Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Eve stanęła na szczycie schodów, z całych sił starając się stłumić ziewnięcie. Wróciłaby znowu do łóżka, ale to skończyłoby się utratą śniadania, więc z dwojga złego wolała jednak wstać wcześniej. Niechętnie zwlekła się na dół.

Hadrian oczywiście już nie spał i siedział przy stoliku w kącie pomieszczenia, w najlepsze popijając parzone zioła. Dziewczyna nie miała pojęcia, jak zwiadowca to robił, że zawsze był wypoczęty albo chociaż sprawiał takie wrażenie. Liczyła, że kiedyś też się tego nauczy. I że nastąpi to szybko.

Oprócz Hadriana w pomieszczeniu znajdował się tylko właściciel gospody. Eve czuła na sobie jego wzrok, kiedy szła do stolika.

Dziewczyna przywitała się ze zwiadowcą, tłumiąc kolejne ziewnięcie. Nagle jej wzrok spoczął na czarnym kocie, wygrzewającym się przy kominku.

– Nawet o tym nie myśl. Jeden w zupełności nam wystarczy – odezwał się od razu Hadrian, widząc jej spojrzenie.

– Chciałam go tylko pogłaskać – oburzyła się Eve. – Zresztą wcale teraz nie mamy kota, bo przecież oddałam go braciom do pilnowania do czasu naszego powrotu. – Dziewczyna mimowolnie się uśmiechnęła, przypominając sobie przerażoną minę Heberta, kiedy usłyszał, że "ten nieznośny sierściuch" zostaje pod ich opieką. Zresztą Łatka też chyba nie była zachwycona, bo od razu odwdzięczyła się, drapiąc chłopaka.

– Nie mamy czasu. Powinniśmy już wyjeżdżać, a ty jeszcze nie zjadłaś i nie jesteś gotowa do drogi – skarcił ją zwiadowca.

– Przepraszam – odpowiedziała, rumieniąc się lekko i od razu zabrała się za jedzenie. – Nie chciałam nas opóźniać.

– Pójdę nas spakować – odpowiedział tylko Hadrian i zniknął na górze, a Eve została sama z wyrzutami sumienia.

Dopiero teraz uświadomiła sobie, że przez jej kaprys nocowania pod dachem, a potem późne wstawanie, mogli nie dogonić córki Hadriana. Zresztą poszukiwania i tak mocno się opóźniły i to też była w pewnym sensie jej wina, bo dochodziła do zdrowia. Westchnęła ciężko i postanowiła już więcej nie utrudniać zwiadowcy życia.

Kątem oka zauważyła, że czarny kot podniósł się z podłogi i ruszył w jej stronę, a potem zaczął się łasić. Zerknęła szybko na schody, ale po Hadrianie nadal nie było śladu.

Chwyciła kota i posadziła sobie na kolanach, a potem zaczęła głaskać. Zwierzę zamanifestowało swoje zadowolenie mruczeniem i nadstawiło łepek do dalszych pieszczot.

Postanowienie mogło poczekać. Trzy minuty w tę stronę czy w drugą...

* * *

Gdy Mojmira wyszła przed karczmę, zobaczyła, że Alex i Noriko już na nią czekają. Po prawdzie trochę intrygowała ją ta kobieta i nie wiedziała, co ma o niej myśleć, ale nie chciała zamiaru porzucać możliwości zarobku. Noriko była aż za bardzo pewna siebie, ale Mojmira też nie należała do osób, które nie znają swojej wartości.

Nie, to nie o to chodziło. Zastanawiało ją raczej, czemu taki typ spod ciemnej gwiazdy słuchał się Noriko i był jej bezgranicznie wierny. Kobieta nie wyglądała Mojmirze na osobę do gruntu złą oraz zdolną mordować ludzi z zimną krwią.

Może się po prostu mylę – pomyślała i niechętnie poszła się przywitać.

Okazało się, że jej nowi towarzysze podróży nie są zbyt rozmowni, więc już za chwilę maszerowali równym tempem w stronę gór. Mojmira szła na przodzie, a pochód zamykał bandyta.

Rudowłosa kobieta wyjaśniła im, że nie było sensu jechać konno, bo po godzinie drogi powinni dotrzeć już na dobrze znany Mojmirze szlak.

Kobieta od małego spędzała dużo czasu w górach i więc nie były jej obce. Z osób które kiedykolwiek poznała, tylko jej ojciec znał więcej ich tajemnic niż ona, ale nawet on przegrał walkę z potęgą gór. Zaginął pięć lat temu podczas zamieci śnieżnej, gdy Mojmira miała szesnaście lat.

Ciemne chmury wisiały nisko na jesiennym niebie. Na szczęście dziś jeszcze nie padało, ale krajobraz i tak był ponury. Melancholiczny nastrój ogarnął całą grupę. Nie odezwali się do siebie, dopóki nie doszli do kolejnego punktu na trasie i nie stanęli przed wapienną ścianą skalną.

Mojmira odgarnęła ręką zarośla i odsłoniła tym samym niskie wejście do jaskini.

– Po czterdziestu metrach tunel się podniesie, poczekajcie tam na mnie – rzekła, a Noriko nie czekając wczołgała się do środka.

Alex poszedł w jej ślady, a przemytniczka jeszcze się rozejrzała, po czym również zniknęła w odmętach jaskini, maskując uprzednio dokładnie wejście. Ostatnie, czego sobie życzyła, to to, żeby ktoś odkrył jej jaskinie.

Gdy dołączyła do grupy, wyjęła ukrytą na półce skalnej pochodnię. Przy słabym świetle wpadającym przez szczeliny od strony wejścia, kobieta wyglądała tajemniczo i trochę mrocznie.

– Chodźcie – rzekła, zapalając pochodnię. Następnie ruszyła znanym sobie korytarzem jak wiele razy przedtem i zapewne później. – Tylko pilnujcie się mnie oraz nie skręcajcie w żadne boczne korytarze, bo można w takich jaskiniach zginąć na lata, a ja wcale nie mam zamiaru was szukać.

Noriko nie potrafiła określić, jak długo chodzili skalnym labiryntem. Korytarze rozwidlały się, obniżały, aby potem znów wznieść się wysoko nad ich głowy, a ich przewodniczka bez problemu odnajdywała właściwe korytarze i odnogi. Mimo szczerych starań, Noriko nie potrafiłaby odnaleźć drogi powrotnej. Nie lubiła polegać na czyiś umiejętnościach, a jeszcze bardziej frustrował ją fakt, że nie miała wyboru.

W pewnym momencie, gdy pochodnia już się prawie wypaliła, Noriko zauważyła w oddali nikłe światło. Jasny punkt rósł z każdą chwilą, żeby na koniec stać się wylotem jaskini. Kobieta wyszła za Mojmirą na zewnątrz i zmrużyła oczy pod wpływem promieni słonecznych.

Dopiero gdy oczy się już przyzwyczaiły do światła, widok zaparł jej dech w piersiach. Wapienne skały układały się w niesamowite kształty, ale nie to zaskoczyło kobietę najbardziej. Na wzgórzu znajdowały się malownicze ruiny jakiejś dawnej warowni. Zbudowany z kamieni na skale stary zamek wznosił się majestatycznie i górował nad okolicą, mimo iż w całości ostała się tylko jedna wieża, a reszta murów i zabudowań była zniszczona.

Widząc zachwyt Noriko, przemytniczka się odezwała:

– Wspaniały widok prawda? Stoi tu od wielu lat i nikt nie wie, kto ją zbudował. Możliwe, że ludy, które mieszkały w tych okolicach przed nami. Mało kto pamięta teraz o istnieniu tej warowni – dodała jeszcze. – Wybrałam ją sobie na kwaterę i kryjówkę, bo widać z góry całą okolicę. Chodźmy zanim się ściemni. Tu dziś spędzimy noc.

Mojmira ruszyła stromą, kamienistą ścieżką pod górę. Dopiero po godzinnej, wyczerpującej wspinaczce dotarli do ruin. Przez ten czas Noriko zdążyła już tysiąc razy pomyśleć, że chętnie zamieniłaby piękny widok, na twierdzę na równinie. Albo choć na znajdującą się trochę niżej.

Mojmira zaprowadziła ich do ocalałej wieży, gdzie mieli nocować, a tymczasem sama weszła po resztkach kamiennych schodów, rozejrzeć się po okolicy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro