Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Żyli wśród róż, Nie znali burz

Nathan wrócił tydzień przed wyznaczonym terminem porodu, co okazało się dniem faktycznego rozwiązania.

Dzięki profesjonalnej pomocy dziecko przyszło na świat zdrowe i silne, a Gerda przeżyła poród trochę mniej boleśnie, niż się spodziewała. Gdy było już po wszystkim, wzięła maleństwo w ręce i, dysząc jeszcze ze zmęczenia, zaczęła je czule całować.

- Moja córeczka. Moja mała córeczka.

- Nasza – zauważył z uśmiechem Nathan.

Gerda odkaszlnęła.

- Tak, oczywiście. – Królowa spojrzała ukradkiem na stojącego w kącie Pazia, który uśmiechnął się do niej delikatnie.

- Jak ją nazwiemy? – spytał Nathan.

- Diana. Mała Diana. – Gerda nakarmiła jeszcze swoją córeczkę, utuliła ją do snu i sama też wpadła w objęcia Morfeusza, znużona po niemałym wysiłku.

***

Przez następny tydzień królowa niemal nie wychodziła z sypialnej komnaty – leżała w łóżku, czytała książki, grała na pianinie i opiekowała się noworodkiem. Zaczynała się zima, więc Gerda wolała na razie nie wychodzić z Dianą na balkon ani tym bardziej do ogrodu.

- Nasza córka ma takie ładne rysy twarzy – stwierdził po tygodniu Nathan. – I piękne oczy po tobie. Ale do mnie nie jest podobna ani trochę. Gdyby chociaż miałaby taki nos jak ja!

Gerda roześmiała się, ale w głębi duszy zaczęła poważnie się obawiać.

Nie miała pojęcia, czy Diana jest córką królów czy bękartem. I nie chciała się tego dowiedzieć, choć czuła, że kiedyś nadejdzie chwila prawdy.

Przez okres ciąży, pod nieobecność Nathana, Gerda i Seth spotykali się potajemnie, ale kończyło się tylko na delikatnych pocałunkach i przyjacielskich objęciach. Rozmawiali ze sobą o wszystkim i o niczym, razem rozwiązywali drobne problemy i trudności.

Królowa dowiedziała się, że matka Setha jest chora i potrzebuje pieniędzy na leczenie, dlatego chłopak postanowił rzucić swój marny stragan na rynku i postarać się o pracę w pałacu. Przez ostatnie miesiące uzbierał już minimalną sumę, dzięki której jego matka kupuje sobie pożywienie, a poza tym rozpoczęła już leczenie i ma się lepiej.

Gerda zapewniła dla Setha pomoc finansową i powiedziała, że może kiedyś odwiedzi jego rodzinny dom, w którym została już właściwie tylko matka.

Tak więc przez ten cały czas wspierali się i rozmawiali, zajmując sobie wolny czas. Teraz, po powrocie Nathana i narodzinach Diany, pozdrawiali się jedynie skinieniem głowy.

Nadszedł czas Bożego Narodzenia. Mała księżniczka miała już dziesięć dni.

Jak zwykle, cały świąteczny dzień spędzili razem - Nathan, Gerda, a tym razem jeszcze nowy członek rodziny. Udali się do świątyni na Mszę, wspólnie śpiewali kolędy z akompaniamentem fortepianu, zjedli uroczysty obiad i nastrojową kolację.

Gerda była szczęśliwa, a jednocześnie gryzło ją sumienie. Nathan wydawał się taki uroczy, kochający. Aż nie chciało się wierzyć, że kiedykolwiek zdradziłby ją z nałożnicą.

Ale królowa nie miała aż tak wiele na sumieniu. To tylko jedna noc, parę pocałunków i czułych słów. A Diana z pewnością była księżniczką z prawego łoża.

Tak wmawiała sobie Gerda.

***

Spotkali się pierwszy raz od dwóch tygodni. Sam na sam.

- Seth - wyszeptała Gerda. - Boję się.

- Czego, kochana? Jeśli kogoś zabiją, to tylko mnie - odpowiedział z gorzkim uśmiechem paź.

- Pocieszyłeś mnie - warknęła Gerda.

- Wybacz, pani. - Seth westchnął. - Też jestem zdenerwowany. Od czasu do czasu mam koszmary.

Mała Diana, dotąd śpiąca w ramionach matki, otworzyła oczka i zaczęła cicho łkać, machając łapkami.

- Jaka ona śliczna. - Paź uśmiechnął się. - Po mamie.

- Oczy ma po mnie, ale mam przeczucie, że nie typ urody. - Gerda zaczęła karmić córeczkę i leciutko ją kołysać.

- Po ojcu - mruknął paź, po czym zapadła cisza.

Słychać było tylko smoktanie i mlaskanie Diany.

- Nathan nigdy się nie dowie. Niemożliwe, żeby się dowiedział - powiedziała powoli Gerda.

- Nigdy nie byłem szczególnie religijny - stwierdził Seth - ale boję się, że Bóg nas za to ukaże.

- Powinniśmy to zakończyć. - Gerda odstawiła Dianę od piersi i zaczęła znów ją kołysać. - Rozumiem przez to brak spotykania się sam na sam, rozmawiania o prywatnych sprawach i całowania.

- Nie wytrzymam tego, kochana. Jesteś wszystkim, co mnie obchodzi na tym świecie.

- A matka...?

- Ona nie jest już dla mnie taka ważna. Nadal ją kocham i chcę, aby była szczęśliwa, ale to za tobą mógłbym się rzucić w ogień, za tobą skoczyłbym w ocean. Dla ciebie mogę pójść prosto na pstryczek. - Seth nabrał powietrza w płuca. - Jeśli zostanę skazany, moim ostatnim słowem przed śmiercią będzie: "Gerda była wielką, jedyną miłością mojego życia, a mała Diana owocem tej miłości. Szach mat, Nathanie".

- Hej, nie pozwalaj sobie - powiedziała pół żartem, pół serio Gerda. - Poza tym to aż dwa zdania, a nie jedno słowo.

- Mógłbym to powiedzieć bez odstępów.

- Seth - jęknęła Gerda. - Kocham cię, ale kocham też Nathana, a to mój prawowity mąż. Diana jest jego dzieckiem.

- To ty tak chcesz myśleć.

- Uznaję tę rozmowę za naszą ostatnią. Nie obchodzi mnie, czy ci się to podoba, czy nie. Żegnam.

Gerda wstała, a za nią Seth. Chwycił jej głowę i przyciągnął do siebie. Pocałunek był długi i mocny. Gdy odsunęli się od siebie, oboje mieli zaszklone oczy.

Mała Diana zaczęła wrzeszczeć.

- Cicho, maleńka... Cii... - Gerda rozpaczliwie zaczęła przytulać córeczkę i całować po główce. - Cichutko, już dobrze...

- Nie spodobało jej się nasz pocałunek - powiedział cicho Seth.

- Widzisz, to córka Nathana. Nie chce, żebym zdradzała jej tatusia - zachlipała Gerda, po czym wymaszerowała z komnaty.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro