodziłem się nawet nie słuchając tego co ma mi do powiedzenia. Byłem mu to winien. - Co takiego?
- Możesz mi przynieść coś cieplejszego do ubrania? - spytał niepewnie. - Coś czuję, że jutro będę w trybie "choroba".
- Nie ma sprawy, ale... - puściłem go i wstałem z kanapy, biorąc ukochanego na ręce. - Najpierw weźmiesz ciepłą kąpiel.
- Czuję się teraz winny - wymamrotał, opierając się o mnie. Tak jak zwykle. Mój słodki króliczek. - I głupi.
- To wszystko moja wina... - pocałowałem go w głowę z niemymi przeprosinami. - To przecież ja przegiąłem z seksem i zrobiłem ci kanapki na uczelnie, których zapomniałeś i gdy miałem za tobą pobiec i je dać to zadzwonił Tae. Do tego bez twojej wiedzy pojechałem do Daegu, a przecież powinienem odebrać cię z uczelni, wiedząc, że ma dziś padać...
- Przecież nic się nie stało, to nie twoja wina - jęknął niezadowolony. - Chciałem tego seksu, to ja nie wstałem wcześniej, a ty chciałeś mu pomóc. Nie obwiniaj się.
- Ale jednak mogłem coś zrobić... - wtuliłem jego w siebie. - Kocham cię i obiecuję, że od teraz będę lepiej o ciebie dbał. No i pomogę ci z referatem.
- Dbasz o mnie idealnie, nie mogłem trafić na nikogo lepszego - wymruczał, pociągając nosem. - Ja też coś kocham. I nie musisz mi pomagać. Wątpię, że to jest coś co cię interesuje.
- Pomogę mimo to. - uśmiechnąłem się lekko. - Ja sam nie miałem szansy pójść na studia. Będzie fajnie.
- Nie chcesz pójść? - spytał. - Przecież teraz masz szansę. I pójdziesz na coś co będziesz chciał, oczywiście. Na przykład taniec.
- Nie mam pieniędzy, a poza tym teraz muszę znaleźć jakąś pracę. W końcu będę musiał nas utrzymać, kiedy twoi rodzice przestaną przesyłać dla ciebie pieniądze. - wyznałem, wchodząc do łazienki.
- Nie ma nawet mowy - pokręcił głową. - Daj mi chociaż tak się odwdzięczyć. Jimin, proszę cię. Pójdź na studia. Chciałbym cię zobaczyć jak odbierasz dyplom za ukończenie. Będę sprzedawał swoje obrazy. Za to będziesz chodził na studia i za to będę nas utrzymywał. W końcu skoro są dobre to może będą coś warte.
- Nie pozwolę na to, żebyś sprzedawał swoje dzieła. - oznajmiłem hardo.
- Kochanie, proszę - wyszeptał błagalnym tonem głosu. - Wiem dobrze, że chcesz iść na studia. Zrób to dla mnie i mi odpuść. Zależy mi na tym, naprawdę.
- Pod warunkiem, że pozwolisz mi chodzić dodatkowo do pracy i nie sprzedasz żadnego swojego obrazu. - postawiłem go na podłodze i ściągnąłem z niego przemoknięte ubrania.
- Ale obiecaj mi, że nie będzie to zbyt męcząca praca i ja też będę mógł pójść do jakiejś.
- Ty nie będziesz mógł, bo... - przerwałem. - Nie ważne.
- Dlaczego niby nie będę mógł? - uniósł brew.
- Mówiłem, że nie ważne. - westchnąłem, zdejmując z niego ostatnią część garderoby, czyli skarpetki i podszedłem do wanny, zaraz po zatknięciu odpływu, odkręcając kurek od ciepłej wody. - Chodź tu. - wziąłem go ponownie na ręce i posadziłem w środku.
- Przedstaw mi argument, który sprawi, że nie pójdę do pracy. Inaczej zacznę jutro szukać.
- Chcę założyć z tobą rodzinę, okay? - spuściłem wzrok i zagryzłem wargę, wlewając do wanny płyn o zapachu owoców leśnych i drugi o zapachu róży.
- Naprawdę? - spytał cicho. - Nie spodziewałem się... Ale zdajesz sobie, że nie dam ci dziecka? Wiem, że jestem wyjątkowy i w ogóle, ale nie aż tak...
- Wiem, że nie dasz mi dziecka, Jungkook. Podstawówkę skończyłem. - wywróciłem oczami. - Ale są w tych czasach różne sposoby na posiadanie dzieci.
- Przytul mnie, bo nigdy nie sądziłem, że ktokolwiek będzie chciał mieć ze mną małego słodziaka.
- To chyba oczywiste, że chce mieć z tobą dziecko. - westchnąłem, przytulając go. - W końcu kocham cię ponad wszystko.
- Ale wychowamy ją na mieszankę - powiedział cicho po krótkiej chwili. - Żeby miała coś z obu tatusiów.
- Ją? Miała? - niosłem brwi w zdumieniu.
- Zawsze chciałem mieć małą księżniczkę - wyznał zawstydzony, rumieniąc się mocno. - Przepraszam...
- Nie, nie, nie... Spokojnie. - uśmiechnąłem się szeroko. - Pasuje mi to, ale... jako gej chciałeś mieć dzieci? Nie każdy homoseksualista pragnie ich mieć.
- Chciałem i to bardzo, nawet można powiedzieć, że pragnąłem, ale wiedziałem, że nigdy nie będę miał. Bo nie będę posiadał możliwości.
- Mogłeś zawsze poruszyć ten temat. - pogładziłem go po karku. - Nawet gdybym nie chciał mieć dzieci to dla ciebie zrobiłbym wszystko.
- Nie mogłem go poruszyć, bo zbyt się bałem, że zrobisz to ze względu na mnie, a nie, dlatego że tego chcesz - uśmiechnął się słabo pod nosem. - Chciałbym jej zapewnić dom, którego ja nie miałem.
- Dlatego nie możesz pracować. - westchnąłem, całując go w nos. - Jak zdecydujemy się na małą księżniczkę to ona musi kochać przynajmniej jednego rodzica.
- Będzie kochała nas obydwu - obruszył się niezadowolony. - I nawet nie próbuj tego kwestionować, bo będę spał w salonie.
- Będę dużo pracował, więc pewnie będę dla niej taki jak dla mnie są moi rodzica, a dla ciebie twoi. - pocałowałem go w policzek. - A zdecydowałeś się na wiek w razie adopcji?
- Śpię na kanapie - mruknął. - I będę spać dopóki nie przyznasz mi racji. Nie nie zdecydowałem, bo mi to obojętne.
- Nie będziesz spał na kanapie z bolącym tyłkiem. Jak już to ja tam będę spał. - westchnąłem ciężko, ruszając w kierunku drzwi. - Zaraz przyniosę ci suche ubrania. - oznajmiłem cicho i wyszedłem z pomieszczenia, zaraz po tym wchodząc do sypialni, w której z szafy wyciągnąłem jakieś wygodne dresy i sweter, a także grube skarpety i bieliznę. Następnie z westchnięciem, otworzyłem drzwi od łazienki i szybko położyłem je na koszu do prania nie patrząc na Jungkooka. W końcu trochę go wkurzyłem, więc wolałem nie ryzykować i wyszedłem z toalety, ruszając na dół, żeby przygotować dla mojego męża jakiś ciepły posiłek i napój.
---------------------------
No i co teraz ;---; Kłótnie Jikooka nie są fajne ;-;
No, no, w końcu tematy o małych jikooczkach
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro