Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Hadrian odezwał się, nadal patrząc przed siebie:

– Uciekałaś przede mną przez pół kraju, nielegalnie przekroczyłaś granicę, ukrywałaś się i wszystko tylko po to żeby teraz tak po prostu przyjść?

Odpowiedział mu tylko szmer liści, tym razem po prawej stronie. Po chwili z lasu wyłoniła się popielatowłosa kobieta. Gdy Hadrian wstał, okazało się, że jest niewiele niższa od ojca.

– Nic nie powiesz? Ja tu od zmysłów odchodzę! – wyrzucił z siebie ostrzej niż planował. – Najpierw sobie uciekasz, potem sobie wracasz. Zdecydowałabyś się w końcu! Albo nie, ja to zrobię za ciebie – nie pozwalam ci nigdy więcej tak znikać!

– Ciszej, bo obudzisz tę małą zwiadowczynię – powiedziała spokojnie. – I jakbyś nie zauważył, to od dłuższego czasu jestem dorosła i nie masz prawa za mnie decydować. Ale faktycznie, mogłeś to przegapić. W końcu nie było cię obok, jak dorastałam – dodała zjadliwie.

– Od kiedy ona cię obchodzi? Ostatnio prawie ją zabiłaś. I mam prawo, jestem twoim ojcem!

– Ja tu przyszłam się pogodzić, a ty tylko na mnie krzyczysz! Nie, to nie. – Noriko odwróciła się napięcie i zaczęła iść w stronę lasu, zaciskając pięści.

Nagle poczuła na swoim ramieniu rękę Hadriana.

– Noriko, przepraszam. Za wszystko.

– Ja też przepraszam. To nie była twoja wina – odparła zdziwiona, że te słowa w ogóle przechodzą jej przez usta. Wcześniej myślała, że nigdy mu nie wybaczy, ale teraz...

Padli sobie w objęcia. Noriko poczuła się, jakby znowu miała dziesięć lat i nie musiała się już o nic martwić. Z zaskoczeniem zauważyła, że płacze. Tak długo dusiła wszystko w sobie, że nie wiedziała, że jest do tego zdolna.

Tymczasem drobna postać obserwowała ich z cienia rzucanego przez namiot i uśmiechała się do siebie. Miała nadzieję, że wszystko w końcu zacznie się układać.

Po chwili kobieta przypomniała sobie, że przyszła tu nie tylko pogodzić się z ojcem. Niechętnie wypuściła Hadriana z objęć i patrząc mu prosto w oczy, powiedziała:

– Scottowie szykują się do ataku.

Hadrian szybko odgonił od siebie wszystkie uczucia i spytał rzeczowym tonem:

– Kiedy? Ilu ich jest?

– Najprawdopodobniej za kilka dni. Okoliczne osady połączyły siły. To nie będzie zwykły napad grabieżczy. Gdy dziś po południu podkradłam się do ich, naliczyła około stu pięćdziesięciu.

Hadrian szybko wykonał rachunki w głowie. Obrońców posterunku było około dwudziestu, on i Eve najprawdopodobniej wyeliminowali by kilka osób, zanim zdążyły by się zbliżyć, ale przewaga nadal była druzgocąca.

Noriko zobaczyła ponurą minę ojca i pierwszy raz przyszło jej do głowy, że może nawet on nic nie poradzi. Gdy tylko usłyszała tą informacje z ust Mojmiry, od razu przez myśl jej przemknęło, że Hadrian coś wymyśli i chciała bezzwłocznie udać się na jego poszukiwanie, ale stwierdziła, że najpierw postara się dowiedzieć jak najwięcej. Teraz do niej dotarło, że mogą faktycznie nie mieć żadnych szans. A co dziwniejsze nagle zaczęło jej dziwnie zależeć na ratowaniu rodzinnego kraju.

– Trzeba powiadomić garnizon w zamku Norgate – powiedziała, ale Hadrian pokręcił głową.

– To dwa dni drogi stąd. Zanim zmobilizują żołnierzy minął kolejne dwa dni. Dodać do tego jeszcze podróż do granicy... Nie, nie zdążą na czas.

W myślach kobieta przyznała mu rację.

– Mieszkańcy okolicznych wiosek nam nie pomogą?

Oboje odwrócili się w poszukiwaniu źródła głosu. Eve z rozczochranymi, czarnymi włosami stała nieopodal już od długiego czasu, ale dopiero teraz zauważyli jej obecność. Wcześniej nie chciała się wtrącać i im przeszkadzać.

– Jestem Eve i jakbyś mogła, tym razem nie próbuj mnie zabijać. – Podeszła do nich i podała rękę Noriko.

Dziewczynka przy kobiecie wydawała się jeszcze bardziej drobna niż zwykle. Spojrzała wyczekująco na Hadriana, a zwiadowca przypomniała sobie, że zadała pytanie.

– Nie wydaje mi się, żeby chcieli narażać życie – odparł. – Najprawdopodobniej poukrywają się w okolicznych lasach i będą czekać, aż Scottowie ograbią ich i odjadą – jak zawsze zresztą.

Eve przypomniała sobie swoje spostrzeżenia z pierwszej wizyty na granicy i wygłosiła je na głos:

– Przejście jest wąskie, możemy bronić się przez długi czas.

Odpowiedziała jej cisza. Wszyscy szukali w zakamarkach swoich umysłów jakiegoś wyjścia z tej sytuacji. Drgnęli z zaskoczenia, gdy do ich uszu dobiegł obcy głos jakiegoś mężczyzny:

– Widzę, że przyjechałem w samą porę.

Hadrian z zdziwieniem zauważył na skraju obozowiska postać w cętkowanym płaszczu.

– Witaj, Morganie. Czy mnie pamięć nie myli i od trzech lat jesteś na emeryturze, bo zrobiłeś się za stary na zwiadowcze życie? – rzucił z przekąsem.

– Gdzie się podział na tym świecie szacunek do starszych? – odpowiedział mu pytaniem na pytanie. – Wyszkolisz takiego, a ten nie okaże ci nawet odrobiny wdzięczności, tylko gdy nie będziesz już dał rady wstać, to nawet ostatni kubek kawy ci zabierze z ręki.

– Nie przesadzaj – uciął jego narzekania były uczeń.

Udając lekko obrażonego Morgan zwrócił się do Hadriana:

– Od kiedy masz dwie córki? Pamiętam tylko Noriko, ale ostatnio jak ją widziałem sięgała mi do pasa.

– Eve nie jest moją córką, a uczennicą – rzucił znużonym tonem.

– Dziwne, macie takie same nosy.

Hadrian i jego uczennica odruchowo spojrzeli na siebie, szukając jakiegokolwiek podobieństwa.

– Nie dość, że stary to jeszcze ślepy – rzucił na tyle głośno, by mieć pewność, że Morgan go usłyszy. – A wracając do tematu, co cię tu sprowadza?

Starszy zwiadowca udał, że nie dosłyszał wcześniejszej uwagi i odparł:

– Gilan dostał raporty, że w kraju Scottów dzieje się coś niepokojącego. Jako, że wszyscy zwiadowcy są zajęci, a ty i tak już tu przyjechałeś, to wysłał mnie, żebym cię odszukał i pomógł zbadać sprawę, bo sam sobie oczywiście nie poradziłbyś. Jak widzę, nie jestem już potrzebny, bo sami zauważyliście, że mamy kłopoty.

– Jak w stanie spoczynku nie zapomniałeś jak się strzela, to się przydasz.

Po tych słowach Hadrian streścił mu wszystko, czego dowiedział się od Noriko. Kobieta czuła się nieswojo. Pamiętała Morgana, ale nie widziała go od kiedy była małą dziewczynką. Dodatkowo na pewno wiedział o jej ostatnich wybrykach i ucieczce, a ukradkowe spojrzenia zwiadowcy przeszywały ją na wskroś.

Najbardziej jednak zabolało ją szczere zdziwienie starszego mężczyzny na wieść, że w ogóle zdecydowała się podkraść i ocenić siły przeciwnika. Jakby myślał, że nie starczyłoby jej na to odwagi albo po prostu uciekłaby jak najdalej i nie przejmowała się nie swoimi problemami. Tylko jakby Scottowie zaatakowali z zaskoczenia, jej ojciec najpewniej stanąłby do walki, z której nie miał szans wyjść zwycięsko i możliwe, że zginąłby, a wtedy straciłaby go na zawsze, na co nie mogła pozwolić... Zresztą zrozumiała już, że ucieczka nie była żadnym rozwiązaniem, a tylko odkładaniem problemu na potem.

– No to mamy problem – podsumował to Morgan, kiedy Hadrian skończył mówić.

– Tyle to już wiedzieliśmy bez twoich bezcennych rad. Lepiej powiedz, jak go rozwiązać.

– To ty się masz się tym zająć. Ja tu tylko za posła robię. – Starszy zwiadowca wzruszył ramionami.

Po jeszcze chwili rozmowy, nie doszli do żadnego rozwiązania i odłożyli sprawę do rozwiązania rano, mając nadzieję, że przyjdzie im do tego czasu jakieś sensowne rozwiązanie do głowy.

>>>------------------------->

Nie mogłabym tego zadedykować nikomu innemu. Vearack, dobrze wiesz, że bez ciebie nigdy nie padliby sobie w objęcia, a wszystko potoczyłoby się inaczej. Dzięki wielkie za wszystko!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro