5☾
Wstał z impetem, kierując się do sypialni, zdenerwowany na wszystko i wszystkich. Dlaczego akurat spotkało go to, że to właśnie jemu szczęście jest zawsze odbierane?
Ze ukrytym spokojem zaczął przeszukiwać ubrania swojego partnera, chcąc pozbyć się wszystkich narkotyków, które walały się między ubraniami starszego. Kiedyś znalazł jedną saszetkę białego w proszku w skarpetkach Mina, to była wystarczająca wymówka, by przeszukać wszystkie ciężkie rzeczy chłopaka. Prychnął z udawanym uśmiechem, kiedy trzepiąc spodnie, na podłogę wypadły pojedyncze tabletki i proszki. Pozbierał wszystko i odłożył na bok, zaraz zaglądając do kieszeni bluz i kurtek, zaraz puszczając ją z krzykiem, kiedy coś go ukuło. Wyciągnął ostrożnie przedmiot i rozpłakał się, widząc jak dotknęła go strzykawka, ale uspokoił się nieco, kiedy jej zawartość była pusta. Przetarł swoje oczy i wrzucił wszystkie dragi do pudełka, które wsunął pod swoją część łóżka. Usiadł na nim i wyciągnął telefon, wybierając numer do chłopaka. Nim zdążył zabrzmieć trzeci sygnał, połączenie zostało zakończone. Po dwóch kolejnych próbach rzucił telefon na drugi koniec łóżka i uderzył się przez przypadek w ramę łóżka, przez co znów rozpłakał się, trzymając za bolącą rękę.
***
- Co to za telefony Min? - warknął zdenerwowany już Kim, rzucając mu pod nogi wszystko co miał w rękach.
- Nieważne. - mruknął, marząc tylko o tym, by odebrać cholerny telefon.
- Jesteś w pracy tak? - prychnął
- A co w pracy już nie można nawet odebrać telefonu?! - powiedział znacznie zdenerwowany, lecz sam wiedział, że gdyby mógł, odebrałby go od razu.
- Przedłużam Ci prace o jeden dzień i nie pyskuj Min, bo się rozmyślę. A i w Twoim jakże biurze czeka na Ciebie dostawa.- uspokojony Kim wrócił do pracy, jak gdyby nigdy nic.
- Pieprz się. - warknął i odszedł z ciemnego pomieszczenia, wracając na swoje stanowisko, co wywołało cichy śmiech u szefa, który swoją drogą bardzo cenił Mina.
***
Smutny wtulił się w kołdrę, znów zasypiając sam, mając nadzieję że niedługo znajdzie się przy nim starszy. Tak bardzo chciał go zobaczyć, nie wytrzymywał tej całej presji. Jak mogli robić to dla Yoongiego? Ciągle zadawał sobie to pytanie, jednak Yoongi też święty nie był. Zasnął więc, tracąc nadzieję na wszystko. Znów.
Yoongi wrócił, zdążył tylko złożyć pocałunek na ustach Jimina, którego ten nawet nie czuł. Trzymał jego rękę przez całe pół godziny, nie mając serca budzić śpiącego malucha. Pociągnął nosem i pocałował go ostatni raz, wychodząc z pokoju. Tak naprawdę nie wiedział, że ten pocałunek mógł być ich ostatnim.
Zapomniał zostawić karteczki na stole, lecz nie zapomniał o śniadaniu dla chłopca. Z wielkim bólem opuścił dom, co chwilę bijąc się z myślami. Postanowił raz na zawsze skończyć z tym. I oddać się w całości Jimina. Dziś jest ten dzień, w którym Jimin stanie na najwyższym podium w jego życiu.
Spał dziś do późnego południa, co nigdy się nie zdarzało. Przewrócił się na drugą stronę łóżka, gotowy wtulić się w chłopaka, lecz gdy obok niego nie było nikogo, spanikował i otworzył oczy, podnosząc się i krzycząc imię starszego, modląc się by ten jeszcze był w domu. Jego wołania były na marne, Mina nie było w domu.
Pozostała mu tylko wieczna samotność i łzy płynące strumieniem po jego zaczerwienionych licach.
Nastał wieczór, drżącymi rękoma Jimin wyjął pudełko spod swojego łóżka, gdzie umieścił wszystkie złe rzeczy, przed którymi chciał ochronić starszego.
Lecz o sobie chciał zapomnieć.
Wybiegł z domu zapłakany, trzymając małe pudełko w rękach, zaraz zatrzymując się, chcąc ogarnąć gdzie dotarł, gdzie się znajduje. Teraz już wolnym krokiem kierował się ku mostowi, chcą zaszyć się tam, gdzie nikt go nie znajdzie, gdzie ruch samochodów na autostadzie zagłuszy jego istnienie. Przysiadł opierając się o tyłem do barierki, rozglądając się. Teraz już samotność należycie zaczęła go pochłaniać. Chciał spróbować, chciał zobaczyć jak to jest być pod kontrolą. Wysypał jeden z proszków na wierzch dłoni, wciągając nieumiejętnie nosem całą zawartość, zaraz kichając. Przetarł nos, pochłaniając wszystko co ma. Nie obchodziło go to, że nie umiał, że zaraz stanie się coś bardzo złego, że zaraz będzie za późno. Jego stan wygrywał nad nim, a on czuł się lepiej niż nigdy przedtem. Cholera, czuł się wreszcie dobrze. Po kilku minutac doszedł do wniosku, że zostało mu kilka tabletek, które od razu połknął na sucho, mając nadzieję, że to, co znajduję się pod nim, pomoże tabletkom dobrze się przyjąć w jego organizmie. Mianowicie woda, pieprzona rzeka.
Z uśmiechem zasiadł na barierce, patrząc w dół, a jego myśli wypełniły się starszym. Narkotyki zaczęły działać, zaśmiał się więc, machając nogami w przód i tył, po chwili otwierając usta.
- Byliśmy pyłem gwiazd... - szepnął wysypując ostatnią pozostałość po proszku do rzeki. - Byliśmy pyłem gwiazd... - wysunął się z uśmiechem w przód, stając na barierce, a dzielił go tylko jeden krok. - Byliśmy pyłem gwiazd, lecz...straciliśmy blask... - zacisnął oczy, a ostatnia łza zagościła na jego policzku, wysunął się z całej siły, po chwili spadając z mostu wprost do wody. Słychać było tylko obicie lekkiego ciała o taflę wody, w której młodszy zagościł, taflę wody, która swoimi ramionami przyjęła go, ciągnąc w głąb. Zginął.
***
Nareszcie szczęśliwy Min wrócił do domu, niemal rozwalając drzwi.
- Jiminnie! To koniec rozumiesz?! Jestem wolny! - krzyknął na cały dom, zdejmując buty, wiedząc że teraz będzie mógł skupić się na młodszym, nareszcie będą razem. - Jiminnie! - zaśmiał się - nie chowaj się, no weź! - poszedł na górę myśląc, że ten poszedł spać. Uśmiechł zszedł z jego twarzy raz na zawsze.
I nie zastał już Jimina w domu.
koniec
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro