Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Chłopak rzucał się na posłaniu. Mokre, kasztanowe włosy przykleiły mu się do czoła, a na policzkach miał wypieki. Noriko dałaby mu nie więcej niż osiem lat.

Mojmira przyłożyła dłoń do jego czoła i stwierdziła, że jest cały rozpalony. Momentalnie podjęła decyzję.

– Bierz go na ręce – wydała rozkaz bandycie, a on zaskoczony nawet nie pomyślał, żeby zaprotestować. - Kamatis pilnuj Tumiry. Wrócę jak najszybciej. Chodź z nim za mną. – Kiwnęła palcem na Alexa, a potem prawie biegiem ruszyła w kierunku chaty miejscowego zielarza. Normalna droga miała o trzy kilometry, ale Mojmira wybrała skrót przez las. Liczyła się każda chwila.

Tumira stała w drzwiach i nawet nie protestowała. To wszystko była jej wina. Przecież od razu mogła zaprowadzić brata do zielarza, ale to wyglądała jak tylko niegroźne przeziębienie...

Kamatis otarła się o nogę dziewczynki, starając się ją pocieszyć.

Noriko tymczasem stała na środku i nie miała pojęcia, co ma ze sobą robić. Na leczeniu kompletnie się nie znała, tym bardziej na pocieszaniu załamanych dziewczynek.

Normalnie w takiej sytuacji znikłaby, korzystając z zamieszania, ale nie była pewna, czy chce uciekać. W końcu nawet nie wiedziała, gdzie może pójść i dodatkowo straciłaby ostatnią wierną sobie osobę.

Mrucząc pod nosem, że robi się zbyt sentymentalna, ruszyła biegiem, żeby dogonić Alexa niosącego chłopca i Mojmirę.

– Możesz nam choć powiedzieć, gdzie idziemy? – zapytała przemytniczkę, kiedy w końcu się z nim zrównała.

– Do druida – odparła lakonicznie, myślami będąc gdzieś daleko.

Noriko przez całą drogę nie spytała już o nic, bo widziała po stanie Mojmiry, że dużo i tak się nie dowie. Zastanawiała się nawet przez chwilę, czy jakby tu została, to czy kobieta by to w ogóle zauważyła. Pewnie nie.

Wywnioskowała, że niosą chłopaka do jakiegoś miejscowego znachora. Zaczynało jej się robić szczerze żal Mojmiry. Noriko dobrze wiedziała, jakie to uczucie tracić kogoś ze swoich bliskich i nie móc nic na to poradzić. Znowu powrócił do niej obraz umierającej matki i bezgraniczne przerażenie i pustka. Nie życzyła tego nikomu.

Myśli Mojmiry natomiast biegały tylko koło jednego zdania. Cały czas powtarzała w myślach dwa słowa: "nie umieraj". Wiedziała, że stan jej brata był bardzo poważny, ale nie chciała martwić Tumiry. Szanse, że przeżyje, były nikłe. Może gdyby wcześniej wróciła do domu...

Wbrew pozorom Mojmira nie była dumna z tego, że przemyca ludzi i towary przez granicę, ale tylko tak potrafiła zarobić na utrzymanie rodzeństwa. Gdy ich matka zmarła podczas porodu Sambona, a ojciec zaginął pięć lat temu, to na niej spoczął ten obowiązek, bo w końcu była najstarsza. Czasami zastanawiała się, czy to wszystko jej nie przerasta, a w takich chwilach była tego pewna.

Z zamyślenia wyrwał je widok chaty znachora. Nie była zbyt duża i wyróżniająca się. Ot zbudowana jak wszystko w okolicy z drewna i kryta strzechą. Nic nadzwyczajnego.

Zielarz, gdy usłyszał zbliżających się ludzi, wyszedł przed chatę. Noriko rzuciła na niego okiem i już wiedziała, dlaczego Mojmira nazwała go druidem.

Srebrzyste włosy miał krótko ścięte, a długa, siwa broda zapleciona w warkocz opadała na zieloną tunikę, która to właśnie skojarzyła jej się w pierwszej chwili z druidem. Na twarzy pokrytej zmarszczkami, pod krzaczastymi brwiami patrzyły na świat zielone, inteligentne oczy. Noriko nigdy by nie zgadła, że ma dopiero trzydzieści cztery lata, bo wyglądał na dużo starszego.

Mężczyzna w mgnieniu oka ocenił sytuację i kazał wnieść chłopaka do środka, po czym bezceremonialnie zamknął im drzwi przed nosem.

Noriko usiadła na ławce przed chatą i dała znak zdezorientowanemu Alexowi, których chyba jeszcze nie do końca wiedział, co się dzieje, żeby zrobił to samo. Potem przyglądała się, jak przemytniczka chodzi w tą i z powrotem.

– To nic nie da – skomentowała na głos, ale Mojmira nie zwróciła na nią najmniejszej uwagi.

Noriko westchnęła i oddała się oglądaniu chmur, które dziś wyjątkowo nie wyglądały na deszczowe i myśleniu, co zrobić dalej. Wcześniej jej plany kończyły się na przekroczeniu granicy, ale coś czuła, że jej ojciec nie odpuści i nadal będzie jechał jej tropem. Nie miała ochoty spędzić w kraju Scottów całego życia, ale też nie miała pomysłu, gdzie może się teraz udać. Może do kraju matki? Ale raz, że znajdował się daleko, dwa, że nie znała języka, a trzy, że tam też by się wyróżniała ze swoim wzrostem i popielatą czupryną.

Nagle ze środka wyszedł druid, przerywając tym samym rozmyślania Noriko i niespokojną wędrówkę Mojmiry, która momentalnie wlepiła w niego niespokojne spojrzenie, jakby obawiając się najgorszego.

– Najgorsze za nim, przeżyje – powiedział i dodał zanim Mojmira zdążyła się wtrącić. – Nie podawaj mu nigdy już żadnych ziół sama, bo jak widać jest na nie uczulony.

– Dziękuję – odpowiedziała cicho i odetchnęła z ulgą. Później, nie czekając na pozwolenie, weszła do środka.

Zielarz za to teraz zwróciła większą uwagę na towarzyszy Mojmiry. Podszedł do Noriko i podał jej rękę:

– Cedric jestem. A ty najprawdopodobniej jesteś tą kobietą, której szuka zwiadowca po okolicy.

– Tak, to raczej ja – odpowiedziała niepewnie. Nie miała pojęcia, czego Cedric od niej chce. – Jestem Noriko, a to Alex. – Wskazała ręką na bandytę.

– Alexie, czy możesz zostawić nas na chwilę samych? – spytał druid, a przestępca bez słowa się oddalił.

Zdążył już się przyzwyczaić, że wszystkie ważniejsze wydarzenia go omijają.

Mam coraz mniejszy wpływ na to, co się wokół mnie dzieje. Obcy ludzie wydają mojemu podwładnemu rozkazy – pomyślała Noriko i stwierdziła z zaskoczeniem, jakoś coraz mniej jej to przeszkadza.

– Masz zamiar uciekać całe życie? – zapytał Cedric. – Kiedyś, gdy będziesz chciała się z nim pogodzić, może być za późno. Ludzie nie żyją wiecznie, Noriko, a ojca masz tylko jednego – rzekł, wprawiając kobietę w zdumienie.

– Skąd to wiesz? I to jego wina, on mnie zawiódł! – zareagowała gwałtowniej niż planowała.

Cedric tylko uśmiechnął się tajemniczo i dodał jeszcze:

– Pamiętaj, że straconego czasu już nigdy nie cofniesz. – Po tych słowach, nie czekając na odpowiedź kobiety, wszedł do środka, zostawiając ją samą ze swoimi myślami.

Noriko z frustracją kopnęła leżący obok kamień, który potoczył się kawałek dalej. Wszystko szło inaczej, niż sobie wyobrażała, przed przyjazdem do swojego kraju. To nie miało być takie trudne i skomplikowane. Nie planowała odnaleźć ojca, a nawet jeśli, to przecież miał być tym potworem, który porzucił ją i jej matkę na pastwę handlarzy niewolników. Dlaczego życie nie mogło być proste?

Ze środka wyszła odmieniona całkiem Mojmira. Było po niej widać, że z Sambonem już lepiej. Szybko wcieliła się w swoją poprzednią wersję, jak gdyby nic się nie stało.

Postanowiła jak najprędzej wrócić do domu i powiedzieć Tumirze, która zapewne odchodziła od zmysłów, że sytuacja jest opanowana. Alex i Noriko ruszyli z nią.

Tym razem poszli normalną drogą prowadzącą przez pobliską wioskę. Noriko zauważyła, że nie różniła się one praktycznie niczym od wielu w jej rodzinnym kraju. Może poza jednym – wydawały się opustoszałe, a najbardziej rzucał się w oczy brak mężczyzn.

Bezzwłocznie spytała o to przemytniczkę.

– Okoliczne osady łączą siły i szykują się do ataku na Araluen, ale to chyba już nie twój problem, prawda?

Noriko aż przystanęła w miejscu z zaskoczenia. W głowie zabrzmiały jej słowa Cedrica. "Masz zamiar uciekać całe życie?" Zacisnęła pięści.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro