Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3. Córeczka tatusia

Kiedy patrzę w oczy mojego taty

Oczy mojego taty...

Wtedy światełka zaczynają świecić

I słyszę te stare kołysanki

Eric Clapton – My Father's Eyes

Gdy już trochę się uspokoiłam, zaniosłam plecak do swojego pokoju i przeszłam do kuchni, gdzie mama kończyła gotować obiad.

– Gdzie Floyd? – zapytała od razu, gdy mnie zobaczyła. Jej ton sugerował obawę o to, że znowu coś nabroił. Na przykład pobił się z kimś w szkole i musiał zostać po lekcjach, co już się zdarzało.

Nie patrząc jej w oczy, odpowiedziałam:

– Trener coś od niego chciał. Kazał przekazać, że się spóźni. – Nienawidziłam okłamywać rodziców i byłam zła, że Floyd mnie do tego zmusił. A raczej skutecznie przekonał, pomyślałam, czując ciężar dwudziestki w kieszeni. – Logan mnie podwiózł – wyjaśniłam od razu, uprzedzając jej pytanie.

– Och. – Uspokojona opuściła ramiona i wróciła do mieszania w garnku. – Jak ci minął dzień w szkole? – Skoro już upewniła się, że mój brat nic nie nawywijał, mogła ze spokojem przejść do mnie.

– W porządku. – Wzruszyłam ramionami i usiadłam przy stole. Skoro nadarzyła się okazja, wolałam pójść za ciosem i spróbować zagaić o nadchodzący weekend. – Mogę... Hm... Mogę nocować u Blair w sobotę? – Ledwo przeszło mi to przez usta. Czułam gulę w gardle, a serce biło mi tak szybko, jakby za chwilę miało wyskoczyć z piersi.

– Jasne. – Mama zgodziła się od razu, nawet nie odwracając się w moją stronę.

Zalała mnie ulga wymieszana z wyrzutami sumienia.

A jeszcze gorzej mi się zrobiło, jak do kuchni wszedł tato i pocałował mnie w czubek głowy.

– Cześć, moja muzo. Jak w szkole?

– Dobrze – odpowiedziałam zdławionym głosem. Rodzice byli dla mnie tacy dobrzy, a ja robiłam im takie świństwo. Naprawdę źle się z tym czułam.

Gdy tato podszedł do mamy i objął ją od tyłu, byłam bliska wyznania im prawdy. Byli cudowni i zasługiwali na coś więcej niż dwoje nieposłusznych dzieci. Im dłużej im się jednak przyglądałam, tym ta nagła ochota mijała.

Tato szepnął coś mamie do ucha, na co ona zaśmiała się cicho i trzepnęła go w rękę, którą obejmował jej biodro. On przytulił ją tylko mocniej. Zazdrościłam im tej miłości. Też chciałam przeżyć coś takiego. Sądziłam, że Logan był tym jedynym, tak jak tato dla mamy.

Opowiadała mi, że był jej pierwszą prawdziwą miłością. Zakochała się, gdy tylko go poznała, choć mieli całkowicie odmienne charaktery. Tato był raczej z tych cichych, grzecznych i odrobinę nieśmiałych, a mama wręcz przeciwnie. Kipiała energią i wszędzie było jej pełno. To ona zrobiła pierwszy krok i zaprosiła go na randkę. Na początku się nie zgodził, miał wtedy dużo na głowie, bo było to niedługo po tym, gdy zmarła babcia, jednak mama tak długo się o niego starała, że w końcu jej uległ. Dlatego jeśli moja mama była gotowa na wyrzeczenia i walkę o tatę, to ja także mogłam poświęcić się w imię miłości. To tylko jedno małe kłamstwo, a być może ta impreza mogła być przełomem w relacji mojej i Logana. Miałam nadzieję, że spojrzy na mnie inaczej, gdy zobaczy mnie w innym środowisku niż szkoła i dom, gdzie widział we mnie tylko młodszą, niezdarną siostrę Floyda.

Finalnie obiad zjedliśmy tylko w trójkę, a mój brat się nie pojawił. Widziałam zaniepokojenie na twarzy mamy, co tak mnie zdołowało, że po skończonym posiłku uciekłam od razu do swojego pokoju. Usłyszałam jednak, że do niego zadzwoniła i na szczęście odebrał. Z tego co zrozumiał, to zaręczał, że za chwilę będzie w domu.

Jak zwykle w chwilach, gdy buzowało we mnie sporo emocji, sięgnęłam po gitarę, opartą o ścianę. Usiadłam po turecku na łóżku i spojrzałam na plakaty swoich ulubionych zespołów porozwieszane po całym pokoju. Zaczęłam brzdąkać sobie, usiłując ubrać w melodię, to co czułam. Po chwili znalazłam rytm, którego szukałam i do dźwięku strun dołączyło moje nucenie. Powoli w głowie ułożył mi się tekst, przerwałam więc na chwilę i wstałam po wyświechtany stary zeszyt, w którym zawsze zapisywałam swoje piosenki. Miałam nadzieję, że kiedyś powstanie z nich mój debiutancki album.

Nie potrafiłam sobie nawet przypomnieć, kiedy po raz pierwszy zamarzyłam o zostaniu piosenkarką. Muzyka towarzyszyła mi od zawsze. Gdy byłam jeszcze w brzuchu mamy, tato śpiewał mi Nirvanę i Guns N' Roses, a gdy się urodziłam, dostałam do rączek tamburyno. Zamiast bawić się lalkami, uderzałam w cymbałki. Miałam wrażenie, że ledwo nauczyłam się mówić, a potrafiłam wyśpiewywać już teksty swoich ulubionych piosenek. Na swoje piąte urodziny dostałam zestaw perkusyjny, a na dziesiąte pierwszą gitarę akustyczną. Rodzice nie zabierali mnie na kempingi czy do kina, a na koncerty. Czasami miałam wrażenie, że w żyłach zamiast krwi, płynie mi muzyka. Była częścią mnie. Była moim całym życiem.

Dlatego nie wyobrażałam sobie innej przyszłości. Obawiałam się jednak przez cały czas, że byłam zbyt nijaka i nieśmiała, by zrobić karierę w przemyśle muzycznym. Z charakterem zdecydowanie wdałam się w tatę. Gdybym miała odwagę i przebojowość mamy, którą definitywnie odziedziczył po niej Floyd, byłoby mi dużo łatwiej i nie martwiłabym się tak swoimi marzeniami.

Kończyłam pisać zwrotkę akurat, gdy usłyszałam, jak otwierają się drzwi wejściowe. Po chwili dotarł do mnie podniesiony głos mamy. Floyd coś spokojnie jej odpowiedział, ale nie zrozumiałam poszczególnych słów. Było to jednak coś, co usatysfakcjonowało mamę, bo nie rozpoczęła kłótni.

Ból brzucha zaczął się nasilać, odłożyłam więc gitarę i przebrałam w dres. Zakopałam się pod kołdrą, puszczając serial na Netflixie. Nawet nie mam pojęcia, kiedy zasnęłam. Obudził mnie jednak nagły hałas.

Zerwałam się z łóżka, nie wiedząc gdzie jestem, ani jak się nazywam. Pomrugałam chwilę, a rzeczywistość powoli zaczęła do mnie dochodzić. Rozejrzałam się wokół, dochodząc do siebie. Znów usłyszałam ten dziwny dźwięk. Wydawało mi się, że dochodził z okna.

Ostrożnie otworzyłam je i wyjrzałam na zewnątrz. Było tak ciemno, że ledwo zauważyłam postać stojącą na trawniku. Ale od razu ją rozpoznałam.

Floyd akurat schylał się po kamyki, by znów rzucić nimi w szybę, ale wyprostował się, gdy zawołałam oburzona:

– Co ty tu robisz? – Spojrzałam na zegarek i wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. – Dochodzi prawie północ. – Nie wiem, czym byłam bardziej zaskoczona. Tym, że spałam tak długo, czy że Floyd dopiero wrócił od swojej dziewczyny.

– Ciszej! – syknął. – Otwórz mi drzwi, zapomniałem kluczy.

– Dlaczego wracasz tak późno? – zapytałam i podparłam się pod boki, nie zniżając wcale głosu. Przyjrzałam się bliżej jego chwiejącej się sylwetce i aż zrobiłam głęboki, zszokowany wdech. – Czy ty jesteś pijany? – krzyknęłam szeptem.

Ja wiedziałam, że mój brat był głupi, ale nie miałam pojęcia, że aż tak bardzo, żeby mimo szlabanu tak późno zjawiać się w domu i to jeszcze pod wpływem alkoholu! Gdyby rodzice go teraz zobaczyli, uziemiliby go do trzydziestki.

– Spieprzyłem sprawę z Missy – wybełkotał. – I poszedłem upić się z chłopakami.

– Co? Co się stało na kolacji? – Widocznie poziom kretynizmu Floyda wybił poza skalę, skoro nawet dziewczyna potrafiła zerwać z nim w swoje urodziny. Ciekawa byłam, co takiego zmalował, bo że to on był winny, to nie miałam żadnej wątpliwości.

– Nie będę zwierzał się małolacie – odburknął wrednie. – I tak tego nie zrozumiesz.

Prychnęłam.

– W porządku. Małolata idzie spać. Dobranoc.

Nie czekając na jego odpowiedź, zatrzasnęłam okno i wróciłam do łóżka. Zakopałam się pod kołdrę, słysząc, że coś do mnie krzyczy z zewnątrz. Chyba zapomniał, że powinien być cicho.

Obróciłam się na bok i przykryłam ucho poduszką, wciąż jednak słyszałam jego głos. W końcu odrzuciłam pościel i wstałam wnerwiona. Nie chciałam, aby obudził rodziców. W dupie miałam karę, jaką poniósłby Floyd, ale to by oznaczało, że mama i tata znowu się zmartwią. Nie chciałam im dokładać kolejnych trosk. Stwierdziłam więc, że moja duma nie była tego warta i zeszłam po cichu na dół. Otworzyłam drzwi wejściowe i krzyknęłam w stronę podwórka:

– Chodź tu, ty pacanie!

Nie musiałam długo czekać, by pokazała się jego zapijaczona morda.

– Mam u ciebie dług, młoda – szepnął, przypominając sobie w końcu, że nie może hałasować.

– Masz – odszepnęłam, odsuwając się od jego alkoholowego oddechu i wróciłam na piętro.

Stwierdziłam, że za prędko pewnie nie zasnę, poszłam się więc wykąpać, wróciłam do pokoju, założyłam słuchawki i włączyłam na telefonie The Smiths. Wyjęłam książki z plecaka i zabrałam się za naukę na test, by rodzice byli dumni choć z jednego swojego dziecka.

Stresowałam się nadchodzącym weekendem, a czas jak na złość, działał na moją niekorzyść.

Nim mrugnęłam, a była już sobota i pakowałam się, żeby przenocować u Blair. Im bliżej było imprezy, tym bardziej tchórzyłam. Nigdy na żadnej nie byłam, nie wiedziałam więc jak się zachować, ani co robić. W dodatku organizował ją nie kto inny niż Chester Fletcher, a ja naprawdę musiałam upaść na głowę, skoro dobrowolnie chciałam przekroczyć próg jego domu. Jeszcze pomyśli, że wybaczyłam mu te wszystkie razy, gdy robił mi na złość.

Wiedziałam jednak, że Blair nie pozwoli mi się już wycofać. Skoro dałam jej słowo, musiałam go dotrzymać. Zamknęłam plecak wypełniony rzeczami na dziś i jutro i zarzuciłam go na plecy. Tato obiecał podwieźć mnie do przyjaciółki, zeszłam więc na parter, aby go znaleźć i poinformować, że byłam już gotowa.

Nigdzie go nie widziałam, wywnioskowałam więc, że siedzi pewnie jak zwykle w garażu. Przeszłam do kuchni, gdzie jak na złość zastałam Floyda. Jadł kolorowe płatki z mlekiem, a gdy mnie zobaczył, spojrzał na mnie spod byka.

– A ty gdzie? – burknął z pełnymi ustami.

Chyba niezbyt mu się spodobało, że wychodziłam, gdy on musiał siedzieć w domu przez szlaban. Uśmiechnęłam się, zadowolona, że mogłam coś, czego jemu nie było wolno. Rzadko się to zdarzało.

– Na nockę do Blair – odpowiedziałam pełnym satysfakcji tonem.

– Co, będziecie sobie robić maseczki z ogórków, malować paznokcie i śpiewać karaoke do piosenek Justina Biebera? – zapytał złośliwie.

Wyjątkowo jego przytyk mnie nie zabolał, bo wiedziałam, że tym razem będę robić zupełnie co innego. I to w dodatku coś, co zwykle robił on.

Prychnęłam w jego kierunku i obeszłam stół, kierując się do drzwi prowadzących do garażu. Przechodząc obok Floyda, poklepałam go protekcjonalnie po głowie.

– Miłego siedzenia z nosem w książkach, gdy ja będę się dobrze bawić, frajerze.

Odsunął się i zmrużył oczy z wredną miną.

– Jeszcze słowo, a uprzykrzę ci życie.

Przewróciłam oczami.

– Uprzykrzasz mi je od szesnastu lat, gorzej być nie może.

– Może, jeśli w poniedziałek porozwieszam w całej szkole twoje zdjęcie z festynu, gdy miałaś osiem lat i wzięłaś udział w konkurencji na największą ilość zjedzonych hot-dogów. Pamiętasz to? Jak mama idealnie uchwyciła aparatem moment, jak narzygałaś na faceta obok i...

– Zamknij się – przerwałam mu, cała blada. Byłam pewna, że mama na moją prośbę usunęła to zdjęcie z rodzinnego albumu. – Blefujesz, nie masz tej fotki. Mama ją wyrzuciła.

– I co? Myślisz, że nie zrobiłem wcześniej żadnej kopii?

Gdy zobaczyłam jego kpiarski uśmieszek, zalała mnie taka wściekłość, że nie myśląc wiele, chwyciłam za wpół opróżnioną miskę z płatkami i wylałam mu ją na łeb.

Mleko z kolorowymi kulkami spłynęło po jego włosach, twarzy i zaczęło kapać z brody na koszulkę. I dopiero, gdy moje oczy spotkały się z jego, zrozumiałam, co zrobiłam.

Nim zdążył otworzyć usta, by się na mnie wydrzeć, lub co gorsza złapać i się jakoś zemścić, odstawiłam miseczkę i będąc szybsza od światła, wybiegłam z kuchni do garażu. Ledwo jednak zamknęły się za mną drzwi, gdy usłyszałam jego wrzask.

– TY SUKO!!!!

Moja mina wyrażała czyste przerażenie, gdy złapałam kontakt wzrokowy z tatą, siedzącym przy swoim stole majsterkowicza.

– Co się...

Nie dokończył jednak pytania, bo Floyd wybiegł za mną, ogarnięty czystą furią.

– Ty mała dziw...

I wtedy zobaczył tatę, który patrzył na niego z uniesionymi brwiami.

– No, dokończ – zachęcił go lodowatym tonem. Cieszyłam się, że nigdy nie odezwał się do mnie w ten sposób i nie dane było mi poczuć jego gniewu na własnej skórze. Był kochany i troskliwy, ale gdy zalazło się mu za skórę, potrafił postawić człowieka do pionu. – Co chciałeś powiedzieć?

Niczym prawdziwa córeczka tatusia, podeszłam do niego, a on objął mnie ramieniem, przyciągając ku sobie, jakby chciał mnie ochronić przed gniewem mojego starszego brata. Z ochotą przyjęłam jego wsparcie, tuląc się do jego boku. Floydowi nie spodobało się to. Widziałam, jak jego oczy płoną czystą nienawiścią do mnie, ale nie mógł z tym nic zrobić. Nie chciał się narażać tacie, który pewnie dodałby mu kolejne tygodnie do trwającego szlabanu.

– N... Nic – odpowiedział Floyd, oddychając szybko. Widziałam, jak usilnie starał się pohamować złość. Przełknął ślinę i spojrzał na mnie tak, jakby obiecywał, że zamieni moje życie w piekło. Przytuliłam się mocniej do taty.

– Tak właśnie myślałem. Idź do swojego pokoju i nie pokazuj mi się dzisiaj na oczy.

Floyd sapnął, ale odwrócił się, zaciskając mocno pięści i wyszedł, trzaskając głośno drzwiami.

Dopiero wtedy tato odsunął się na odległość ramienia i spojrzał na mnie. Jednak w jego oczach zabrakło ciepła.

– Dlaczego Floyd był cały w mleku?

A jednak mi się nie upiekło. Wykręciłam palce, nie wiedząc co odpowiedzieć. Tato jednak czekał cierpliwie, aż coś z siebie wykrztuszę, patrząc na mnie nieustępliwym wzrokiem.

– Sprowokował mnie – wymamrotałam w końcu, spoglądając na swoje czarne conversy pomazane długopisem na czubkach.

Tato ścisnął mnie za oba ramiona, zmuszając, bym podniosła oczy.

– Jimi, nie będę wiecznie chronił cię przed twoim bratem. Nie masz już pięciu lat. Nie możecie jakoś się dogadać?

– On mnie nienawidzi – mruknęłam, czując się trochę jak mała marudząca dziewczynka. Chciałam wydorośleć, a potem przychodziły takie sytuacje jak ta, gdy szukałam schronu w ojcowskich objęciach. Byłam zła na samą siebie za swoją niedojrzałość. Uwolniłam się z jego uścisku i odsunęłam się o krok, unosząc wysoko głowę. – Przepraszam, tato.

On tylko westchnął ciężko.

– Nikt mi nie powiedział, że rodzicielstwo będzie takie trudne. – Pokręcił głową, wpatrując się w jakiś punkt za mną, ale w końcu otrząsnął się i wstał. – Jedziemy?

Przez całą tę sytuację zepsuł mi się trochę humor i nie pomogło nawet śpiewanie w aucie z tatą naszych ulubionych piosenek. Gdy dojechaliśmy do Blair, zastanawiałam się, czy jednak nie wymówić się bólem brzucha i nie wrócić do domu, ale stwierdziłam, że znowu tchórzyłam. Musiałam przestać zachowywać się jak dziecko. A pierwsza impreza miała być moim chrztem bojowym.

– Dzięki za podwózkę. Dam ci znać jutro, o której masz po mnie przyjechać, w porządku? – zapytałam, wysiadając.

– Jasne. Baw się dobrze, kochanie.

Zatrzasnęłam drzwi, czując, jak w gardle rośnie mi gula. Zrobiłam krok do tyłu i pomachałam mu, gdy odjeżdżał. Trąbnął na mnie, odmachując mi jedną ręką.

Przez chwilę zatęskniłam za bezpieczeństwem, które dawała mi jego obecność, ale szybko się otrząsnęłam.

Chciałam w końcu dorosnąć i przestać być niewinną córeczką tatusia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro